TotalDramaPolishFanFick Wiki
Linia 1036: Linia 1036:
   
 
'''Jeanette''': Co za gnojek... KEVIN, IRENA, potrzebuję wsparcia!
 
'''Jeanette''': Co za gnojek... KEVIN, IRENA, potrzebuję wsparcia!
  +
  +
''Kevin podszedł do Jeanette.''
  +
  +
'''Kevin''': Ja się tym zajmę, jeśli pozwolisz Jeanette.
  +
  +
''Ksiądz zaczął naprawiać kable, co szło mu sprawnie.''
   
 
==== Kącik gastronomiczny ====
 
==== Kącik gastronomiczny ====

Wersja z 17:37, 29 maj 2020

15DemonsLogo
15DEpisode4

Trójka prowadzących siedziała na dachu stacji kosmicznej. Gdyby byli zwykłymi ludźmi nie mieliby szans na przeżycie bez skafandrów, czy butli z tlenem. Byli jednak...niezwykli.

Białowłosa dramatycznie wpatrywała się w gwiazdy przedłużając panującą wśród prowadzących ciszę i kontemplację. Była ubrana prawie tak samo jak zwykle. Tym razem jednak jej sukienka była granatowa, a kokarda przewiązana w talii błękitna.

Grace: Macie ochotę czasem się odepchnąć i zobaczyć jak daleko dolecicie? *spytała nagle*

Blondynka siedząca obok białowłosej była ubrana tak jak zawsze, z tą różnicą że tym razem jej sukienka była krótsza o połowę, a zamiast obcasów miała na sobie wygodne buciki.

Roma: Czasami… ale samemu tak nudno by było. *posmutniała* Jak już, to wolałabym tylko z tobą. *uśmiechnęła się w kierunku wiedźmy*

Blondyn wyjątkowo gładko uczesany, siedział w białym komplecie - biała marynarka, białe spodnie, biały cień pod oczami. Wyglądał jak nie on. Jego nogi swobodnie zwisały w pustce.

Bill: Kocham ten świeży, kosmiczny brak powietrza. Lubię ten wymiar, mają tu ładne pieski *mówił do siebie zupełnie nie zważając na wcześniej rozgrywającą się rozmowy*

Grace: No cóż *cmoknęła* Niestety my nie mamy pod opieką zbyt wielu piesków, a zawodników. Skoro o nich mowa, to chyba niedługo się obudzą. *zastanowiła się* Myślicie, że ktoś z nich ma klaustrofobię?

Roma: Nie mam pojęcia. *wzruszyła ramionami* Wkrótce się dowiemy…

Szamanka zachichotała, a część włosów zsunęła jej się na twarz.

Grace: Chyba wcześniej niż później... *dodała tajemniczo na koniec*


15D-Stitch


Stitch to psotny demon nawiedzający "Odległą Galaktykę". Pierwotnie stworzony w laboratorium szalonego naukowca, twór ciemnej materii poświęcił swą egzystencję czynieniu zniszczenia w swoim otoczeniu. Pomimo swych niewielkich rozmiarów i pozornie niegroźnego wyglądu ta istota jest zdolna wyrządzić olbrzymie szkody; jest wystarczająco inteligentny, by samodzielnie przejąć kontrolę nad promem kosmicznym. Często zamiast atakować otwarcie i demonstrować swą siłę posuwa się do cichego sabotażu...

???, 25 Maja 2020

Stacja kosmiczna "Kosmaty podróżnik"

Nowoczesna, acz tajemnicza stacja kosmiczna.

Sala kapsuł 1

15D-Ogniki

Nowoczesne pomieszczenie bez okien. Pełno w nim białych kapsuł podświetlonych na niebiesko. Ściany i podłoga także odznaczają się nieskazitelną bielą.

Kevin wstał, zorientował się że znajduje się w sali kapsuł.

Kevin: O, boże... chyba nie wysyłają nas w kosmos? Chyba opuszczę to miejsce... Podejrzanie tu jasno...

Kevin opuścił to miejsce. Jeanette otworzyła oczy, zauważyła gdzie tym razem się znalazła.

Jeanette: Jak ładnie... ciekawi mnie ile kasy musiało na to wszystko pójść...

Westchnęła i sobie wyszła.

Irene: Gdzie znów nas nogi poniosły?

Rozejrzała się po sali w której znajdowały się niebieskie kapsuły rodem z science fiction.

Zirytowana czymś Emma, jako następna się obudziła i wyszła

Kolejna obudziła się Annabelinda, która wypadła z kapsuły.

Annabelinda: Hyyyyiii...! Auuła...

Wstała i otrzepała się z paru wodorostów po poprzednim wyzwaniu.

Annabelinda: Gdzie mnie znowu wywieźli? Ooo, plan filmowy!

Zaczęła oglądać się dookoła.

Annabelinda: A może ten, to jakieś muzeum przyrody jest czy coś w tym stylu? Ale ładnie, specjalne uczucie tutaj panuje.

Postanowiła iść przed siebie.

<Annabelinda: Nie podoba mi się to co się tutaj dzieje, to znaczy, podoba mi się bardzo bo ostatnio groziłam rezygnacją z programu i teraz znalazłam się w salach najprawdziwszego muzeum no historii naturalnej, albo planu filmowego... My to w Hollywood chyba jesteśmy!! W końcu coś na poziomie. *zdejmuje z włosów zwisającego wodorosta i zrzuca go na ziemię* Cieszę się niezmiernie, że państwo producenci chcieli wynagrodzić mi jakoś to, no, to przeszłam ostatnio. Więc dzisiaj mogę dać sztukę aktorstwa dla was prawdziwą, tak, żeby urozmaicić to show i zwiększyć jeszcze bardziej oglądalność.>

Kenny tym razem obudził się wyjątkowo wcześnie, ale okazało się, że i tak jak zwykle wszyscy (lub prawie wszyscy) go wyprzedzili.

Kenny: Chyba znowu mnie porwali... Chociaż tym razem wygląda to na sprawkę kosmitów... Super! <3

Zaklaskał z radością.

Kenny: Muszę sprawdzić, czy robią tu jakieś sondy analne.

Z wyraźną ekscytacją wyszedł, żeby przeszukać to miejsce.

Sala kapsuł 2

15D-Chochliki

Nowoczesne pomieszczenie bez okien. Pełno w nim białych kapsuł podświetlonych na żółto. Ściany i podłoga także odznaczają się nieskazitelną bielą.

Tym razem bez jakiegokolwiek przedłużania, Eve stała znów jako pierwsza, a następnie wyszła z sali.

Matti tej nocy też długo nie pospał i raczej nie zasnąłby do rana. Wstał więc i postanowił udać się na zwiedzanie nowego miejsca.

Deepria również szybko wstała. Popatrzyła się dookoła.

Deepria: Nie ma okien, nie ma życia, choć ja mam coś do zdobycia. Złe ptaki krakają, a ja idę w dal - dama że stali, tak na mnie wołali. Nie poddam się, jestem wojowniczką, jestem też hardkorem, a świat stoi przede mną otworem!

Wyciągnęła małe lustereczko i przyjrzała się w nim, poprawiła swoją perukę, posłała w przedmiot całuska, uśmiechnęła się, poprawiła swoje piersi i wyszła.

Ika wreszcie sie obudził rozciągnął sie zobaczył w lustrze że ma nowy outfit a potem wyszedł w swojej Kanarkowo żóltej sukience

<Ika: Przynajmniej sie wpasowuje kolorem do drużyny czy coś nie wiem w sumie>

Tom się obudził i rozejrzał po pokoju

Tom: O kurwa... Jesteśmy w Chinach!

<Tom: W Chinach mają takie kapsułowe hotelki, zawsze chciałem pojechać do Chin!>

Chłopak rozejrzał się po całym pokoju, nie było już połowy drużyny, a Portia, Buddy i Ricky nadal spali. Tom założył swoją koszulę i wyszedł z pokoju

Tom: Pora na zwiedzanie tej techno-obory!

Po dość długim śnie jako przedostatni, albo i przedostatni obudzili się Ricky&Vicky. Dość skołowany wyszedł z świecącej komory.

Ricky: Co się stało?

Vicky: Do mnie to pytanie?

Oboje jednocześnie ziewnęli rozprostowując swoje kończyny.

Ricky: Huh? Wow! Wygląda prawie jak z Futuramy!

Wydawał się dość podekscytowany samym miejscem. Jego siostra nie wiedziała zbytnio o co mu chodzi, bo najchętniej dalej by poszła spać. Chłopak natychmiast

Ricky: Welcome in the world of tomm...

Vicky: Ja pierdolę, zamknij się z tym swoja mierną odzywką tylko rusz się!

Ricky: I że ja jestem tym drętwym.

Dosłał od niej z liścia, po czym zamilknął i wyszli z pomieszczenia krążąc po obiekcie.

Buddy wyszedł z kapsuły i usiadł pod nią

Portia wstała.

Portia: Co to za je*ana kapsuła?

Wyszła.

<Portia: Jebać kurwy maczetami, co się budzę to nie wiem gdzie jestem. Pray for George Floyd [*]>

Winda

Duża, srebrna winda. W środku wygląda na całkiem zwyczajną. Jedna ściana z lustrem, jedna z podświetlonymi na granatowo przyciskami i w tym samym kolorze dywanik. Gdyby jednak uważniej się przyjrzeć można na srebrnych ścianach dostrzec ślady pazurów.

Tom wskoczył do środka windy, której drzwi zamknęły się tuż za nim. Chłopak odrazu zobaczył swoje odbicie w lustrze, jego ubrania były czyściutkie i w ogóle nie wyglądały jakby chłopak ostatnio taplał się w krwi i jedzeniu

Tom: To dziwne...

Tom poczuł, że ma coś w kieszeni, kiedy to sprawdził, okazało się, że jest to mała, żółta karteczka. Na karteczce ktoś czarnym długopisem narysował buźkę - :*

Tom: Heh, pewnie Roma... Dobra, zobaczmy co my tu mamy! Zerknął na spis pomieszczeń, w jego oczy od razu rzuciło się miejsce z jedzeniem No to jedziemy na środkowe i elo

Wcisnął przycisk, winda nie rusza

Tom: Co jest? Zastanowił się Aaaaa!!! Jestem na środkowym! Otworzył drzwi windy i wyszedł

Do tego miejsca przybyły Annabelinda wraz z Emmą, której ta pierwsza cały czas psikała jakimś bakteriobójczym aerozolem. Poszukiwały części do dygestorium.

Annabelinda: Dziewczyno kiedy się w końcu zbadać pójdziesz, to nie są jakieś tanie żarty żeby sobie robić w telewizji, powinnaś tym... przykładem świecić dla innych. Ty to demo yyy demymi em... demorlezyjszsz, ogarnęłabyś się...

Zaczęła rozglądać się. Emma, prawdopodobnie próbując skorzystać z możliwości ucieczki od uporczywej Annabelindy, szybko wbiegła do środka i nacisnęła guzik na ostatnie piętro. Niestety, Annabelinda prędko popędziła za nią i wcisnęła się do środka.

Annabelinda: Słuchaj! Bo już no, nie wytrzymuję z tobą!

Zaczęła machać palcem.

Annabelinda: Ja wiem że mnie masz pewnie dosyć, ale pokaż jakąś klasę, jakiś rozum, przebłysk yyyy czy może walor myślowy, ten, rozsądek! Mamy znaleźć jakiegoś rupiecia czy coś, to pewnie się walać gdzieś będzie i zobaczymy z łatwością gdzie to jest.

<Annabelinda: Mam zamiar grać w tą grę, tak. Mogę to degustatorium WŁASNYMI RĘKOMA zbudować, potwierdzam wam to. Co więcej no ja to nawet mogę wypromować jak tylko mi producenci załatwicie sponsoring, to nie będzie problemu. A z tą wariatką, no co z tą wariatką? No nic specjalnego, wokół mnie się zawsze przyczepiają takie osoby w życiu, to żadna nowość, poradzimy sobie razem czy bez niej czy... no... czy tam osobno.>

Annabelinda spojrzała na sufit windy, który wyglądał dosyć "nietypowo". Był on dość wysoki. Przykrywały go eleganckie, kwadratowe panele. Jeden z nich odstawał.

Annabelinda: Zobacz, ty! Tam!

Zaczęła wskazywać palcem na panel. Emma zaczęła wykonywać ruchy jakby chciała pokazać Annabelindzie, żeby wspiąć się i podważyć.

Annabelinda: Mogłabyś normalnie powiedzieć co chcesz? Nie mówię po wariatkowemu a co tym bardziej w wariatkowie nie mieszkam, ale znam takie jedno to ci te, namiaryyyy yy mogę podać.

Zaczęła wpatrywać się w sufit. Możliwe, że liczyła na to, że sam odpadnie. Winda zatrzymała się na piętrze, nikt nie wszedł. Annabelinda nacisnęła guzik wskazujący na piętro położone najniżej.

Annabelinda: No ale co my mamy zrobić, jak mamy to zrobić.

Wkurzona Emma zaczęła znowu coś wyjąkiwać, złapała Annabelindę za nogę i zdjęła jej buta. Zaczęła nim dziwnie machać w górę i w dół, jakby pokazywała, żeby nim rzucić.

Annabelinda: Świruska!! Oddaj mi mojego Lubutena, to nie jest ani trochę no, śmieszne! Jeszcze mi tego wirusa swojego naniesiesz!!

Próbowała wyrwać Emmie buta, zaczęły się przepychać.

Annabelinda: No oddawaj!! Ja zapłaciłam pieniądze duże!!

Korytarz na Dolnym piętrze

Słabo oświetlony korytarz z ciemną podłogą i ścianami. Wyjątkowym jest fakt, że cała lewa ściana jest lekko zaokrąglona i przeszklona. Za szybami zaś dostrzec można… przestrzeń kosmiczną. Na przeciwnej ścianie natomiast są trzy pary drzwi, każde otwierane przyciskiem. Trzecia para wyróżnia się najbardziej, ponieważ jako jedyna jest czarna. Wisi przy nich plakietka z czerwoną czaszką.

Irene szlajając się po stacji kosmicznej dotarła tutaj. Obserwowała przez chwilę bezkresną przestrzeń kosmiczną. Zauważyła też drzwi i znaną już Irene dobrze tabliczkę z czaszką.

Eve również dotarła do korytarza i z daleka pomachała koleżance z przeciwnej drużyny. Cóż, wolałaby kogoś od siebie, ale tamci najwidoczniej potrzebowali nieco więcej snu niż ona. Stanęła przed drzwiami i zlustrowała je wzrokiem. Po chwili odwróciła się w stronę Irene i podała jej dłoń.

Eve: Eve *przedstawiła się*

Irene: Irene. *uśmiechnęła się do dziewczyny* Jak mija Ci czas w tym na pewno nienormalnym show?

Eve: Bawię się świetnie *uśmiechnęła się do niej* A nawet bym powiedziała, że idealnie, gdyby nie to, że osoby z mojej drużyny znów śpią zamiast się socjalizować 

Dziewczyna otarła spod oka niewidzialną łzę i przez chwilę nic nie mówiła. Po chwili klasnęła jednak z dłonie, spoglądając na Irene.

Eve: No cóż, cieszę się, więc, że mogę porozmawiać z tobą, Irene.

Irene: Ciekawe. Mimo to wygraliście poprzednie zadanie. Gratuluję wygranej. Czasem mi się wydaję, że moja drużyna też za bardzo towarzyska nie jest. Chociaż na to liczyłam przychodząc do tego programu- na kontakt z ludźmi.

Zamyśliła się patrząc przez szkło. Widoki były nieziemskie.

Eve: Dziękuję

Eve: Myślisz, że te drzwi dokądś prowadzą? *wskazała na drzwi z czaszką*

Irene wyrwała się ze swych namysłów i odpowiedziała:

Irene: Już nie raz je widziałam. Zawsze za taką czaszką skrywają się niesamowite osobliwości. Może wejdziemy tam wspólnie. Będzie nam raźniej?

Eve: Ooo~ Brzmi ciekawie. Nie mam nic przeciwko

Po czym Eve otworzyła owe drzwi.

...

Trochę później zjawiła się tu Emma, której uwagę przykuły drzwi z plakietką czerwonej czaszki.

Emma: Yay!

<Emma>: Ę-i u-ę u-ya yo a-oo-e y o-a ao-ę ue-i. *Przekręciła oczami zirytowana*

Przyszła również i Annabelinda, która stanęła obok Emmy i zaczęła na przemian lustrować ją oraz drzwi oznaczone czaszką.

Annabelinda: No i co się tu czaisz tak, jakbyś ten, jakbyś miała za moment rozsiać jakiegoś koronawirusa po całym obiekcie? Co w ogóle się tutaj znajduje?

Emma: I o ie-a, uia ao. 

Annabelinda: ?? Ale co, jak to niby. Nie rozumiem. Żarty sobie robisz dziecko!?

Emma zaczęła się lekko śmiać.

Emma: O-e o aa-i-e i-e e a uie? (Napisy: Może to zadanie nie jest tak głupie?)

Annabelinda: Wariatka!! Nie mów do mnie więcej!!

<Annabelinda: Tej to się już chyba kompletnie w głowie poprzewracało, no yyyy no i wsadzą ją do psychiatryka jak tego kolorowego ptaka bo też zwariowała. No to była normalna dziewczyna na pewno, ale nie z tym gadaniem o i do em, Abigail jakiejś, z tymi jej skrzydełkami i że ona będzie w szafach, w lodówkach i jakieś takie głupoty kompletnie. W końcu zaczęła zaczepiać ludzi yyy ludzie ją podadzą i ona wyląduje w psychiatryku.>

Po chwili Emma przestała się śmiać i otworzyła drzwi z plakietką czerwonej czaszki.

Annabelinda: Gdzie ty tam łazisz znowu, bakterio ty?

Założyła awaryjną maseczkę i rękawiczki, poszła za Emmą do środka.

<Annabelinda: Tak, mi nie wydaje się to normalne, ona nie dość że jest wariatką to jeszcze chyba ma szczep koronawirusa, a to niebezpieczne. Wnoszę o usunięcie tej dziewczyny z programu jak najprędzej, bo jest zagrożeniem dla życia naszego i proszę o obowiązkowe te, no, testy. Na obecność tego świństwa. Ja mam wyuczone że się trzymam na półtora metra odległości jak zalecane zawsze jest, od kogoś żeby czy to grypą, czy przeziębienia czy yyyyy no... czy nawet ospy nie złapać.>

...

Irene: To gdzie się udajemy? 

Eve: Mała hala *odpowiedziała krótko*

Irene ruszyła w stronę małej hali. 

Magazyn

Przestronny magazyn pełen idealnie poukładanych skrzynek i pudeł. Wszystkie szafki znajdujące się w pomieszczeniu są na szynach, co umożliwia ich przesuwanie.

Mała hala

Niezbyt duże pomieszczenie, które niewiele ma wspólnego ze swoją nazwą. Jeśli kiedyś było to pomieszczenie do przechowywania, to jedyny ślad takowej funkcji stanowią szafki poustawiane wzdłuż ścian. W centrum pokoju natomiast znajduje się mały ogródek z drzewkiem, trawą i inną dziwaczną roślinnością.

Irene zauważyła napis na drzwiach pomieszczenia. Bez wahania weszła do hali.

Irene: To musi być to!

Rozejrzała się. Otaczające halę szafki od dawna stały już puste.

Eve: Ah *westhnęła* Powtórka z pierwszego odcinka

Dziewczyna podeszła do środkowego ogródka i zaczęła przeczesywać trawę. Źdźbła były podejrzanie wręcz zielone, do tego wybijały wprost spod specyficznego podłoża przypominającego piasek. W niektórych miejscach piaskowe podłoże było dziwnie wybrzuszone.

Eve zaczęła odgrzebywać piasek z piaskowych podłoży, które były wybrzuszone. Pod wspomnianym piaskiem jednak nie znalazła nic wartego uwagi.

Kawałek dalej znajdowała się potężna betonowa donica, z której wyrastało powyginane drzewo przypominające palmę.

Szczególną uwagę Irenki zwróciło drzewo. Nie było duże, ale musiało tu rosnąć z 40 ludzkich lat. Było w nim coś wyjątkowego i niesamowitego. Zbliżyła się i kilka razy okrążyła palmę.

Drzewo wyglądało na naprawdę solidne, wiło się do góry i kończyło rozłożystą koroną.

Irene spojrzała w górę. Palmowe liście były bardzo rozłożyste.

<Irene: Tam na pewno można by można by coś schować>

Rozejrzała się. Potrzebowała czegoś by tam się dostać.

Eve: Podsadzić cię? *spytała, lekko się śmiejąc*

Irene: Jeśli ci to nie przeszkadza. Nie ważę dużo, nie to co Tom.

Eve: Hę?

Dziewczyna ustawiła z rąk koszyczek i oparła się o drzewo.

Eve: Może damy radę

Irene ostrożnie wspięła się na Eve. Trzymając się pnia drzewa stojąc na złożonych rękach trochę przypadkowo poznanej dziewczyny sięgnęła silnego liścia palm. Odbiła się od podparcia i złapała się nogami pnia. Siłą wdrapała się na czubek drzewa.

Z czubka palmy roztaczał się całkiem niezły widok na całą, małą halę. W samym czubku zaś ukryty był podręczny reaktor kwarkowy. Irene zgarnęła go i zeskoczyła z powrotem do Eve.

Irene: To musi być to. Jestem pewna.

Eve przytaknęła.

Warsztat

Aby tu wejść należy znaleźć sobie kogoś do pary i użyć właściwych drzwi na korytarzu na dolnym piętrze.

Jumbo

Eve do warsztatu weszła pierwsza.

Za Eve do warsztatu weszła Irene. 

Wnętrze warsztatu nie było dokładnie oświetlone, ściany pokrywał kurz, a metalowe szafki odznaczały się rdzą. Najjaśniejszym punktem pomieszczenia było duże biurko, na którym porozstawiane były narzędzia, różne błyskotki i dziwne tegesy.

Za blatem zaś stała dwójka nietypowych jegomościów. Jeden większy, drugi mniejszy. Jeden z dwiema parami oczu, jeden z pojedynczym okiem. 

Jumba: Ohoho! Widzę że mamy gości *spojrzał uważnie dwie panie, które dopiero co weszły do pomieszczenia*

Pleakley: Jakie piękne kobietki! Zapraszam, zapraszam! *pomachał* Toż to ludzie, niesamowite, niesamowite! *mówił piskliwie* Ta śmieszna cywilizacja, co od jednego meteora wszystko musi zaczynać od nowa!

<Irene: jego głos brzmi jak tego słynnego autora z którym miałam romans. Okropny głos, nie do zniesienia> 

Widok stworów na pierwszy rzut oka bardzo zdziwił Irenkę. Nie była na pewno przyzwyczajona do widoku pozaziemskich istot. Lekko zdziwiły ją słowa obydwu kosmitów.

Irene: Witam *powiedziała, nie mogąc powiedzieć dzień dobry, bo przecież są w dalekim kosmosie i nie potrafiła jednoznacznie określić czy jest dzień czy noc*

Eve: Dzień dobry *uśmiechnęła się w stronę owych jegomości*

Jumba: Takieście niepozorne. Jakżeście tutaj trafiły? Też lubicie różne eksperymenty?

Fioletowy kosmita spojrzał badawczo na panie. W jego oczach pojawił się niepokojący błysk, ale to przecież nie wystarczy by nazwać go szaleńcem. Pleakley natomiast szybko zlustrował go wzrokiem, a potem skierował wyczekujące spojrzenie na Irene i Eve.

Irene: Ubóstwiam eksperymenty.  

<Irene: Wszak znęcanie się nad ludźmi, którzy tego pragną to zawsze eksperymeny. Przynosi duże zyski>

Podekscytowany Jumba klasnął w dłonie.

Jumba: A ty mała? *spojrzał z nadzieją w oczach na Eve*

Eve: Również chętnie poeksperymentuję

Jumba i Pleakly wymienili porozumiewawcze spojrzenia. 

Jumba: Dobrze, dobrze, bardzo dobrze *zatarł dłonie* Jak rozumiem ryzyka też się nie boicie co? Haha, no pewnie. Inaczej byście tu nie wpadły.

Irene: Z pewnością nie. *odparła* Moje życie to ciągłe ryzyko. 

Pleakley: No to tak…*powiedział w skupieniu i schylił się pod blat*

Widać było, iż chudszy z “naukowców” miał problemy z podniesieniem jakiś przyrządów, więc z pomocą przyszedł mu Jumba. Przy tym byłby podniósł swojego kolegę, ale jakoś uniknęli niezręcznej sytuacji.

Jumba: No dobrze, to teraz wybierzcie przedmiot do waszego eksperymentu *zachichotał i pokazał rzeczy leżące na blacie*

Na metalowym stole podane przez nich zostały trzy ciekawe maszynerie : turbuskularny akcelerator cząstkowy, mikrojonowe dygestorium, miotacz cząstek korpuskularnych.

Eve przyjrzała się przedmiotom.

Eve: Co o tym myślisz, Irene?

Irene: Zawszę chciałam pobawić się akceleratorem cząstkowym.

Eve: W takim razie nie będę ci tej szansy zabierać. Wybieramy akcelerator cząsteczkowy!

Jumba: HA *jego nagła reakcja wręcz wystraszyła jenookiego* Wyśmienity wybór!

Pleakley: Jest jednak coś czego wam brakuje. Drugiego urządzenia, które pozwoli wam przeprowadzić eksperyment. Wszakże dwie połówki tworzą całość. 

Jumba pokiwał głową i pozwolił koledze dalej tłumaczyć.

Pleakley: Aby wasze dzieło nie...zniszczyło wszelkiego życia w tym wszechświecie musicie znaleźć coś jeszcze. Gdzie to znajdziecie, pewnie zapytacie? 

Jumba: Na pewno nie tutaj! *nie mógł powstrzymać wtrącenia*

Lekko zirytowany Pleakley westchnął, ale kontynuował. 

Pleakly: Macie tylko jedną szansę, więc wybierzcie mądrze, możecie znaleźć swój przedmiot klucz w: łaźni lub windzie lub małej hali. Idżcie dzielne poszukiwaczki!

Jumba: Powodzenia! *zarechotał szczęśliwy*

Eve: Dziękujemy *uśmiechnęła się, a następnie wyszła z warsztatu*

Irene: Będziemy szukać. Dziękujemy. 

Po czym wyszła z pomieszczenia zaraz za towarzyszką.

Do warsztatu jako 1 weszła Emma, która pomachała zdziwiona do dwóch kosmitów.

<Emma>: E?

Za nią weszła Annabelinda, trzymająca cały czas bezpieczny dystans w razie gdyby Emma odwróciła się i zaczęła do niej coś mówić. 

Annabelinda: Co to za miejsce i co chcesz tu zrobić? Jak chcesz wszystko dotykać i na to kaszleć to przynajmniej uprzedź nas wszystkich wcześniej, ty wariatko!! Nienormalna!! Powiem wszystko produ--

Spojrzała się na dwie obecne w środku postaci.

Annabelinda: Dzień dobry.

Emma kaszlnęła specjalnie w stronę Annabelindy.

Annabelinda: !! Co ty robisz dziewczyno, pomyślałabyś czasem jakie to są poważne sprawy, sytuacje, problemy które z nami pozostaną do końca chyba yyyy ten, świata! Wiedziałam, że jesteś chora na to świństwo, ale że nawet twarzy nie zakryłaś, maseczki żadnej nie nosisz!

Annabelinda wyjęła kolejną maseczkę i siłą założyła Emmie na twarz.

Annabelinda: Nie słyszałaś nigdy o czymś takim jak odpowiedzialność, ta, zbiorowa?? Albo w ogóle odpowiedzialność? Ty masz coś w łepetynie czy tylko się chwalisz tym, no… tym swoim blondem brzydkim, i odrostami przepalonymi...  

<Annabelinda: Nie no, ja się nie zlękłam i pokazałam mam nadzieję wszystkim widzom, że jednak noszenie maseczek jest BARDZO istotne i kluczowe. Nawet jak ktoś żyje w miejscu gdzie koronawirusa czy epidemii jakichkolwiek, noo, nie ma ani nic. Ale no u każdego może pojawić się taka Emma albo Rafaella i będzie dla sławy kichać, kaszleć, śpiki wycierać o ludzi i przedmioty i produkty w sklepie i no… Dlatego proszę was, kupcie sobie maseczki, rękawiczki, czy to z materiału czy i chirurgiczne i proszę wpłacajcie na te akcje dla lekarzy i z walką na koronawirusa…>

Jumba oszołomiony słowotokiem dziewczyny spojrzał na nią badawczo.

Jumba: Znowu ludzie *w jego głosie zabrzmiało zainteresowanie* Ale ta pierwsza jest jakaś taka...zepsuta. Może jest efektem nieudanego eksperymentu *zastanowił się* Ta druga znowu przejawia dużą ten, no...emocjonalność! *zakrzyknął z entuzjazmem*

Pleakley: I to dwie kobitki *zaklaskał swymi dziwnymi łapkami* Kogo to moje oko widzi? Żywicielki, dla komarów, ahhh *przeciągnął się* Słyszałem tyyyle o tych stworzeniach. Ty, matrono *przemówił do jednej z uczestniczek* Czy wybrał cię kiedyś komar na żywiciela?

Emma pomachała głową na tak, po czym zdjęła swoją maseczkę od staruszki i rzuciła jej na głowę.

Annabelinda: Co ty wyprawiasz ty świrusko!!

Wzięła maseczkę z głowy i od nowa zakłada ją Emmie na twarz.

Annabelinda: Pogódź się z tym że teraz żyjemy wszyscy w niebezpieczeństwie i że możemy UMRZEĆ, czy to do ciebie dociera w ogóle? Musisz teraz nosić maseczkę dopóki cię nie odizolujemy no, na kwarantannie i yyy i nie zaczniemy kurować. Ja to robię dla i twojego i naszego dobra! Doceniłabyś to w ogóle że ci dałam jakąś maseczkę i nie zarażasz innych.

Pomachała głową.

Annabelinda: Widzicie z czym ja się muszę tu zmagać? Ona jest CIĘŻKO chora na nowego koronawirusa z Chin, na dodatek ma jakiś zmutowany yyy i no ten, zmutowany gen. Jeżeli oddychać będzie bez maseczki na sobie, albo to kaszlnie, nosem pociągnie i wytrze o chusteczkę, czy kichnie to równie dobrze sami możemy to złapać. O, właśnie, proszę!

Annabelinda wyjęła kolejne maseczki i założyła Jumbie oraz Plikeleyowi na twarze.

Jumba: Zmutowany gen?! *oczy naukowca zaświeciły się z podniecenia* Można ją zbadać? Dostrzegłyście już jakieś skutki uboczne? Jakieś pozytywy? Wzmocnienia? 

Pleakley: Toż to niebezpieczne! *krzyknął panicznie spod maseczki* Trzeba dokonac na niej *tu wskazał na Emmę* Natychmiastowej dekontaminacji!

Kosmita już wstał, by nacisnąć czerwony przycisk ze znakiem skażenia biologicznego. Wspomniany guzik znajdował się na ścianie.

Pleakley: Wymyją cię i dla pewności obetną włosy byś była łysa i niegroźna! *dalej zmierzał do guzika*

Emma: E-e!

Emma, szybko odepchnęła kosmitów od przycisku i pomachała głową na nie, po czym wskazała na Annabelinde i pokazała znak szaleństwa.

Annabelinda: O to panowie naukowcy jesteście albo lekarze czy coś w tym stylu? Ja służba zdrowia jestem to się znam na procedurach to i owo się wie, no i zanim do programu się dostałam to codziennie czytałam te yyyy raporty WHO i ministerstwa zdrowia więc... No ogólnie to nie ma na pewno żadnych korzyści, wręcz same OKROPNE SKUTKI, okropne. Śmierć, a jak nie śmierć to płuca uszkodzone jak sito, jak tu żyć niby z czymś takim potem? Ni to pobiec, ni to podnieść coś cięższego, ani popływać, sportu nic… 

Zwróciła uwagę na zachowanie Emmy i wydała z siebie bardzo zmęczone westchnięcie.

Annabelinda: Dziewczyno zrozum, ZROZUM że to jest KONIECZNE, ci panowie wiedzą i znają się na temacie, zobacz na sprzęt, wyposażanie jakie mają! Oni ci pomogą i nas wszystkich mogą tu wyratować, bo no to trzeba takim cepem być nierozsądnym by się zgłosić do rialiti szoł i ukrywać że się chorobę ma, jeszcze tak zaraźliwą jak to co masz!

Emma wyjęła z kieszeni spodni, zaświadczenie lekarza o braku jakichkolwiek chorób i alergii, które zakazały by jej wziąć udział w programie i pokazała je naukowcom. Badania były robione 2 dni przed rozpoczęciem programu.

Annabelinda: Co ty za papier tam masz.

Annabelinda wzięła ostrożnie papierologię od Emmy i zaczęła ją czytać.

Annabelinda: No i co to niby ma świadczyć, to nawet gorzej! To znaczy że złapałaś coś W TRAKCIE kręcenia programu, pewnie stąd masz yyy tą… tą zmutowaną odmianę koronawirusa, jakieś egzotyczne tereny. Gdzie to my byliśmy ostatnio… W jakimś lesie, na zamku, nad morzem jakimś, no to pełno możliwości zakażenia jest. To tym bardziej trzeba cię odizolować. Panowie, jeśli potrzebować będzie, potrzebować dodatkowych rąk do pracy to ja mogę pomóc, ja to w trosce o zdrowie swoje, wasze, uczestników, produkcji, ja to mogę zrobić.

Jumba i Pleakley spojrzeli na siebie wymownie przed zabraniem głosu.

Jumba: Panienki! Wasza sprawa jest iście fascynująca, ale jak na razie nie wnosi nic do waszej pracy *pokręcił głową* Spodziewałem się, że będziecie chciały podjąć się przeprowadzenia jakiegoś...doświadczenia, a nie *zrobił pauzę* dyskutować.

Jumba zadowolony ze swojego przemówienia czekał na reakcję człowieczek. 

Emma po chwili zastanowienia pomachała głową na tak i pokazała kciuk w górę. 

Annabelinda: No tak no, no ma pan rację. No ja tylko mówiłam to wszystko żeby przedstawić jasno problem, sytuację i stan tej dziewczyny, żeby no, żeby to było wiadome dla nas jak pracować. Ja mogę już od teraz działać jak tylko potrzebujecie. 

Pleakley: No tak! Taaak! Możecie sobie zbudować tajemniczy supersprzęt!

Jumba jakby na potwierdzenie zgarnął ze stołu ciemną płachtę, która przykrywała dwa tajemnicze urządzenia: mikrojonowe dygestorium oraz miotacz cząstek korpuskularnych. 

Jumba: Co wy na to? *spytał dumny z siebie pokazując machiny* Co wybierzecie?

Blondynka wskazała na mikrojonowe dygestorium.  Annabelinda podeszła bliżej do obiektu wskazanego przez Emmę i zaczęła mu się badawczo przyglądać.

Annabelinda: No rzetelnie to wygląda całkiem, ale yyy, ale martwi mnie skąd ta kanalia ma pojęcie że wybrała akurat coś takiego do jej kuracji na kwarantannę… Czy ty miałaś już jakieś doświadczenia tego typu w życiu!? Mów wszystko co wiesz, to jest no yyyy yy ym, ważna wiedza naukowo-doświadczalna.

Emma przewróciła tylko oczami.

<Emma>: Ui-a a-a e Aa-e-i-y. (Napisy: Głupia baba z tej Annabelindy.)

Fioletowy jegomość przeskakiwał wzrokiem od jednej do drugiej panny.

Jumba: To jaka ostateczna decyzja? *spytał lekko zbity z tropu*

Emma pomachała głową na tak.

Annabelinda: Tak, bierzemy to degustatorium, tak. 

Jumba: Uf! To już połowa sukcesu. 

Pleakley: Teraz czeka was poważna przygoda. Aby eksperyment mógł się dopełnić, potrzebujecie urządzenia do kompletu. Owy brakujący element możecie znaleźć albo w windzie albo w łaźni albo w małej hali. Wasz wybór *podsumował poważnie* A teraz znikajcie ptaszyny.

Jumba: Powodzenia! *zakrzyknął wypychając je za drzwi warsztatu*

Korytarz na środkowym piętrze

Zwykły korytarz, z taką samą wykładziną i ciemnymi ścianami jak wszędzie. Jedynym, co go wyróżniało, były wiszące na ścianach fotografie Czarnych Dziur.

Tom szedł szybko korytarzem, nie interesowały go zbytnio zdjęcia na ścianach, bo nie miał zbyt dużej wiedzy astronomicznej i średnio widział czym w ogóle było to co na nich widział. W tym momencie chłopaka obchodziło jedynie dotarcie do schowka z jedzeniem, pomimo ogromnej wyżerki w poprzednim odcinku, stres i walka z wielorybem sprawiła, że chłopak znowu był głodny. Chłopak po chwili zauważył drzwi z tabliczką, na której widniała nazwa jego celu...

Łaźnie

Łaźnie łaziebne i łaziebnicze. Z wydzielonymi częściami prysznicowatymi, wannowymi, saunowymi i czego dusza zapragnie.

Znalazł łaźnie i w sumie zachciało mu się wziąć kąpiel.

Kevin: No proszę, czas chyba się oczyścić dokładniej z brudu tego potwornego wieloryba. Brr...

Kevin: Wszedłem mu do samych wnętrzności, a i tak nie dało to drużynie zwycięstwa... Rozczarowałem się, nie powiem.

Kevin jednak przerwał plany związane z kąpielą na chwilę, gdy do łaźni ktoś się zbliżał... A była to Jeanette. Może chciała się z nim spotkać, może nie, nigdy się nie dowiemy.

Jeanette: Hej, co tam?

Kevin: Witam Jeanette. Byłam na ciebie naprawdę zła za to, że słabo zaangażowałaś się w atak na wieloryba. To chciałam tobie powiedzieć moja droga!

Kevin: Dlatego mówiłam z żeńskim rodzaju? Czasami lubiłam grać role w szkolnym teatrzyku - grałam same żeńskie i tak mi zostało. Heh, dzisiaj dostałam fazę na to!

<Jeanette: Naszego drużynowego księdza pojebało chyba.>

Jeanette przewróciła oczami.

Jeanette: No nie wiem, nie poczułam tego zadania tak jakoś... Czy ja wyglądam na kogoś, kto by chciał wypłynąć na morze i walczyć z potworami? Ale tobie poszło super, nie przejmuj się! Znaczy no przegraliśmy, ale... yyy no...

Dała Kevinowi kciuka w górę udając, że wszystko jest ok. Po czym poszła, bo stwierdziła, że życie straciło sens.

...

Bill siedział w saunie parowej wygodnie oparty o wyłożone małymi, kwadratowymi kafelkami oparcie. W powietrzu unosiła się gęsta para wodna. Sauna nie różniła się zbytnio od ziemskich odpowiedników. Tym co mogło zwracać uwagę był futurystycznie wyglądający sprzęt stojący po środku. Biały stożek świecił się od dołu na niebiesko, a z czubka ulatywała para o tajemniczym, relaksującym zapachu.

Wracając do prowadzącego to był on jedynie obwinięty w pasie białym ręcznikiem. Wcześniej gładko uczesane, obecnie zmokłe i rozczochrane włosy spływały po twarzy chłopaka.

Bill: Ehh... *westchnął głęboko ocierając pot z klaty* Sauny w tym wymiarze mają świetne...

Host zaczesał włosy do tyłu tak, by nie zasłaniały mu wizji. Jakby znudzony, zaczął lekko tupać stopą. Można było odnieść wrażenie, że chłopakowi się lekko nudzi. Wrażenie spotęgował wymowny ruch blondyna - założył on ręce.

Bill: Ugh, co to za ludzie *burknął* Mają statek kosmiczny do zwiedzania, a nie zwiedzają! Byli w wymiarze nawiedzonym przez wielkiego walenia, śmierdzącym, portowym, powinni błagać o odrobinę luksusu!

Czekał dalej, odchylił głowę do tyłu i ponownie westchnął.

Chowając się od odpowiedzialności sprzątania schowku z jedzeniem (gdzie bałagan, totalnie nie był winą Emmy, no ba), dziewczyna przyszła tu, z ręcznikiem owiniętym wokół talii. Dziewczyna lekko się zdziwiła widząc Billa.

Emma: O, ó u-u-io-y, o-a-ie ie e-o o-a-ą-y! 

Blondynka usiadła po drugiej stronie.

Chłopak otworzył lekko jedno oko, aby zobaczyć z kim ma do czynienia. Po prędkim rozpoznaniu z powrotem opuścił powiekę i usiadł odprężony. Westchnął rozkosznie napinając mięśnie. Nie wchodził jednak w interakcję.

Emma: O, ie a ię, o-ie-a-a ię a-ie ea-i, ooooo, ay-e ę-ę ię a-a-i-o-a? ^^ A y i ie ę-ie ie-ia! 

Blondyn zamrugał oczami zaskoczony, po chwili zaśmiał się pod nosem. 

Bill: Wyczuwam siłę pożądania... Czy Stitch wie czego *podrapał się po brzuchu* A anyway... A e i o u! 

Prowadzący zaśmiał się sam z siebie i rozłożył ręce na oparciach. 

Bill: To która samogłoska jest twoją ulubioną? *wbił wzrok w dziewczynę* 

Emma: E a E-a. O y-a o-y-i-e? A -o-a?

Host przekrzywił głowę i zaśmiał się.

Bill: No tak... Ciężka sprawa... Ale i tak bełkoczesz *odwrócił głowę* W granicach normy...

Chłopak wstał, zwiększył moc parownicy. Momentalnie z urządzenia uleciał wielki biały obłok przez co widoczność znacznie się zmniejszyła.

Emma: O-ę a o-ą-o... A a-o!

<Emma>: Ee, o y-y-i, e o u-y-a y-o a-o-o-e?! (Napisy: Geez, kto wymyślił, że mogę używać tylko samogłosek?!)

Przy takiej ilości pary dość trafne było określenie, że Bill wyparował... Bo zniknął w parze... Po chwili jednak pojawił się obok Emmy i złapał ją lekko za rekę.

Bill: Jak na tak pyskatą dziewuszkę dobrze sobie radzisz w tym programie *mówił dość głośno, by zagłuszyć syk pary*

Chłopak zaśmiał się przeciągle, nieco... demonicznie.

<Emma>: Ó-i-a, e e-o. (Napisy: Mówiłam, że demon)

Emma: Yea. E-o ię o-ie-a-e? (Napisy: Yeah. Czego się spodziewałeś?)

Bill wzruszył ramionami, nieco się odsunął, zniknął w chmurze pary i przemieścił się z powrotem na swoje pierwotne siedzisko. Siedział na początku bez ruchu, a potem zaczął cicho pogwizdywać.

Bill: Fiu, fiu...

Dziewczyna już wystarczająco zrelaksowana, wyszła z łaźni.

Kevin ciągle stoi sobie w łaźni. Właśnie wszedł do tej damskiej części.

Emma wychodząc z łaźni, zauważyła Kevina wchodzącego do damskiej części. Dziewczyna ze zdziwienia spojrzała za siebie, ale na szczęście była ona w części dla obu płci.

Blondynka ze zdziwieniem spojrzała na Kevina.

Kevin: Szczęść Boże! A... To znowu ty. To z pewnością nie to co sobie myślisz.

Emma spojrzała się na księdza ze wzrokiem pełnym zwątpienia i zirytowania.

Kevin: Tylko tu było lusterko. Wchodź śmiało do kibla i sikaj.

Emma: ...

Kevin: Mowę ci odjęło czy co?

Emma po chwili zastanowienia pomachała na tak, łapiąc się za głowę z irytowania.

Kevin: Kurczę, to już chyba wolałem, jak gadałaś. Hmm... Głupie sztuczki? Nie myśl sobie! Odwal się szatanie od Emmy!

Ze swojej torby wyciągnął kij specjalnie na takie okoliczności i przywalił Emmie w głowę. Nie najmocniej, ale wystarczająco mocno, by zabolało i "wyrzucić szatana z umysłu Emmy".

Przy drugim machnięciu Kevina, Emma złapała za kij i machnęła nim tak mocno, że Kevin trzymający drugą stronę kija, poleciał na drugą stronę korytarz prosto w ścianę.

Dziewczyna z uśmiechem zupełnie wyszła z sauny by poszukać Annabelindy.

Świątynia dumania

Czytaj: wychodek.

Schowek z jedzeniem

Pomieszczenie, które można by nazwać kuchnią, gdyby nie to, że nic w nim nie można przyrządzić. Jedzenie znajduje się w szafkach, futurystycznych automatach, podajnikach i lewitującej lodówce.

Tom radosny wszedł do schowka, chłopak był wyraźnie zdziwiony nowoczesnym wyglądem pomieszczenia

Tom: Łoooo....

<Tom: Nigdy nie widziałem tak nowoczesnej kuchni! Ciekawe jakie żarełko tu znajdę>

Tom podszedł do jakiegoś automatu i wcisnął przycisk, wtedy z urządzenia odezwał się ciepły, żeński głos

Automat: Witaj Tom, co chciałbyś zjeść

Tom: Ooo! To takie bajery!

Automat: Proszę się nie kremopwać

Tom: Em... No dobrze! Poproszę Zaczął wyliczać na palcach Żeberka w sosie, spaghetti, dwie pizze z szynką, talerz zupy pomidorowej, gulasz z kaszą i dwa burgery z podwójnym mięsem

Automat: Coś jeszcze?

Tom: Tak. Jeszcze na seser poproszę szarotkę, ciasto marchewkowe i cztery panna cotty z malinami

Automat: Dobrze, zamówienie przyjęte!

Tom wyleciał do góry a po chwili wylądował na krzesełku, które "wyrosło z ziemii", podobnie jak stół, który znajdował się przed nim. Po chwili na mebel od strony automatu wjechały wszystkie dania zamówione przez Toma

Automat: Życzę smacznego!

Tom: Ok, pora na śniadanie! Tom wziął do ręki łyżkę i widelec, które wjechały razem z daniami i zaczął jęśc. Wieśniak postanowił zacząć od żeberek i zupy, które jadł równocześnie, mało się nie dławiąc. Kostki z wyjedzonych żeberek rzucał za siebie. Żeberka i zupa pomidorowa dość szybko zniknęły ze z talerzy, które zostały wciągnięte przez automat, chłopak tymczasem wziął się za gulasz

Do kuchni weszła Emma, która rozdzieliła się tymczasowo z Annabelindą. Nie zareagowała na Toma i zwyczajnie podeszła do automatu.

Automat: Witaj Emmo, co chciałabyś zjeść?

Emma: A-ie-a-e e-e.

Automat: Przełączam do trybu rozumienia samogłosek. Proszę poczekać... Zapienka z serem!

Przed dziewczyną z podłogi wyłoniło się krzesło wraz ze stołem na którym było jej zamówienie, a dziewczyna zaczęła jeść.

Tom spoglądał na Emmę, która siedziała na przeciwko niego, chłopak jedną ręką kończył gulasz, a drugą zwijał pizzę w rulon

<Tom: Nie wiem, czy przerywać tą niezręczną ciszę...>

Tom: Jak chcesz, możesz wziąć ode mnie jedną Panna Cottę Pokazał widelcem na deser

Emma: Ie a-a-u, e ie a ą-ą-a ie-o-i o-ia? *Zirytowana, przewróciła oczami* (Napisy: Nie widzisz pajacu, że nie mam żołądka wielkości słonia?

<Emma>: O-e ie o-i-a y a e-a, O i-a o-e, ae o a-a-ie e o-o-r i e-e ie-a i a-u-a O y o-i-u... (Napisy: Może nie powinnam być tak aż wredna, Tom chciał dobrze, ale to zadanie jest okropne i jestem wściekła i akurat Tom był w pobliżu...

Automat: Zamawiam: Pajac na słoniu!

Dziewczyna odwróciła się zdziwiona w stronę automatu, a po chwili w dziurze 

Emma: O-o.

Z podłogi wyłonił się słoń ujeżdżany przez pajacyka. Słoń szybko rozwalił cały schowek po czym uciekł.

Emma: Eeeee... O i ia-o! (Napisy: Mop i wiadro!)

Z ziemii wyłoniły się proszone rzeczy.

Emma: O-o-e-ia! (Napisy: Powodzenia!)

Po tym dziewczyna szybko wybiegła, zostawiając Toma samego z bałaganem.

<Tom: Ją chyba ktoś zdzielił łopatą, nie dość, że gada po wietnamsku to jeszcze mi każe sprzątać!>

Talerz po skończonym gulaszu został wciągnięty przez automat, zaś Tom przystąpił do konsumpcji dwóch zwiniętych w rulony pizz, dzięki czemu zniknęły w jego ustach bardzo szybko

Tom: Uf... Pomasował się po brzuchu Czyżbym przesadził? Nie no, co ja pierdole Wziął w każdą z rąk jednego burgera i zaczął jeść oba na raz. Po kilku minutach oba były zjedzone, chłopak oblizał palce i zaczął jeść ciasta i panna cotty, jadł wszystkie na raz

<Tom: Pro tip dla ludzi, którzy mają niedowagę i chcą przytyć, jedzcie dużo, ale różnorodnie, wtedy wasz mózg się nie znudzi za wcześnie i dacie radę zjeść więcej>

Po chwili na stoliku nie było ani jednego talerza, ale pełno okruszków, Tom zaś siedział odchylony do tyłu, masując się ręką po brzuchu. Chłopak po chwili beknął

<Tom: Jakby mama zobaczyła się tak obżeram to by mi nie dała kolacji przez dwa tygodnie, obym był tutaj jak najdłużej>

Tom wstał, przeciągnął się i wyszedł z częściowo zniszczonego schowka na jedzenie, nadal masując się po brzuchu

Korytarz na pierwszym piętrze

Dużo jaśniejszy od pozostałych. Dlaczego? Może to kwestia przeszklonego sufitu i lamp ledowych.

Apartamenty prowadzących

Ekstrawagancki salon z olbrzymią szklaną ścianą. Do apartamentów przylegają różnie urządzone trzy sypialnie oraz łazienki.

Blondynka spoglądała przez szklaną ścianę na krótszej ścianie swojego apartamentu w ciemną sferę kosmosu, jednocześnie rozczesując szczotką włosy.

Roma: Eh... ciekawe jak tam sytuacja na Ziemi. *rzuciła zamyślona*

Spojrzała się na ścianę, za którą znajdował się pokój jednego z jej wspólników w zbrodni.

Roma: Tak, wyjątkowo ciekawe. *wywróciła oczyma*

Odłożyła swoją szczotkę na biały żółty stoliczek, po czym zatrzęsła głową zrzucając część włosów na swoje oczy. Dmuchnęła w nie charakterystycznie, wzdychając przy tym.

Roma: Chyba pójdę się przejść.

Spojrzała na szybę jeszcze raz. Oprócz kosmosu rzecz jasna mogła dostrzec także własne odbicie... nie uśmiechała się. Niezadowolona poklepała się po policzkach, po czym na jej twarzy na nowo pojawił się charakterystyczny dla niej uśmieszek.

Roma: Haha. *zaśmiała się i opuściła swój apartament*

Pokój sterowniczy

Pełno tutaj urządzeń, migoczących wskaźników, hologramowych ekranów i wygodnych foteli.

Blond prowadząca pojawiła się tutaj po opuszczeniu swojej nory. Rozejrzała się powoli po pomieszczeniu, jej uwagę od razu przykuły fotele, które aż się prosiły by na nie usiąść.

Roma: Mmm...

W rytmie swojego, tym razem płaskiego obuwia, powędrowała na najdalej wysunięty fotel w pomieszczeniu. Zadowolona posadziła swój tyłeczek na siedzeniu, po czym oddała się ultra-wygodnemu oparciu.

Roma: Oh. *westchnęła* Grace nie kłamała, faktycznie szał ciał. *mruknęła zadowolona*

Po lewej stronie, na oparciu znajdowało się pełno guzików. Blondynka wcisnęła jeden z nich, po czym pod jej nogami wysunęło się oparcie.

Roma: Oh yeah. *pokiwała głową zadowolona*

Wcisnęła kolejny przycisk, po prawej stronie wyskoczył podajnik z napojami, a w jej lepkie łapki trafił jakiś fioletowy soczek.

Roma: Zdecydowanie najlepszy jak dotąd wymiar, technika powala. *zamruczała zadowolona*

Drzwi do sterowni się otworzyły, a do środka szedł Tom, którego przywiała tutaj ciekawość i chęć poznania co czai się za drzwiami z napisem "sterownia". Początkowo myśląc, że nikogo tutaj nie ma, Tom pozwolił sobie jeszcze raz, głośno beknąć

Tom: Uf... Może trochę przesadziłem jak na śniadanie... Pomasował się po brzuchu

Wypoczywająca Roma tylko zerknęła kątem oka na wchodzącą świnię. Widząc Toma przewróciła jedynie oczyma i udawała, że jej nie ma. Może nie zauważy. :pepelaugh:

Tom zauważył wielką szybę przed sobą, za nią widoczny był kosmos

Tom: Łooooo...

Tom po chwili zauważył w odbiciu, że na jednym z foteli siedzi Roma, jej delikatne odbicie obserwowało chłopaka

<Tom: Cholera Położył rękę na czole Słyszała jak bekam... Japierdole>

Tom nieśmiało podszedł i usiadł na fotelu obok Romy

Tom: Hej... Przepraszam za to beknięcie... Nie wiedziałem, że ktoś tu jest... Założył nogi na fotel i skulił się w kulkę Zawsze to samo...

Blondynka zlustrowała chłopaka, po czym westchnęła ciężko.

Roma: Eh, nic się nie stało. *mruknęła z przekąsem*

< Roma: Jakbym go zamieniła w jakiegoś batonika, to znowu bym miała problemy u obrońców praw uczestników. *wywraca oczyma* >

Zerknęła na jeden z ekranów i znudzona zaczęła go przeglądać.

Tom: Co tam masz? Zaciekawiony zerknął na rzeczy, które przeglądała blondynka Nie, że jestem wścibski czy coś, po prostu mnie to ciekawi, jeżeli nie chcesz rozmawiać to ok...

Roma: Jakieś mapki, nie wiem... *wzruszyła ramionami* Nic się tu nie dzieje ostatnio.

Emma szukając Annabelindy, natknęła się na ten pokój. Szybko jej uwagę zwróciła Roma siedząca przy laptopie, wyglądająca jakby czegoś szukał, a za nią na kanapie był Tom, cz.ekający na Romę z dużym uśmiechem.

Emma: Geez, najpierw demoluje kuchnię, a później organizuje sobie orgię z prowadzącą *Mruknęła cicho pod nosem przekręczając oczami* Nie przeszkadzam wam w niczym, prawda?

<Emma>: A nawet jak tak to trudno, nie będą się ruchać kiedy jestem pod jednym dachem z nimi!

Tom spojrzał na wchodzącą Emmę

Tom: Uh... To znowu ty... Tutaj też zrobisz demolkę psychopatko?

<Tom: Jak Emma na co dzień jest obora, to dzisiaj wleciała ryjem do chlewika>


Emma: Hol up, bycz. Śmiesz mnie nazywać psychopatką?! HA! Dobre sobie! 

W kącie dziewczyna zaczęła widzieć Abigail ubraną w niebieski strój cheerleadrki, która machała popmonami i dopingowała Emme, która powoli zbliżała się do Toma.

Emma: Ja jestem psychopatką? I don't see you walking in nature, bycz! Ale widziałam cię wychodzącego z jeszcze żywego Mobiego Dicka, pełny krwi i uśmiechający się, jak jeszcze go kilka razy dźgnąłeś. Go back to your farma city where belong!

Dziewczyna była już przy Tomie i co zdanie, pchała palec w jego klatkę piersiową.

Emma: W sumie może lepiej nie wracaj, bo już widzę jak zabijasz te swoje biedne świnki, i nie mówię o twoich rodzicach, tylko po to by się pokąpać w ich krwi bo wydaje mi się, że cię to nakręca. Ty się powinieś cieszyć, że ktoś taki jak JA w ogóle się odezwał do kogoś takiego jak TY. Twoje największe osiągnięcie? Znalezienie wyjścia z lasu jako... 4? 3? I tylko cudem zostanie kapitanem drużyny oraz może zabicie tego wieloryba, ciesząc się przy tym jak psychol, którym jesteś oraz założenie pachnącej ketchupem bluzki. A moje? Wystąpienia w teledyskach wielu sławnych gwiazd, jak Ariana Grande, Lady Gaga, Taylor Swift i tak dalej bez końca, posiadanie głównej roli w aż 5 sezonach z "Kamerą u Kardashianów", bycie gościem specjalnym w wielu serialach jak Big Brother, Love Island i więcej. Jakbym chciała to mogłabym wykupić całą twoją farmę, nie. CAŁĄ TWOJĄ WIEŚ, i zbudować sobie tam fabrykę czekolady Emmy Morrinson i ta fabryka byłaby lepsza od tej Williego Wonki, bycz! I nie. Ty i wszystkie osoby mieszjające w zasięgu 20 km od niej, nie miałyby możliwości kupna tej czekolady.

Sala z kombinezonami

Przebieralnia pełna kolorowych skafandrów.

Irene jeszcze długo chodziła po bazie, gdy nagle znalazła się tu. W miejscu pełnym ciuchów, czyli tego co Irenki lubią najbardziej. Kobieta przeszła się po sali. Przy ścianach widniały powieszone skafandry, zaś pośrodku przechodził pas czarnego materiału niczym na czerwonym dywanie. Przy wejściu do pomieszczenia znajdowała się również przebieralnia.

Irene: Cóż zrobić z tak wielkim wyborem ubrań. A tak, to co zwykle- przymierzyć je wszystkie *powiedziała pełna zapału do pracy* Ale potrzebna jest mi Kate. Moja pokojówka i w sumie najlepsza przyjaciółka. Musiałam ją opuścić na tak długo.*posmutniała*

Ale nic nie mogło zepsuć jej tak pięknego dnia. Dnia pełnego przymiarek. Szybko więc jej przeszło. Obejrzała w pierw wszystkie kombinezony. Wszystkie wzory i kolory najmodniejsze w tym sezonie! Wybrała tylko kilkadziesiąt z setek najpiękniejszych. Znalazł się tam kombinezony w kolorach:

- ognistych czerwieni (m.in. kardynalska, pąsowa, w odcieniu maków i niczym cynober)

- neonowe ( w kolorze :seledynowym, pomarańczowym, amarantowym i jaskrawym żółtym

- glonów, przejrzystego oceanu i spatynowanych miedzianych dachów

- jasnej zieleni z odcieniem niebieskiego

- limonki i pistacji

- biskajskiej zieleni i patyny

- rozbielonego niebieskiego (w różnych odcieniach skał metamorficznych lapis-lazuli i błękitu królewskiego, momentami wręcz wpadające w szarość i baby blue.)

- śnieżnobiałej bieli (w odcieniu kości słoniowej, chamois oraz niczym masa perłowa)

- koralowym

- złocistego szafranu

- butelkowej zieleni, khaki i ziół

- cappuccino, orzechów laskowych i karmelków

Irene: Myślę, że tyle wystarczy, nie mam zamiaru spędzić to 10 godzin. Chociaż… NIE *powiedziała stanowczo, odmawiając słodkiej pokusie*

Zaczęła przemierzać każdy z kombinezonów po kolei. Gdy już taki nałożyła (co nie było wcale łatwe, były piękne, ale wkładanie na siebie takiego sprzętu ochronnego to niemały wysiłek) przechadzała się po wybiegu i przyglądała w lustrze, które znajdowało się na jego końcu. Gdy już przymierzyła każdy stwierdziła

Irene: W tym wyglądałam szczupło, w tym uroczo, a w tym po prostu BOSKO *wskazała na wytypowany błyszczący się neonowy amarantowy kombinezon.*

Po tej decyzji wzięła również hełm w tym samym kolorze, wisiał tuż nad wieszakami na kombinezon. Z takim wyposażeniem mogła już wybrać się do celu swojej podróży.

Wyszła z sali i podążyła do śluzy.

Przedsionek ze śluzą

Odgrodzony masywnymi drzwiami przedsionek ze śluzą pozwalającą wyjść „na zewnątrz”.

Irene weszła do pomieszczenia, nacisnęła guzik na skafandrze i hełmie, które teraz stały się całością. Hełm wypełnił się tlenem. W śluzie musiała nacisnąć też przycisk, tworzący prożnie. Śluza otworzyła się.

Irene: Mały krok dla człowieka, największy dla Irene Adler. * To mówiąc wkroczyła do bezkresnej próżni. *

Kosmos był...niesamowity. Ciemna pustka, w której trudno było doszukać się tlenu, otaczała i przerażała. Gdzieniegdzie w oddali widać było jasne punkciki tworzone przez odległe o miliony lat świetlnych gwiazdy. Było również widać statek, który prezentował się w pełnej, godnej prezentacji, krasie. Imponujący prom, imponował i wzbudzał inne niemniej imponujące emocje. Pustka była jednak pustką, próżną i próżniową. Zimno było przeszywające jak strzał z blastera wystrzelony, jak łyżwiarz...FILIPOWSKI.

Nie były to warunki dla kobiety, nie były to warunki dla Ireny. Nie dałaby rady Irena Santor, ni Irena Kwiatkowska, ni Irena Bielska, ni Irena Jarocka, ani Irena Sendlerowa, a tym bardziej nie Irena Adler. Na statek z powrotem zassał ją specjalny system ssssący.

Zadanie

Uczestnicy stawili się zebrani przed prowadzącymi w pokoju sterowniczym. Gdy hości upewnili się, że wszyscy są, Grace klasnęła w dłonie przerywając ciszę.

Grace: Witajcie moi drodzy! *uśmiechnęła się przebiegle* Pewnie zastanawiacie się co dzisiaj was czeka. 

Białowłosa przerwała i pozwoliła sobie zlustrować twarze stojących przed nią w rządku uczestników. 

Grace: Ja też się zastanawiam ^^

Bill westchnął tęsknie i posłał zawodnikom spojrzenie. Po przygodach w saunie jego fryzura nie była już tak perfekcyjnie gładka, ale zachował biały, futurystyczny outfit.

Bill: Bycie w kosmosie to zapewne dla was coś nowego, a już na pewno w kosmicznym wymiarze, który nie jest Waszym kosmosem *zaśmiał się* Pozwolimy wam skosztować kosmosu z tego wymiaru… Z pokładu dwóch statków.

Chłopak mówił tajemniczo, ba, chciał aby szczegóły wyjaśniła tym razem jego przyjaciółka. Wiedźma wymieniła z chłopakiem porozumiewawcze spojrzenia, po czym zabrała głos.

Grace: Za chwilę pozwolimy wam rozejść się na dwa osobne, mniejsze statki kosmiczne. *wskazała głową na dwie pary metalowych drzwi, za którymi czaiły się wspomniane statki* Waszym dzisiejszym zadaniem będzie sabotaż.

Prowadząca zrobiła krótką pauzę pozwalając wszystkim przetrawić, co powiedziała.

Grace: Z każdej drużyny zostanie wytypowanych dwójka sabotażystów, która wejdzie na statek przeciwnej drużyny. *wyjaśniała spokojnym tonem* Czyli w sumie sabotażystów będzie czwórka *puściła oczko do zawodników* Sabotażyści wejdą na statek przeciwnej drużyny i będą ich… sabotować *zachichotała*

Zanim wezbrała się wrzawa pytań kontynuowała. 

Grace: Pracą sabotażystów, będzie uszkodzenie statku. “Obrońcy”, czy też po prostu sabotowani muszą naprawiać uszkodzenia, a może nawet spróbują jakoś zapobiec kolejnym *zastanowiła się* Zawodnikom nie wolno jednak krzywdzić się nawzajem. 

Roma: Słyszeliście? *spojrzała wymownie w kierunku Emmy i Toma* Złamiecie zasadę, a osobiście zadbam, by spotkały was konsekwencje waszych agresywnych zachowań. *uśmiechnęła się tajemniczo* Dotyczy wszystkich zebranych. 

Grace: Jest jeszcze jeden mały haczyk *uśmiechnęła się szerzej* Jednego sabotażystę typuje jego drużyna, a drugiego przeciwnicy.

Bill: Działajcie sprawnie i zróbcie dobry użytek z tego co jest na obydwu statkach *przeciągnął się i odchylił głowę* Później my was ocenimy…

Statek kosmiczny Chochlików

15D-Chochliki

Sterownia

Pierwsze pomieszczenie, które widzą po wejściu na statek.

Dzielnym krokiem dostała się tutaj Annabelinda. Stanęła przed wszystkimi i przybrała rezolutną pozę.

Annabelinda: Smartlajn. Modowy rentgen... wchodzi na antenę!

Zaczęła chodzić i rozglądać się po pomieszczeniu.

Annabelinda: No i tak swoją drogą to, to chciałam powitać się z wami, bo nie miałam z niektórymi... no z niektórymi nie miałam okazji się poznać. Dzień dobry, ja Annabelinda Shell jestem, siostra Alexandry Shell.

Uścisnęła każdemu rękę.

<Annabelinda: Ja postanowiłam tam wejść w pełni swojej, w pełni profesjonalności. No bo co za głupek przecież by wszedł i powiedział od razu, że sabotować przyszedł. Ja mogłabym być detektywem na usługach jak tak o tym myślę i to dobre pieniądze by z tego były...>

Annabelinda, myśląc że nikt nie wie o tym jaka rola przypadła jej w zadaniu, zaczęła chodzić dookoła i uśmiechać się do innych. Gdy nikt nie patrzał, naciskała losowe guziki jakie tylko mogła znaleźć w zasięgu swoich rąk.

Annabelinda: Hm...

Nacisnęła jakiś mały, niebieski przycisk, w związku czym zaczęła znikąd lecieć muzyka. Było to La Bouche - Be My Lover.

Annabelinda: Oooo, znam to, znam!

Zaczęła tańczyć i śpiewać.

Annabelinda: AAAAA JE E, OO BI MAJ LOWER, AAAA E JE EE, O BI MAJ LOWEEEEEER. Bardzo lubię, bardzo lubię!

Od jej "ośmiooktawowego głosu" kanty niektórych szyb zaczynały nabierać dziwnych rys.

Ika przyszedł tutaj od pięknego głosu Annabelindy w swojej torebce jak zwykle miał Yorka

<Ika: Kanarkowo żółta sukienka nie jest bez powodu trzeba pokonać tą dziunie prawie jak Klaudeliza tylko kurwa nie znam sie na oknach wiec ja sie poddaje zostawiam to komuś innemu>

Ika chwile poczekał

<Ika: No i nic nie zrobią no ja nie moge tylko jak tutaj Wiem nacisne ten przycisk i zapomni tekstu i nie bedzie nam psuła szyb>

Ika naciska przycisk i muzyka ucicha

Annabelinda: Halo ale co to ma być, kto pozwolił wyłączyć no, muzykę?

Podeszła do Iki i nacisnęła przycisk, który znowu odpalił składankę. Tym razem leciała Britnij Spirs - Toxic.

Annabelinda: Britnij! Moja idolka najukochańsza. Britnij jeśli to oglądasz to serdecznie pozdrawiam i kiedy kawa?

Zaczęła się śmiać. Z tego wszystkiego oparła się o jakąś wajchę, która wyłączyła światło w całym pomieszczeniu, że nawet ona sama nie była w stanie zorientować się gdzie co jest. Wręcz niemożliwym było odnaleźć samodzielnie cokolwiek co mogłoby przywrócić z powrotem oświetlenie.

Annabelinda: O nie, no się narobiło teraz....

Zaczęła chodzić po omacku. Po drodze potrąciła jakieś krzesło, które przewróciło się na główny pulpit sterowania. Uderzyło ono jakiś przycisk, od którego statek zaczął zachowywać się jakby wpadł w turbulencje. Wszystkim oraz wszystkimi miotało we wszystkie strony, w tym innymi krzesłami, stoliczkami, które z impetem rozbijały się i niszczyły przyrządy odpowiedzialne za kontrolę maszyny.

Kącik gastronomiczny

Kącik przypominający prowizoryczną kuchnię.

Wszedł sobie tutaj Kenny, który miał ochotę coś przekąsić, więc zaczął szukać sobie jedzenia.

Kenny: Co my tutaj mamy...

Otworzył pierwszą szafkę, która była wypełniona różnymi konserwami. Wziął pierwszą z nich, otworzył ją i powąchał.

Kenny: Fuj, nie.

Wyrzucił za siebie i wziął nastepną puszkę, którą też otworzył i powąchał, a nastepnie wyrzucił za siebie. Zaczął tak robić ze wszystkimi konserwami, które po kolei otwierał i rzucał w różne strony tak, żeby narobić jak najwięcej bałaganu.

Kenny: Chyba jednak nie jestem głodny.

Jego wzrok powędrował w stronę zlewu, do którego podszedł i po chwili zaczął zapychać odpływ mieszaniną ręcznika papierowego z wyrzuconymi w pobliżu konserwami. Potem jeszcze zaczął wrzucać tam jakieś inne napotkane rzeczy, które dałoby się upchnąć w rurach. Na koniec zasłonił odpływ rozrzuconymi talerzami i odkręcił wodę. Już po chwili woda zaczęła wylewać się ze zlewu.

Kenny: Ojoj...

Uśmiechnął się i następnie skierował się do lodówki, z której również zaczął wszystko po kolei wyrzucać. Najwięcej radości sprawiło mu rzucanie jajkami we wszystkie strony.

Matti beztrosko szedł przez wąski korytarz swojego statku kosmicznego, kiedy to pod swoimi stopami zaczął czuć wodę.

Matti: Hm?

Surfer zatrzymał się i zauważył cieknącą po podłodze wodę. Schylił się, po czym namoczył palec i dosłownie "nabrał wody w usta".

Matti: Kranówa?

Chłopak wstał i zauważył źródło z którego wyciekała woda, a dokładnie z pod drzwi do "Kącika gastronomicznego". Szybko pobiegł do drzwi utrzymując równowagę i nie poślizgując się na mokrej podłodze. Na "Raz" otworzył drzwi zobaczywszy knującego przy lodówce Kenny'ego. Stanął w drzwiach, założył ręce i zapytał:

Matti: Co jest kolego? Zgłodniałeś?

Kenny odwrócił się gwałtownie w stronę przybysza trzymając w dłoni kilka parówek.

Kenny: Eee... Zgadza się!

Ugryzł parówki.

Kenny: Chcesz trochę?

Surfer rozejrzał się po pomieszczeniu.

Matti: O ironio, jak można jeść w takim chlewie. Widocznie Wy ogniki najpierw musicie nabałaganić, a potem zacząć jeść. Ale nasza drużyna działa zgodnie z kulturą osobistą...

Matti wszedł do kuchni, ale podłoga zaczęła się robić już śliska. Chłopak poślizgnął się, jednak zrobił obrót jak na łyżwach i udało mu się nie stracić równowagi.

Matti: ...I z gracją

Uśmiechnął się z wyszczerzonymi zębami w stronę rywala. Surfer za wszelką cenę chciał dotrzeć do umywalki, jednakże podłoga stała się już śliska, jakby woda zamieniła się w lód. Każdy kolejny krok to szansa na przewrócenie się, ale cóż, trzeba działać. Matti co każdy kolejny krok zaczął wymachiwać rękami dla utrzymania równowagi, a potem mimowolnie zaczął iść do przodu.

Matti: Ojojojojoj...

W końcu złapał się rękami za zlewozmywak nie uderzając głową i inną częścią ciała o posadzkę. Chwycił kran i zakręcił cieknącą wodę.

Matti: Ty sabotujesz mnie, ja sabotuję ciebie, po co ta strata czasu? Ty sobie pójdziesz grzecznie do swojej drużyny, a ja tu posprzątam. co?

Strefa wypoczynkowa

Miejsce przeznaczone do odpoczynku.

Maszynownia

Pomieszczenie pełne zawiłej maszynerii.

Mała ładownia

Taka taka mała...ładownia.

Statek kosmiczny Ogników

15D-Ogniki

Sterownia

Pierwsze pomieszczenie, które widzą po wejściu na statek.

Buddy, po upewnieniu się, że nikogo tu nie ma, szybko wszedł i się rozejrzał. Zlokalizował panel do sterowania statkiem i zaczął odłączać od niego kable i rwać je na kawałki, bo przy swojej sile, tylko to mógł zrobić.

Jeanette sobie przyszła pooglądać widoki nie przejmując się zadaniem. Zauważyła, że coś tu przylazło.

Jeanette: Ej, spieprzaj stąd!

Posłała mu... zabójcze spojrzenie. Widząc co się wydarzyło, wzięła zestaw małego technika (który pożyczyła kiedyś od dobrej przyjaciółki Annabelindy, gdy ta nie patrzyła) i sklejała zerwane kable taśmą izolacyjną. Do podłączenia ich zastosowała najlepiej znaną taktykę, czyli na YOLO. Podłączała wszystko po kolei i sprawdzała, czy wszystko świeci jak powinno, a jak nie, to podłączała to gdzieś indziej. Wiem, geniusz.

Buddy odwrócił się gotowy, by wyrzucić z siebie obelgę, spodziewając się ponownie tamtej dziewczyny z Maszynowni, ale ujrzał zupełnie inną kobietę i głos mu utkwił w gardle. Zdołał tylko wydukać.

Buddy: Ja...sabotaż...Buddy.

Po czym zganił się w głowię i kazał sobie, by wziąć się w garść. Nie może dać się pokonać swojej słabości.

Jeanette: Ja... obrońca... Jeanette.

Machnęła na znak, że przychodzi w pokoju.

Buddy: Ech...mmm...Nie jestem debilem! Muszę wykonać moje zadanie! I nawet ty mnie nie zatrzymasz!

Jeanette: Yyy, sory, że cię wzięłam za debila?

Jeanette wciąż poprawiała kable, które Buddy niszczył.

Jeanette: A teraz mógłbyś łaskawie sobie stąd pójść?

Buddy: Emm...Dobrze...Na razie.

Buddy niechętnie, jeszcze się wąchając, wyszedł ze sterowni. Musi być w ruchu. Musi sabotować statek. Nie zawiedzie drużyny.

Jeanette spojrzała na to, ile jeszcze kabli do naprawienia jej zostało i westchnęła.

Jeanette: Co za gnojek... KEVIN, IRENA, potrzebuję wsparcia!

Kevin podszedł do Jeanette.

Kevin: Ja się tym zajmę, jeśli pozwolisz Jeanette.

Ksiądz zaczął naprawiać kable, co szło mu sprawnie.

Kącik gastronomiczny

Kącik przypominający prowizoryczną kuchnię.

Buddy wszedł tutaj. Nie mogą naprawiać szkód w każdym miejscu. Tylko jak wykorzystać kuchnie? Wtedy wpadł na pomysł. Wyjął z kuchenki butlę Gazową. Oczywiście, że mają gaz w butli. Są w kosmosie. Wyjął z szuflady zapalniczkę i odkręcił gaz. Odsunął się do wyjścia. Teraz ostrożnie...zapalił zapalniczkę. Natychmiast uskoczył za drzwi przed wybuchem.


Po chwili zjawiła się tu Emma.

Emma: O jezu, znowu ty pajacu?! I wysadziłeś kuchnię?! Weź idź do piekła, nikt cię nie lubi i nie polubi! 

Dziewczyna rozejrzała się po szczątkach kuchni... i zobaczyła w pełni działającu automat podobny do tego ze schowku z jedzeniem.

Emma: Automat?! Jak bez naruszenia przeżyłeś wybuch?

Automat: Mój model posiada zabezpieczenie anty wybuchowe, pożarowe, powodziowe itp. Mam także możliwość robienia zdjęć, przetwarzania na ich podstawie dań oraz cofnięcie zamówienia! 

Emma: ...A masz może zdjęcie byłej kuchni?

Automat: Potwierdzam! Moje zabezpieczenia zmuszają mnie także do robienia zdjęć całych pokoi, by w najgorszym przypadku móc na nowo "zamówić" dany pokój.

Emma: Huh. A mógłbyś na nowo zamówić tamtą kuchnię?

Automat: Potwierdzam!

Po chwili cały pokój zapadł się pod ziemię, po czym wyłonił się cały nowiutki i czyściutki.

Automat: Zamówienie gotowe!

Emma: A możesz, aż do mojego rozkazu zabezpieczyć? W razie gdyby ten ŁAMAGA, jeszcze raz zniszczył cały pokój.

Automat: Potwierdzam! Teraz, aż do twojego rozkazu będę w stanie "zabezpieczenie". Życzę miłego dnia.

Automat otoczył się dużą różową bańkom.

Emma: Haha! Nie ma wysadzania kuchni na mojej warcie! Zrób to jeszcze, a odpalę ci coś takiego w gaciach.

Strefa wypoczynkowa

Miejsce przeznaczone do odpoczynku.

Maszynownia

To tutaj Buddy skierował swoje kroki w pierwszej kolejności.

Buddy (Pokój zwierzeń): Znam się na elektronice. Najłatwiej będzie mi uszkodzić im maszyny.

Buddy zaczął grzebać w maszynerii statku, by wyłączyć system sztucznego pola grawitacyjnego, bo musi istnieć skoro chodzą i wewnętrzną prądnicę statku. Silników nie wyłączy, bo jest to bez celowe. Zgodnie z 3 zasadą dynamiki Newtona, w kosmosie wystarczy jeden impuls by statek się poruszał z tą samą prędkością w nieskończoność. Ciągle włączony silnik to strata czasu i ogromnej ilości paliwa. Tak dzieci, gwiezdne wojny was kłamią.

Nagle przychodzi tu Emma, która zirytowana patrzy na kujona.

Emma: Geez, weź idź sobie. I tak nie wiele osiągniesz niszczeniem silników, więc równie sobie możesz pójść i, no nie wiem... I stanąć w kącie i tam zostać do końca zadania.

Buddy odwrócił się i spojrzał w oczy dziewczynie. Normalnie by spanikował, ale teraz nie może mu nic zrobić. Inaczej poniesie konsekwencje. Spojrzał jej chłodno w oczy

Buddy: Nie Geezie! Jestem NERDEM!

Na te słowa chłopak kopnął z całej siły maszynerię, uszkadzając ją.

Emma: No i co zrobiłeś?! *Zirytowana przewróciła oczami* Geez...

Blondynka zauważyła kilka narzędzi, na ścianie, które sobie wzięła i szybko zaczęła naprawiać silnik. W sumie wiele się nie zepsuło, tylko kilka śrubek powypadało oraz jeden kabel wypadł. Dziewczyna szybko po tym zakmnęła klapę do silnika maszynerii. Zauważyła obok jakieś dziwne żelastwo. Blondynka szybko je podniosła, ale było ono ciężkie, nawet jak dla niej, a nie oszukujmy się - Dziewczyna jest jedną z silniejszych o ile nienajsilniejszym zawodnikiem programu. Po upewnieniu się, że żelastwo nie jest żadną machiną zniszczenia i, że nie ma żadnych funkcji, blondynka zakryła nim klapę od silnika.

Buddy podczas tych napraw szybko czmychnął z maszynerii. Trzeba być w ciągłym ruchu. Przeciwnicy też się poruszają, a ty musisz być sprytniejszy od nich i działać, gdzie ich nie ma.

Mała ładownia

Taka taka mała...ładownia.