TotalDramaPolishFanFick Wiki
Znacznik: VisualEditor
Linia 116: Linia 116:
   
 
''A potem Ika poszedł gdzieś''
 
''A potem Ika poszedł gdzieś''
  +
  +
''W końcu obudził się ksiądz Kevin.''
  +
  +
'''Kevin: '''Ciężko się dziś spało... No moje łóżko to to nie jest. Pora chyba sobie pozwiedzać.
  +
  +
''Przez chwilę się zamyślił, ale ostatecznie opuścił to miejsce.''
   
 
=== '''Domek 1:''' ===
 
=== '''Domek 1:''' ===

Wersja z 10:34, 17 cze 2020

15DemonsLogo
15DEpisode7

W poprzek pustyni przeleciał popularny, pustynny krzaczek, przeciął on ciągnącą się przez pustkowie, asfaltową drogę. Na jezdni stał staromodny cabriolet. Za kierownicą siedział Bill, jego koleżanki zasiadały z tyłu.

Blondyn siedział wygodnie na fotelu oprawionym w białą skórę. Ubrany w białą koszulę i szare spodnie trzymał w ustach lizaka. Lewa ręka chłopaka spoczywała na kierownicy. Prowadzący miał też na sobie przeciwsłoneczne okulary.

Bill: Ugh… Jak tu gorąco *rozpiął kolejny od góry guziczek* Parno, mdleję *powachlował się ręką i odgiął kołnierzyk* Dobrze, że w tym miasteczku mają baseny… Którędy w ogóle na ten Giewont? *odwrócił się przez ramię licząc, że któraś z dziewczyn ma mapę, którą im przekazał*

Blondynka siedziała oparta w okularach przeciwsłonecznych oraz stylizacji z poprzedniej lokacji. Od niechcenia zerknęła na mapę, którą trzymała po czym ciężko wydyszała…

Roma: Ster na lewo. *westchnęła* Nawet dla mnie zbyt gorąco…

Jakkolwiek próbując się schłodzić, zmieniła swoje położenie. Nogi wystawiła za karoserię samochodu, natomiast jej górna część ciała przytuliła się do ramienia wiedźmy.

Grace zachichotała. W lewej ręce trzymała wachlarz schładzając zarówno siebie i blondynkę.

Grace: Dla Ciebie? Za ciepło? Nie uwierzę ;)

Białowłosa zaprzestała na chwilę używania wachlarza, by upiąć swoje włosy w wysoki kucyk.

Grace: Mam nadzieję, że te baseny nie zawiodą. *uśmiechnęła się, jakby coś sobie przypominając* Pomyślcie jak im musi teraz być ciepło w takim razie…

Blondynka zaśmiała się na samą myśl.

Bill: Zagwarantowaliśmy im posłania najwyższej jakości *zaśmiał się i sięgnął do schowka po butelkę z wodą* To już wiemy gdzie jechać, tak? *złapał za kółko*

Grace: W lewooo! *machnęła dramatycznie wachlarzem we wspomnianym kierunku*

Roma: Lewiutko! *zachichotała*

Białowłosa zawtórowała Romie i wróciła do aktywnego machania przedmiotem, który bronią mógłby być, ale nią nie jest.

Pojechali przez pustynię, a pustynia z tego słynie, że się na niej rzadko ginie… Albo odwrotnie.



15D-Pająk


Pająk zwany także Arachnodemonem zamieszkuje wymiar znany jako „Yarn Shire”. Wielki pajęczak zmaterializował się z ludzkich lęków i rozpoczął terroryzowanie samotnego miasteczka. Stwór jest zdolny do przędzenia olbrzymich sieci, w które łapie swoje ofiary. Z uwagi na wysokie temperatury panującego w jego krainie, kiedy nie poluje ukrywa się w swojej skalnej jamie położonej gdzieś na pustyni. Do ataku używa ostro zakończonych kończyn, szczękoczułek i paraliżującego jadu. Pierwszymi ofiarami potwora były dzieci uczęszczające do lokalnej szkoły, a jego działalność ostatecznie doprowadziła do wyludnienia hrabstwa.

???, 15 Czerwca 2020

Yarn Shire:

Ebone Street:

15D-Ogniki15D-Chochliki

Główna ulica miasta, ciągnie się w zasadzie przez całą jego długość. Wzdłuż niej stoją parterowe domki mieszkalne. Uwagę zwracają wszechobecne pajęczyny. Uczestnicy budzą się porozkładani na połaciach trawy po obu stronach jezdni. Jest gorąco i słonecznie - jak to na pustynny wymiar przystało.

ZLook

Ubranie, włosy i makijaż Emmy

Od około 10/15 minut obudzona jest Emma, która kawałek dalej, właśnie kończyła się przygotowywać.

<Emma>: Od jakiś 2 odcinków nie zmieniałam ubrań, więc chyba najwyższy to zrobić. Skoro ten cycaty blondyn może, to czemu ja nie?

Po chwili, za nim ktokolwiek inny zdążył się wybudzić, blondynka była gotowa:

Dziewczyna przejrzała się w podręcznym lusterku.

Emma: Z każdym odcinkiem jestem coraz piękniejsza... *Spojrzała się na śpiących uczestników* O nich tego nie można powiedzieć.

Po tym dziewczyna poszła pozwiedzać okolicę.

Był bardzo ładny dzień. A przynajmniej tak można było o nim powiedzieć, jeżeli jedynym składnikiem, który się wzięło pod uwagę, było słońce. Tak poza tym, to było jednak niezbyt przyjemnie. Leżenie nie wiadomo, ile koło drogi na słońcu nie było czymś, co ludzie robią z własnej woli. 

Po Emmie ze snu wybudziła się Eve. Dziewczyna w przeciwieństwie do poprzedniczki nie odnalazła jeszcze dostępu do 17. wymiaru i pozostała w swoim "zwyczajnym" stroju. Rozejrzała się po okolicy i widząc, że nikt z jej drużyny jeszcze nie wstał, sama to zrobiła. Nie przejmując się zbyt obecnymi wokół pajęczynami, ruszyła dalej w celach eksploracyjnych.

Obudziła się również Annabelinda, której Zła kaczka robiła rewizję w kieszeniach. Nie żeby to kogoś interesowało przecież. Zaczęła zjadać powoli część walerianu z poprzedniego odcinka.

<Annabelinda: Ja to mam oczywiście obycie z kamerami, z produkcją i tym podobne przecież. No tak. Ale tak to ogólnie to mam wrażenie, że nie jestem sama czasem. Ale to na przykład jak yyy no jak na przykład już wszyscy śpią, albo do łazienki jak są przerwy w kręceniu idę, albo to nawet jak tutaj jestem o, w Pokoju Zwierzeń, no to ja mam wrażenie że nie jestem sama. *z jej włosów wychyla się tajemniczo Zła kaczka* Jakąś obecność odczuwam. No i w ogóle mi się to nie podoba! Jeszcze jak tym medium zostałam to no...>

Nagle zaczęła się budzić Annabelinda. Zła kaczka szybko wyfrunęła w górę i w odpowiedniej chwili schowała się w jej włosach.

Annabelinda: Dzień dobry wszystkim, dzień dobry... Ładny nawet dzień mamy dzisiaj, no nie sądzicie? Ja to już przywykłam do tego, że yyy że nas trują jakimiś świństwami i usypiają, no nie wiem jak wy. Więc cieszmy się może tym pięknym ciepłym dniem, dajmy z siebie wszystko by ten odcinek miał dobrą oglądalność i no...

Rozejrzała się.

Annabelinda: Ja to się przejść chyba pójdę, wiecie? No, to do widzenia.

Poszła sobie.

<Annabelinda: ... no to dla mnie jest po prostu niepokojące bardzo. Bo ja pamiętam bardzo dobrze ostatnie słowa mojego dziadka, tak. Jak z okładki tyłu książki. "Annabelinda, może i yyyy może i jutro już pewnie mnie nie zobaczycie z mamą i z tatą, siostrą, ale ten świat ma pełno tajemnic, niewykluczaj że kiedyś w życiu znajdziesz moment, że poczujesz się jakbym był blisko ciebie". No i ja mam teraz takie właśnie sensacje, ęę, w sobie. Akurat jak mój talent w sobie do medium odnalazłam. No normalnie naprawdę czuję to jakby w mojej głowie było, albo ten, na nawet głowie.>

Irene przebudziła się. Ostatnie zadanie było bardzo przyjemne, a ona jak nigdy cieszyła się z wygranej swojej drużyny. O dziwo obudziła się ubrana.

Irene: No to idziemy dalej. Zobaczymy co tym razem zgotuje mi los.

Ruszyła przed siebie.

Jako następny obudził się Tom, chłopak od razu rozejrzał się po okolicy

<Tom: Dobrze, jeżeli moja dokładna, poparta wiedzą geograficzną analiza jest prawidłowa, jesteśmy obecnie w Turkmenistanie>

Tom postanowił pójść w głąb miasteczka, nie wiedział gdzie idzie, ale wiedział czego chciał, jeść, duh

<Tom: Potrzebuję śniadania! To najważniejszy posiłek dnia!>

Jeanette obudziła się cała spocona od dotyku Słońca.

Jeanette: Wody...

<Jeanette: *jej twarz jest troszeczkę czerwona* Mam wrażliwą skórę i nie powinno się mnie tak po prostu zostawiać narażając mnie na opaleniznę. Nie fair, prowadzący.>

Wstała i poszła szukać ochłody.

Następna wstała Deepria. Poprawiła swoją perukę i rozejrzała się dookoła.

Deepria: To nie Nowy Jork...

Westchnęła z rozczarowania i poszła się rozejrzeć.

Ika obudził sie jako ostatni. Bez swojego Yorka

<Ika: Mój york *rozmazuje sie* i jeszcze tu tak kurwa gorąco ja sie poddaje z tym show>

A potem Ika poszedł gdzieś

W końcu obudził się ksiądz Kevin.

Kevin: Ciężko się dziś spało... No moje łóżko to to nie jest. Pora chyba sobie pozwiedzać.

Przez chwilę się zamyślił, ale ostatecznie opuścił to miejsce.

Domek 1:

Typowy, jednopiętrowy domek. Po gospodarzach ani śladu.

Irene weszła do domku. Dom był urządzony nowocześnie, elegancko i z dozą smaku.

<Irene: Mówiąc skromnie, urządziłabym to nieco lepiej. Nie ma efektu wow.>

Irene przeszła się po pokojach. Pokoje były przestronne, nie było ich wiele, ale idealne do mieszkania dla przeciętnej rodziny. Z okna w jadalni dało się także bardzo wyraźnie widzieć drugi domek, coś błysnęło w oknie, tam, w drugim budynku.

Taras

Rozgrzane do czerwoności deski kompozytowe, a do tego dwa ratanowe fotele i uschnięte rośliny doniczkowe. Miejsce idealne na relaks.

Basen

Prostokątny basen znajdujący się na ogrodzie, za domkiem. Przy niecce leży dmuchany flaming-ponton. Woda jest przyjemnie chłodna.

Nie minęło zbyt wiele czasu, po czym ja basenie pojawiła się pierwsza osoba, bynajmniej nie był to uczestnik programu, a jeden z prowadzących... jedna z prowadzących. Blondynka spojrzała się na niego, słońce waliło naprawdę mocno.

Roma: Gorąco, gorąco... basen będzie jak ulał. *uśmiechnęła się pod nosem*

Pstryknęła palcem, po czym momentalnie przebrana była w swój seksowny strój kąpielowy. Prowadząca chwyciła w swoje rączki dmuchanego flaminga, po czym pchnęła go prosto do wody.

Roma: Chlup. *giggles* Moja kolej.

Schodami pokierowała się wgłąb basenu, po zanurzeniu stóp w wodzie odetchnęła głęboko.

Roma: Jak przyjemnie...

Poszła dalej, aż dotarła do momentu, gdy nie sięgała już stopami dna. Sięgnęła ręką po ponton, po czym zgrabnie na niego wskoczyła. Usadowiła się wygodnie, po czym zaczęła sobie dryfować po basenie...

Roma15DbyKitu

Roma dryfująca po basenie, bez klapków (Kitu nie umie rysować stóp)

Tymczasem nad basen zawitała pewna panna o wysoko upiętych włosach koloru śniegu. Grace zasłoniła oczy od słońca i uśmiechnęła się widząc blondynkę.

Druga prowadząca narzuconą miała cienką, niebieską, plażową sukienkę. Pod spodem prześwitywał ciemny strój kąpielowy.

Grace podeszła na skraj basenu.

Grace: Widzę już znalazłaś atrakcje *uśmiechnęła się znacząco*

Blondynka spojrzała na swoją przyjaciółkę.

Roma: Bill mówił, że będą baseny. *wyszczerzyła się zadowolona* I patrz jakiego fajnego rumaka znalazłam! *podskoczyła na flamingu kilka razy* Dołącz do nas, woda jest świetna. *uśmiechnęła się uroczo*

Grace: Widzę, widzę...

Dziewczyna usiadła na skraju basenu mocząc nogi po kolana. Przez chwilę siedziała w ciszy z zamkniętymi oczami pozwalając, by słońce świeciło jej prosto w twarz.

Roma obserwowała dziewczynę w skupieniu. Znana jednak ze swojej natury... po prostu nie mogła się oprzeć, by nie spłatać jej małego psikusa. Gdy dziewczyna miała zamknięte oczy, Roma poruszała swoimi paluszkami powodując, że Grace... przestała reagować na grawitację. Lekko unosiła się nad ziemią, wolno wynurzając nogi z wody.

Roma: *chichocze pod nosem*

Unosząca się w powietrzu dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie.

Grace: Mam nadzieję, że dobrze się bawisz...*spojrzała na nią karcąco* Czy mogłabyś mi oddać przyciąganie? *uśmiechnęła się uroczo do blondynki*

Roma: Hihi, przyciąganie. *zachichotała ponownie*

Jeden ruch rączki i Grace delikatnie opadła ponownie na tyłeczek.

Białowłosa prychnęła i spojrzała karcącym spojrzeniem na blondynkę. Dziewczyna podniosłą się zgrabnie i spokojnym krokiem skierowała się do wyjścia.

Roma: Noooooł. *wystawiła ręce w jej kierunku*

Grace dalej stojąc plecami do Romy pozwoliła się sobie wreszcie uśmiechnąć. Z powrotem przybierając poważną minę spojrzała przez ramię.

Grace: Coś mówiłaś?

Roma: Come back... *zrobiła minę zbitego psa*

Tym razem białowłosa pozwoliła sobie na uśmiech.

Grace: Wrócić, czy nie wrócić *zrobiła minę myślicielki*

Teraz już stała odwrócona przodem do basenu.

Roma: Plosę. *uśmiechnęła się lekko*

Na twarz białowłosej wpłynął nikły uśmiech. Jakby, dziewczyna chciała zdusić śmiech. Ponownie zbliżyła się do basenu, wracając w miejsce, gdzie wcześniej siedziała. Teraz jednak zajęła się powolnym i subtelnym ściągnięciem sukienki przez głowę. Poza ukazaniem granatowego, dwuczęściowego stroju kąpielowego, dziewczyna przypadkiem zdjęła gumkę do włosów, które opadły kaskadą na jej ramiona i plecy.

Nie czekając dłużej Grace skoczyła na główkę, tylko ledwo wzburzając wodę. Dziewczyna płynąc pod powierzchnią dopłynęła do dmuchanego zwierzątka z Romą. Wynurzyła się i oparła ramiona na krawędzi "pontonu", a na nich głowę.

Roma: I jak woda kochanie? *położyła dłoń na jej ramieniu*

Grace: Idealna, ale nie tak idealna jak panna przede mną *uśmiechnęła się czarująco*

Blondynka zarumieniła się słysząc komplement.

Roma: Odbicie we wodzie nie kłamie, Grace wygląda dziś naprawdę idealnie.

Zrobiła dzióbek uśmiechając się oczyma.

Grace wyprostowała ramiona podnosząc się lekko, a już chwilę później Roma dostała buziaka w policzek.

Niestety chwilę później, flaming stracił równowagę i obrócił się do góry nogami sprawiając, że obie dziewczyny skończyły pod wodą.

Domek 2:

Drugi, typowy domek z imponującym podjazdem i starannie wypielęgnowanym żywopłotem.

Irene pojawiła się też w drugim domku. Zachował się w idealnym stanie

<Irene: Myślicie, że mi się kiedyś znudzi podziwianie architektury budynków? Nie, to nigdy się nie nudzi.>

Kobita obejrzała wszystkie pokoje. Najbardziej spodobała jej się kuchnia.

<Irene: Kuchnia idealna.>

Irene zaczęła od podziwiania i testowania sprzętów. O dziwo prąd nadal działał. Dobrze, że nic nie wybuchło. Potem zajrzała do szafek i szuflad. Każda z nich była podświetlona. Miała dużo pomysłowych rozwiązań przez co wyglądała na bardzo funkcjonalnie.

<Irene: Dobra, przyznaję się, sama bym lepiej nie urządziła. Ale czasem trzeba przyznać się, że nie jest się idealnym.>

Na koniec spojrzała do lodówki, te dużo mówią o właścicielach. Na półeczkach, na drzwiach znajdowały się butelki z mlekiem i karton soku pomarańczowego. W głównej komorze było zaś pusto. Spojrzała też do zamrażalnika.

Z zamrażalki wiało chłodem. Szufladka na lód jednak chyba się zacięła i nie chciała się otworzyć. Była cała pokryta lodem.

<Irene: Lodówka bez technologii No Frost?>

Irenka znalazła w szufladzie tłuczek do mięsa i uderzając delikatnie rozkruszyła go. Ten spadł na podłogę i zaczął się rozpuszczać, podłoga była nagrzana od słońca. Otworzyła szufladę. Znalazła w niej kilka kostek lodu i tajemniczo wyglądające, pokryte kryształkami lodu okularki basenowe.

<Irene: Zmęczyłam się. To teraz na basen.>

Taras

Wyłożony kwadratowymi kaflami taras jest dodatkowo zaopatrzony w dwie wygodne kanapy i elektrycznego grilla.

Irene położyła się na kanapie, by wyschnąć. Zmrużyła w tym czasie oko.

Basen

Basen w kształcie litery "L". Przyjemnie chłodna woda chlupocze w odpływach, dostępna jest także dysza do robienia kurtyny wodnej.

Irene zdjęła swe odzienie i wskoczyła do basenu. Przepłynęła kilka basenów dla orzeźwienia. Następnie włączyła dyszę do kurtyny wodnej. Stała pod nią skąpana w słońcu. Gdy już odpoczęła założyła znalezione okularki i zanurzyła się pod taflę wody.

Na dnie pływała radosna ławica zanieczyszczeń.

<Irene: O fuj.>

Zmęczona Irene poszła na taras.

Szkoła:

15DEp7-School

Opustoszała i zabałaganiona, typowo amerykańska szkoła. Na korytarzach pełno dziecięcych akcesoriów przypominających pozostałości po festynie.

Przybyła tutaj Annabelinda, która udała się na poszukiwania.

Annabelinda: No, strasznie brzydko tutaj... w ogóle bardzo zagracone, niestarannie zorganizowana przestrzeń... I jak tutaj niby się mają dzieci uczyć? Co to ma być niby waszym zdaniem? I tutaj yyyy i tutaj te pokolenia co dorosną mają się uczyć? W takich warunkach niby? Przecież to jest przerażające.

Zaczęła przechadzać się po korytarzu. Rozglądała się w tę i wewtę. Annabelinda próbowała być w pełni zdana na swój money detector, bo przecież nikomu innemu jak jej na pieniądzach nie zależy.

Annabelinda: Ta kolorystyka, nic ze sobą nie współgra... ohyda to jest. Ja bym, tę, lepsze wnetrze zaprojektowała. Nawet już to widzę yyyy oczyma, oczyma wyobraźni... Tu kurz, tam kurz, jakaś sieć, pajęczyna...

Dotarła do końca korytarza. Zastanawiała się co zrobić dalej i czy powinna wejść do jakiejś sali lekcyjnej, ale...

Annabelinda: Zmęczyłam się tym już!! Jak ja niby mam w tym bałaganie coś zrobić, pływać mam zaraz zacząć? Co ja jestem, szopem nie jestem żadnym by w te klamoty się pchać.

Annabelinda usiadła na ławce i popadła w zadumę.

<Annabelinda: Yyy tak, od razu miałam takie wspomnienia z dzieciństwa jak tak usiadłam. Te szafki kolorowe, w ogóle no straszny kontrast tu ktoś zrobił. Niemiły dla oka. No ale te szafki kolorowe to miałam podobne w podstawówce i ja nie zapomnę jakim byłam dzieckiem i inni. Moja siostra była w ogóle chamem, oszustką, krętaczką, biła wszystkich linijkami i rzucała w nich książkami. Ja byłam taka prymuska trochę, ludzie zawsze mnie pytali o pomoc, o opinie i i i te, inne takie... Dopiero ja ją wyprowadziłam na proste tory, tak. A jak mi jeszcze kiedyś ukradła portfel to ją do sądu pozwałam, ale nikt nie wygrał, bo byłyśmy nieletnie. A to swoją drogą absurd, każdy powinien niezależnie od wieku mieć pełnomocność, pełne no, pełne prawo do urządów w sądzie.>

Annabelinda: Dziwnie tu bardzo jest... jakby mi coś miało na głowę zaraz spać i no...

Drzwi od szafki nagle się nad nią uchyliły, a ze środka wyleciały gumowe kaczki, kwiatki zrobione z patyczków, sznureczkowe zabawki i inne takie dziecięce duperele.

Annabelinda: IIIIJEZZZUUuu Maria... zawału prawie bym dostała, no wy sobie żarty robicie producenci? Bo mnie to akurat no, bardzo mnie to nie śmieszy.

Przewróciła się na gumowej kaczce, na co Zła kaczka poczuła urazę i przywaliła Annabelindzie w twarz.

Annabelinda: Aua... jeszcze tak mocno się uderzyłam, że mnie twarz boli... Ja mogłam UMRZEĆ.

Pomasowała się po twarzy. Siedząc na podłodze, dostrzegła coś na samym szczycie szafki - worek z pieniędzmi.

Annabelinda: Czy to są... oooooooo...

<Annabelinda: Tak, ja wiedziałam, że ja musiałam się tam dostać i ja to zrobię.>

Annabelinda skakała jak idiotka w górę, nie mogąc dosięgnąć wspomnianego worka. Ale i tak próbowała. Zła kaczka nie dowierzała.

Annabelinda: Zaraz mi się.... uda! Mam nadzieję...! Ale tak to no się nie da w ogóle.

Zaczęła zastanawiać się co zrobić. Jej uwagę przykuły sznureczkowe zabawki, które wypadły ze wspomnianej szafki. Annabelinda rozwiązała wszystkie zabawki, co było dosyć czasochłonne.

Annabelinda: BŁAGAM ja potrzebuję tego...

Po rozwiązaniu jakimś cudem wszystkich zabawek, złapała wszystkie sznurki po ich końcach w obu dłoniach, mocno je trzymając. Dzięki temu mnóstwo cienkich sznurków zrobiło jeden grubszy, twardszy sznur. Zarzuciła nim jak lassem na worek z pieniędzmi i zrzuciła go na ziemię.

Na kobietę wysypało się całe mnóstwo złotych pieniążków. Część potoczyła się dalej w ciemny kąt, który jak na złość nie był zupełnie oświetlony, bo lampy co tam wisiały, było oczywiście wadliwie i nie działały.

Annabelinda: Hahhahhah, udało się!

Zaczęła zbierać jak najwięcej złotych monet, chwila i odpalasz lont, ile tylko mogła zmieścić w kieszeniach.

<Annabelinda: No pewnie to nie jest jakiś nawet yyyy tysiąc ani nic, bo to jakieś marne były chyba waluty, ale nie można gardzić przecież pieniędzmi, to do tego szacunek trzeba mieć przecież. Ale wziąć wezmę, i bardzo się cieszę, że jestem błyskotliwa jednak i sprytna i mądrzejsza yyyy dwa razy nawet od tego diabła całego. Tak, tak właśnie dałam sobie radę z tym.>

Annabelinda nie wiele myśląc zaczęła pełznąć w stronę ciemnego kąta, ale błądziła tam troszeczkę rękami po omacku. Nie mogła w zupełności trafić na żadne monety, a była pewna, że jakieś tam się przetoczyły.

Annabelinda: No czemu tutaj akurat, no... światło całe musi nie działać. Co to w ogóle za szkoła!? Bajzel straszny, nie działają światła, robactwo, jeszcze co, może pająki tutaj macie jakieś śmiertelnie groźne. Skandal straszny i tyle.

Przez chwilę jeszcze próbowała poszukać, ale jak dotknęła przez przypadek pajęczyny palcem, to się wzdrygnęła i wycofała.

Annabelinda: No na pewno te dzieciaki mają w tych szafkach jakieś yyyy no, świeczki albo latarki chociaż, albo nie wiem, telefony na pewno, przecież w takiej szkole to trzeba nie tylko być mądrym by zdać ale i żeby w niej funkcjonować.

Postanowiła przeszukać szafki w celu odnalezienia jakiegoś możliwego źródła światła. Szczęście się do niej uśmiechnęło i znalazła w pierwszej z brzegu szafce latarkę.

Annabelinda: No i miałam rację, ja się jednak znam na młodzieży.

<Annabelinda: Bardzo serdecznie pozdrawiam ym... no, to dziecko do której należała ta szafka. Bo to jednak trzeba mieć oleju w głowie i ja jestem przekonana, że rodzice są z ciebie dziecko dumne, że, że no, że bardzo w przemyślany sposób podchodzisz do nauki w takim miejscu. No obowiązek szkolniczy, ale żeby warunki dla tych dzieci były to już nikogo nie obchodzi. To są właśnie hipo, hupy, hipkryzyjijne podejście do sprawy i to bym zmieniła jakim była ministerką edukacji.>

Annabelinda wzięła latarkę i udała się z powrotem do kąta zbierać pieniądze. W świetle latarki znalazła automat na napoje i cudowny sprzęt do nalewania wody z pełnym, sterczącym baniakiem.

Annabelinda: *wzdycha* Napiłabym się czegoś...

Spogląda na zebrane pieniądze, a następnie na automat i na sprzęt do nalewania wody.

Annabelinda: No ale no szkoda mi pieniędzy wydawać na jakieś napoje z automatu, ja to ten... torebkę wolałabym sobie kupić jakąś za to wszystko...

Podeszła do urządzenia i postanowiła nalać sobie wody do kubeczka. Ale jednak woda nie chciała się wydobywać, nieważne ile razy naciskała odpowiedni przycisk.

Annabelinda: Co to znowu za jakieś...

Annabelinda zaczęła siłować się z urządzeniem. Sfrustrowana pchała, przyciskała, naciskała, gdzie tylko się dało. Jednak jej frustracja sięgnęła zenitu i postanowiła zdjąć baniak z wodą i napić się z gwinta. Tak też uczyniła. Ostrożnie postawiła ciężki baniak na ziemi, prawie go rozlewając. Po ułożeniu go po tej większej, płaskiej części plastikowej obudowy, coś miejsca na otwór spłynęło na samo dno baniaka. Nie ważne co to było, ale od spodu w dystrybutorze coś leżało. Srebrna moneta z wizerunkiem pająka.

Annabelinda: A to co...? Oooo, hahhahhah, no chyba tego ten, miałam szukać, po to tutaj przyszłam. Ale jak to wyjąć mam niby...

Stała, stała, myślała. Głęboko westchnęła.

Annabelinda: Yyy, moje te... kocham moje Lubuteny ale tu muszę zadziałać po prostu z głową... a to byłoby sensowe rozwiązanie.

Annabelinda uniosła nogę wysoko, po czym wbiła szpilę z buta w baniak, przez co zrobiła się w nim dziura. Cała woda wylała się z niego. Mimo to, srebrna moneta cały czas tkwiła w środku. Pod wpływem emocji, zaczęła rękami rozrywać plastk, troszkę się przy tym kalecząc. Przypomniało jej się, że widziała wcześniej flet walający się po korytarzu bez ładu i składu. Pobiegła po niego i to nim bardziej podziurawiła i porozdzielała pojemnik na wodę, aż mogła bezpiecznie włożyć do niego rękę i wyjąć monetę.

<Annabelinda: Ja ogólnie chciałam powiedzieć, że po prostu to kwestia determinacji, kwestia sprytu, kwestia zaangażowania... ja mam naprawdę dobry nos na pieniądz. Jak coś przynosi yym, no, profit to ja od razu wiem żeby się tym zająć albo znaleźć. Więc w sumie to jestem z siebie dumna bardzo.>

Annabelinda udała się z powrotem do Sklepiku.

...

Irene zmęczona poszukiwaniami wstąpiła do szkoły. Na dworze było gorąco. Tu mogła zaczerpnąć trochę cienia. Wyjęła batoniki, które wzięła ze sklepu ze swojej małej podręcznej torebki. Usiadła w korytarzu na wygodnej, nie zniszczonej kanapie.

Podczas jedzenia przyjrzała się korytarzowi. Był on dość ciemny i zabałaganiony. Niektóre szafki wydawały się otwarte.

<Irene: Grzebanie w szafkach może być przyjemne, już zapomniałam jak to jest być uczniem.>

Irene zajrzała do szafek. Było w nich wszystko. Nikt nie zdążył zabrać rzeczy, jakby czas się zatrzymał. Jedna z szafek była jednak zamknięta i nie dało się jej otworzyć.

<Irene: Nic nie nie jest dla mnie zamknięte, nic… Jak wiadomo miałam sejf z pułapką, w którym trzymałam moje największe sekrety. Muszę rozejrzeć się za kluczem.>

Na podłodze było pełno śmieci i innych dupereli. Irene usiadła na nogach i zaczęła grzebać. Przekopała się przez książki, zeszyty. Sprawdzała każdą kieszeń w plecakach i piórniki. Irene zajrzała również pod szafki, tam przy ścianie wśród kurzu i śmieci ujrzała stary dżinsowy piórnik. Za pomocą kija od miotły Kobieta wyjęła go.

Irene: Ile tu kurzu.*zaczęła kaszleć*

<Irene: Nawet w opuszczonych miejscach powinny być sprzątaczki!>

Irene otworzyła piórnik i wysypała jego zawartość na podłogę. Wśród przyborów znalazł się też kluczyk. Wstała z zimnej podłogi i podeszła do szafki

<Irene: To musi być to.>

Szafka otworzyła się bez problemu. Na Irenkę wysypało się kilka książek. Na drzwiczkach od drugiej strony zaś znajdowały się różne zdjęcia… Irene wyjęła je z szafki i spojrzała. Jedno z nich przedstawiało parterowy domek z basenem.

<Irene: Kto do jasnej cholery chce mnie w tym domku?>

Irene odeszła.

Sklepik:

Znajdujący się nieopodal szkoły, niewielki sklepik. Przy wejściu wisi tabliczka z czerwoną czaszką.

Annabelinda przechadzając się po iście sympatycznym, ale w pewnym stopniu napawającym obawą, otoczeniu. Znalazła się w pewnej chwili... przed sklepikiem!

Annabelinda: Ooo, może mają tu jakiejś wysokiej wartości produkty, te... spożywcze i w ogóle. Przy okazji, chciałabym do widzów zaapalować: kochani. Moi drodzy. Proszę kupujcie produkty wegańskiej produkcji. Tak, one troszkę droższe może i są, ale pamiętajcie - zielony ptaszek, to dobre i bezpieczne dla natury twory. No to dziękuję.

Weszła do środka.

Annabelinda: Może nawet jakąś reklamę zrobię..?

Sklepik od środka był niewielki. Znajdowało się tam kilka regałów zastawionych w większości produktami w puszkach, pracujące na pełnych obrotach lodówki i co najważniejsze lada sklepowa. Za kasą stała właśnie ekscentrycznie wyglądająca kobieta, która bawiła się kawałkiem miękkiego drutu.

15D-Pajęczarka

Kobieta: Witam, witam *mruknęła nadal bawiąc się drutem* W samą porę, wiedziałam, że ktoś od was przyjdzie *przeciągnęła się*

Annabelinda: Dzień dobry, dzień dobry, bardzo mi miło poznać, Annabelinda Jade Shell, siostra Alexandry Shell.

Rozejrzała się niepewnie po wnętrzu.

Annabelinda: A co tutaj sprzedajecie? Jaki typ biznesu? Bo tak patrzę... sklepik macie taki osiedlowy? No bardzo ładnie macie tutaj, tak przestronnie, tak znajomo, miło.

Wzięła jedną puszkę do ręki i zaczęła czytać opakowanie.

Annabelinda: Nie potrzebowaliście czasem może ten, yyym reklamy jakiejś? Bo jak tak to ja bardzo chętnie mogę się tym zająć, wiedzę i doświadczenie w tym zakresie mam doskonałe moim zdaniem, no ogólnie wiele już wypromowałam marek. Na przykład te herbaty Isis, albo nawet maseczki różne na twarz, bo mamy czasy jakie mamy a to się trzeba czuć dobrze ze sobą.

<Annabelinda: Jakaś taka no z wyglądu nie wyglądała na stabliną, jakieś w ogóle te pasy pionowe na spodniach, przecież to przeżytek jest. Jak jakaś taka rokabili ciocia Bunia w fazie szału modowego. Ja wiem bardzo że przeceny są kuszące, ale jednak to JEST trick marketingowy i przestrzegam was. Rozejrzyjcie się czasem, bo to nie o to chodzi przecież by kupić cokolwiek taniego, tylko no... lepiej już drożej ale ładnie wyglądać.>

Siwowłosa przyłożyła palec do ust i z niemałym zainteresowaniem przysłuchiwała się wywodowi uczestniczki.

Kobieta: Ten sklepik to raczej chyba takie miejsce schadzek *powiodła krytycznym wzrokiem po podłodze* Gdy jeszcze ktoś mieszkał w tym mieście to zdarzali się klienci *pokręciła głową* Ja jestem podróżniczką, jak wy *wbiła wzrok w kobietę* Zwiedzam wymiary.

Tajemnicza posiadaczka portek w paski poprawiła niesforne odzienie, które w akcie gruntownego buntu próbowało bezczelnie zsunąć się, by odsłonić jej prawą pierś.

Kobieta: Miło mi Annabelindo, mnie zaś wołają... Pajęczarką.

"Pajęczarka" chcąc utrzymać suspens nie odzywała się chwilę.

Pajęczarka: A tak, produktów nikt nie kupuje, bo jak mówiłam nikogo tu... *schyliła się konspiracyjnie* ... od dawna nie było... Ale w sklepiku można zawsze się czegoś ciekawego dowiedzieć *odwróciła się tyłem i zaczęła sprawdzać coś na półkach za ladą*

Annabelinda: A no to można powiedzieć, yyy, trafiła swoja na swoją, bo ja tutaj to też tak chyba przejazdem jestem. W programie biorę udział, tylko jak to się... no jakaś ta, Porażka, Totalnie Porażka, coś w tym stylu.

Miała przejść do kolejnych szczegółów pobytu w Total Drama 15 Demons, ale w końcu mózg podpowiedział jej, żeby zwróciła uwagę na jej alias.

Annabelinda: Pajęczarka, ale to jak, w sensie... zbierasz pająki, albo hodujesz? No ja słyszałam o takim hobby, ale to chyba bez tych certyfikatów sprzedaż i eksport pająków, rozmnażanie i krzyżowanie to to chyba nie jest zbyt legalne, ale no może mi się wydaje, bo w tej gałęzi to ja to yyy to ja za bardzo siedzieć nie siedziałam nigdy. Jakie pieniądze z tego masz? W ogóle to szkoda strasznie tego miejsca, bo potencjał jest na jakiś taki przyciągający uwagę sklep, aż szkoda że ludzie omijają... ma swój taki klimat, ma osobliwość, ma styl, ma wyczucie i ma no... ma przytup.

Sklepowa kiwała głową lekko wydymając przy tym usta.

Pajęczarka: Powoli, powoli, rozpędzasz się jak Zeppelin po starcie *zaśmiała się z własnego żartu* Jestem znana z tego, że umiem... przynajmniej w moim wymiarze...*zakręciła drutem na palcu* Po prostu dobrze zbieram informacje *powiedziała z dumą* Tworzę sieć - jak pająk - która pozwala mi dowiadywać się wszystkiego o wszystkim i wszystkich...

Kobieta odchyliła głowę, postąpiła parę kroków i wróciła do lady, na której oparła się dwiema rękoma.

Pajęczarka: Oh tak, sklep ma zdecydowanie swój klimat *rozejrzała się* Szumi wentylacja, pracują lodówki, ma się poczucie technologii... i chłodu. Tego nie uświadczysz na tej zasranej pustyni *powiedziała cierpko*

Siwa sięgnęła pod ladę, wyjęła po chwili rękę w całości oplecioną pajęczyną.

Pajęczarka: A to akurat przypadek, że ja Pajęczarka trafiłam do wymiaru pająków *przygryzła wargę* Ale do rzeczy, mówisz, że ludzie omijają sklepik, jednak Ciebie coś ściągnęło *oparła ciężar na jednej nodze i założyła ręce* Puszkę zimnej coli mogę ci dać na koszt firmy *puściła oczko* Oferta ważna do wyczerpania zapasów *spojrzała krytycznie na prawie pustą lodówkę* Co niechybnie nastąpi niebawem...

Annabelinda ostatecznie poczuła bardzo silne zaintrygowanie Pajęczarką i jej postacią. Aż oparła się z tego wszystkiego ręką o ladę.

Annabelinda: Ty mi taką jedną aktorkę przypominasz nawet tylko jak ona miała, ten... Yyyy ta, Hali Bery! Co tą, ona była Kobietą Kotem przecież. Masz w sobie taki urok ciekawy i opowiadasz z takim prawdziwym no... tak wciągasz rozmówcę, masz taki dar mówienia jak jest lekkie pióro to masz to... lekkie słowo. No moim zdaniem to masz zadatki na prowadzącą jakiegoś szoł, takiego talk szoł na przykład. A ja ci to mówię, no bo no przyznaję, że się znam. W telewizji nie raz grałam, w różnych programach byłam. Więc jakbyś chciała to mogłabym ci dać namiary na jakieś studio, zdzwoniłabyś się z nimi, powiedziałaś że polecona jesteś od Annabelindy Shell i na pewno by ci coś załatwili.

<Annabelinda: Ja mam bardzo dobre rzetelne oko na talenty więc to sobie nie myślcie, że ja głupoty jakieś szpargoliłam bo nie. A ja jako osobowość telewizyjna, bywalczyni w tych, serialach jak na przykład Ukryta Prawda, to ja czuję taki rozkaz wewnętrzny by promować przyszłe gwiazdy. Ktoś im no, musi pomóc wzejść. Przecież moja siostra to byłby nikt beze mnie... to ja ją wypromowałam! A to że ona teraz łazi i mi opinię złą robi, że niby to ja wyrodna siostra jestem, no to niech sobie lepiej daruje. Bo obie wiemy jaka yyyy jaka jest prawda.>

Annabelinda: No ja w sumie mogłabym się napić tej coli, dziękuję ci bardzo za propozycję. Upał, skwar jest koszmarny na zewnątrz, jeszcze mam tą, ograniczoną garderobę, to muszę się męczyć w tych samych ubraniach, a sobie nie wyczaruję niczego znikąd... o, w ogóle zobacz za to jaki ładny błękitny szal znalazłam raz w lesie. To wzięłam sobie bo bezpański, a szkoda bo bardzo ładny, nie sądzisz?

Zdjęła szal z szyi i zaczęła pokazywać go Pajęczarce z każdej strony. Gdy skończyła, zawiązała go sobie na głowie, by wyglądać - w jej mniemaniu - bardziej jak "medium".

Pajęczarka pokiwała głową z uznaniem.

Pajęczarka: Widać, że znasz się na modzie *przekrzywiła głowę* Widzę bardzo wyraźnie, że tobie jakieś ekscentryczne ekscesy ciągle chodzą... po głowie *wyprostowała się* Miło mi to słyszeć, te wszystkie komplementy... Heh *podciągnęła pasiaste spodnie* Dobra, to słuchaj *pochyliła się konspiracyjnie, jedną ręką podparła się blacie* Mogę ci pomóc, w ramach tego programu twojego...

Siwowłosa raz jeszcze się rozejrzała, jakby kontrolnie. Też sięgnęła sobie po colę przez co na moment odeszła, ale zaraz wróciła.

Pajęczarka: Mogę ci odpowiedzieć na pytanie dotyczące programu i tego czego oprócz mnie nie wie nikt... Oj, a wiem dużo, zaręczam. Wiem, że wypromowałaś swoją siostrę i grałaś w... Ukrytej Prawdzie *coś błysnęło jej w oku*

Kobieta wyjęła spomiędzy piersi zwitek papieru.

Pajęczarka: W ofercie mam odpowiedzi na następujące pytania...

Annabelindzie pokazane zostały możliwe opcje. <priv>

Pajęczarka: Wiedz jednak... Że wiedza ma swoją cenę. Ja *wskazała na siebie* Jestem skazana na tułaczkę po wymiarach... Tymczasowo, ale jednak. Ty zaś... Ty zaś okupisz odpowiedź na pytanie utratą głosu na ceremonii, pierwszej od teraz, więc możesz uniknąć... Nie wiem, ma to sens? *spojrzała pytająco na uczestniczkę* Ma, zgrywam się. Znam zasady waszego programu *prychnęła* Możesz poświęcić maksymalnie trzy ceremonię, czyli mogę odpowiedzieć na nawet trzy pytania...

Siwa wyprostowała się wypinając przy tym piersi, które już w spoczynku balansowały na cienkiej granicy przyzwoitości wyznaczanej przez fikuśne odzienie.

Pajęczarka: Nim jednak się zdecydujesz... Masz też możliwość zdobycia odpowiedzi za darmo... Możesz wyruszyć na poszukiwania srebrnej monety, którą ukrył gdzieś ten obrzydliwie przystojny blondyn... Dam ci na to kilka godzin, popilnuję miejsca w kolejce *poklepała dłonią ladę* Ta moneta da ci darmową odpowiedź na jedno z pytań...

Pajęczarka wbiła spojrzenie w zawodniczkę.

Pajęczarka: Pytanie co zrobisz?

Annabelinda: Yyyy, no yym, żee ż-re-r-re... na przykład, no...

Podrapała się po głowie.

Annabelinda: To ja może poszukam tego, no, pieniądza?

<Annabelinda: No postanowiłam poszukać tego centa czy czego ona tam chciała... wiecie no, nie od dzisiaj wiadomo, pieniądz rządzi światem, może bym dała radę przekupić tą Pajęczarkę tym pieniądzem żeby mi podała jakieś ciekawe informacje w biznesie światowym, albo co z moją siostrą w końcu, skoro ona ma takie kontakty dobre i znane.>

Annabelinda: To proszę tylko byś tu na mnie poczekała, ja ten, wrócę... Do widzenia!

Annabelinda opuściła sklepik.

...

Następnie przyszła tu Emma.

Emma: Dzień dobry.

Pajęczarka: Witam *pociągnęła łyka coli z puszki* Ale dzisiaj ludzi tutaj znosi, widać, że reality show. A teraz błagam, nie zaczynaj gadać jaka to jesteś wspaniała, bo wszyscy wiemy, że ukrywasz tak kompleksy i tęsknisz za swoją niewolnicą Abigail...

Siwa wyprostowała się, dopiła puszkę i odrzuciła ją za siebie - trafiła perfekcyjnie do śmietnika.

Pajęczarka: Nie pytaj skąd wiem, po prostu wiem. Jak ci się podoba?

Emma: Kompleksy? Bicz, please. *Dziewczyna wyjęła lusterko i się dokładnie przejrzała* Czego ja mam niby mieć kompleksy? Kim Kardashian chciała by wyglądać jak ja i wiem bo mi tu mówiła. Ale dobra, nie chcesz poznawać kogoś tak wspaniałego jak ja, niech ci będzie. Widziałam czerwoną czaszkę przy wejściu, co znaczy, że to miejsce fortuny. Jak mogę dostać jakiegoś fanta?

Kobieta za ladą chwilę się zastanawiała, przekręciła głowę.

Pajęczarka: Mogę ci dać snickersa *odparła cierpko* Przyda się *sięgnęła po batonika*

Emma: Nie dzięki, nie lubię snickersów. 

Siwowłosa westchnęła i zrezygnowana odrzuciła batonika za siebie. 

Pajęczarka: Co ty lubisz? Tylko fanty? Nie mamy fanty, tylko mirinda *prychnęła nie wytrzymawszy po swoim własnym żarcie* Krótka piłka *rozłożyła ręce* 

Emma: Dziwne, te czaszki miały oznaczać miejsca fortuny z których możemy coś dostać co pomoże... Lub nie w programie.

Pajęczarka wzruszyła ramionami.

Pajęczarka: Eh... A ty tylko o jednym *przewróciła oczami* No dobra, tłumaczę ci zasady "miejsca fortuny" *westchnęła* Za cenę poświęcenia swego głosu na tej ceremonii możesz zdobyć odpowiedź na jedno z pytań dotyczących gry. Możesz stracić głos na trzech najbliższych ceremoniach maks, co da ci odpowiedź na trzy pytania. Jak unikniesz tych ceremonii to jesteś bezpieczna.

Kobieta wydawała się wręcz znudzona.

Pajęczarka: Cóż... Możesz też wyruszyć na poszukiwania monety, która zagwarantuje ci bezpłatną odpowiedź... Potrzymam ci wolne miejsce. A co do pytań...

Wyjęła listę spod lady i pokazała Emmie.

Pajęczarka: Wybieraj.

Emma: Yyy... Potrzymaj mi to miejsce lepiej.

...

Irene jako kolejna pokazała się w małym sklepiku. Z początku nikogo nie dojrzała, ale z grzeczności przywitała się.

Irene: Dzień dobry, czy ktoś tu jest?

Za ladą stała Pajęczarka we własnej osobie.

Pajęczarka: Witam, witam, witam. Trzecia osoba *oparła się o ladę* Ty jesteś... Irena... Irena Adler... Co cię sprowadza Ireno?

Irene: Widzę, że mnie Pani zna. Przechadzałam się po tym pajęczym miasteczku. Stwierdziłam, że zgłodniałam. Ale też przydałoby mi się trochę rzeczy do ekwipunku. W takim sklepie zawsze się coś znajdzie...

Rozejrzała się. Na półkach leżało trochę jedzenia i przedmiotów potrzebnych w każdym domu. Po chwili dodała:

Irene: A Pani? Kim Pani jest?

Kobieta o włosach białych zakręciła się, będąc przez chwilę tyłem, bardzo dyskretnie poprawiła swoje ubranie. Naciągała je tak by było ciut mniej wyzywające.

Pajęczarka: Wołają mnie... Pajęczarką *powiedziała nieco tajemniczo* Podróżuje przez wymiary, teraz jestem w tym i mam moją małą misję...

W trakcie przemowy, siwowłosa podsunęła The Woman puszkę chłodzonej oranżady. Z bąbelkami oczywiście.

Pajęczarka: Siedzę w tym sklepiku i poznaję informacje, nawet nie wiesz jak wiele o miasteczku potrafią mówić sklepy *podciągnęła spodnie* Dochodzę wręcz do wniosku, że sklep ten był bardziej miejscem spotkań niż transakcji *zaśmiała się i cmoknęła*

Irene: Transakcji, ciekawe.*zastanowiła się, chwyciła napój podany przez Pajęczarkę* Fakt, sklep mówi wiele...

<Irene: Kto pije gazowane napoje. Znała moje imię, a nie wiedziała, że nie piję z bąbelkami? Wypiję tylko z grzeczności *przewróciła oczami* >

Stojąca za ladą osobniczka przyglądała się cierpliwie Kobiecie. Z nudów zaczęła bawić się trzymanym kawałkiem drutu.

Pajęczarka: A powiedz mi... Wyglądasz na kobietę z klasą *zmrużyła oczy* Lubisz sklepy? I czy wolisz kupować, czy coś innego.

Siwowłosa chciała podtrzymać konwersację na czas, w którym zawodniczka piła oranżadę.

Pajęczarka: Tutaj nie ma sklepów... Ale to już chyba mówiłam *cofnęła się i oparła o półkę* Oczywiście z wyjątkiem tego *skinęła głową* Niezwykły jest to wymiar, prawie tak niezwykły jak to całe wasze show. Kolejne pytanie: rywalizujesz. Jak ci idzie? Przyszłaś w moje progi więc...

Irene: Sklepy? Uwielbiam kupować ubrania i urządzać wnętrza. Od zakupów spożywczych i gotowania mam ludzi. Co do programu, to program bardzo mi się podoba. Ale nie wiem czy dobrze się w nim odnajduję... Chyba oczekiwałam czegoś innego.

Spojrzała się na kobietę.

Kobieta odpowiedziała skinięciem głowy i wyjęła na blat listę, którą już wcześniej oferowała.

Pajęczarka: Mój pseudonim nie wziął się znikąd. Ja jak nikt potrafię zbierać informacje i specjalnie na potrzeby waszego programu trochę ich pozbierałam *postukała paznokciami w blat* Możesz poznać odpowiedzi na zapisane tu pytania, jednak będzie to kosztowało ciebie utratę głosu na tej ceremonii. Jeżeli jej unikniesz nie stracisz nic, ale musisz podjąć ryzyko.

Siwa zakręciła drutem w palcach.

Pajęczarka: Możesz w ten sposób poświęcić swój głos na trzy ceremonie *odgarnęła włosy* I... Zaproponowałabym ci jeszcze znalezienie monety, ale moje źródła donoszą mi po sieci, że... Już na to za późno... Im mniej wiesz tym lepiej... W pewnych sprawach... A co do listy...

Pajęczarka ukazała listę Irenie.

Irene dokonała wyboru i wyszła.

...

Następnie w sklepiku pojawiła się Eve.

Eve: Dzień dobry *przywitała się*

Eve miała nadzieję, że tym razem miejsce fortuny zapewni jej coś lepszego niż kajdanki na okres zadania.

Krzątająca się za ladą kobieta przestała się krzątać i odwróciła się do kolejnej tego dnia odwiedzającej. Najpierw poprawiła swój ciuszek, potem schowała drucik za ucho. Dopiero tak się przygotowawszy mogła rozpocząć rozmowę.

Pajęczarka: Witam! *tupnęła jak Amerykanka* Powiem wam, że to wasze show świetnie robi na sklepik. Nie tylko sprawdzicie czy drzwi działają, ale jeszcze część asortymentu zejdzie na raz, dwa!

Siwa zasłoniła swoje wdzięki naciągając ubranko bardziej, następnie wróciła spojrzeniem do zawodniczki.

Pajęczarka: I to same dziewczyny przychodzą tutaj *przekrzywiła głowę, spoważniała* Aczkolwiek ty z tej grupy wydajesz się najbardziej spokojna... Jak masz na imię? *podparła się jedną ręką o gablotkę*

Eve: Najspokojniejsza, tak? *zaśmiała się* 

Eve nie uważała się za jakąś dziką osobistość, jednak woah - Jeżeli kobieta potrafiła to stwierdzić po jednym "dzień dobry" to chyba poprzednie osoby musiały zachowywać się jakoś dziwnie. Wcześniej jednak widziała wychodzącą ze sklepu Irene, która ostatnio wydawała się całkiem no... spokojna. Nieważne, może to był po prostu sposób nawiązania jakieś rozmowy.

Eve: Eve *odpowiedziała* A jak panią zwą?

Kobieta chyba tylko na to czekała. W pierwszej chwili wyprostowała się tylko po to, aby zaraz skurczyć się i stanąć w bardziej wyluzowanej pozie.

Pajęczarka: Jestem Pajęczarka *wyjęła zza ucha drucik i obróciła nim w palcach* Podróże między wymiarami to moja sprawa... Nim się zapytasz skąd ten pseudonim ja odpowiem *zaśmiała się lekko, po czym oblizała się* Jestem trochę jak pająk; siedzę w centrum sieci i zbieram przychodzące do mnie informacje... O wszystkim czego można chcieć wiedzieć... W tym przypadku o rzeczach z tego programu.

Zadowolona ze swojej wypowiedzi kliknęła językiem i oparła się plecami o regał za nią. Wpatrywała się w ciemnowłosą.

Eve: Ah, to cudownie, czyli wie pani o programie *klasnęła w ręce* W takim razie czym by mogła pani podzielić? *uśmiechnęła się* I za co? *dodała ciszej*

Strażniczka miejsca fortuny klasnęła w dłonie i podeszła tak blisko Eve jak tylko pozwalała jej na to sklepowa lada.

Pajęczarka: I wreszcie ktoś konkretny! *ucieszyła się*

Siwowłosa poklepała się po kieszeniach, zaraz się zmarszczyła.

Pajęczarka: Eh... Mam tu gdzieś listę, ale po tym jak była tu Ta Irena gdzieś mi spadła. Ja jej poszukam, a ty skocz tam na tył do lodówki i przynieś mi lody pistacjowe.

Eve: Tak jest

Eve tak, jak jej powiedziano, ruszyła na tyły sklepu. Otworzyła znajdującą się tam lodówkę, a następnie chwilkę w niej pogrzebała. Upewniwszy się, że pudełko, które znalazła, nie zawierało żadnego koperku czy kotletów, a zwykłe lody pistacjowe, wróciła do kobiety przy ladzie i położyła je na niej. Na ladzie oczywiście. Bo ten zaimek dotyczy lady.

W tym czasie Pajęczarka zdążyła znaleźć listę, podsunęła ją pod nos artystce.

Pajęczarka: Tu masz pytania dotyczące gry, które mogą dużo pomóc, dużo zmienić *podrapała się po głowie* Za cenę utraty głosu na ceremonii zyskasz odpowiedź. Możesz sobie odpowiedzieć nawet na trzy pytania, ale wtedy trzy razy nie zagłosujesz... Chyba, że unikniesz tych ceremonii, wtedy ryzyko się zwróci z nawiązką *postukała palcem w kartkę* Była moneta do znalezienia, ale... już jej nie ma, więc nieważne. Co robisz?

Eve zrobiła dokładnie to, co Eve zrobiła, by następnie opuścić miejsce.

...

Po jaimś czasie z powrotem zjawiła się Annabelinda.

Annabelinda: Dzień dobry, Pajęczarka! To znowu ja i zobacz co znalazłam nawet sama. No łatwo nie było, w ogóle w jakiejś szkole się to walało i to dla mnie oburzające, że dzieci mają się tam uczyć. Przecież większego syfu ja w życiu nie widziałam, jakby nigdy tam nie sprzątano, w ogóle yyyy jakieś te, niebezpieczne przedmioty się tam walają, robactwo to się tam po prostu rozmnaża jedno na drugim... No ale zobacz!

Pokazała Pajęczarce srebrny pieniążek.

Pajęczarka wzięła pieniążek i powiedziała co miała powiedzieć.

Annabelinda wyszła.

...

Do sklepu doszedł Tom, chłopak nadal trzymał pod pachą pudełko z lodami truskawkowymi, które były już do połowy zjedzone. Chłopak popatrzył przez chwilę na witrynę sklepu, po czym złapał za klamkę i wszedł

<Tom: Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać, ale raz kozie śmierć Wziął łyżkę lodów do buzi>

Tom wziął kolejną łyżkę lodów do buzi i zaczął nieśmiało podchodzić do kobiety siedzącej za ladą

Tom: Dzień dobry... Ja do miejsca fortuny.

Stojąca za ladą kobieta obejrzała się i zlustrowała wzrokiem przybysza.

Pajęczarka: Yhm... Witam *cmoknęła* Ładnyś *orzekła* I... prostolinijny... ś...

Siwowłosa przygarbiła się walcząc po raz enty ze swoimi piersiami.

Pajęczarka: Miejsce fortuny? I tyle?

Tom wziął kolejną łyżkę lodów do buzi i przytaknął

<Tom: No nie ukrywam, atrakcyjna babka>

Tom: Tak, miejsce fortuny, jakiś przydatny cosiek... Lepiej być zabezpieczonym... Jak się domyślam nie dostanę tego za darmo, to by było dość głupie, więc co mam zrobić?

<Tom: Obym znowu nie musiał latać po całej wsi jak w Kazachstanie Wziął kolejną łyżkę lodów do buzi>

Kobieta przyglądała się wyraźnie zainteresowana. Wszyscy przybysze byli tak różni i interesujący...

Pajęczarka: Jesteś Tom, zużyłeś immunitet już raz, kapitan drużyny *wyrecytowała* Chyba faktycznie masz powody, by szukać szczęścia *postukała palcem w usta*

Siwowłosa oparła się łokciami o ladę, uklęknęła po drugiej stronie. Patrzyła na chłopaka.

Pajęczarka: Powiedz mi... Albo nie... Wykorzystam teraz ciebie. Idź mi do lodówki po coś zimnego *skinęła na lodówki* Nie zawiedź mnie jak wadliwe tryby *przewróciła oczami* I opowiedz coś więcej o sobie. Ja np podróżuje przez wymiary i jestem czymś w rodzaju... Szpiega? Chyba tak to najłatwiej nazwać.

Tom: No to... Poszedł do lodówki i wyjął z niej puszkę oranżady Jak już powiedziałaś, mam na imię Tom Podszedł do Pajęczarki i postawił puszkę obok niej Mieszkam w Kanadzie na wsi z mamą i tatą, a w sąsiedztwie mieszka moje wujostwo i kuzynka Alice. Lubię jeść Wziął do buzi kolejną łyżkę lodów truskawkowych i na chwilę się zamyślił Nie mam wielu przyjaciół, nie mam dziewczyny, bo jestem nieśmiały w obecności dziewcząt, które mi się podobają... A w tym programie są dwie takie, jedna chce mnie zabić, a druga mnie po prostu olewa

<Tom: Znowu się zaczyna, nie lubię opowiadać o sobie, a w szczególności... o tym co było kiedyś...>

Tom: Lepiej ty opowiedz o sobie, to między-wymiarowe szpiegostwo brzmi o wiele ciekawiej niż życie smutnego wieśniaka z obsesją na punkcie jedzenia Wziął kolejną łyżkę lodów do buzi, pudełko było już prawie puste

Kobieta wzruszyła ramionami.

Pajęczarka: Jestem sobie... Ugh... Pochodzę z wymiaru *wskazała na siebie* Dość ciekawego, cywilizowanego, obracającego się wokół pary i punku. Byłam kierowcą zeppelina i konserwatorem trybów, ale moje zdolności sprawiły, że zaczęłam się tułać *wzruszyła ramionami* Wiem, płytka historia, jak zbiornik w maszynie parowej... Ale trudno *jeszcze raz shrugnęła*

Siwowłosa wstała, wyprostowała się.

Pajęczarka: Skoro szukasz fortuny Tommy... Mam tu listę pytań, na które mogę odpowiedzieć *wyjęła listę spomiędzy piersi* Ty możesz poznać odpowiedź na trzy, każde pytanie jednak to utrata głosu na jednej ceremonii. Unikając ceremonii, na przykład najbliższej, nic nie tracisz... *podsunęła listę*

Po tym co dziać się miało, ale już się nie dzieje, Tom podziękował Pajęczarce i udał się w kierunku drzwi wyjściowych, po drodze wrzucając pudełko po skończonych lodach do kubła na śmieci razem z łyżką i wyszedł

<Tom: Obym w następnym wymiarze nie spotkał osoby, która siłą będzie chciała ode mnie wyciągać info o mojej przeszłości>

Park pajęczyn:

Miejski park, w którym wszystkie drzewa są oplecione pajęczą nicią. Miejsce wygląda surrealistycznie. Sieci są tak gęste, że odcinają w części dopływ światła przez co w miejscu panuje półmrok.

Po odwiedzinach w sklepie Irene skręciła w prawo. Pomiędzy budynkami zauważyła drzewa pokryte pajęczynami.

Irene: Park! To miejsce robi się coraz dziwniejsze.* odparła* Chyba już nic mnie nie zdziwi.

Postanowiła wejść do,,gęstego lasu”. Pajęczyny były bardzo gęste i utrudniały widoczność. Kobieta zaczęła się rozglądać. Jej uwagę zwrócił wielki dąb, owinięty niezwykle świecącą siecią. Kobita szybko pobiegła w jego stronę, zagłębiając się w park. Była jednak na tyle ostrożna, by nie zrobić sobie krzywdy. Dotarła do ciekawego miejsca.

<Irene: Jakie sekrety skrywasz? Ja się dowiem!>

Chwyciła leżący na ziemi patyk, który udało jej się dojrzeć dzięki blasku drzewa. Zaczęła nawijać na niego lepką sieć. Tak stworzyła swego rodzaju broń, w dodatku świecącą. Mogła od teraz służyć jako lampa. Gdy już odwinęła całą świecą sieć jej oczom ukazał się ów, wspomniany, zwyczajny, teraz czystszy pień dębu.

Irene trochę zawiedziona, cieszyła się chociaż ze swojej świecącej zdobyczy. Zaraz obok drzewa ujrzała ławkę i kosz na śmieci.

<Irene: Kosze lubią skrywać wiele sekretów.>

Włożyła ,,lampkę” do kosza i spojrzała, w nim ujrzała kilka przedmiotów. Była to między innymi puszka po oranżadzie i jakiś portfelik. Włożyła rękę by sięgnąć po obydwa przedmioty.

<Irene: Hmm…*zamruczała* Przecież to ta sama oranżada, którą piłam przed chwilą w sklepie…>

Nasza dominatrix usiadła na ławce. Otworzyła portfelik, w drugiej ręce trzymając świecący patyk. W nim znajdowało się kilka wyblakłych banknotów. Wyleciało z niego także zdjęcie, które porwał wiatr…Irene natychmiast wstała i zaczęła gonić zdjęcie. Te szybko zaplątało się w pajęczynę. Na nim ujrzała ładny, parterowy domek.

<Irene: Nie za brzydki. Mogłabym w takim zamieszkać.>

Wróciła na szlak. Spojrzała jeszcze pod ławkę. Tam jednak nie znalazła nic oprócz kilku papierków, patyczków po lodach, petów i innych.

<Irene: Ludzie to śmiecie!>

Kobieta postanowiła udać się w inną część parku. Zaczęła chodzić ścieżkami, które nie były mocno pokryte pajęczą siecią. Tak chodząc bez celu wreszcie ujrzała coś interesującego. Był to mały staw z drewnianym mostem. Za mostem mała altana, pokryta siecią jak wszystko tutaj.

Sieć była wszędzie, nie wyglądało na to, że dziewczyna znajdzie tutaj coś więcej niż lepki materiał i szansę na zostanie pożartą przez gigantycznego pająka, który nawiedzał ten wymiar.

Irene nie widząc sensu dalszych poszukiwań wyszła z parku.

Przedmieścia:

15DEp7-Streets

Zabałaganione i wyludnione. Po okolicy wolno biegają dzikie zwierzęta.

Domek rodziny Gold:

Okazała Villa stojąca na przedmieściach. Piętrowy, biały budynek z imponującą fontanną obok podjazdu. Po właścicielach nie ma jednak śladu.

To było pierwsze miejsce, które przykuło uwagę Toma, pomimo dość długiego dystansu jaki przebył

<Tom: Ten dom wygląda bardzo bogato, pewnie jest jakieś jedzonko>

Tom wszedł na teren posesji, przeszedł obok fontanny, wszedł po schodach i złapał za klamkę białych drzwi. Jak się okazało, dom był otwarty więc chłopak skorzystał z okazji i wszedł do środka

<Tom: Na pewno znajdę tu coś, co mi pomoże w rozgrywce, ale chęć pożywienia się jest znacznie silniejsza>

Tom był już w kuchni, jasne, otwarte pomieszczenie z rzędami białych szafek zrobiło na chłopaku wrażenie, ale nie na tyle silne by oderwać jego uwagę od lodówki

<Tom: Cały ja>

Tom zaczął zajadać się kurczakiem, który znajdował się w lodówce, co jakiś czas zagryzając go sałatą. Lodówka sama w sobie była dość ubogo, poza kurczakiem i sałatą, którymi Tom już się zaopiekował w lodówce były tylko mleko, ketchup i słoik czegoś, czego Tom nie rozpoznał i wolał nie tykać

<Tom: Od spotkanie z tym Kazachem, nie tykam słoików z niewiadomą zawartością>

Po kilkunastu minutach po całej kuchni rozległo się bekanie Toma, a w lodówce został tylko szkielet kurczaka. Wieśniak zamknął lodówkę i podszedł do zlewu by umyć ręce. Chłopaka nieco zaskoczył fakt, że zlew był złoty

<Tom: Jacyś bogaci ludzie tam pewnie mieszkali... Albo to jakaś posiadłość Edzia-Pedzia i Romy>

Tom otworzył jeszcze zamrażarkę i wyciągnął z niej niebieskie, prostokątne pudełko, w którym były lody truskawkowe

Tom: O! To jest idealny deser dla mnie! Jeszcze tylko jakaś łyżeczka...

Tom znów podszedł do zlewu i otworzył znajdującą się pod nim szufladę, były tam różne sztućce, w tym łyżki i łyżeczki. Tom miał już wziąć małą łyżeczkę, gdy spojrzał na zwykłe łyżki

Tom: Nie no, ja to jestem chłop, będę jeść dużą!

Tom wziął dużą łyżkę i zaczął jeść lody. W trakcie spożywania swojego "deseru" chłopak opuścił kuchnię

<Tom: Przeszukam ten dom, może coś tutaj znajdę>

Tom na chwilę się zatrzymał, wziął łyżkę lodów do buzi, po czym zawrócił

<Tom: Coś mi wypadło, muszę wrócić>

Tom wyszedł z domu, a następnie opuścił posesję, wciąż jedząc swoje truskawkowe lody

Złomowisko:

15DEp7-Junkyard

Na obszarze pełno jest wraków samochodów i złomu wszelkiego rodzaju.

Jeanette przyszła w poszukiwaniu cienia. Pierwsze co jej przyszło do głowy to schować się w jakimś starym samochodzie.

Jeanette: ZA DUŻO SŁOŃCA!

Jakimś cudem udało jej się otworzyć drzwi i wpełznąć do środka. Odetchnęła że słoneczko przestało jej przeszkadzać, ale nowym problemem był fakt, że w nagrzanym wraku było duszno. Odetchnęła i rozejrzała się wokół siebie.

Samochód był w bardzo słabym stanie. Sufit był jakby podrapany, pewnie przez szopy. Duża jego część odstawała.

Wyjazd z miasta:

15DEp7-Road

Obrzydliwie gorące miejsce gdzie można liczyć tylko i wyłącznie na autostop.

Eve przybyła.

Eve liczyła jednak na coś więcej niż autostop, coś co mogło by jej pomóc przetrwać w tym programie. Dziewczyna udała się na koniec miasta, do wyjazdu z niego. Rozejrzała się po pustkowiu, czy po prostu pustyni. Tak, to bez wątpienia było miejsce, w którym znajdzie coś ciekawego.

Otarła pot z czoła. Nie zmęczyła się oczywiście szukaniem, a samą obecnością w tym miejscu. To będzie ostatni raz, kiedy Eve wizytowała pustynię. No chyba, że lokacja się powtórzy, co raczej nie brzmiało prawdopodobnie. Dziewczyna podeszła do drogowskazów i przyjrzała się nim. Jej uwagę zwrócił pająk na pierwszym z nich. Trudno było powiedzieć, czy był tu od początku, ale lekko jaśniejszy odcień wskazywał na to, że być może jest to jakaś wskazówka. Nie, nie, to na pewno była jakaś wskazówka.

Eve: Jones Ville - 50 mil *powiedziała do siebie*

W przeciwieństwie do osoby, piszącej te słowa Eve wiedziała ile to jest w rzeczywistości. Na pewno nie tyle, by pójść tam na pieszo, zwłaszcza przy takim słońcu, jak tutaj. Powinna więc... Tak, powinna złapać autostop albo załatwić jakiś inny środek transportu. Własnego przy sobie nie miała, kradzież nie wchodziła w grę. Przemyślała słowa usłyszane kiedyś od pewnego kapłanka, czy kapłanki, czy innej sklepikarki. Powinna oczekiwać przyjazdu tego autka z daleka? Czy może jakiejś ciężarówki z bananami?

Oczekiwania pozostawały jednak oczekiwaniami i nie było sensu się nad nimi zastanawiać bardziej niż teraz. Eve chciała na początku odejść trochę od znaków, by móc się wyróżnić na tle... cóż, niczego, jednak później zrezygnowała z tej opcji i stanęła obok znaku z pająkiem, na którego wskazała jedną ręką. Drugą zaś wystawiła w stronę jezdni z uniesionym kciukiem do góry.

Dziewczyna stała tam i stała, bo żadnych aut w okolicy nie było. Ale przynajmniej znak rzucał cień.