Totalna Porażka: Powrót Legend (2024) – Odcinek 2 „Spanie? Chef ma inne zdanie na ten temat”
Scena otwiera się w luksusowym spa, gdzie widzimy Chrisa McLeana relaksującego się w wielkim, parującym jacuzzi. Na jego twarzy maluje się błogi spokój, a wokół unosi się lekka mgiełka. W tle delikatnie gra muzyka relaksacyjna, a obok jacuzzi widnieje taca z owocami i koktajlem.
Chris: z rozmarzonym uśmiechem Ahhh... to jest życie! Nic nie odpręża tak jak jacuzzi po intensywnym, dramatycznym dniu na Totalnej Porażce. podnosi szklankę koktajlu Zwłaszcza po eliminacji jednej z najbardziej... kłótliwych zawodniczek w historii. mruga do kamery
Kamera przesuwa się, pokazując eleganckie wnętrze spa, a potem powoli zoomuje na Chrisa, który opiera się wygodnie i kontynuuje z typowym dla siebie uśmieszkiem.
Chris: tonem sprawozdawcy W zeszłym odcinku nasze Legendarne Chomiki przeżyły prawdziwą burzę emocji. Pierwsze wyzwanie? Totalna katastrofa! Courtney, próbując jak zawsze być szefem, doprowadziła do kłótni, która kosztowała drużynę zwycięstwo. A potem... cóż, dramat miłosny. z lekką ironią Gwen, Duncan i Courtney – klasyczny trójkąt, który nie zawodzi w generowaniu konfliktów.
Kamera miga krótkimi przebitkami z poprzedniego odcinka – Courtney krzycząca na Duncana, Gwen próbująca uspokoić sytuację, a Noah sarkastycznie komentujący całą scenę. Potem szybkie ujęcie eliminacji Courtney, która opuszcza wyspę, nie mogąc ukryć swojej frustracji.
Chris: śmieje się pod nosem Aż trudno było uwierzyć, że Courtney w końcu przegrała bitwę o kontrolę. I to przed kamerami, na oczach milionów widzów!
Chris bierze łyk swojego koktajlu, jakby celebrując tę chwilę.
Chris: z entuzjazmem Ale to dopiero początek. Dzisiaj czeka nas kolejna porcja rywalizacji, z jeszcze większą dawką dramy, zdrad i... oczywiście, nieoczekiwanych zwrotów akcji! Czy Duncan zdoła przeżyć bez ciągłego oskarżania? Czy Gwen zacznie grać swoją grę? A co z naszymi nowymi gwiazdami – Luką, Remym, czy Isabellą?
Kamera pokazuje dynamiczne przebitki z zawodnikami – Luka przygotowujący się do rywalizacji, Remy trzymający swoją konsolę, a Isabella rumieniąca się, gdy ktoś do niej mówi.
Chris: odstawia koktajl i wstaje z jacuzzi Wszystko się zmieni. A wy, moi drodzy widzowie, możecie tylko zgadywać, kto będzie następny na liście do eliminacji! Czas na Totalną Porażkę: Powrót Legend!
Kamera powoli odjeżdża, ukazując Chrisa, który wychodzi z jacuzzi z nonszalancją, a następnie zaciera ręce z ekscytacją.
Chris: z uśmieszkiem na ustach Gotowi na więcej? podnosi ręce teatralnie Bo ja tak!
Ekran ciemnieje, a pojawia się logo „Totalna Porażka: Powrót Legend”.
Śniadanie serwowane w luksusowej jadalni. Kryształowe żyrandole wiszą nad stołami, a kelnerzy serwują śniadanie w srebrnych naczyniach. Długie, miękkie sofy zastępują zwykłe krzesła, a przez otwarte okna wpada ciepłe, poranne słońce. Zawodnicy siedzą przy bogato zastawionym stole, uśmiechnięci i odprężeni, z wyjątkowo dobrymi humorami po wygranej w pierwszym zadaniu.
Luka (siedzi rozłożony na sofie z talerzem pełnym jedzenia, oblizując palce): Woooow, wciąż nie mogę uwierzyć, że to nasz hotel. To jak niebo po tym, co widziałem na Wawanakwie! śmieje się, rozciągając się leniwie
Chelsea (w stroju cheerleaderki, z uśmiechem patrząc na swoje idealnie podane smoothie): Powinniśmy wygrywać co tydzień, wtedy zawsze będziemy w takim raju! mruga do wszystkich i bierze łyk smoothie
Harper (entuzjastyczna, ale spokojna, rozgląda się po wnętrzu z zachwytem): Przyznaję, to miejsce jest... piękne. Cudownie, że możemy tu być po takiej wygranej. Ale nie zapominajmy, że to dopiero początek. Jeszcze wiele bitew przed nami! uśmiecha się motywująco
Remy (nerwowo patrzy na talerz, trzymając widelec z wahaniem): Tak, tak... ale... co jeśli następne zadanie to jakieś mega ekstremalne wyzwanie? Wiecie, takie jak... bieganie z tygrysem czy coś?
Lily (z podekscytowaniem, dłubiąc w swoim croissancie, choć bardziej interesują ją mechaniczne urządzenia na stole niż samo jedzenie): Remy, daj spokój! Po prostu cieszmy się chwilą. Te tostery są niesamowite! Jak myślisz, mogę jeden rozebrać na części? uśmiecha się szeroko, patrząc na toster z błyskiem w oku
Dion (wpatrzony w swój tablet, na którym gra w grę, jedząc jedną ręką): Będę szczery – mogliby mi dać konsolę, serwować pizze przez cały sezon i byłbym zadowolony. Ten hotel ma wszystko, czego potrzebuję. Totalny chill!
Igor (siedzi prosto, z zasalutowaną postawą, starannie krojąc swoje jedzenie): Ja też jestem zadowolony z tego luksusu, choć nie zapominajmy, że komfort nas osłabi. Wrogowie czekają, by nas zniszczyć. zawiesza głos poważnie Musimy zachować dyscyplinę!
Harper (kręci głową z uśmiechem, spoglądając na Igora): Tylko ty mógłbyś myśleć o „dyscyplinie” w takim miejscu! Ale masz rację, trzeba być przygotowanym. Ale dzisiaj – odpoczywamy.
Luka (z uśmiechem wpatrzony w Harper): Harper, ty nigdy nie odpoczywasz, prawda? Zawsze myślisz o następnym ruchu. puszcza jej oczko
Harper (śmiejąc się lekko): Może trochę. Ale nie chciałabym widzieć cię w szoku, jeśli jutro Chef postawi przed nami kolejny ekstremalny tor przeszkód.
Lily (błyszcząc entuzjazmem): Nie mogę się doczekać! Mam nadzieję, że będzie tam coś związanego z techniką! Może roboty? Albo drony?
Dion (z lekkim uśmiechem): Serio, Lily? Jesteśmy tu dwa dni, a ty już planujesz inwazję robotów na tor przeszkód?
Luka (daje jej lekkiego żartobliwego kuksańca w ramię): Daj jej szansę. Jak będą roboty, Lily skopie im tyłki w pięć minut. śmieje się
Igor (nadal poważny, z lekkim uśmiechem): A ja skopię każdy inny tyłek, jeśli będzie to konieczne dla naszej wygranej.
Chelsea (chichocze, patrząc na Igora): Wszyscy tu są tacy poważni. Może po prostu odpocznijcie i cieszcie się, że dzisiaj nikt nie odpada! To nasz moment na relaks.
Remy (spoglądając z niepokojem na swoje jedzenie): Powiedzcie tylko, że dzisiaj nie będzie żadnych nowych niespodzianek. Mam nadzieję, że Chef nie wpadnie tu nagle z jakimś planem…
W luksusowym apartamencie hotelu, Dion siedzi na wygodnej kanapie, intensywnie wpatrując się w ekran, gdzie właśnie rozgrywa emocjonujący mecz w FIFA. Oczy ma wlepione w ekran, a jego palce zręcznie operują padem. Luka, który dopiero co wszedł do pokoju, z zaciekawieniem spogląda na grę, krzyżując ramiona na piersi.
Luka (z przekąsem, uśmiechając się pod nosem): FIFA? No proszę... A co z prawdziwą piłką nożną? To trochę jak jeść fast food, kiedy czeka na ciebie prawdziwa uczta.
Dion (lekko rozbawiony, ale nadal skupiony na grze): Fast food, mówisz? Cóż, jest szybki, daje satysfakcję i nigdy się nie nudzi. uśmiecha się, strzelając gola w grze A do tego... zawsze wygrywam. podnosi ręce w geście triumfu
Luka (z uśmiechem, rzucając w Diona piłkę, którą znalazł w kącie pokoju): Wirtualna wygrana to jedno, ale prawdziwe boisko to zupełnie inna historia. Chcesz zobaczyć, kto jest prawdziwym mistrzem? Co ty na to, żebyśmy poszli zagrać na zewnątrz? Sprawdzimy twoje umiejętności w prawdziwym meczu.
Dion (pauzując grę i spoglądając na Lukę z wyzwaniem w oczach): No dobra, skoro już mnie wyzywasz, to nie mogę odmówić. Ale wiedz jedno – na boisku nie zamierzam ci ustępować. Zobaczymy, kto będzie świętował tym razem. wstaje z kanapy, zaciąga bluzę i rusza ku wyjściu, gotów na wyzwanie
Luka (z uśmiechem, idąc za Dionem): To mi się podoba. Pamiętaj, że nie chodzi o to, kto jest silniejszy. Liczy się spryt i wytrzymałość. I... odrobina szczęścia. mruga do niego, a obaj wychodzą z pokoju, gotowi na przyjacielski pojedynek
Między Luką a Dionem narasta przyjacielska rywalizacja. Luka, jako zapalony sportowiec, widzi w Dionie potencjalnego przeciwnika, z którym mógłby dzielić swoją pasję, ale na bardziej fizycznym poziomie. Dion, który zwykle wybiera wirtualne wyzwania, nagle dostrzega, że Luka może pomóc mu wyjść poza jego strefę komfortu. To początek przyjaźni opartej na rywalizacji, ale także wzajemnym szacunku. W ogrodzie luksusowego hotelu, wśród kwitnących drzew i delikatnych promieni słońca, Igor i Harper siedzą na ławce. Atmosfera jest spokojna, ale rozmowa między nimi szybko nabiera intensywności. Harper jest wyraźnie podekscytowana tematem, podczas gdy Igor, mimo powagi, wyraźnie angażuje się w dyskusję.
Harper (z pasją, ale bez agresji): Wiesz, Igor, wolność to coś więcej niż tylko zasady. To prawo do bycia sobą, do podejmowania decyzji bez ciągłego nadzoru. Każdy powinien mieć możliwość wyboru swojej drogi. Bez przymusu.
Igor (unosząc brew, choć nie odrywa oczu od Harper): A co, jeśli ta „wolność” prowadzi do chaosu? Ludzie potrzebują silnej ręki, która pokaże im właściwą drogę. Wolność bez odpowiedzialności to tylko iluzja. To jak dać dzieciom klucze do samochodu i oczekiwać, że będą jeździć bezpiecznie.
Harper (uśmiechając się lekko, ale stanowczo): Ale właśnie odpowiedzialność wynika z wolności. Kiedy masz wybór, uczysz się na własnych błędach, rozwijasz się. Kiedy ktoś narzuca ci zasady, nie uczysz się niczego poza strachem przed karą. Ludzie potrzebują zaufania, nie kontroli.
Igor (z nieco rozbawionym uśmiechem, choć wciąż poważny): Powiedz mi, Harper, co by się stało, gdyby każdy robił, co chciał? Nie widzisz, że świat by się rozpadł? Wystarczy jeden buntownik, żeby wywrócić wszystko do góry nogami.
Harper (z pasją): A co, jeśli ten buntownik ma rację? Zmiany zaczynają się od jednostki. Równość i wolność to nie utopie – to cele, które warto osiągnąć. I jeśli ktoś musi się zbuntować, żeby to zrozumieć, to tak, niech to zrobi!
Igor (z lekkim uśmiechem, z zaskoczeniem, ale i szacunkiem): Hm, masz... niezły argument. Może nie zgadzam się z tobą całkowicie, ale muszę przyznać, że masz ciekawy sposób myślenia. Kto wie, może kiedyś... dojdziesz do wniosku, że świat potrzebuje silniejszych zasad. Ale na razie... jesteś godnym przeciwnikiem w tej rozmowie.
Harper (śmiejąc się ciepło, choć widać w jej oczach determinację): Cieszę się, że nie jesteś całkowicie zamknięty na inne perspektywy. Może kiedyś znajdziemy wspólną płaszczyznę. Ale póki co, wolność musi wygrać.
Mimo różnicy poglądów, między Igorem a Harper narasta wzajemny szacunek. Oboje mają silne przekonania, ale ich rozmowy nie są próbą przekonania siebie nawzajem – raczej jest to wymiana myśli, która pogłębia ich wzajemne zrozumienie..Na tarasie hotelowym, otoczonym kwiatami i delikatnym szumem drzew, Lily i Remy siedzą na ławce, pochłonięci rozmową o przyszłych wyzwaniach. Lily z entuzjazmem szkicuje swoje pomysły na kartce, a Remy, choć niepewny, z zaciekawieniem słucha jej analiz.
Lily (z energią, rysując schematy na kartce): Myślę, że jeśli kolejne wyzwanie będzie związane z technologią, moglibyśmy stworzyć coś naprawdę wyjątkowego. Na przykład, jeśli będziemy musieli monitorować teren, moglibyśmy zbudować małe drony. To proste, a daje przewagę. Widzisz to? pokazuje mu schemat, który narysowała
Remy (z uznaniem, patrząc na jej pomysły): Wow, ty naprawdę myślisz o wszystkim, co? Ja... nigdy bym nie wpadł na takie rzeczy. Zawsze myślę tylko o tym, żeby jakoś przetrwać. A ty już planujesz strategie na przód.
Lily (uśmiechając się, ale z powagą): To dlatego, że wyzwania to nie tylko siła fizyczna. To także myślenie strategiczne. Jeśli możemy przewidzieć, co nas czeka, to już mamy przewagę. A ty... Remy, widziałam, jak grasz w LOL-a. Masz świetną umiejętność analizowania sytuacji. Możemy to wykorzystać.
Remy (lekko zawstydzony, ale szczęśliwy, że go doceniła): Dzięki, Lily. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Zawsze uważałem, że nie będę w stanie konkurować z silniejszymi graczami. Ale jeśli mogę pomóc w inny sposób... to super.
Lily (z uśmiechem, klepiąc go po ramieniu): Zdecydowanie. Razem mamy spore szanse. Wystarczy, że połączymy nasze umiejętności i będziemy działać zespołowo. A wtedy... wygramy.
Lily i Remy nawiązują coraz silniejszą więź opartą na wzajemnym szacunku do swoich zdolności. Lily widzi w Remym potencjał, który może być kluczowy w przyszłych wyzwaniach, a Remy zaczyna wierzyć, że może wnieść coś więcej do zespołu niż tylko udział w grze. W luksusowej hotelowej siłowni, Chelsea intensywnie trenuje, podnosząc ciężary i biegnąc na bieżni. Jej ruchy są pewne i wytrenowane, podczas gdy Bella, ubrana w delikatny dres, wchodzi na siłownię z pewnym zawstydzeniem. Chelsea, widząc ją, od razu wyczuwa potencjalną rywalkę.
Chelsea (patrząc na Bellę z wyższością, z lekko zaciśniętymi ustami): Cześć, Bella! Co tu robisz? celowo mówi w tonie sugerującym, że siłownia nie jest dla „takich” dziewczyn jak ona
Bella (trochę zaskoczona, ale uśmiechnięta): Oh, pomyślałam, że trochę się poruszam. Nigdy nie byłam wielką fanką siłowni, ale... no, warto spróbować czegoś nowego, prawda?
Chelsea (uśmiechając się z nieco sztuczną serdecznością): No, nie każdy ma w sobie ducha sportowca, ale to dobrze, że próbujesz. Wiesz, Bella, popularność to nie tylko uroczy wygląd. Trzeba być też silnym, wytrwałym. rzuca okiem na swoje mięśnie
Bella (trochę speszona, ale starająca się zachować pewność siebie): Wiem, Chelsea. Popularność... to też bycie sobą. A ja... lubię być sobą. uśmiecha się nieśmiało, ale szczerze
Chelsea (z cieniem uśmiechu, w myślach już planując, jak zmanipulować Bellę): Oczywiście, Bella. Ale czasem warto pokazać, że masz w sobie coś więcej. Może mogłabym cię nauczyć paru rzeczy, jak... wytrzymałość. Przyda się, jeśli chcesz dłużej przetrwać w tej grze. mruga do niej z fałszywym wsparciem
W obozie Legendarnych Chomików zapanowała cisza, ale nie z powodu komfortu snu – wręcz przeciwnie. Skromne łóżka były niewygodne, a stare, skrzypiące deski w podłodze ich domku sprawiały, że każdy najmniejszy ruch przypominał trzęsienie ziemi. To jednak nie było najgorsze – w środku nocy Chef postanowił wpaść z niezapowiedzianą pobudką, tłukąc metalową patelnią w garnek, co sprawiło, że nie zmrużyli oka przez resztę nocy. Teraz, gdy pierwszy promień słońca niechętnie wpada przez brudne okno, Chomiki budzą się – wyczerpani, rozdrażnieni i gotowi do wojny.
Chef (nagle wbijając się do domku z szerokim uśmiechem i gwizdkiem w ręku): PIIIII! dźwięk gwizdka przenika przez powietrze niczym ostrze Dzień dobry, Chomiki! Jak tam drzemka? Mam nadzieję, że macie naładowane baterie, bo dzisiaj czeka was kolejna wielka przygoda! uśmiecha się z fałszywą serdecznością
Duncan (podnosząc głowę z poduszki, która bardziej przypomina wytarty kawałek materiału): Chefie, kurwa serio? W środku nocy, a teraz z gwizdkiem?! Kto normalny tak robi?
Chef (zadowolony z siebie): Ja robię, chłopcze. Jesteśmy w reality show, a wy nie jesteście na wakacjach. Trochę dyscypliny nie zaszkodzi.
Lindsay (rozciągając się na łóżku, jej włosy totalnie rozczochrane): Ugh, moje plecy... Czuję się jak staruszka. Jak ja mam wyglądać pięknie, jeśli będę spać na tym czymś? pokazuje na swoje łóżko z niesmakiem
Owen (leżąc na podłodze, gdzie próbował znaleźć więcej miejsca do spania): Chciałbym powiedzieć, że było źle, ale w sumie na podłodze nie było tak źle, jak myślałem... Chociaż, czy ktoś może mi przynieść coś do jedzenia? Na przykład... naleśniki? marzy w półśnie
Gwen (przecierając oczy, zła i zmęczona): Serio, Owen? Naleśniki? Po tym, co przeszliśmy tej nocy, ty myślisz o jedzeniu?
Dawn (delikatnie przeciągając się, wyczuwając energię w powietrzu): Cóż, natura mówi mi, że dzisiaj nasz zespół będzie miał ciężki dzień. Nasza aura jest... zmącona. Czy to przez brak snu? Może... Ale Chef chyba lubi testować nasze granice.
Scott (masując kark, wstając z łóżka): To nie test, to jest jakaś tortura. Serio, jestem na skraju wytrzymałości. Ktoś tu musi z tym coś zrobić, zanim zwariujemy.
Duncan (spoglądając na Gwen, a potem na Chefa): Co powiesz na to, że po prostu zrobimy bunt? Chefowi się to nie spodoba, ale przynajmniej będziemy mieli trochę spokoju...
Chef (z chytrym uśmieszkiem, słysząc ich narzekania): Próbuj, chłopaczku. Ale pamiętaj, że bunt ma swoje konsekwencje. A ja? Ja się ich nie boję.
Gwen (szeptem do Duncana, z lekką nutą złości): Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? Znamy Chrisa i Chefa. To tylko pogorszy sprawy.
Duncan (cicho, ale z przekorą): Czasami trzeba postawić się systemowi, żeby zdobyć to, czego się chce. Ale masz rację, może najpierw zobaczymy, co dzisiaj Chris wymyśli, zanim zaczniemy cokolwiek... przeciąga się leniwie, ignorując Chefa wścibski wzrok
Chef (znów gwizda, głośno i agresywnie): Pora na pobudkę! Macie pięć minut, żeby być gotowymi do śniadania. A jak nie... cóż, zawsze mogę wrócić z garnkiem i patelnią. mruga do nich, wychodząc z domku, zostawiając drzwi szeroko otwarte, by wpuścić zimne powietrze
Lindsay (jęcząc, przeciągając się z bólem): Dlaczego on zawsze musi być taki okropny? Przysięgam, jeśli mnie znowu obudzi w środku nocy, po prostu ucieknę stąd i znajdę najbliższe spa...
Noah (ziewając, z sarkastycznym uśmiechem, ledwo otwierając oczy): Hmm, tak, bo to na pewno pomoże w tej grze... Zrelaksowana Lindsay wróci jako zwyciężczyni... Marzenie ściętej głowy.
Owen (patrząc na swoich zmęczonych towarzyszy, ale wciąż z uśmiechem): No dobra, przetrwaliśmy najgorsze, prawda? Chef nie może nas już bardziej zmęczyć... nagle zatrzymuje się, zdając sobie sprawę, co powiedział O kurczę, czy ja właśnie wyzwałem los?
Zespół Legendarnych Chomików jest wykończony po nocy pełnej stresu i braku snu. Chef celowo psuł im sen, testując ich wytrzymałość psychiczną i fizyczną. Frustracja narasta, zwłaszcza u Duncana, który powoli zaczyna myśleć o buncie. Zespół jest jednak świadomy, że każda konfrontacja z Chefem lub Chrisem może skończyć się dla nich jeszcze gorzej. Na razie próbują zebrać siły na nadchodzące wyzwania, choć ich morale są niskie, a napięcie w grupie rośnie.W starej, zaniedbanej kantynie, która bardziej przypominała magazyn niż miejsce do jedzenia, zebrali się przegrani. Atmosfera była ciężka i ponura – ściany były brudne, stoły skrzypiące, a powietrze przesycone zapachem stęchlizny. Kantyna była daleką od luksusu, do jakiego wielu z nich mogłoby przywyknąć. Dziewczyny – Gwen, Lindsay, Dawn – usiadły razem przy jednym stole, prowadząc intensywną rozmowę, próbując odreagować rozczarowanie z pierwszego wyzwania, które zakończyło się totalną porażką zespołu. Na przeciwległym końcu sali Duncan próbował zebrać chłopaków – Noah, Scotta i Owena – żeby nakłonić ich do buntu przeciwko Chefowi, ale natrafiał na opór.
Stół dziewczyn:
Gwen (opierając głowę na dłoniach, wkurzona): To najgorszy start sezonu w historii. Serio, przegrywamy przez głupie kłótnie i błędy Courtney. Jak to się mogło tak szybko posypać?
Lindsay (marudząc, patrząc na swój talerz z marnym jedzeniem): A ja myślałam, że będzie tu chociaż jakieś spa albo basen! Zamiast tego mamy... to. krzywi się, wskazując na brudny talerz Czy ktoś mógłby przynieść mi jakąś świeżą sałatkę?
Dawn (próbując uspokoić atmosferę, spokojnie): Musimy przyjąć, że to tylko początek. Energia naszego zespołu jest mocno zaburzona, ale nie możemy się poddawać. Wyzwania dopiero się zaczynają, a harmonijna współpraca pomoże nam odwrócić losy.
Gwen (przewracając oczami, zirytowana): Dawn, serio? To nie jest kwestia energii, tylko tego, że wszyscy są zbyt zajęci kłótniami, zamiast skupić się na grze.
Lindsay (z westchnieniem): Tak, a Duncan i Courtney znów się pokłócili. Ja już nie mogę za nimi nadążyć... Czy oni są razem, czy nie? A może znowu?
Gwen (spoglądając na Lindsay z lekkim zażenowaniem): Serio? Po tym wszystkim, co się działo w poprzednich sezonach? W ogóle nie powinni być razem... A teraz zamiast grać, Courtney się czepiała, a Duncan tylko ją podjudzał.
Dawn (przytakuje spokojnie): To prawda. Ich nieustanna kłótnia zatruwała atmosferę w zespole.
Stół chłopaków:
Duncan (poirytowany, gestykulując żywiołowo): Słuchajcie, musimy coś z tym zrobić. To nie jest gra, to jest tortura. Chef ciągle nas gnębi, a Chris? On się tylko śmieje! Trzeba się buntować, chłopaki. Nie możemy im pozwolić, żeby nas tak traktowali!
Owen (szczęśliwy, zajadając się jedzeniem, z uśmiechem na twarzy): Bunt? Duncan, stary, mamy tutaj jedzenie! Jest super. Myślę, że ten pudding ma smak, którego nawet nie potrafię nazwać! zajadanie się puddingiem
Noah (z sarkastycznym uśmiechem, leniwie pochylając się nad swoim talerzem): Tak, tak. Bunt brzmi świetnie. Możemy na przykład... wyjść na zewnątrz i rozłożyć się na leżakach, podczas gdy Chef zrzuci na nas kolejną lodówkę z helikoptera. Nie, dzięki. Jestem na to za stary.
Scott (przeciągając się, zerkając na Duncana z niechęcią): Duncan, daj spokój. Myślisz, że Chef to kupi? Za każdym razem, kiedy ktoś próbował się zbuntować, kończyło się na tym, że lądował w jeszcze większych tarapatach. Nie mam ochoty spać na zewnątrz... albo w wodzie z… rekinami.
Duncan (wkurzony, widząc brak wsparcia): Serio? To wy chcecie po prostu to wszystko znieść? Kolejna noc bez snu, kolejna porażka i znów będziemy ich marionetkami. Trzeba działać!
Noah (spokojnie, z nutą ironii): Czasami, Duncan, działać to znaczy przetrwać. A przetrwać oznacza nie wkurzać Chefa bardziej niż trzeba. Oczywiście, jeśli chcesz spać w kajdankach na masztach, proszę bardzo. Ja wybieram najbezpieczniejszą drogę – jedzenie i brak zmartwień.
Owen (z uśmiechem, machając widelcem w powietrzu): Tak, jestem za Noah! Pudding i brak zmartwień! To motto życia!
Duncan (przewracając oczami, zirytowany): Jasne, Owen. Zjedz swój pudding, a ja spróbuję jakoś uratować ten sezon.
Atmosfera w kantynie Legendarnych Chomików jest napięta. Dziewczyny narzekają na fatalny start sezonu i kłótnie w drużynie, podczas gdy Duncan próbuje podburzyć chłopaków do buntu. Jednak z wyjątkiem Scotta, który jest nieco bardziej skłonny do rozważenia opcji buntu, większość chłopaków – zwłaszcza Noah i Owen – jest sceptyczna lub całkowicie ignoruje jego plan. Owen wciąż jest w swoim beztroskim świecie jedzenia, podczas gdy Noah przyjmuje swój standardowy, sarkastyczny ton, uznając, że najlepiej jest przetrwać z najmniejszym możliwym oporem. Las otaczający teren, na którym odbywają się wyzwania, jest ciemny i gęsty, idealny do tajnych rozmów i ukrytych planów. Szum liści na wietrze i sporadyczne odgłosy zwierząt tworzą atmosferę napięcia. Duncan i Scott oddalili się od obozu w poszukiwaniu spokoju, by móc porozmawiać bez świadków. W gęstwinie drzew, z dala od innych zawodników, ich rozmowa nabiera mrocznego, konspiracyjnego tonu.
Scott (spoglądając na Duncana z błyskiem w oku, mówi półszeptem, aby nie zwrócić na siebie uwagi): Wiesz, Duncan, twoje pomysły… są o wiele lepsze, niż ktokolwiek by się spodziewał. Większość tych ludzi w drużynie nie ma pojęcia, jak tu przetrwać. Ale my… my wiemy, że tu chodzi o coś więcej.
Duncan (przeciągając ręką po karku, z lekkim uśmiechem): Tak? Co takiego widzisz w moich pomysłach, czego inni nie zauważają?
Scott (lekko pochylając się w stronę Duncana, jakby dzielił się największym sekretem): Widzisz, inni myślą, że to tylko gra. Ale to walka o przetrwanie, o to, kto potrafi najlepiej manipulować i utrzymać kontrolę. A twoje pomysły na bunt i sprzeciw wobec Chefa? To idealna strategia, żeby odwrócić uwagę od siebie i wyeliminować słabszych graczy.
Duncan (z lekkim uśmieszkiem, patrząc podejrzliwie na Scotta): Więc co proponujesz? Chcesz się przyłączyć do mojego małego buntu?
Scott (z entuzjazmem, udając lojalność i szczerość): Nie tylko to. Proponuję coś większego. Cichy sojusz, tylko ty i ja. Razem możemy stopniowo eliminować każdego, kto stoi nam na drodze. Nawet nie zauważą, co się dzieje, zanim będzie za późno. Ty grasz buntownika, ja gram lojalnego farmera, który trzyma się z boku. A kiedy nadejdzie odpowiedni moment, pozbywamy się reszty i walczymy o finał.
Duncan (patrząc z zaciekawieniem, ale z nutą ostrożności): Cichy sojusz, co? A co z tymi, którzy już tu są? Owen, Noah… Myślisz, że to tak łatwo ich wyeliminować?
Scott (z chytrym uśmiechem, przytakując): Wszyscy mają swoje słabości, Duncan. Lindsay? Zbyt głupia. Owen? Myśli tylko o jedzeniu. Noah? Cwaniak, ale leniwy. Oni nie widzą, co się tu naprawdę dzieje. My możemy to wykorzystać. Jeśli będziesz grał na ich uczuciach i pociągniesz za odpowiednie sznurki, będą na twojej łasce. Ja mogę ich powoli podburzać, żeby zaczęli się nawzajem podejrzewać.
Duncan (przeciąga dłoń po brodzie, myśląc przez chwilę): Brzmi nieźle, ale czemu mam ci ufać? Rudzielec, który już wcześniej zdradzał swoich ludzi, chce teraz grać lojalnego kumpla?
Scott (udając szczerość, kładzie rękę na sercu): Wiem, co myślisz, ale to zupełnie co innego. Wcześniej musiałem grać sam, ale z tobą możemy to wszystko ograć. Sam nie mam takiej siły, ale razem mamy większe szanse na dotarcie do końca. Ty masz charyzmę i odwagę, a ja… jestem w stanie zrobić, co trzeba, żeby to zadziałało.
Duncan (uśmiecha się, jeszcze bardziej zainteresowany): Może i masz rację. Może warto zagrać trochę inaczej tym razem. Ale pamiętaj – jak mnie oszukasz, skończysz gorzej, niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek zdradziłeś.
Scott (przytakuje, z udawaną pokorą): Oczywiście, Duncan. Tu chodzi o zaufanie. A ja… zamierzam być lojalny, póki nie wygramy.
Duncan (przebijając się przez mrok lasu, patrząc na Scotta z lekkim uśmiechem): Dobra, masz mnie. Sojusz. Ale jeśli coś mi nie pasuje, wiesz, co cię czeka. To nie jest zwykła gra. To wojna.
Plaża o poranku, kiedy słońce dopiero zaczyna wschodzić nad horyzontem, oświetlając złote piaski i spokojne, delikatnie falujące morze. Dawn siedzi w pozycji lotosu, na swoim ulubionym miejscu blisko brzegu, gdzie dźwięk fal wprowadza ją w głęboki stan medytacji. Jej oczy są przymknięte, a delikatny uśmiech pojawia się na jej twarzy. Gwen pojawia się z drugiej strony, początkowo niezdecydowana, ale zaintrygowana spokojem, jaki emanuje od Dawn. Zmęczona poprzednim dniem, pełnym napięcia i kłótni, szuka ukojenia.
Gwen (siadając obok Dawn, wzdychając ciężko): Wyglądasz na totalnie zrelaksowaną… A ja… muszę przyznać, że czuję się, jakby świat się na mnie zwalił. Może i ja powinnam spróbować medytacji?
Dawn (z zamkniętymi oczami, ale cicho uśmiechając się, słysząc głos Gwen): Medytacja to dobry sposób na oczyszczenie umysłu z negatywnej energii, Gwen. Pozwala na chwilę uciec od chaosu i skupić się na swoim wnętrzu. Możesz spróbować. Pomoże ci znaleźć balans.
Gwen (z lekkim niedowierzaniem, ale z nutą ciekawości): No cóż, nie zaszkodzi spróbować. Po wczorajszym dniu chyba nic mnie bardziej nie wyprowadzi z równowagi. Courtney ciągle czepiała się Duncana, a ja... staram się to wszystko jakoś znieść. Cieszę się, że Duncan został, ale mam dość tych dramatów.
Dawn (otwierając oczy na chwilę, spogląda spokojnie na Gwen): Wyczułam to napięcie między wami. Konflikty energetyczne mogą naprawdę wyczerpywać. Ale widzę, że między tobą a Duncanem jest głęboka więź. Chemia, która was łączy, jest silna, nawet jeśli inni tego nie rozumieją.
Gwen (z uśmiechem, patrząc w dal, na spokojne fale): Tak, między mną a Duncanem zawsze było coś wyjątkowego. Nawet jak się kłócimy, wiem, że możemy to przetrwać. Ale Courtney... Ugh, nie wiem, ile jeszcze wytrzymałabym jej komentarze.
Dawn (kładąc delikatnie dłoń na ramieniu Gwen, mówi łagodnym tonem): Courtney działa z poziomu frustracji, a nie zrozumienia. Jeśli uda ci się z nią nie walczyć, a raczej zachować spokój i wybaczenie, może przestanie was atakować. Negatywna energia innych nie powinna cię obciążać.
Gwen (zamyślona, próbując wczuć się w słowa Dawn): Wybaczenie... Łatwo powiedzieć. Ale może masz rację. Może czas odpuścić. Tyle dramy i tak już przeszłam w tej grze, że powinnam znaleźć dla siebie trochę spokoju. Spróbuję się medytować, choć na chwilę.
Dawn (z uśmiechem, zamykając oczy z powrotem): Wystarczy, że zaczniesz od spokojnego oddechu. Wdech... wydech... Skup się na swoim oddechu i na tym, co sprawia, że czujesz się dobrze. Duncan jest tutaj, macie jeszcze czas, żeby wszystko poukładać.
Gwen (zamyka oczy, oddychając głęboko, próbując się skupić): Okej… spróbuję. Wdech… wydech… Duncan… Nie wiem, co się wydarzy, ale dobrze, że jest ze mną.
Dawn (z uśmiechem, powoli wracając do swojego spokojnego stanu medytacji): Właśnie o to chodzi, Gwen. Skup się na pozytywach, a reszta się ułoży.
Na brzegu jeziora, Owen i Noah siedzą na starym pniu drzewa, niedaleko pomostu. Owen, z zawsze pełnym entuzjazmu uśmiechem, chrupie paczkę starych chipsów, które znalazł w zniszczonej kantynie. W oddali, na plaży, Lindsay krąży w tę i z powrotem, co chwilę pochylając się nad piaskiem, a potem znów wstając, wyraźnie zagubiona, ale jak zawsze pełna energii i entuzjazmu.
Owen (z pełnymi ustami, chrupiąc chipsy, mówi z rozbawieniem): Hehe, stary, ona wygląda jakby szukała czegoś bardzo ważnego... ale chyba nie wie czego!
Noah (z charakterystycznym sarkazmem, spoglądając na Lindsay z przymrużonymi oczami): Znając Lindsay, pewnie szuka... swojego cienia. Albo czegoś równie nieuchwytnego.
Owen (śmiejąc się, machając chipsami w powietrzu): Albo może zgubiła myśl, którą miała dwie godziny temu! Hehe, ona jest taka urocza, no nie? Zawsze wie, jak rozśmieszyć, nawet jeśli nie wie, co się wokół niej dzieje.
Noah (z uśmiechem, opierając się wygodnie o pień drzewa): Tak, "urocza" to jedno słowo. Ja bym użył "wiecznie zagubiona". Ale wiesz co? To niesamowite, że przetrwała tyle sezonów, z takim... podejściem do życia.
Lindsay (oddalona, grzebiąc w piasku, mruczy pod nosem, zupełnie nieświadoma, że jest obserwowana): Hmmm... może tu? Albo tam? Gdzie to mogło być...
Owen (ze śmiechem, pochyla się do Noah): Myślisz, że szuka skarbu? Może zakopała coś cennego i zapomniała gdzie!
Noah (przewraca oczami, ale z lekkim uśmiechem): Owen, dla niej skarbem może być różowy lakier do paznokci albo gumka do włosów. Nie liczyłbym na nic bardziej skomplikowanego.
Lindsay (podnosi coś z piasku, podnosi rękę w triumfie): Ooo! Znalazłam!
Owen (patrząc na nią z rozbawieniem): No i co tam masz, Lindsay?
Lindsay (podbiegając w ich stronę, pokazując z dumą znalezisko): O, patrzcie! Kawałek muszelki! Prawda, że śliczna? Chyba chciałam ją znaleźć... ale nie jestem pewna.
Noah (patrząc na nią z lekkim sarkazmem): No, Lindsay, wielka zagadka rozwiązana. Czas na odpoczynek, zanim znowu zgubisz... swoją drogę powrotną.
Owen (śmiejąc się serdecznie, klepie Noah po ramieniu): Hehe, ona jest niesamowita! Zawsze potrafi mnie rozbawić.
Lindsay (z szerokim uśmiechem, niezrażona uwagami): Dzięki, chłopaki! Muszelki są takie ładne, prawda?
Noah (patrząc na nią, z rezygnacją, ale z uśmiechem): Prawda, Lindsay. Zdecydowanie to był twój dzień.
Słoneczny poranek rozświetla luksusowy hotel, w którym zatrzymali się Nadlatujące Sępy. Przed hotelem stoi Chris z megafonem, a wokół niego zbierają się zmęczone Legendarne Chomiki, które ledwo przeciągają nogi po intensywnym wyzwaniu. Ich miny są pełne znużenia, a każdy z zawodników stara się jakoś ukryć swoje niezadowolenie. W oddali, na tarasie hotelowym, Nadlatujące Sępy obserwują wszystko z szelmowskimi uśmiechami.
Chris (krzycząc przez megafon, z radością w głosie): Uwaga, uwaga, Legendarne Chomiki! Czas na zbiórkę! Wszyscy do mnie! I nie martwcie się, nie będziemy długo czekać. Przynajmniej nie dłużej niż wasze poranne zmęczenie!
Dawn (przeciągając się, ziewając): Jakie to słodkie, Chris. Niech to będzie szybkie… chociaż nie obiecywałeś, że nie będzie długo.
Duncan (przewracając oczami, z przekąsem): Może Chris po prostu nie miał nic lepszego do roboty i chce się upewnić, że czujemy się źle z porażką?
Gwen (sarkastycznie, zakładając ręce na piersi): Cóż, tak to już jest, gdy jesteś na dnie. Wydaje się, że nasze problemy są jego ulubionym tematem!
Luka (z szerokim uśmiechem, zerkając na Chomiki): Patrzcie na nich! Wyglądają jakby dopiero co przetrwali walkę z gorylami w dżungli.
Dion (śmiejąc się, wskazując na zmęczone twarze Chomików): I to z pewnością nie są goryle! Jak widać, nie radzą sobie z tą „legendarną” częścią swojego imienia.
Harper (z ironią, krzyżując ramiona): Ciekawe, jak długo zajmie im dojście do siebie po tak przełomowej porażce. Może w końcu nauczą się, że muszą ze sobą współpracować!
Chris (do mikrofonu, z uśmiechem): No cóż, Chomiki! Jak widać, Nadlatujące Sępy są gotowe do ataku! Dobrze widzieć, że rywalizacja staje się tak... ekscytująca! Co wy na to, aby pokazać im, że nie zamierzacie się poddawać? Albo przynajmniej, że nie zamierzacie wyglądać jak zombie na plaży?
Gwen (szeptem do Duncana): Musimy to jakoś przetrwać. Nie możemy im dać tej satysfakcji.
Duncan (kiwając głową, z udawaną pewnością): Racja. Pokażemy im, że to dopiero początek.
Noah (z ironią, wciąż trzymając kanapkę): No cóż, przynajmniej są lepsi od nas w robieniu złośliwych komentarzy. Mnie by na to nie było stać.
Chris (do Chomików, z szerokim uśmiechem): Pamiętajcie, każdy z was jest w tej grze z jakiegoś powodu! Czas na was, aby pokazać, co potraficie! Nadlatujące Sępy, nie cieszcie się zbyt szybko! Zobaczymy, kto naprawdę wyjdzie na prowadzenie w tej grze!
Słońce wciąż świeci na horyzoncie, a atmosfera staje się coraz bardziej napięta, gdy Chris, wciąż trzymając megafon, zwraca się do zgromadzonych zawodników. W Legendarne Chomiki widać oznaki niepokoju, podczas gdy Nadlatujące Sępy z złośliwym uśmiechem obserwują sytuację z boku.
Chris (podnosząc megafon do ust, z entuzjazmem): Drodzy zawodnicy! Czas na kolejne wyzwanie! Mam nadzieję, że jesteście gotowi, bo to, co was czeka, to prawdziwa próba waszej wytrzymałości i współpracy!
Dawn (niespokojnie, przytulając ręce do siebie): Mamy nadzieję, że tym razem nie będzie to kolejna pułapka. Po ostatnim wyzwaniu…
Duncan (przerywając, z sarkazmem): Oczywiście, że nie. Chris z pewnością nie planuje żadnych niespodzianek… a przynajmniej nie takich, które mogłyby nas zaskoczyć.
Chris (z uśmiechem, ignorując uwagi zawodników): Mam nadzieję, że nauczyliście się, że bez współpracy nikt z was nie ma szans na przetrwanie. Dziś będziecie musieli połączyć siły, aby wygrać!
Gwen (szepcząc do Duncana): Nie brzmi to dobrze. Czyżby znowu mieliśmy biegać w kółko, starając się ogarnąć to, co robi Chris?
Duncan (uśmiechając się z przekąsem): Tylko jeśli będą wymagać od nas skakania przez ogień, niech się lepiej przygotują.
Chris (kontynuując, podnosząc głos): A teraz… czas na szczegóły! Wybierzecie liderów drużyn, którzy będą dowodzić waszymi działaniami! A następnie… będziemy mieć do czynienia z czymś zupełnie nowym!
Luka (przechylając głowę, zaintrygowany): Co masz na myśli, Chris? Co to za „zupełnie nowe” wyzwanie?
Chris (uśmiechając się tajemniczo): Możecie to odkryć tylko w trakcie zadania. Wierzę, że będziecie mieli okazję pokazać, co naprawdę potraficie!
Zawodnicy spoglądają po sobie z niepokojem, nie wiedząc, co ich czeka. Napięcie w powietrzu narasta, a Chris, widząc ich reakcje, decyduje się na ostatnią zachętę.
Chris (z pasją, krzycząc): Pamiętajcie, że tylko najsilniejsi przetrwają! Zgromadźcie swoje siły, bo nadchodzi czas, aby pokazać, kto jest prawdziwym mistrzem Totalnej Porażki!
Chris, stojąc na podwyższeniu z megafonem, wygląda jak dyrygent gotowy do poprowadzenia orkiestry. Uczestnicy mają wyraźnie napięte miny, a niektórzy wymieniają zaniepokojone spojrzenia.
Chris (z szerokim uśmiechem, energicznie podnosząc ręce, aby przyciągnąć uwagę): Uwaga, uwaga! Drodzy zawodnicy, czas na kolejne wyzwanie w Totalnej Porażce! Przede wszystkim, zróbcie krok do przodu, jeśli czujecie w sobie siłę, aby stawić czoła nadchodzącym wyzwaniom!
Luka (z brwiami uniesionymi w geście niepewności, przestępując z nogi na nogę): Czy powinienem być gotowy na coś, co znowu będzie wyzwaniem życia?
Owen (uśmiechnięty, trzymając w dłoni paczkę chipsów, z chrapliwym śmiechem): Cokolwiek to będzie, ja jestem gotowy! Mój brzuch jest na to przygotowany!
Chris (przechylając głowę w ich stronę, z wyraźnym entuzjazmem): Dzisiaj, moi drodzy, będziecie musieli zjednoczyć siły w swoich drużynach! To nie tylko test waszej kondycji fizycznej, ale także umiejętności współpracy. Zasady są proste: każde z was czeka seria wyzwań, które sprawdzą, jak dobrze potraficie działać razem!
Dawn (spoglądając na Chris, z niepokojem w oczach): Jakie wyzwania, Chris? Czy możemy być pewni, że będą w miarę bezpieczne?
Chris (ze złośliwym uśmiechem, wyraźnie czerpiąc przyjemność z ich niepokoju): Bezpieczne? Może nie, ale zapewniam, że będą ekscytujące! Będziecie musieli przejść przez tor przeszkód, rozwiązać zagadki i wykonać różne fizyczne zadania!
Chris gestykuluje w kierunku obszaru obok hotelu, gdzie widać przygotowany tor przeszkód: kolorowe opony do przeskakiwania, zawirowania z lin, a nawet sztuczne przeszkody, które wyglądają na dość trudne do pokonania.
Chris (z rosnącym entuzjazmem): Każda drużyna wybierze lidera, który będzie odpowiedzialny za strategię. Przemyślcie to mądrze! W końcu, dobre kierownictwo może być kluczem do zwycięstwa!
Harper (spoglądając na innych z iskierką w oczach): To świetna okazja, aby pokazać nasze umiejętności! Możemy stworzyć coś wielkiego!
Chris (patrząc na zawodników, z błyskiem w oku): Pamiętajcie, że czas będzie na waszą niekorzyść! Macie pięć minut, aby dotrzeć do mety! Każda sekunda się liczy!
Igor (z ironicznym uśmiechem, uniesionymi brwiami): A co się stanie, jeśli przegramy? Przecież nie będzie to łatwe zadanie!
Chris (z uśmiechem, jakby to było coś oczywistego): Nie martwcie się o to! Zwycięska drużyna otrzyma fantastyczne nagrody, a przegrani… cóż, musicie być gotowi na eliminację!
Chris patrzy na grupę z zadowoleniem, ciesząc się z napięcia, które wytworzył. Zawodnicy wymieniają nerwowe spojrzenia, czując ciężar nadchodzącego wyzwania. Wszyscy wiedzą, że muszą się zmobilizować, aby stawić czoła nowym przeszkodom.
Chris (z pasją, podnosząc głos): No to do dzieła! Czas wybrać liderów, a potem ruszamy na tor przeszkód! Pokażcie mi, na co was stać!
Zawodnicy zaczynają się znowu poruszać, wyraźnie myśląc o nadchodzących wyzwaniach. Powoli grupują się, aby podjąć decyzje, kogo wybrać na liderów, a Chris spogląda na wszystkich z satysfakcją, wiedząc, że nadchodzące wyzwanie wprowadzi jeszcze więcej emocji w już napiętą atmosferę gry. Zawodnicy gromadzą się w okręgu, z każdym krokiem czując rosnące napięcie. Słońce wznosi się coraz wyżej, rzucając długie cienie na ziemię. W tle słychać szum fal, które łagodnie rozbijają się o brzeg, kontrastując z wewnętrznymi zmaganiami grupy. Atmosfera jest pełna ekscytacji, ale także niepewności. Chris stoi nieopodal, z rękami na biodrach, obserwując rozwijającą się sytuację z uśmiechem.
Luka (z szerokim uśmiechem, szturchając Dion z przymrużeniem oka): Czas wybrać kapitana. Nie wiem jak wy, ale ja czuję, że to będzie gra do ostatniego tchu! Może sam zostanę kapitanem, żeby poprowadzić was do zwycięstwa?
Dion (z przekąsem, przewracając oczami): Jasne, Luka. A co, jeśli wyprzedzisz sam siebie? Z kim myślisz, że zagrałbyś na boisku?
Luka (z uśmiechem, lekko poklepując Dion po plecach): Oj, daj spokój! Wszyscy wiedzą, że jestem nie do pobicia! Ale szczerze, kogo byś wybrał?
W tym momencie do grupy podchodzi Chelsea, z zaciętą miną, naśladując pewność siebie.
Chelsea (pewnie, z rękami na biodrach): Cóż, moim zdaniem najlepszym kandydatem byłby ktoś z prawdziwym zacięciem sportowym. Ktoś, kto potrafi nas zjednoczyć! Ja sama mogłabym być świetnym kapitanem, bo znam zasady i nie boję się podejmować decyzji!
Bella (siedząc nieopodal, z ciekawością w oczach, przerywa): Ale czy kapitan to nie ktoś, kto też potrafi słuchać? Myślę, że potrzebujemy kogoś, kto nie tylko krzyczy, ale i umie zrozumieć zespół.
Igor (spoglądając z boku, z ironicznie uniesioną brwią): O, tak! Bo słuchanie emocjonalnych frazesów z pewnością zapewni nam zwycięstwo! Co powiesz na to, żeby wybrać kogoś, kto potrafi wytrzymać ciśnienie i poradzić sobie z krytyką?
Harper (wtrąca się, z energią w głosie): Możemy połączyć siły! Może Luka i Chelsea razem? Oboje mają coś do powiedzenia! Albo powinniśmy się skoncentrować na naszych mocnych stronach i wybrać lidera, który będzie potrafił połączyć nasze umiejętności?
Wszyscy zaczynają się rozglądać, myśląc o potencjalnych kandydaturach. Luka z kolei, zauważając zamieszanie, wyciąga rękę, wskazując na Chelsea i siebie.
Luka (z przesadnym entuzjazmem):Co powiecie na duet Luka i Chelsea? Prawdziwy dynamiczny duet!
Tymczasem u Legendarnych Chomików także trwała zacięta dyskusja.
Dawn (siedząc na piasku z medytacyjnym uśmiechem, podnosi głowę): Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. Czasami współpraca to nie tylko o energii, ale o zrozumieniu. Możemy potrzebować kogoś bardziej stonowanego, kto potrafi zjednoczyć grupę w trudnych chwilach.
Noah (z sarkastycznym uśmiechem, wtrąca): Więc może kapitanem powinna zostać Dawn? Na pewno zna się na medytacji! Ale nie sądzę, żeby nasz zespół potrafił usiedzieć w ciszy przez więcej niż pięć minut!
Gwen (wtrącając się do rozmowy z wyraźnym zamyśleniem): A może po prostu wybierzmy kogoś, kto rozumie strategię, nie tylko tę fizyczną. Ktoś, kto ma dość pewności siebie, by poprowadzić nas do zwycięstwa. Osobiście widziałabym Duncana, on ma dar do przewodzenia.
Duncan (uśmiechając się z ukosa, słysząc swoje imię):Cóż, jeśli mnie wybierzecie, obiecuję, że przynajmniej dostaniecie solidną dawkę adrenaliny. Chociaż nie obiecuję, że nie przyniosę trochę zamieszania!
Wszystko staje się bardziej intensywne, gdy zawodnicy zaczynają w końcu rozmawiać między sobą, z wyraźnymi emocjami w głosach. Chris obserwuje ich z lekkim uśmiechem, widząc, jak napięcie rośnie. Grupa zawodników czuje się jak w wirze walki, gdyż każdy stara się zaprezentować swoje umiejętności i przekonać innych do swoich pomysłów.
Chris (przechylając się, z zadowoleniem): Czas podjąć decyzję! Kto będzie kapitanem? Musimy to ustalić, zanim zadanie się zacznie!
Zawodnicy zdają sobie sprawę, że ich przyszłość w grze zależy od wyboru kapitana, a atmosfera staje się napięta, gdy każdy zaczyna starać się przekonać innych do swoich racji. Z różnymi emocjami, od pewności siebie po niepewność, każdy z nich zaczyna odczuwać ciężar decyzji, która zdeterminuje, czy będą w stanie współpracować jako drużyna.
Zespół Chomików zebrany jest wokół ogniska, a atmosfera jest pełna entuzjazmu i zapału. Wszyscy wyglądają na zmotywowanych, gotowych do działania.
Duncan: z zadziornym uśmiechem No dobra, kto tu ma być kapitanem? Moim zdaniem, jedyną słuszną opcją jest Scott. Zawsze wie, jak rozwiązać problemy i sprawić, że ekipa działa jak jedna całość.
Gwen: Tak, Scott świetnie sprawdza się w roli lidera. Mamy go zaufanie. Zgadzam się!
Owen: Scott! Scott! Scott! zaczyna skandować, a reszta dołącza, klaszcząc w dłonie.
Scott: nieco zawstydzony, ale uśmiechnięty Dzięki, ludziska! Wolę, by to był jednak Duncan! Puszcza do niego oczko.
Wybór Duncana na kapitana jest oczywisty, a Chomiki czują się pewnie, mając go u steru. Zespół Sępów zebrany jest w kręgu, a atmosfera jest znacznie bardziej napięta. Wszyscy spoglądają na siebie, szukając odpowiedniego lidera, ale wśród nich panuje pewna niepewność.
Luka: Myślę, że powinniśmy wybrać kogoś, kto ma charyzmę i może nas zmotywować. Może Igor?
Dion: mruczy Igor? A może ktoś inny? Przecież nie wszyscy go znają.
Harper: Co powiecie na Remiego? Facet zna się na strategii, a dodatkowo jest nerdem. Może mieć ciekawe pomysły na wyzwania!
Igor: szeroko się uśmiecha, ale niepewnie Jestem otwarty na to, ale nie wiem, czy wszyscy chcą, bym był kapitanem.
Luka: patrzy na Igora, a potem na Remy’ego Ale Remy wcale nie pasuje do roli lidera! Wydaje się zbyt zamknięty w sobie.
Dion: kładzie rękę na ramieniu Igora Myślę, że Ty to jednak świetny wybór. Co myślicie, żeby oddać głos?
Po krótkiej chwili dyskusji, zespół Sępów decyduje się na Igora, co jest nieoczywistym wyborem, ale wszyscy liczą na jego stabilność emocjonalną.
I tak, drużyny mają swoich kapitanów: Duncan w Legendarnych Chomikach i Igor w Nadlatujących Sępach. Atmosfera jest napięta, a wszyscy czują, że kolejne wyzwania będą intensywne!
Wciąż na plaży, przy brzegu, gdzie drużyny zbierają się wokół Chrisa. Słońce świeci wysoko na niebie, a delikatny wiatr przynosi odgłosy fal rozbijających się o brzeg.
Chris, ubrany w swoje charakterystyczne, kolorowe ubrania i z szerokim uśmiechem na twarzy, przeskakuje na środek, trzymając w ręku megafon. Jego entuzjazm jest zaraźliwy.
Chris: Cześć, drużyny! Zwycięzcy, przegrani, przyszli mistrzowie Totalnej Porażki! Czas na drugie zadanie! Zasady są proste, ale niełatwe. Będziecie musieli wykazać się zarówno sprytem, jak i sprawnością!
Drużyny zaczynają się poruszać, a ich członkowie wymieniają spojrzenia pełne niepokoju i ekscytacji.
Chris: Dziś zagramy w ‘Przeszkodowy Tor Wawanakwa’! krzyczy z entuzjazmem, a jego głos echem odbija się od pobliskich skał. Każda drużyna będzie musiała przejść przez tor przeszkód, który zbudowaliśmy specjalnie dla was. Ale uwaga! Nie będzie to prosta sprawa. Na torze czekają was różne pułapki, a w każdej z nich znajdziecie elementy, które pomogą wam w zadaniach!
Dawn: zaintrygowana Jakie rodzaje pułapek, Chris? Musimy być przygotowani!
Chris: O, znakomite pytanie! Będziecie musieli stawić czoła błotnym zaspom, przeszkodom do wspinaczki, a także zwariowanym mechanizmom, które będą starały się was zmylić! A na końcu toru czeka na was specjalna nagroda – klucz do hotelu.
Wszyscy zawodnicy zaczynają się rozglądać, ekscytacja narasta.
Chris: Zwycięska drużyna dostanie luksusową nagrodę, a przegrana… cóż, będzie musiała znosić niewygodne warunki przez całą noc! O, a nie zapomnijcie o szczegółach: każdy członek drużyny musi przejść tor samodzielnie!
Luka: z uśmiechem To brzmi jak świetna zabawa, ale również wyzwanie! Czas na wygraną, chłopaki!
Chris: I pamiętajcie, kapitanowie! To wy musicie ustalić, kto zaczyna i kto kończy! Czas na strategię!
Chris kończy swoje wprowadzenie, a drużyny zaczynają się naradzać. Każdy członek ekipy jest pełen energii, gotowy na nadchodzące wyzwanie, a atmosfera staje się napięta od rywalizacji i adrenaliny. Wszyscy czekają na znak startowy, a Chris z uśmiechem przygląda się ich podekscytowaniu.Promienie wschodzącego słońca oświetlają plażę, a nadlatujące fale rozbijają się o brzeg, kiedy Chris ogłasza, że drużyny muszą wybrać kolejność startów. Nadlatujące Sępy i Legendarne Chomiki zbierają się w swoich grupach, niektórzy zmęczeni, inni pełni entuzjazmu. Powietrze jest napięte - każda decyzja może przesądzić o sukcesie lub porażce. Chris, stojąc na podwyższeniu z mikrofonem w ręku, zapowiada kolejne wyzwanie. Drużyny zbierają się przed nim, ciekawi, co tym razem dla nich przygotował. Nadlatujące Sępy wyglądają na pewnych siebie, z wyrazem determinacji na twarzach, podczas gdy Legendarne Chomiki, wciąż zmęczone po nocy w rozwalonym domku, patrzą na siebie z lekkim niepokojem.
Chris: Zasady są proste: Każda drużyna wybiera kolejność swoich członków, którzy będą pokonywać ten tor. Waszym celem jest przeprowadzenie każdego członka drużyny z jednej strony platformy na drugą. Ale! Jest jedno małe 'ale'.
Podnosi rękę i na chwilę pauzuje, dodając dramatyzmu.
Chris: Kapitanowie będą przywiązani do linki asekuracyjnej, ale to oni muszą was prowadzić z dołu. Będą was instruować, gdzie postawić nogę, jak balansować, i co robić, żeby nie spaść... bo jeśli spadniecie, wracacie na początek! Drużyna, która przeprowadzi wszystkich zawodników jako pierwsza, wygrywa immunitet!
Chef, stojąc obok Chrisa, złośliwie uśmiecha się, dodając: A drużyna, która przegra... no, będzie miała ciężki wieczór!
Nadlatujące Sępy z kapitanem Igorem na czele ustalają swoją kolejność. Luka, będąc zaprawionym w sportach, zgłasza się na pierwszą pozycję.
Luka: patrząc pewnie na resztę drużyny Zaczynam pierwszy. Mam doświadczenie w takich rzeczach, więc spokojnie. No i jeśli coś pójdzie nie tak, przynajmniej spadnę pierwszy, a wy będziecie wiedzieć, czego unikać.
Lily z uśmiechem dodaje: Dobrze, a ja pójdę czwarta, żeby balansować. Bella, myślę, że dobrze by było, żebyś poszła druga – masz lekką sylwetkę, a to może być przewaga.
Harper: przytakuje A ja pójdę zaraz za tobą, Bella. Musimy pracować jak zgrana drużyna.
W tle Dion bawi się swoim padem od PS Vity, ale kiedy Igor rzuca mu poważne spojrzenie, odkłada konsolę.
Igor: komenderując z naciskiem Dion, musisz się skupić. Pójdź przedostatni – będziesz miał czas, żeby zobaczyć, jak to robią inni, zanim wejdziesz na tor.
Dion: lekko przewracając oczami Spoko, spoko. Byle nie stracić równowagi.
Ustalają, że Remy usiądzie jako jedyny, gdyż najbardziej obawia się wysokości, a Sępy mają zawodnika więcej.
Legendarne Chomiki pod wodzą Duncana ustalają swoją kolejność, choć nie jest to łatwy proces.
Gwen, która zgłasza się na pierwszą pozycję, mówi: Znam swoje możliwości. Wiem, że mogę to zrobić, a im szybciej przejdę, tym mniej będę się denerwować.
Noah, który zbytnio nie kwapi się do startu, rzuca sarkastycznie: Ja pójdę gdzieś w środku, ale nie oszukujmy się, i tak będziemy tu siedzieć przez wieki.
Duncan kiwa głową: Okej, Noah, będziesz trzeci. Scott, jesteś twardy, więc idź drugi.
Owen, wesoło zajadający się batonikiem, woła: Ja pójdę ostatni! Bo jeśli wszyscy spadną, to będę mógł was rozweselić moim talentem do lądowania na tyłku i Was nie zgnieść, hehe
Lindsay, choć nieco zagubiona, zgadza się być przedostatnia.
Dawn, zawsze spokojna, mówi: Mogę być gdziekolwiek. Ważne, żebyśmy zjednoczyli nasze energie.
Gdy Chris odlicza, drużyny rozpoczynają swoje próby. Luka rusza pewnym krokiem na platformy, balansując jak zawodowiec. Igor z dołu krzyczy: "Lewa noga, bardziej w lewo! Trzymaj równowagę!" Luka przyjmuje wskazówki, idąc pewnie.
Po stronie Chomików, Gwen walczy z utrzymaniem równowagi na chwiejnej desce, a Duncan rzuca rozkazy: "Prawa noga do przodu, Gwen! Dalej, jeszcze trochę!"
Napięcie rośnie, gdy oba zespoły zmagają się z niepewnymi ruchami, błędami i okrzykami kapitanów, którzy z dołu próbują ich prowadzić przez labirynt przeszkód.
Kapitanem Nadlatujących Sępów został Igor, co było nieoczywistym wyborem dla drużyny. Choć jest jednym z najbardziej sprawnym fizycznie zawodnikiem, jego zdolność do planowania i analizowania sytuacji sprawiła, że drużyna uznała go za odpowiedniego przywódcę na to zadanie.
Pierwszy na start wyszedł Luka, wyznaczony przez Igora. Jego wytrenowane ciało i sportowe umiejętności miały dać Sępom przewagę. Luka ruszył na pierwszą przeszkodę – most linowy z kołyszącymi się deskami.
Luka: Luzik! Dam radę, trzymajcie kciuki! – zawołał, biegnąc lekko po desce.
Chociaż most kołysał się niebezpiecznie, Luka utrzymywał równowagę, zręcznie przeskakując z jednej deski na drugą. Był szybki, skoncentrowany i pewny siebie. Ale tuż przed końcem mostu, lina nagle zaczęła się gwałtownie trząść. Luka stracił równowagę na chwilę, balansując na jednej nodze, co wywołało napięcie w drużynie.
Harper (dopingując): Luka, jesteś blisko! Dasz radę, jeszcze chwila!
Luka, zgrzytając zębami, w końcu opanował ruchy i wylądował na bezpiecznej stronie platformy. Następna na linii była Harper, która chciała podtrzymać tempo wyznaczone przez Lukę. Gdy tylko zaczęła balansować na pierwszej desce, most pod nią zaczął się bujać nieco bardziej, niż się spodziewała.
Harper: To jest trudniejsze niż wygląda...
Starała się postępować krok za krokiem, ale poruszała się znacznie wolniej niż Luka, co powodowało frustrację u reszty drużyny.
Remy (cicho do Igora): "Może moglibyśmy kogoś szybszego posłać następnego?"
Igor spojrzał na Remy’ego z neutralnym wyrazem twarzy, ale skomentował spokojnie:
Igor: Nieważne, jak szybko zaczniemy. Ważne, żebyśmy w ogóle dotarli do końca bez błędów.
Harper z trudem przeszła na drugą stronę, jednak tempo, które narzuciła, było dalekie od idealnego. Kolejny na most wszedł Igor, a tuż za nim Chelsea, którzy radzili sobie dobrze, ale presja rosła.
Tymczasem Legendarne Chomiki, prowadzone przez kapitana Duncana, zaczynały swoje zmagania z mostem linowym. Pierwsza na starcie była Gwen. Wcześniejsze konflikty z Duncanem wciąż jej ciążyły, ale to nie był moment na rozważania. Musiała się skupić.
Gwen: To tylko kilka metrów. Dam radę. – mówiła do siebie, stawiając ostrożne kroki.
Gwen ruszyła w przód, ale z każdym krokiem mostek coraz bardziej się trząsł. Jej twarz wyrażała napięcie, ale jej ciało poruszało się z niemal naturalną równowagą. Kiedy dotarła na drugą stronę, była wyraźnie zmęczona, ale drużyna ją oklaskiwała.
Owen: Gwen! To było świetne!
Dawn, która medytowała przed startem, podeszła do mostku z dziwną pewnością siebie. Wydawało się, że balansowanie przychodzi jej z nadzwyczajną lekkością. Wszyscy obserwowali ją w ciszy, gdy przechodziła z jednej deski na drugą z gracją, jakby płynęła w powietrzu.
Noah (z niedowierzaniem): Jak ona to robi?
Dawn z uśmiechem dotarła na drugą stronę, nie dając się ponieść presji. Jej spokojny, zrównoważony sposób bycia wyraźnie robił wrażenie na drużynie. Kolejni zawodnicy – Owen i Lindsay – mieli już trudniejsze zadanie. Owen, choć niezwykle silny, miał problem z równowagą. Każdy jego krok powodował, że mostek trząsł się jak przy huraganie.
Owen: O nie, o nie... Okej, spokojnie, Owen. To tylko mostek.
Jego twarz wyrażała niepewność, a pot ściekał mu z czoła. Jednak jego masywna sylwetka ostatecznie przeprowadziła go na drugą stronę, choć kosztowało go to wiele sił. W międzyczasie Lindsay wyglądała na kompletnie zdezorientowaną, stawiając niepewne kroki na mostku.
Kiedy pierwsze osoby dotarły do końca mostku, czekała na nich druga przeszkoda – ogromna siatka wspinaczkowa. Była to jedna z najtrudniejszych części toru, wymagająca nie tylko siły fizycznej, ale też odwagi i determinacji.
Luka ruszył pierwszy na siatkę, z łatwością wspinając się na górę. Jego mięśnie były napięte, a każdy ruch precyzyjnie kontrolowany. Jednak w połowie drogi lina niespodziewanie zaklinowała się, co zmusiło go do krótkiego zatrzymania.
Luka: Nie znowu! Już prawie tam jestem!
Po chwili walki z liną, zdołał ją poluzować i dotarł na szczyt. Zeskoczył na drugą stronę, wyraźnie zmęczony, ale zdeterminowany.
Za nim, Harper i Lily mieli nieco więcej problemów. Harper, choć zdeterminowana, traciła siły w trakcie wspinaczki, a Lily musiała ją wspomagać, zachęcając do dalszej walki.
Z drugiej strony, Gwen pokonywała siatkę z równie wielkim wysiłkiem, ale tempo jej wspinaczki było wolniejsze, co sprawiało, że Chomiki zaczynały tracić przewagę.
Na samym końcu toru czekała na zawodników ostatnia przeszkoda – ogromna, nadmuchiwana poduszka powietrzna. Każdy zawodnik musiał zeskoczyć z wysokiej platformy i wylądować na poduszce, co wymagało zarówno odwagi, jak i zręczności.
Luka pierwszy stanął na krawędzi platformy, spojrzał w dół i bez wahania skoczył, lądując z głośnym „BUM!” na poduszce. Tuż za nim Gwen, choć miała większe obawy, również skoczyła, krzycząc przez cały lot, ale ostatecznie wylądowała bezpiecznie.
Reszta zawodników zaczęła docierać do końca, ale ostateczny wynik będzie zależał od tego, kto szybciej ukończy cały tor.
Obie drużyny były na końcowym etapie wyzwania, a napięcie wzrosło do maksimum. Wysoka platforma, z której zawodnicy musieli zeskoczyć na wielką, nadmuchiwaną poduszkę, była ostatnią przeszkodą. Każdy kolejny skok mógł zadecydować o zwycięstwie.
Luka i Dion wyznaczyli niesamowite tempo. Luka, z wciąż bijącym sercem po poprzednich przeszkodach, z impetem zeskoczył z platformy i wylądował idealnie na poduszce, powodując falę emocji w drużynie Sępów.
Dion, mimo wcześniejszych nerwów, zaskoczył wszystkich swoją zręcznością i determinacją. Jego ruchy były płynne i pewne. Gdy stanął na krawędzi platformy, spojrzał na kolegów, skinął głową, po czym wykonał doskonały skok. Jego lądowanie na poduszce było idealne, co wywołało euforię w drużynie. Luka natychmiast podbiegł do niego, zbijając z nim piątkę.
Luka: Świetna robota, stary!
Dion (z uśmiechem): Ty też się nieźle spisałeś!
Obok nich, Lily, która również radziła sobie znakomicie, dołączyła do entuzjastycznych zbić piątek, widać było, że zżywa się z chłopakami.
Lily: "Jesteśmy niezniszczalni, świetna robota, chłopaki!"
Cała drużyna Nadlatujących Sępów była w euforii. Pozostała tylko Legendarne Chomiki, które miały jeszcze szansę odwrócić sytuację.
Ostatni w kolejce u Legendarnych Chomików był Owen. Drużyna potrzebowała tylko jednego szybkiego, udanego skoku, żeby zyskać szansę na wygraną. Wszystkie Chomiki wstrzymały oddech, kiedy Owen zaczął wspinać się na platformę.
Duncan, który cały czas obserwował sytuację, zaciskał pięści. Wiedział, że to ostatnia szansa. Scott, stojąc nieco z boku, miał inne zamiary. Podczas gdy reszta drużyny kibicowała Owenowi, Scott w milczeniu analizował sytuację. Wiedział, że jeśli Owen zawiedzie, wszyscy obwinią go, a to może mu dać przewagę w dalszej grze.
Scott (myśląc): "Jeśli Owen potknie się, może cała złość drużyny skupi się na nim, a ja pozostanę w cieniu..."
Owen stanął na krawędzi platformy, gotowy do skoku. Był podekscytowany, jego twarz wyrażała entuzjazm.
Owen (z uśmiechem): To będzie epickie!
Nagle, kiedy Owen przygotowywał się do wybicia, Scott dyskretnie podsunął mu nogę. Owen, nie zdając sobie z tego sprawy, stracił równowagę. Zamiast płynnie zeskoczyć, przewrócił się, tracąc kontrolę nad skokiem. Jego masywne ciało uderzyło o poduszkę w kompletnie nieudanym lądowaniu. Poduszka zadrżała pod jego ciężarem, a Owen zjechał z niej na bok, nieco ogłupiały i zdezorientowany.
Owen: O nie! Co się stało? To nie miało tak wyglądać!
Wszyscy w drużynie wstrzymali oddech. Wiedzieli, że Owen właśnie zaprzepaścił ich szansę na wygraną.
Noah (z sarkazmem): A więc, to tak wygląda epickie lądowanie, Owen?
Duncan: GRUBY, kurwa no serio?! Mieliśmy to w kieszeni!
Lindsay: Owen, co ty zrobiłeś?!
Drużyna była wściekła. Nawet spokojna Dawn wyglądała na rozczarowaną, ale jak zwykle nie rzucała słów na wiatr.
Dawn (spokojnie): To była ciężka próba, ale poradzimy sobie. Musimy zachować spokój.
Jednak Scott, stojąc z tyłu, z ledwo ukrywanym zadowoleniem, unikał wzroku drużyny. Jego plan zadziałał, a teraz Owen stał się kozłem ofiarnym całej porażki. Na drugim końcu areny, Nadlatujące Sępy eksplodowały radością. Wiedzieli, że Owen dał im zwycięstwo.
Igor, który przez większość zadania trzymał się z boku, podszedł do drużyny, klepiąc Dion’a i Lukę po plecach.
Igor: Dobra robota, drużyno! Trzymaliśmy się planu.
Luka (uśmiechając się do Dion’a): Chyba wygrana jest nasza!
Dion: Na to wygląda! Mamy to!
Sępy były zadowolone ze swojego wyniku, zwłaszcza Dion, który pokazał wszystkim, że jest wartościowym zawodnikiem. Cała drużyna, z wyjątkiem Igora, który starał się zachować opanowanie, zaczęła świętować na oczach pokonanych Chomików.
Chris stanął na środku pola, patrząc na obie drużyny. Uśmiechnął się szeroko, zadowolony z całego zamieszania, które się wydarzyło.
Chris: No cóż, moi drodzy, muszę powiedzieć, że to był spektakularny finał... dla jednej z drużyn!
Nadlatujące Sępy wiwatowały, wiedząc, co zaraz usłyszą.
Chris: Nadlatujące Sępy, wygraliście to zadanie! Gratulacje!
Owen zbladł, słysząc werdykt, a reszta drużyny rzucała mu pełne wyrzutu spojrzenia.
Duncan (z frustracją): Świetnie, Owen, naprawdę świetnie.
Noah (z przekąsem): No cóż, zawsze jest następny raz... chyba.
Lindsay: Owen, mogłeś chociaż spróbować!
Owen, zmieszany i zawstydzony, próbował wyjaśniać, ale wiedział, że trudno będzie mu się wybronić przed falą pretensji ze strony drużyny. Tymczasem Scott, zadowolony ze swojego planu, pozostał w cieniu, nie rzucając się w oczy, podczas gdy reszta drużyny wyładowywała swoją frustrację na biednym Owenie.
Po zwycięstwie w zadaniu, Nadlatujące Sępy zostały przewiezione do swojego luksusowego hotelu – miejsca, które wyglądało jak raj na ziemi, szczególnie w porównaniu z warunkami, w jakich musieli żyć przegrani Legendarne Chomiki. Przestronne wnętrza, wygodne łóżka, niesamowity basen z widokiem na ocean i bufet pełen najlepszych dań.
Kiedy tylko weszli do środka, euforia wybuchła na nowo.
Luka: To jest to! Zasłużyliśmy na taki relaks!
Dion, który wcześniej był opanowany, teraz nie mógł ukryć uśmiechu. Podbiegł do bufetu i złapał talerz, nakładając sobie różnorodne potrawy.
Dion: Czy to sushi? I owoce morza? Nie wierzę, że to prawdziwe!
Lily, która normalnie była bardziej powściągliwa, również pozwoliła sobie na chwilę beztroski. Spojrzała na luksusowe kanapy i usiadła wygodnie.
Lily: W końcu coś, na co warto było czekać. Nie sądziłam, że będzie tak dobrze!
Igor, jak zawsze opanowany, rozciągnął się na leżaku przy basenie, patrząc na resztę drużyny z lekkim uśmiechem na ustach.
Igor: Dobrze, że wygraliśmy, teraz przynajmniej możemy się zrelaksować... i obejrzeć, jak Chomiki cierpią.
Harper: Czy to nie jest trochę złośliwe?
Igor (z przymrużeniem oka): Czasami złośliwość to tylko sposób na rozrywkę.
Wszyscy zaczęli się śmiać, bo mimo że Harper starała się być bardziej empatyczna, reszta drużyny nie miała takich skrupułów. Po chwili relaksu, kiedy wszyscy zaczęli cieszyć się wygodami hotelu, rozmowy automatycznie zeszły na temat przegranych Legendarne Chomiki.
Luka, leżąc na jednej z wygodnych sof, zerkał na ekran telewizora, na którym transmitowano obrazy przegranych. Chomiki wyglądały na wykończone po nocy spędzonej w koszmarnych warunkach. Owen, ledwo trzymający się na nogach, próbował zjeść coś ze starego bufetu, a reszta drużyny wyglądała na sfrustrowaną.
Luka (śmiejąc się): Patrzcie na Owena! Jeszcze ledwo co się podniósł, a już sięga po jedzenie. Gość ma priorytety.
Dion, z uśmiechem na twarzy, podszedł bliżej telewizora: Muszę przyznać, że to całkiem zabawne. My mamy bufet, a oni? Pozostałości po wojsku.
Lily (z lekkim rozbawieniem): Duncan pewnie już knuje jakiś spisek, żeby obwinić Owena za wszystko. To typowe dla niego.
Harper (śmiejąc się cicho): Ale serio, mają tam dramat. Widzieliście miny Gwen i Duncana? Wyglądają, jakby mieli wybuchnąć.
Igor, który przez chwilę siedział cicho, w końcu dołączył do rozmowy, patrząc na obrazki z sarkastycznym uśmiechem.
Igor: Może powinniśmy im wysłać zaproszenie na obiad? Mogliby chociaż popatrzeć na prawdziwe jedzenie.
Luka (z przekąsem): Może im kupimy pizzę? Tylko jedną, żeby się bili o kawałki!
Cała drużyna parsknęła śmiechem. Atmosfera w hotelu była lekka, a każdy kolejny komentarz o przegranych tylko wzmacniał poczucie triumfu.
Chelsea, siedząca na leżaku z drinkiem w ręku, dodała z uśmiechem: A może byśmy im wysłali jakieś zdjęcia, jak relaksujemy się w hotelu? Żeby wiedzieli, co stracili?
Luka: Genialne! Może nawet założymy dla nich specjalną grupę i będziemy wrzucać tam nasze zdjęcia?
Igor (z uśmiechem): Trochę okrutne, ale w sumie... to całkiem dobry pomysł.
Wszyscy zaczęli wybuchać śmiechem, gdy Luka i Dion zaczęli pozować do zdjęć, udając, że jedzą wyśmienite dania i wypoczywają przy basenie. Cała drużyna była w euforii – nie tylko z powodu zwycięstwa, ale także z możliwości oglądania cierpienia przegranych Chomików.
Tymczasem gdzieś tam, na drugim końcu wyspy, Chomiki wciąż zmagały się z frustracją i niewygodą, nieświadome, że ich przeciwnicy bawią się ich kosztem.
Kiedy przegrana drużyna Legendarnych Chomików wróciła do swojego zniszczonego domku, atmosfera była napięta i pełna frustracji. Zmęczeni, brudni i rozdrażnieni po całym dniu, zawodnicy nie mogli znieść myśli o kolejnej nocy w tych okropnych warunkach. Deszcz, który zaczął padać, tylko pogłębił ich przygnębienie. Wszyscy wyglądali, jakby mieli wybuchnąć – napięcie było niemal namacalne.
Owen usiadł na jednym z rozpadających się krzeseł, trzymając się za brzuch i wzdychając ciężko.
Owen: Nie wierzę, że znowu to zrobiłem... znowu zawaliłem. Przegraliśmy przez mnie.
Gwen, która nie miała siły nawet odpowiedzieć, spojrzała na niego z wyrazem irytacji na twarzy.
Gwen: Owen, serio?
Noah siedział w kącie, przyglądając się wszystkiemu z chłodnym dystansem, jak zwykle, próbując utrzymać swoje emocje w ryzach. Wiedział, że Scott mógł mieć swoje plany, ale nie zamierzał tego roztrząsać.
Dawn, która do tej pory starała się trzymać neutralność i spokój, poczuła ciężar napięcia wokół. Zajęła miejsce na ziemi, próbując pomedytować, ale nawet ona miała problem z wyciszeniem w takiej atmosferze.
Dawn: Czuję... bardzo negatywne energie. Każdy z was kipi złości. To nie pomoże, jeśli będziemy się obwiniać nawzajem.
Scott, mający już dość atmosfery, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zbliżył się do Duncana, w nadziei, że wspólnie obmyślą plan na najbliższe głosowanie.
Scott: Słuchaj, Duncan. Zaczyna być naprawdę ciężko. Musimy coś wymyślić, żeby się nie rozpadli. Może Owen to łatwy cel? Przez niego przegraliśmy.
Duncan: Owen nie jest zagrożeniem. Ma swoje problemy, ale nie sądzę, że to jego wina. Musimy załatwić to z kimś innym.
Gwen spoglądała na Duncana z zaufaniem. Po ostatnich wydarzeniach zaczynała dostrzegać w nim kogoś, kto może ją wspierać. Nie wiedziała jednak, że Scott jest z nim w sojuszu, który mógłby zaszkodzić drużynie.
Gwen: Duncan, uważam, że powinniśmy wspierać się nawzajem. Jeśli Owen sprawia kłopoty, może powinniśmy z nim porozmawiać?
Duncan (uśmiechając się): Dobrze, że mówisz o rozmowach, Gwen. Może spróbujmy najpierw przeanalizować nasze błędy. Scott ma rację – Owen popełnił błąd, ale nie możemy go obwiniać za wszystko.
Lindsay, siedząca na skraju grupy, przyglądała się im z niepewnym wyrazem twarzy. Nie mogła zdecydować, do kogo bardziej się przyłączyć, i zaczęła rozmyślać nad słowami Duncana.
Lindsay: Zgadzam się z Duncanem. Może lepiej skupić się na strategii. Może ktoś inny... nie wiem, Noah? Jest taki… zbyt spokojny. Ale nie wiem, czy to dobry wybór.
Noah (przewracając oczami): Cudownie, czuję się doceniony. Ale nie myślcie o mnie jak o pierwszym wyborze do eliminacji. Cokolwiek, co nie obroni Scott'a jest moim wyborem.
Scott dostrzegł, że atmosfera w drużynie jest wciąż napięta, ale miał plan. W rozmowach z Duncanem i Gwen starał się udawać, że jest lojalny, ale podpowiedzi, które dawał, w rzeczywistości były dalekie od uczciwych.
Scott: Słuchajcie, jeśli musimy wyeliminować kogoś, to lepiej wybrać kogoś, kto nie ma silnych powiązań z resztą drużyny. Może to właśnie Owen, który ma problemy w zadaniach.
Dawn, odłączona od reszty, postanowiła spróbować wyważyć sytuację i zbliżyć się do Gwen.
Dawn: Gwen, może nie powinniśmy wyeliminować kogoś bez dowodów? Scott wydaje się zbyt... chciwy na eliminację. Może przemyślmy to jeszcze raz.
Tymczasem w dalszej części domku, Owen siedział z dołu, starając się wymyślić, jak może obronić siebie. Słysząc niektóre komentarze, czuł, że jego pozycja w drużynie staje się coraz bardziej niepewna.
Owen (do siebie): Muszę pokazać, że nie jestem jedynie balastem. Muszę być użyteczny!
W miarę jak narada trwała, zawodnicy zdawali sobie sprawę, że każdy z nich ma swoje plany i motywacje.
Noc zapadła nad obozem, a drużyna Legendarnych Chomików w ponurych nastrojach zebrała się na ceremonii eliminacyjnej. Deszcz, który wcześniej wprowadził ponurą atmosferę, zamienił się w mżawkę, a powietrze było ciężkie od napięcia. Drewniane siedzenia były niewygodne, a oświetlenie – słabe, rzucając długie cienie na twarze zawodników.
Chris McLean, jak zwykle, z szerokim, sztucznym uśmiechem na twarzy, czekał z koszem pianek. Jego władczy głos odbił się echem po pustym placu.
Chris (z radosnym tonem, jakby nic się nie stało): Witajcie, Chomiki! Przykro mi to mówić, ale to czas, który tak bardzo kochamy – ceremonia eliminacyjna! Kto z was dzisiaj pożegna się z grą? Kto wróci do domu, a kto zostanie na wyspie, by walczyć dalej? Zaraz się przekonamy! A może... ktoś ma ochotę na piankę?
Drużyna, siedząca w półkolu, wyglądała na zmęczoną i zniechęconą. Owen ciągle wpatrywał się w ziemię, jakby czekał na najgorsze. Scott, z wyrazem pewności siebie, spoglądał na Duncana, mając nadzieję, że jego plan zadziała. Gwen siedziała obok Duncana, próbując zachować spokój, choć jej myśli krążyły wokół tego, kogo drużyna wyeliminuje. Noah, jak zwykle chłodny i cyniczny, wyglądał na znudzonego, a Dawn miała twarz pełną troski, odczytując emocje reszty drużyny.
Chris, czując, że atmosfera jest wyjątkowo napięta, postanowił podkręcić emocje, jak to miał w zwyczaju, zanim rozdał pierwszą piankę.
Chris: Zanim zaczniemy, mam dla was pytanie. Jak myślicie, dlaczego przegraliście to wyzwanie? Kto zawalił?
Jego pytanie rozbrzmiało wśród zawodników, a każdy z nich czuł presję, żeby nie wyglądać na winnego.
Gwen (marszcząc brwi): Szczerze? Myślę, że problemem była współpraca. A raczej jej brak. Byliśmy zbyt skupieni na indywidualnych wynikach, zamiast działać jako zespół.
Duncan (krzyżując ramiona, próbując wyglądać na obojętnego): "oże ktoś był zbyt zajęty sobą i swoimi planami, zamiast skupić się na grze Spojrzał kątem oka na Scotta, ale nie na tyle, by wzbudzić podejrzenia.
Chris (z wesołą miną): Ooo, słyszę napięcie w powietrzu. Czyżby niektórzy z was próbowali grać na dwa fronty?
Noah (z cynizmem w głosie): Albo ktoś był po prostu niezgrabny. Jego ironiczny ton skierowany był w stronę Owena, który wciąż wyglądał na przygnębionego, choć nie miał pojęcia o podłożonej mu nodze.
Owen (wzdychając ciężko): No dobra, może nie jestem mistrzem zwinności... Ale starałem się, serio! Może po prostu miałem pecha. Owen bronił się słabo, z poczuciem, że jest kozłem ofiarnym, choć wciąż nie rozumiał, co dokładnie się stało.
Chris (z rozbawieniem): A więc, Owenie, myślisz, że to był pech, a nie twoje umiejętności? Ktoś inny chce coś dodać?
Dawn (delikatnym, spokojnym głosem): Może to nie kwestia pecha, ale energii w drużynie. Czułam, że nasza aura była rozproszona... Zbyt dużo negatywnych emocji.
Reszta drużyny spoglądała na nią z mieszanką niezrozumienia i lekkiego pobłażania, jakby jej komentarz był zbyt abstrakcyjny.
Scott (uśmiechając się z zadowoleniem, ale w środku z ulgą, że jego plan nie został odkryty): Nie wszyscy z nas mają zmysł równowagi, co nie? Może następnym razem powinniśmy to przemyśleć.
Chris (rozglądając się po grupie z fałszywym współczuciem): och, jakże to cudowne! Tyle refleksji, tyle wniosków. A jednak... jedna osoba będzie musiała pożegnać się z wami na dobre.
Przerwał, aby jeszcze bardziej podkręcić atmosferę, a potem kontynuował rozdawanie pianek, ale wszyscy wiedzieli, że Owen już został skazany w głowach drużyny.
Chris (z fałszywą troską): Ostatnie pytanie. Czy ktoś tutaj uważa, że zasłużył na odejście? Owen, masz coś do powiedzenia?
Owen (zrezygnowany): Ja... Cóż, jeśli to ja odpadnę, to trudno. Ale wiecie co? Starałem się. Może nie było idealnie, ale zawsze daję z siebie wszystko Uśmiechnął się smutno, gotowy na najgorsze.
Wszyscy milczeli, nikt nie miał odwagi przyznać się do tego, co myśleli naprawdę. Scott spoglądał z boku, zadowolony z siebie, podczas gdy Gwen i Duncan starali się trzymać sojuszu, nie zdradzając swoich intencji.
Chris (wciąż beztrosko): Pamiętajcie – każdy, kto otrzyma piankę, jest bezpieczny i może wrócić do gry. Kto nie dostanie pianki, żegna się z nami. No to lecimy! Pierwsza pianka... idzie do...
Chris wyciągnął jedną piankę i, dramatycznie przedłużając moment, spojrzał na każdego z zawodników, próbując podkręcić napięcie.
Chris: Dawn!
Dawn uśmiechnęła się z wdzięcznością, wiedząc, że jej neutralność i próby budowania harmonii w drużynie się opłaciły.
Chris: Noah.
Noah odebrał piankę z wyrazem obojętności, jakby wszystko to było dla niego nieistotne, choć jego nieco uniesione brwi zdradzały, że czuje pewną ulgę.
Chris: Gwen.
Gwen uśmiechnęła się do Duncana, czując ulgę, że to nie jej nazwisko padnie na końcu.
Chris: Lindsay!
Lindsay rozpromieniła się, jakby nie do końca rozumiała, że była zagrożona. Machnęła radośnie do wszystkich, wciąż nieświadoma, jak bardzo napięta była sytuacja.
Chris (z coraz większym napięciem): Duncan.
Duncan odebrał swoją piankę bez większych emocji, choć jego spojrzenie zatrzymało się na Scottcie, dając mu niewerbalne potwierdzenie, że ich sojusz wciąż jest w grze.
Zostały już tylko dwie osoby – Owen i Scott. Owen zaczął się nerwowo pocić, a Scott, choć starał się zachować zimną krew, również nie wyglądał na pewnego siebie.
Chris (dramatycznie przeciągając): A ostatnia pianka...
Cisza zaległa w powietrzu, a każdy czuł, że ten moment trwa wieczność. Owen trząsł się ze strachu, wiedząc, że po raz kolejny zawiódł drużynę, ale nie wiedząc, dlaczego wciąż jest tutaj. Scott, z kamienną twarzą, czekał na wyrok.
Chris: "Scott!"
Owen wyglądał, jakby świat zatrzymał się na chwilę. Jego szeroko otwarte oczy i opadnięte ramiona mówiły same za siebie. Był w szoku.
Chris (patrząc na Owen'a): Przykro mi, stary. Ale dziś to ty opuszczasz wyspę.
Owen westchnął głęboko, wiedząc, że to koniec jego podróży w tej edycji. Powoli wstał z miejsca, a reszta drużyny obserwowała go w ciszy.
Owen: Wszystko w porządku, drużyno. Wiem, że zawaliłem, i... no cóż, mogło być lepiej. Dziękuję za wszystko.
Chris: Okej, Owen. Czas na łodkę przegranych.
Zawodnicy obserwowali, jak Owen powoli wsiada do słodzi, a chwilę później zniknął za linią drzew, spadając w dół z wyspy, która była jego domem przez ostatnie dni.
Po chwili ciszy, Chris odwrócił się do pozostałych zawodników z uśmiechem.
Chris: No to wracajcie do swoich zniszczonych domków! Zobaczymy, kto z was wytrzyma do końca!
Kamera powoli zbliża się do Owena, siedzącego na drewnianym stołku w niewielkim pomieszczeniu wyścielonym plakatami dawnych uczestników "Totalnej Porażki". Za jego plecami widać stary telewizor z włączonymi powtórkami poprzednich sezonów. Owen, jak zawsze, ma na sobie szeroki uśmiech, choć jego oczy zdradzają lekkie zmęczenie i rozczarowanie. W rękach trzyma pudełko po chipsach, oczywiście puste.
Owen (z westchnieniem, ale wciąż optymistycznie): No cóż... odpadłem. Szczerze? Nie spodziewałem się, że to tak szybko nastąpi. Naprawdę miałem nadzieję, że tym razem uda mi się dotrwać trochę dalej.
Zatrzymuje się na chwilę, wpatrując się w przestrzeń, po czym uśmiecha się szerzej, próbując zachować swoje charakterystyczne podejście.
Owen: Ale wiecie co? Jestem dumny! Bo choć nie wytrwałem długo, to zawsze dawałem z siebie wszystko. No, przynajmniej starałem się, prawda? Były te linowe mostki, które... cóż, nie były moimi najlepszymi przyjaciółmi.
Śmieje się krótko, a potem jego uśmiech staje się nieco bardziej refleksyjny.
Owen: Zdecydowanie to nie był pech. Chciałbym powiedzieć, że to Scott albo ktoś inny podłożył mi nogę, ale... prawda jest taka, że po prostu nie jestem najlepszy w balansowaniu na linach. Zresztą, chipsy i równowaga? Nie idą w parze.
Kamera robi zbliżenie na jego twarz, gdzie przez chwilę widać cień zmartwienia, zanim znowu zagości uśmiech.
Owen: Chomiki to była świetna drużyna, nawet jeśli nie zawsze to wyglądało idealnie. Duncan, Gwen, Noah, Dawn – wszyscy byli świetni. No i Scott... Ten koleś to cwaniak, zawsze kombinował. Ale nie mam żalu. Taka jest gra, prawda? Ktoś musi odpaść.
Przeciera czoło, jakby chciał odgonić myśli o przegranej, a potem zerka na kamerę z typową dla siebie energią.
Owen (z wesołym tonem): Ale hej, przynajmniej miałem mnóstwo jedzenia! No dobra, może nie zawsze... Ale to była fajna przygoda! Gdybym miał to powtórzyć, zrobiłbym to samo. No, może bez tego momentu, kiedy upadłem na linie... To bolało.
Na końcu robi szeroki uśmiech i macha do kamery.
Owen: Dzięki za wsparcie, ludzie! Trzymajcie kciuki za Chomiki... I jedzcie dużo chipsów, bo to najlepszy sposób na życie! Na razie!
Kamera oddala się, zostawiając Owena z lekkim uśmiechem i pustym pudełkiem po chipsach.