TotalDramaPolishFanFick Wiki
Advertisement
Nastolatki - Odcinek 1

Widok na Woodhaven Country Lodge[]

Kali Uchis – telepatía -Official Music Video-

Da się w powietrzu poczuć zapach wakacji, wszystko to przez pewną latynoską piosenkę R&B o telepatycznej miłości, zarówno jak element świata przedstawionego, który przypomina nam jakby to była reklama jakiegoś wielkiego letniego kurortu. Wygląd pięknych ogródków działkowych, mnóstwo zieleni, zapach świeżo skoszonej trawy, malutkie domki, które mogłyby pomieścić 3-4 osoby, bardzo łatwy dostęp do wody, która rozciągała się szerokim pasmem w blisko nieokreślonym miejscu. W sam raz na idealny odpoczynek. Jednak życie w tak luksusowym, rajskim i wygodnym miejscu musi mieć swoją cenę. Wszędzie były kamery i nic nie umknęło uwadze dwóch prowadzących, którzy nie byli jeszcze obecni na miejscu. Wszystko to pokazywał Joël, który szeroko otwierał oczy ze zdumienia.

Joël: Nie gadaj, że się zgodzili na przeprowadzenie tego sezonu!

Warwick: *dumny* Wszystko się zgadza, stary. Brzmi to może jak sen wariata, że się znajdziemy dla mnie w bardzo utopijnym i spokojnym miejscu. Dla mnie ten sezon będzie jak wczasy. Ja się nie będę musiał przepracowywać jako prowadzący, tak samo pewnie ty, chyba że...

Wypowiedź Warwicka przerywa telefon. Głośny dźwięk oznacza, że to musi być wyjątkowo poważna sprawa.

Joël: *podaje Warwick'owi telefon* Producenci do ciebie. Na pewno nie będziemy musieli się przepracowywać?

To była kolejna rozmowa „na minutę”, bo producenci nie lubią marnować czasu. Ponieważ Warwick również w sprawach oficjalnych wypowiadał się konkretnie, rzeczowo i na temat, szybko skończył rozmowę, po czym zrzedła mu mina.

Warwick: Ciągle pod górkę.

Joël tylko mruknął do swojego przyjaciela i delikatnie pogładził go po brzuchu.

Joël: Dasz sobie radę. Nawet jak pod górkę może uda ci się szybciej to zgubić.

Tak, Warwick'owi zależy na zmianie w swoim wyglądzie. Puszysty chłopak o ciemnej karnacji, piwnych oczach i mocnym zarostem na brodzie z wyglądu mógłby przypominać pluszowego misia albo małego niegroźnego polarnego niedźwiedzia z zamiłowaniem do wodnych terenów. Odziany zazwyczaj dość odświętnie, ponieważ jego garderobę stanowiły biała koszula na długi rękaw i czarne dżinsowe spodnie. Elementem charakterystycznym była czarna (niekiedy czerwona; nie w tym przypadku) czapka, która zasłaniała jego prawie łysą głowę, ponieważ strzyże czarne włosy na krótko, które w dotyku przypominają igiełki z lasu. „Ma się czym pochwalić z przodu i z tyłu”, ponieważ jego brzuch jest okrąglutki, reszta delikatnie umięśniona, szczególnie dolne partie ciała. Chęć zgubienia piwnego brzucha to najważniejsza rzecz, na której mu zależy w tej chwili, oprócz prowadzenia reality show i dobrego wypadnięcia przed uczestnikami.

A w prawym narożniku mamy kolejnego ciemnoskórego mężczyznę o czarnych oczach i delikatnym zaroście. Poza kolorem skóry było widać wiele różnic, w charakterze jak i w budowie ciała. Chociaż obaj chłopacy byli wysocy, Joël miał bardzo muskularne ciało, zwłaszcza klatkę piersiową, trochę słabiej wypada jednak z nogami, można go wyglądem porównać do kurczaka, który również ma bardzo krótkie i wiodkie nóżki. Innymi słowy jeden drugiemu czegoś zazdrości – jeden ma kształt butelki do góry nogami, a drugi z kolei kształt prostokąta z wybrzuszeniem w środku.

Warwick: *śmiejąc się pod nosem* Obaj możemy popracować nad sylwetkami.

Warwick i Joël są także bardzo bliskimi kumplami i dogadują się w wielu sprawach. Chodzą razem nawet do tej samej siłowni i obracają się w towarzystwie podobnych znajomych. Mimo tak różnych i barwnych charakterów potrafią się dobrze dogadać. Mają także bardzo ładne panie, które, kto wie, może też znalazłyby wspólny temat do rozmów?

Młodzi mężczyźni pakują swoje rzeczy do walizek, torebek bądź plecaków i tak ruszają na dworzec, gdzie jadą pociągiem do wyznaczonego wcześniej celu.

Widzimy w tle obraz malowniczego Toronto. Niestety musieli opuścić rodzime miasto, obaj siedzieli razem w jednym przedziale w jednym pociągu i czekali kilka godzin, aby dotrzeć do następnej miejscowości w Kanadzie. Domki działkowe Woodhaven Country Lodge robiły ogromne wrażenie na chłopakach, Joël'owi opadła szczęka na widok tego miejsca. W tej wielkiej powierzchni można było naprawdę wiele zrobić. Wprawdzie nie mieszkali po sąsiedzku, ponieważ nikogo tam nie było oprócz nich, zamiast ludzi było wiele kamer, o czym sami nie mieli pojęcia. Właśnie w tym momencie te kamery przedstawiały ich w purpurowym świetle i rozpoznają w nich twarze zaufanych gości, w kategorii „właściciele” i „powierniczy” właścicieli. Warwick od razu otworzył drzwi do głównej furtki i chłopacy weszli do środka, dalej nie mogąc nacieszyć się widokami zapierającymi dech w piersiach.

Joël: Dobra. Tu... Jest... Przepięknie!

Warwick skinął głową twierdząco. Joël od razu wyjął telefon i chciał zrobić parę zdjęć, jednak puszysty chłopak nie pozwolił mu na to.

Warwick: To może poczekać, wiesz?

Joël dziwnie na niego spojrzał z wyrzutem.

Joël: Czemu?

Warwick zauważył, że Joël przerzucił się na inną aplikację. Nie rozstawał się z telefonem na krok.

Joël: Wiesz, że musimy jeszcze tutaj przyciągnąć paru uczestników, prawda? Parę widoków im nie zaszkodzi. Przedsmak nowego ciekawego letniego miejsca. Prawie jak wakacje, jeszcze musimy jakieś challenge'e pomyśleć.

Joël'owi uśmiech nie schodził z twarzy. Miał bardzo optymistyczne i pozytywne nastawienie do nowego doświadczenia. Wyglądał na bardzo zafrapowanego przyszłą pracą.

Tym razem nie będzie tu przeciwnego zestawienia. Joël często rozśmieszał Warwicka i tak też sytuacja potoczyła się podobnie, gdzie obaj wybuchnęli śmiechem.

Joël: Ale tak na serio. Fajnie tu jest. Niech zobaczą.

Za pomocą specjalnego komunikatora do rozmów stworzył grupę, gdzie 14 zakwalifikowanych już uczestników niedługo powinno mieć spotkanie z prowadzącymi w cztery oczy. Joël podał im dokładną lokalizację, aby dostali się tam... o własnych siłach. Nie będzie żadnego statku ani autobusów.

Warwick: A może lepiej wynająć kogoś, kto pomógłby tu dotrzeć zawodnikom?

Joël: Myślałem nad tym. Na pewno nie będzie tutaj tony samochodów. Ze wszystkimi umówiłem się pod jedno miejsce. Brat Brandona może pojechać tutaj pociągiem i wszyscy się spotkamy za dobre cztery godziny.

Warwick: Trochę to potrwa.

Joël: Donut worry, ty w tym czasie szybko poznasz te okolice, zaznajomisz mnie z nimi, kiedy będę w pociągu, a potem już będziemy mogli prowadzić sezon.

Oparł rękę o ramię Warwicka, chcąc w ten sposób dać mu nieco otuchy.

Warwick: Niech będzie!

Joël szybko wybiegł po jeden ze swoich skuterów, który znajdował się w środku działki i wyjechał nim z domków. Warwick tylko wzruszył ramionami i wszedł do środka.

<Warwick: Trochę mnie dziwi jego mania do korzystania z telefonu komórkowego. Nie wiedziałem, że tak się wciągnie w to prowadzenie i obcyka wszystkie sprawy po kolei. Na pewno zmieści jakoś ten skuter w pociągu i będzie w szklanej gablocie na znak, że „dotykanie cennego eksponatu grozi poważnym uskodzeniem kończyn”.>

Joël jedzie już skuterem, a Warwick powoli odsłania widoki pięknych miejsc. Brandon cały czas jest przy nim i nagrywa wszystko po kolei, nawet to, co powinno teoretycznie się ucinać przy wizji. Kamera lekko się trzęsie, ale to przez zachwyt kamerzysty nad domkami.

Brandon: Stary, ile żeś zapłacił za pobyt tutaj?

Warwick: Naprawdę dużo, a co?

Kolejna osoba, która cały czas musiała mieć styczność z urządzeniami technicznymi, pokazuje Warwick'owi parę wiadomości od producentów. Oczywiście wszystko wymagało odpowiednich przygotowań i trzeba było cały czas działać, co mogło wydawać się wyczerpujące. Warwick wszedł do środka swojego domku, który wyglądał prawie jak willa. Nie dość, że obszarowo zajmował najwięcej miejsca, to jeszcze był najlepiej wyposażony. Co się dziwić, przecież to byli prowadzący. Nie mieli może wielkiej willi wysadzanej bogactwem, kryształami czy złotem, ale każdy z prowadzących miał wielki pokój do siebie z osobnymi łazienkami, wielką jadalnię, salon i tyle im wystarczyło do szczęścia. Piąte pomieszczenie prowadziło do wielkiego magazynu, gdzie mogli przechowywać pojazdy, a ostatnie – mogli sobie ochłonąć i pograć w różne gry planszowe, w bilarda albo nakarmić złote rybki. Wszyscy zadowoleni i można spędzić normalnie nawet dwa miesiące w bardzo wygodnym miejscu. Był jeszcze orlik, gdzie można było pograć w wiele rozgrywać wiele dyscyplin sportowych, w których współpraca jest kluczem do sukcesu. Wyznaczona ścieżka, którą zdobiły ostre świecące kamienie, prowadziła do mieniącego się jeziora zapierającego dech w piersiach ludzi. Czysta naturalna woda i pomost, z którego można było skakać. Woda do obszaru pomostu była płytka i na spokojnie można było się zamoczyć do głowy, potem już poziom wody się podnosił. Dominacja zieleni i zadbany obszar, na którym znajdują się zawodnicy. Wszystko ma jednak swoją cenę.

Brandon: *pokazuje rachunek Warwick'owi* Wiesz, nie ma nic za darmo.

Warwick zdjął na chwilę czapkę i podrapał się po głowie. Jego głosy były minimalnie lekko wydłużone, jednak coś w rodzaju fryzury „crop top” z przedziałkiem. Czarna czapka powróciła na miejsce. Po chwili westchnął, spoglądając na olbrzymie kwoty.

Warwick: Faktycznie ciągle biorę od nich, ale oczekują ode mnie 10%.

Szybkie chrząknięcie.

Warwick: Jak myślisz... Uczestnicy nie będą zaskoczeni tym, że dostaną znacznie mniej, niż im obiecano?

Brandon: To znaczy...

Warwick: Na pewno nie dostaną miliona dolarów za udział w programie, mnie na to nie stać. Chociaż na to już wydaliśmy naprawdę dużo. *lekko puknął w ramię* Ty. Jest chociaż 1/8, żeby przeznaczyć to na główną nagrodę?

Brandon kiwa głową na tak i pokazuje mu walizkę z główną nagrodą.

Warwick: Super!

Warwick i Brandon zaczęli wnosić wszystkie walizki do wielkiego pomieszczenia przeznaczonego dla ekipy programu. Nie zapowiadało się na żadne dodatkowe niespodzianki oprócz wizyty uczestników tego sezonu.

Czołówka programu[]

Robbie Williams and Kylie Minogue - Kids

Gra bardzo przyjemna alternatywno-rockowa piosenka schyłku drugiego millenium naszej ery. Pojawia się kilka zbliżeń na Toronto; scenka, gdzie postury Warwicka i Joëla opuszczają domek tego pierwszego, aby zaraz znaleźć się w pociągu i trafić do domków. Wieczorna sceneria podkreślała urok tego miejsca, jak i vibe dochodzący z piosenki. Tam na nich czekało już czternaście innych zaciemnionych poświat, z których wyłaniały się potem sylwetki następujących zawodników.

Joël: Woodhaven Country Lodge – to właśnie tutaj mamy teoretycznie „niańczyć” i „opiekować się” czternastką przyjezdnych zawodników, którzy będą walczyć ze sobą o sto tysięcy dolarów. Na co je wydadzą? Warwick i ja na pewno musimy się napracować, niektórzy z nich są jeszcze młodzi i mogą być nieświadomi tego, co ich czeka w programie.

Każda z osób miała kilka sekund dla siebie w kadrze. Benito udawał króliczka i ganiał się z innymi królikami, a Kimmy siedziała sobie tylko na ławce i śmiała się z tego, co robił chłopak. Jeden z królików po chwili dziabnął Benito w nos. Boomer i Osmond mieli z miejscowymi tubylcami rozgrywkę w koszykówce, gdzie Boomer chwilę później wisiała na koszu i zaczęła się na nim „hustać”, robiąc obroty. Carl jeździł na lamie, która już nie miała siły, aby dalej oprowadzać rudego chłopaka i jej prawdopodobnego wielbiciela po terenie, dlatego opadła sił, a on zaczął używać bicza, aby ruszyła dalej. Diana natomiast zajmowała się makijażem i wykonywała go na Jamey, ale zamiast zrobić jej profesjonalne malowanie twarzy, zrobiła z niej clowna, który potem gonił ją po domku letniskowym. Euphonia opalała się na pomoście, gdzie przystojniacy w ręcznikach dali jej mrożoną, limonkową ice tea z cytryną jako ozdoba. Sonny rozmawiała ze swoją koleżanką przez telefon, ale kiedy tylko zauważyła Feliciena, odmachała mu ręką na znak, że wolałaby go nie widzieć. Znudzony Gregory łowił ryby i zajadał się orzeszkami ziemnymi, podczas gdy Icecube chciał podejść do jednego szałasu, z którego wystawały dziwnie patrzące się w jego stronę żółto-brązowe oczy, aby wydobyć trochę drewna na opał, ale kiedy już wyjął jeden z patyków, domek rozpadł się i pewien chłopak ukrywający się w środku szarpnął za jego bluzkę i się do niego przystawił. Był to Reptile, którego oczy były lekko podświetlone na ciemnoczerwony odcień i zaczął warczeć i syczeć w stronę Icecube'a. Jedynie Phyliss gdzieś obserwowała domki i robiła notatki, a na jej łóżku znajdowała się minibiblioteka składająca się z trzydziestu książek i każda z nich mogła służyć odpowiednio za prześcieradło lub kołdrę. Szybka zmiana scenerii. Wszyscy wyżej wymienieni bohaterowie usiedli przy ognisku, gdzie Joël robił czternaście kiełbasek. Każdy zawodnik wziął jedną z nich. Kamera, którą posługiwał się Brandon, zbliżała się do ogniska. Jeszcze chwila i mogłaby wlecieć, ale tak się nie stało, ponieważ kamerzysta położył ją na statywie.

Joël: *dalej mówi* A więc całe lato będziemy musieli spędzić tutaj z garstką zdeterminowanych ludzi do osiągnięcia celu, czyli wygrania głównej nagrody, to wszystko zobaczycie w serii NASTOLATKI TOTALNEJ PORAŻKI!

Zaciemnienie ekranu.

Przygotowania do programu: Zawodnicy[]

Joël był cały czas w kontakcie ze wszystkimi. Oczywiście w wyniku upewnienia się, że Joël nie będzie musiał wypisywać (kopiować) kilkunastu wiadomości jedna po drugiej każdemu zainteresowanemu powstała specjalna grupka, gdzie wszyscy będą mogli wymieniać się spostrzeżeniami i miejscem pobytu. Teksty pod tytułem „proszę nie wchodzić ze sobą w szczególne interakcje” nie pomogły za bardzo. Większość z nich mieszkała w Kanadzie, ale też mogła się spotkać w międzyczasie, niektórzy jednak byli ze Stanów Zjednoczonych, gorzej jeśli z innych państw, ale dyspozycyjność i możliwość dotarcia pod wskazane miejsce przede wszystkim. Gdzieś powyciekały zdjęcia niektórych zawodników na forach społecznościowych, SierraBlog był pod tym względem liderem, aby popsuć kilka szyków, chociaż sama zainteresowana dziewczyna, która dała się poznać jako maniaczka Cody'ego i największa fanka Totalnej Porażki sprawnie posługiwała się narzędziem do cenzurowania wszystkiego, co mogłoby wyciec na jej bloga. Nie dało jej to przychylnej reputacji w sieci, ale dostała kilkanaście punktów lojalnościowych i dopiero po programie odrobi sobie wszystko, co traci na obecną chwilę, czyli przedwczesne plotki, którymi żyją wszyscy fani. Co w międzyczasie porabiali ci zawodnicy? Kolejność jest przypadkowa, nie sugerujcie się niczym. W tle może pojawić się kilka danych dotyczących postaci.

Osmond[]

Osmond miał już spakowaną walizkę i był gotowy do odjazdu. Mieszkał sam w wynajętym w Kanadzie domu z daleka od innych ludzi, miejsce to było położone blisko wsi. Okolica wyjątkowo spokojna, jednak posiadłość była dzielona z jego bliskim kumplem z Niemiec. Specjalnie zarezerwowali sobie jedną posiadłość na rok, aby właściciel mógł sobie pozwolić na wycieczkę po Północnej Ameryce. Jego kolega był także widoczny przy samochodzie.

Kumpel Osmonda: Wiesz, jak tam się dostać?

Osmond się tylko uśmiechnął pod nosem. W jego wyglądzie prócz ulizanej, nażelowanej fryzury i imponującej postury były także „smutne wąsiska”, które nie zmieniały swojej pozycji nawet, kiedy Szwajcar się śmiał (rzecz jasna najbardziej robiły wrażenie, gdy marszczył brwi, jednak nie leży to w jego charakterze). Po chwili obaj zapakowali dwie walizki hokeisty i ten mógł na spokojnie odjechać.

Minęło kilka godzin. Osmond musiał gdzieś zatankować swój samochód, a przy okazji widzial stację benzynową i mógł sobie coś kupić w środku. Tam dostrzegł tylko opaloną blondynkę w okularach przeciwsłonecznych w crop topie i dżinsach z trójkątną kanapką w dłoni. Po chwili dostrzegła w samochodzie „znajomą twarz”, wsunęła do ust ostatni kęs i podeszła do auta.

Diana: *machnęła do Osmonda* Siema. Diana jestem, mam trafić do jakiegoś domku letniskowego na wakacje. Wiem, że to głupio zapytać, ale też się tam kierujesz?

Osmond kiwnął głową na tak i ku jej zaskoczeniu od razu otworzył drzwi.

Diana: To chwilutenia, jeszcze walizek zapomniałam.

Osmond tylko niechętnie westchnął, ale zgodził się na podwiezienie dziewczyny do wyznaczonego miejsca. Po chwili Diana spakowała do bagażnika hokeisty kilka drobnych walizek i torebek.

Osmond: *odchrząknął* Nie ukrywam, bogaty ten twój asortyment.

Diana: *westchnęła* Mam zamiar dobrze się bawić tam, trzeba było spakować znacznie więcej niż tylko ubrania na zmianę.

Osmond: A jeśly mogę zapytać, co tam wzęłaś?

Diana oparła prawą rękę na brodzie.

Diana: Wiesz. Możemy wsiąść już i później ci opowiem kilka rzeczy o sobie. Uwaga, bo zdaniem niektórych „przynudzam”, bo mówię samą prawdę, a woleliby słuchać historyjki o jednorożcach i kolejnej księżniczce, która zmienia świat.

Osmond i Diana wsiedli do samochodu i po napełnieniu paliwa ich samochód mógł wyruszyć dalej.

Diana[]

Przyszła najmłodsza uczestniczka Totalnej Porażki, w praktyce tylko Junior ma mniej lat od niej. Pomimo wieku idealnie pasowała do formatu tego reality show. Była bardzo charakterną, charyzmatyczną, a przy okazji silną psychicznie osobą, którą ciężko było złamać. Właśnie opowiadała Osmondowi kilka faktów o swojej ostatniej podróży i o tym, czym zajmuje się na co dzień.

Diana: Organizuję różne festyny w swoim mieście. Firmy, które chcą z nami podjąć odpowiednią współpracę, przechodzą szereg różnych testów, zanim zgodzimy się podpisać umowę. Ponieważ mam sz... *chrząknęła* to znaczy... Nie mam jeszcze odpowiednio „stażu” do robienia tego samodzielnie, muszę dzielić te funkcje z innymi, bardziej dorosłymi ludźmi. Dbam także o dobry PR i interesują mnie kontakty z innymi.

Osmond: Ynteressanterweyse.

Osmond nie chciał przerywać jej dyskusji. W jego samochodzie nie było żadnego radia, więc Trajkotiana 109 FM mogła nadawać na okrągło. I wyglądało na to, że miała jeszcze sporo rzeczy do powiedzenia. Po chwili jednak wyciągnęła z plecaka trójkątną kanapkę z tuńczykiem.

Diana: Chcesz?

Osmond: Ne, dzęky. Teraz akurat prowadzę samochód.

Diana: Uhh, no zapomniałabym. Sorry, trochę roztrzepana jestem, ale to z wyniku ekscytacji tym miejscem.

Osmond: Ja. A cebe w zgłoszenu też pytaly o jakąś Totalną Porażkę?

Diana: Tia, a czemu pytasz?

Diana w rzeczywistości nie obejrzała żadnego sezonu Totalnej Porażki. Była tak zajęta swoim organizowaniem festynów, że nie była dokładnie zainteresowana reality show, jednak wyglądała na osobę, która łatwo przyjmuje wiadomości do siebie.

Diana: Chociaż nie powinnam cię zagadywać teraz, bo powinieneś być skupiony na drodze.

Osmond: O.

Po chwili zboczyli ze ścieżki.

Osmond: To poproszę od cebe kanapkę. Zjem coś dobrego, a potem opowem o sobe. Co ty na to?

Diana: *uśmiechnęła się do Osmonda* Pewnie.

Icecube[]

Dość osobliwy przypadek. Mamy tutaj pewnego otyłego siedemnastolatka, który odbywał właśnie rozmowę z rodzicami. Chciał już opuścić dom i pojechać, ale zatrzymała go matka. Z wyglądu była bardzo do niego podobna, ważyli nawet tyle samo.

Matka Icecube'a: Jooohnnny! Wiem, że się już bardzo śpieszysz do pociągu, ale muszę zobaczyć czy wszystko spakowałeś!

Icecube: *zgryźliwie* A nie możesz mi mówić Tyson tak jak wszyscy w szkole?

Matka Icecube'a: Przecież wiesz, że zawsze będziesz dla mnie moim Johnnym Mielonym!

Icecube: *pod nosem* Już bym wolał Johnny Test, a nie, tak mnie nazywają jak tylko idę wyrzucić śmieci.

Icecube był zły na własną mamę, a ta zaczęła przeszukiwać jego plecak.

Matka Icecube'a: No dobra! Masz wszystko, czego ci potrzeba kochanie! Baw się tam dobrze!

Icecube: Woah, poważnie?

I tym wysoko stonowanym akcentem wyszedł już z domu. Matka szybko zadzwoniła po ojca.

Matka Icecube'a: Kochanie, podjedź pod Wąskotorówkę! Tam będzie na ciebie czekał nasz synalek!

Po chwili jednak zmieniła swój ton z uroczego na wredny.

Matka Icecube'a: I MNIE NIE INTERESUJE, ŻE TY TAM TOWAR TERAZ MASZ! NASZ SYN JEST WAŻNIEJSZY! PSUJESZ CAŁĄ RODZINĘ! A ON PEWNIE BĘDZIE NAM WIOCHĘ ROBIŁ TAM!

Po chwili jednak słyszymy dżingiel pewnego popularnego polskiego reality show nadawanego na kanale TVN7.

Matka Icecube'a: O, Hotel Paradise leci.

Sonny[]

Ze sklepu monopolowego wychodzi pewna bogato ubrana dziewczyna w żółtej skurzanej kurtce i w topie z odsłoniętym brzuchem z pewnym zielonym napojem. Korzystała z telefonu i czekała na samochód, który ją odbierze z tego miejsca.

Sonny: On ma jeszcze dobre dziesięć minut. Nie zamierzam się spóźniać, a jeśli już ktoś inny dotrze później, niech nie liczy na litość. Ustalali czas z jakieś dobre dwa miesiące, po takim czasie każdy dotrzymuje terminu!

Po chwili dostaje powiadomienie ze studiów, że jest krewna wykładowcy pracę, która powinna być oddana już cztery miesiące temu.

Sonny: Dobra, no zdarzają się już te przeklęte wyjątki.

Kiedy już zeszła ze schodów ktoś zaczął trąbić w jej stronę. Zaraz po tym przez następną minutę między kierowcą a Sonny toczyła się wiązanka soczystych, ale wypikanych dla uszu wszystkich oglądających słów, po czym Sonny wsiadła do auta, a po chwili rozbiła wypitą już butelkę o schody.

Sonny: *do kierowcy* Chyba nie myślisz, że ja będę później sprzątała po tym wszystkim? Chciałam się napić, to dostałam to, czego chciałam. A teraz jedź, płacę to wymagam!

Z nieco zgryźliwym uśmiechem Sonny już powoli docierała na miejsce. Mówiąc powoli, stanęli w jakimś korku.

Sonny: Aż żałuję, że musiałam wyrzucić tę butelkę. Ty pewnie odpicowałeś to autko, a ja miałabym dystrybutor czystej źródlanej wody. No trudno, zwali się na jakiegoś przypadkowego przechodnia, już nawet wiem, kogo chętnie pociągnę do odpowiedzialności. To za ostatni sprawdzian i to, że nie dałeś mi wcześniej ściągać, chłopczyku.

Sonny nie rozstawała się ze swoim telefonem, a żeby uniknąć odpowiedzialności za rozbicie szklanej butelki zadzwoniła do jednego kujona, aby znalazł się blisko „sceny zbrodni”.

Reptile[]

Były też takie osoby, które nie zaczynały bezpośrednio z domu czy sklepów. Jeden uczestnik Nastolatków szlajał się po ulicy. Miał na sobie ciemnozieloną bluzę z kapturem, która zakrywała jego twarz, maskę naciągniętą na nos przeciw Kimberlywirusowi, który rozszalał się po całej Ameryce odkąd Heidi Klum poszła kręcić z Miss Fortune i Jessamine Wyspy Feniksa. Był cały zakryty różnymi akcesoriami, miał na sobie nawet skórzane, zabrudzone rękawiczki. Jedyna część ciała jakiej nie zakrył chłopak to były jego ciemnobrązowe oczy z lekką domieszką zieleni. Nagle przy sklepie RTV/AGD dostrzegł swój wizerunek na jednym z telewizorów, był zapowiedziany jako „pewien nurtujący zawodnik pewnego kultowego reality show, który doczekał się wielkiej reaktywacji; chłopak skrywa w sobie wiele tajemnic i można go znaleźć włóczącego się po ulicach Kanady”, tak właśnie powiedziały wszelkie telewizory i media chcące powiedzieć kilka słów o każdym uczestniku. Okazało się, że cała wycieczka do domku letniskowego na całe lato okazała się być podpuchą, a w rzeczywistości garstka zawodników udaje się do reality show.

Reptile: هل تعلم أين تقع محطة قطار مونتريال؟

Osiedlowy Sebiks znieruchomiał. Był na spacerze z niemniej osiedlową od niego Karyną, wzięli ze sobą córkę Dżessikę. Po chwili spanikowana trójka uciekła od Araba.

Reptile: المسمار لكم جميعا. أعتقد أنني يجب أن أجد طريقي الخاص هناك.

Chłopak pochodzący z Arabii Saudyjskiej pospiesznie przeszedł przez zielone światło i udał się w stronę dworca kolejowego. Po krótkim przebłysku Reptile siedział już tylko na ławce, gdzie zakrywał swoją twarz jak tylko to było możliwe, a następnie wsiadł do pociągu, gdzie dał bilet konduktorowi i nie zamierzał z nim wymieniać żadnego spojrzenia. Prędko usiadł tam, gdzie było najmniej zatłoczone, a pociąg był tam dość popularnym środkiem transportu.

Boomer[]

Były także takie osoby, które pomimo dystansu potrafiły tam dotrzeć na własną rękę, a właściwie za pomocą różnych środków transportu. W tym przypadku widzimy dobrze zbudowaną dziewczynę, która zasuwała na rowerze, a za sobą ciągnęła dwa plecaki pełne różnych akcesorii, które pozwoliłyby przetrwać jej w domkach letniskowych.

Boomer: Nie, żebym zaczynała swoją wielką przygodę w reality show od narzekania na wybór transportu, ale lepszy rower niż potencjalne przewożenie bagaży pociągiem.

Ta ambitna dziewczyna pasjonuje się w sportach. Wszelkie dyscypliny i konkurencje, które wymagałaby użycia sily, były dla niej niczym chleb powszedni. Nie miała problemu, aby dostać się za pomocą swojego transportu do bajecznego miejsca. Dodała od siebie tylko jedno zdanie.

Boomer: Miejsce wygląda pięknie, ale nie wiem czy mi to starczy.

Po chwili tuż koło niej przejechał wielki zielony autobus. Boomer postanowiła, że zacznie się z nim ścigać.

Boomer: *sama do siebie* Może rower kontra autobus to nie jest dobry pomysł, ale zawsze się przyda jakaś motywacja.

Benito[]

Pewien uczestnik zaczynał ze swojego miejsca zamieszkania. Był to opalony, wysoki Latynos jasnej karnacji z krótko obstrzyżonymi włosami. Jego cechami charakterystycznymi w wyglądzie prócz wzrostu były jasne kolory ubioru, okulary przeciwsłoneczne i naturalnie duże czerwone usta. Popijał sobie smoothie na leżaku i czekał na swojego tatę, który w końcu ogarnie swój samochód.

Bad Bunny: Możemy już w końcu ruszać?

Benito: Relajarse, ja tu smoothie chcę dokończyć.

Bad Bunny tylko zrobił firmową minę złego króliczka i zabrał smoothie swojemu synowi. Po chwili włożył je do samochodu do schowka na napoje.

Bad Bunny: Zadowolony?

Benito: Jeszcze jak!

Benito wsiadł z brudnymi butami do Bugatti swojego taty, który swego czasu na przełomie drugiej i trzeciej dekady osiągał szczytowe listy przebojów. Co z tego, że uprzedmiotawiał kobiety w większości swoich piosenek? One to kochają, tak samo jak on swego syna.

Bad Bunny: Synu, chyba będzie pequeña conversación przed twoim odjazdem. Nie zrób większej głupoty niż swój własny ojciec.

Benito: W sensie umieścić swojej piosenki na Soundcloudzie, a potem podpisać kontrakt na cztery albumy, a wytwórnia nie pozwoli mi zrealizować żadnego z nich?

Benito zaśmiał się pod nosem, brak wyrachowania miał po własnym ojcu.

Bad Bunny: Nie o to chodzi, chociaż ta pierwsza część się zgadza. Nie pozwól, żeby pozostali mącili ci w głowie, to ty decydujesz que fácil puede ser tu vida, a jak ktoś będzie chciał od ciebie rad, dawaj takie, żeby cię tylko nie wypstrykał.

Benito: Myślę, że raczej tego posłucham.

Tata przytulił Benito. Po chwili dostał od niego szczotkę i otrzymał solidną dawkę firmowego happybenito.exe, to znaczy demonicznego uśmiechu od swojego ojca.

Bad Bunny: Skoro już zrozumiałeś moje porady, posprzątaj teraz el barro z mojego cudnego autka. ¡Inmediatamente!

Po chwili chrząknął i dodał kilka słów.

Bad Bunny: Z racji tego, że paparazzi są bardziej natarczywi niż kiedykolwiek, odkąd skończyłeś piętnaście lat i ponieważ jesteś moim el conejito malo 2.0 to najlepsza el consejo, jaką mogę ci dać w tej nowej przygodzie to bądź sobą i nie dawaj się zwodzić innym. A przy okazji pojedziesz sobie autobusem.

Benito: Co do pierwszego to yyy, nie zamierzam, oni będą grali w moją grę albo nie gramy wcale, a co do drugiego to możesz mnie wysadzić nawet przy samej tabliczce z napisem „Ottawa”.

Po chwili wyrzucił błotko z wycieraczki i czekał tylko, aż będzie mógł odjechać.

Benito: Będę tęsknił za tym miejscem.

Bad Bunny: Na szczęście nie wyjeżdżasz na zawsze, ja na rok do Kalifornii jadę robić kolejny album. A ty mój drogi El Conejo 2.0 udowodnij swojemu viejo, że niesiesz dumę w sercu i możesz pokazać, że Latynosi łatwo się nie poddają!

Bad Bunny i Benito uśmiechnęli się, po czym odjechali z miejsca parkingowego swojego domu.

Jamey[]

Jamey nie była widoczna w chwili dostania się do show, za to kamery zdążyły uchwycić ją śpiącą w pociągu. Po chwili jednak zbudził ją donośny dźwięk, a zaraz po nim powiadomienie, że następną stacją jest Ottawa.

Jamey: *ziewa* Jestem w niekomfortowej sytuacji... Z USA do Kanady jechałam z... Pół dnia łącznie z przesiadkami i mam dosyć.

Po chwili prędko zerknęła w swój telefon i docelową godzinę przybycia współprowadzącego programu na miejsce gry.

Jamey: Dobrze Winona. Miejmy nadzieję, że pozwolą ci na dwugodzinną drzemkę. Jestem... *ziewa* ...Zmęczona. I tyle. Mam chyba prawo być niewyspana po tak długiej podróży, prawda?

Przegląda w smartfonie ostatnie zdjęcia ze swoimi bliźniaczkami, kiedy były jeszcze bardzo młode.

Jamey: Dlaczego nie mogłam was odwiedzić kilka miesięcy przed zgłoszeniem? Amy już wyjechała do Londynu, to ojciec szybciej nawet wrócił od niej do domu, tak w zasadzie to nawet kilka dni temu, bo Sammy już zdążyła zdjęcia wsta... *ziewa* ...a... Nie mam dzisiaj głowy do tego wszystkiego, serio.

Wyglądała na bardzo zmęczoną tymi podróżami pociągiem do stolicy Kanady. Lekko zaszarzone oczy dawały znać o jej braku snu. Przed wami trzecia bliźniaczka, nie mówi się o niej za dużo, ponieważ to Amy i Sammy skupiały na siebie najwięcej uwagi i jako neutralny „złoty środek” Winona Jamey była często pomijana w rodzinie, miała także bardzo negatywny kontakt z ojcem i w miarę dobry z matką i z dwoma bliźniaczkami, razem mogłyby stanowić solidne trio.

Felicien[]

Felicien sprawdzał w swoim notesiku czy zapakował wszystkie potrzebne rzeczy na wyjazd. Spieszył się na samolot Pierwszej Klasy i wyglądało na to, że bardzo mu zależało na dobrym wejściu oraz zaimponowaniu pewnej osobie, dla której się zgłosił na wycieczkę. Ciągle chodził po mieszkaniu i skrupulatnie skreślał z listy każdą spakowaną rzecz. Żeby nie wspomnieć jego szałowych cech, co kilka minut wąchał swoje ręce i psiukał się różnymi perspirantami lub dezodorantami.

Felicien: Obym tylko nie był spóźniony, obym tylko nie był spóźniony...

Można doliczyć się pięciu toreb, a żeby starszy pan nie pomylił się sporządzał listy po każdej schowanej rzeczy i w środku znajdowała się kartka z wszystkimi potrzebnymi rzeczami, które spakował do tej walizki. Wszystkie były tego samego koloru, czyli niebieska kratkowana walizka.

Phyliss[]

Nauczycielka filologii angielskiej zakończyła ostatnie zajęcia na ten rok szkolny. Odbywały się one w Ottawie, więc miała teoretycznie najbliżej do wyznaczonego celu.

Phyliss: Ironia polega na tym, że najprawdopodobniej będę albo spóźniona, albo jako ostatnia tam dotrę.

Po chwili zerknęła tylko na drzwi sali, w których dla żartu wbiła tasak w stary nieużywany już od dwudziestu lat telefon komórkowy.

Phyliss: *żartobliwie* A tak potraktowałam pewnego ucznia na początek mojej kariery nauczycielki, który spóźnił się trzydzieści sekund na zajęcia.

Zauważyła, że jeszcze jedna osoba siedzi w jej klasie.

Phyliss: A ty co tu jeszcze robisz? Wolność jest, zakończyły się ze mną zajęcia, powinnaś skakać, szaleć, korzystać z tej radości, że już nie będziesz musiała się męczyć ze mną tutaj! Jak to mawiał amerykański poeta Walt Whitman... „Wolność – chodzić swobodnie i nie mieć przełożonego”! Co za tym idzie, powinnaś już opuścić tę salę i nie mieć żadnych trosk! Wakacje to czas dla was!

Słyszy dźwięk dzwonka, co świadczyło o wybiciu godziny popołudniowej.

Phyliss: Wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś ode mnie?

Uczennica: Tak. Podziękować Pani za to, że w ekspresowym tempie byłam w stanie przygotować się do egzaminu i zaliczyć go na wymarzone 90%. Dlatego...

Chciała wręczyć prezent Phyliss, mina nauczycielki sugerowała, że nie chciała odtrącić dobrej uczennicy, ale jednocześnie...

Phyliss: ...Tak bardzo nie lubię dostawać prezentów, zazwyczaj są często nieszczere i wymuszane tak jak na nieszczęsny Dzień Nauczyciela. Podług mojego gustu teraz poznałaś swoje możliwości i chcesz tą czekoladą podzielić się szczęściem ze swojego wyniku.

Schowała czekoladę do torebki.

Phyliss: Akurat trafiłaś na moją ulubioną. Dobrze, teraz wyjdźmy z klasy, aby wreszcie znieść wszystkie ciężary związane z nauką.

Wyszły z sali, a nauczycielka prędko zamknęła drzwi na klucz. Pilna uczennica dołączyła już do swoich kolegów-sportowców (klasa sportowa), a Phyliss wyjęła telefon z kieszeni, aby przeczytać wiadomość od... pewnej dziewczyny, którą uczyła kiedyś w tej szkole.

Phyliss: Wygląda na to, że nie będę osamotniona z tym wszystkim.

Szybko wróciła do ekranu głównego, na którym widniało zdjęcie szczytu góry Keele Peak wraz z jej mężem i dorosłą już córką. Po chwili pogładziła twarz córeczki, która znajdowała się w jej telefonie.

Phyliss: A tej sierotce, czyli mojej córce, za chwilę osobiście podziękuję za to, że mnie wciągnęła w ten cały szatański wyjazd. Powołując się na słowa Stefana Wyszyńskiego... „Nie to jest ważne, by krytykować przeszłość, lecz aby swój własny wysiłek włożyć w lepszą przyszłość.”, dlatego jej wybaczę ten haniebny proceder, którym się posłużyła, bestialsko wpisując mnie w miejsce zainteresowanych.

Widziała jednak wcześniej zgłoszenie i postanowiła, że wyszuka czegoś w internecie na temat Totalnej Porażki.

Phyliss: Zawsze chciałam zwrócić uwagę na fenomen tego programu i to, do jakiej grupy trafia najbardziej.

Spogląda na kilka stron, a także na forum w którym pada masa ocenzurowanych wulgaryzmów.

Phyliss: A kim ja jestem, żeby brać udział w tej całej Totalnej Porażce? Przecież z nazwy to automatycznie wygląda jak reality show puszczany po dwudziestej trzeciej dla nastolatków, bo pojawiają się tam wszelkiego rodzaju treści erotyczne i satyra innych programów, które są przeznaczone dla młodych dorosłych, którzy dopiero uczą się poznawać życie.

Gregory[]

Są też tacy, którzy nie czuli potrzeby przygotowywania. Spokojna wioska, chłopak o kruczoczarnych włosach zajmował się licznym młodszym rodzeństwem. Sześcioro dzieci i jeden dorosły człowiek, który spędzał z nimi tyle czasu, ile mógł. Ta radosna sielanka na dworze, gdzie młodsi bawili się na zjeżdżalni, a Gregory budował z najstarszym z nich zamki z piasku. Można powiedzieć, że był niczym niańka, ale w rzeczywistości był dla nich tylko starszym bratem, który troszczył się o nich i traktował z należytym szacunkiem. Po chwili przerwał mu jednak tata, który podszedł do chłopaka.

Tata Gregory'ego: Słuchaj, Joël cię prosił.

Gregory: Jaki Joël?

Tata Gregory'ego: No wiesz, ten chłop, do którego się zgłosiłeś na wakacje.

Gregory otworzył oczy.

Gregory: Dzięki, że przypominasz o tym. Zdążę w ogóle tam się pojawić na czas?

Tata Gregory'ego wyprowadził mu rower.

Tata Gregory'ego: I ty jeszcze o to pytasz? Całkiem sprawny. Najwyżej zadzwoni się do kogoś, aby ten rower przyprowadził z powrotem. Trochę cię będzie czekało tych kilometrów, ale dasz radę. Zrobisz to dla własnego starego. Albo do siebie.

Rodzina Gregory'ego mogła być wyjęta z alternatywnej rzeczywistości albo sprzed dwudziestu lub trzydziestu lat, gdzie dominowało pozytywne, ciepłe ognisko domowe, gdzie traktowano siebie z należytym szacunkiem, stąd też wspólne działania albo wzajemna pomoc.

Powód, dla którego Gregory był zaskoczony wiadomością o dostaniu się, był prosty. Nie posiadał żadnych kont na social media, do szczęścia nie wystarczył mu nawet telefon.

Tata Gregory'ego: Dobra. Czas teraz najwyższy mu powiedzieć, że rower nie był dobrym pomysłem.

Szybko wsiadł w samochód i ruszył zaraz za nim, aby mu zablokować drogę na kilka minut.

Tata Gregory'ego: Słuchaj młody, podwiozę cię tam bez problemu. Przecież na rowerze nie spakujesz swoich rzeczy.

Gregory: Co tam mi jest potrzebne oprócz paru rzeczy na zmianę?

Zdejmuje plecak z siebie i po chwili pokazuje mu rzeczy, które zamierzał tam spakować.

Gregory: O mnie się nie martw, sprawdź czy czasem dzieciaki nie wychodzą za ogrodzenie tato. Znowu będzie trzeba je zwężać.

Tata Gregory'ego: No dobra. Dalej chcesz jechać na rowerze?

Gregory: Czekaj. W domu jest mama, prawda?

Tata zadzwonił szybko do mamy. Ubrana w podkoszulek, bardzo obcisłe krótkie spodenki i fartuch prędko pobiegła do dzieci.

Tata Gregory'ego: Da sobie radę. Odkąd pojawiliście się na świecie robi wszystko, abyście byli zadowoleni.

Gregory: Cóż, dzięki.

Kimmy[]

Przenosimy się do średniej wielkości miasteczka, z którego ktoś wychodzi z lunaparku który stał tam podczas specjalnego festynu powiązanego z prowincją. Dziewczyna prędko wsiadła do samochodu, a tam tata dał jej grzebień do włosów, aby je poprawiła. Oprócz ojca z córką w samochodzie siedziały dwie inne osoby. Jedną z nich był jej aktualny chłopak, a drugą ich najlepsza przyjaciółka i mediatorka, Joslin.

Joslin: Wasza rozłąka będzie dosłownie jedną z najdłuższych!

Kimmy: Wiem. *spuściła głowę w dół* Do tej pory nie wierzę, że odrzucili jego zgłoszenie i będziemy rozdzieleni. Było takie ładne i jeszcze specjalnie kupiłam serduszka, po które kurier leciał aż z Afryki do nas.

Kimmy spuściła głowę w dół, a tata ją przytulił, aby ją nieco pocieszyć.

Tata Kimmy: Może to i dobrze? Dzięki temu będziesz miała więcej czasu dla siebie, a przy okazji poznasz nowych ludzi, a może nawet przyjaciółki?

Kimmy miała to do siebie, że była bardzo przekonującą osobą. Chłopacy poświęcali jej bardzo dużo uwagi, ponieważ była wyjątkowo atrakcyjna. Kręcone ciemne blond loki, czasami opaska na włosy, piękny uśmiech, cudowny i uroczy głos oraz zamiłowanie do dyskotek oraz spędzania czasu głównie z mężczyznami, mogli być nawet kilka lat starsi od niej, a i tak czuła, że to odpowiednie towarzystwo dla niej. Wraz z doborem ludźmi wiązały się pewne komplikacje, jak problem z innymi dziewczynami.

Kimmy: Nie wiem, jak to będzie wyglądało, ale jestem mega podjarana tym wszystkim! Wakacje życia i to w bardzo ładnym miejscu!

Była bardzo zadowolona wyjazdem i nową przygodą, ale jednocześnie do tej pory przykro jej było z powodu chłopaka. Poprosiła ojczulka o to, aby jeszcze przypadkiem nie odjechał, bo chciała usiąść na kolanach swojego aktualnego kochanka. Z jakiegoś powodu jego twarz nie została ukazana w kamerze, tylko postura i jego ubiór o ciemnych kolorach.

Kimmy: Gwarantuję, że nie nabroję za dużo.

Powiedziała to z bardzo delikatnym, ale jednocześnie swoim lekko dziewczęcym, słodkim, dźwięcznym głosem. Dostała całusa w policzek i wróciła na swoje miejsce.

Tata Kimmy: Wolałabyś tam pojechać autobusem czy pociągiem?

Kimmy: Woah, dawno nie byłam autobusem, ale przez Kimberlywirusa wolałabym raczej jechać pociąg. Kto wie, może się zwolni miejsce dla nas dwóch?

Wskazała ręką na Joslin, która pojedzie z nią aż do Ottawy. Ponieważ Kimmy była niepełnoletnia, wolała zabrać się z osobą towarzyszącą, niestety z pewnych przyczyn nie mógł to być jej chłopak (klauzula? albo po prostu foch?).

Kimmy: Dobra, Joslin. Jak tylko tata podjedzie pod stację to wysiadamy i szybko na peron.

Joslin kiwnęła głową na tak i zaczęła przeglądać rozkład jazdy pociągów w telefonie oraz malować usta.

Carl[]

Ktoś zdołał już sobie załatwić transport, a właściwie to z wielką pomocą rodziców. Carl jechał w Uberze otoczony bańką, aby czasem niczego nie dotykać ani nie zepsuć.

Carl: *stłumionym głosem* Dobra, ale dlaczego nie mogę chociaż dostać żadnych ciasteczek?

Kierowca nie wykazywał zainteresowania rozmową z alergikiem, tylko chciał jak najprędzej dostać się do wyznaczonego celu, aby mieć go z głowy. Warto nadmienić, że to były korki, a rudzielec ględził kierowcy przez całą drogę, przez co ten tylko zaczął mruczeć coraz głośniej.

Carl: Mogę ciasteczka? Błagam, będę grzeczny i niczego nie będę dotykał!

Jęczeń Carla nie było końca, natomiast kierowca postanowił udać się do pewnych sztuczek psychologicznych i w pewien sposób skrócić swoje męki i słuchanie jazgotów lamoluba.

Carl: Czy to śpiewa Judy? Kocham jej głos!

Kierowca znał doskonale Carla i włączył jego ulubioną wokalistkę. Wprawdzie z lamami nie miała wiele wspólnego ani nie śpiewała żadnych ballad o alpakach, ale Lana... gdyby tylko dodać jeszcze jedną laskę po literce „n” to już dzieli imię. Kiedy alternatywna piosenkarka śpiewała o białej sukience, Carl wsłuchiwał się tylko w jej głos i zaczął tylko głośno jęczeć oraz ciężko oddychać.

Carl: Ona jest tak cudowna... Zawsze mnie...

Głośne jęki zostały zamienione na chrapanie. Słuchanie takiej muzyki uspokajało rudowłosego, dlatego zdecydował się na godzinną drzemkę z emitowaniem najgłośniejszych dźwięków chrapania znanych człowiekowi i wszystkim pozostałym istotom na świecie.

Euphonia[]

Ostatnia przedstawiona w tym programie zawodniczka miała jednak sporo do powiedzenia. To dzięki Annie Marii została jedną z zawodniczek następnego (prawdopodobnie głośnego po zakończeniu) reality show. A skąd wie, że to jest program? Jako najlepsza przyjaciółka, która zna się doskonale na programach wygadała jej wszystkie tajniki. Jechała sobie w specjalnej limuzynie, a w tle grało „Super Bass” od Nicki Minaj.

Euphonia: Oh yeeeeaaaaaah, dzięki skarbuś że mi pozwoliłaś na uuuudzialik. Będzie suuuuuuper zabawa! Jadę z pokrakami!

Przesyłała buziaczki do Anny Marii, a potem wyłączyła tableta, co sugerowało zakończenie rozmowy.

Euphonia: Jak zapraszałam wszystkich żebyśmy zrobili jakieś super żarło, pojedli, napili się tequili albo whisky to nikt nie przyszedł poza czterema osobami. Z nimi to na pewno będę chciała robić social.

Euphonia zrobiła dzióbek w stronę kamery i zaczęła chwalić się swoim imponującym charakterem, który jej zdaniem pomógłby wygrać to show.

Euphonia: No my tu jesteśmy od robienia show. Skoro to jest reality, to ja chcę life brutality, bo jak tylko ktoś stanie mi na drodze do zyskania fejmu to szybko się wyniesie stamtąd. Mam nadzieję, że to nie jest jakaś wiocha niczym z Czarnobyla, bo tam ma być glitter i extra fancy, a jak nie to sobie wywalczę takie warunki, aby frajerzy mieli mi czego zazdrościć.

Po chwili zdjęła gumkę z włosów i zaczęła czesać je grzebieniem.

Euphonia: Dobra, bo goddess of the show nie wyszykuje się w pięć minut i potrzebuje trochę czasu, aby olśnić tam wszystkich, wziąć odpowiednie dziesięć minut sławy na sam początek i dobrze się przygotować. W zadaniach jak bieganie czy stękanie pod płotem dobra nie jestem, ale żeby tak uruchomić myślenie *puka się w czoło* i pokazać wszystkim jak to trzeba być social strategist to już potrafię, specjalnie chodziłam na kursy i skoro już mam wygrać mamonkę to myślę, że to było wszystko profitable i pretty stable. Oczywiście edit ma mnie ukazywać jako damę, mam do tego najbardziej comfortable warunki. Seksapil? *łapie się za najważniejsze części ciała* Urok osobisty? *wychyla się lekko do kamery i otwiera delikatnie usta, zmysłowo i zalotnie patrząc do kamery* Dawka iconic tekstów? *zaczęła skrzyżowała dłonie i położyła je na ramiona, po czym zaczęła potrząsać głową* NO CO TY NIE PO-WIESZ SZKA-RA-DO?! Jestem perfekcyjnie prepared na wszystko, co tam będą ględzić, a jak już przyjdzie pora na przedstawienie cudownej mastermind czyli nie to niech mi rozłożą czerwony dywan. Chyba że to będzie pokaz słodkich ciasteczek to może *wyjęła z kieszeni różowe rajstopy* jestem prawie ready, przcież ja nie będę niczym Nicki Minaj owijała się dywanem, po czym wyskakiwała z trzydziestoma różnymi strojami w zaledwie osiem minut, ja nie jestem tak fabulous, a kamery pewnie jeszcze będą mi chciały dodać kilka kilo jak będę przechadzać się w moim stroju kąpielowym po plaży! Ja myślę, że dzisiaj będzie pewnie jeszcze parteeeeej na moją cześć!

Pewność siebie Euphonii, tak jak i determinacja do wygranej były ogromne. Za takimi argumentami przeważało jeszcze nieordynarne, wręcz wulgarne i prostackie słownictwo.

Dotarcie do celu[]

Minęło kilka godzin. Zostały pokazane wszystkie urywki z zawodnikami, którzy niedługo mieli zjawić się przed wyznaczonym miejscem. Ku ich zaskoczeniu adres prowadził do zupełnie innego miejsca niż mogli się spodziewać. Wyglądało na to, że wszyscy którzy zjawili się tu do tej pory trafiali do supermarketu. Na tę chwilę byli tutaj: Sonny, Benito, Felicien, Phyliss, Kimmy i Carl.

Felicien: *przetarł oczy ze zmęczenia* Co robimy w markecie?

Kimmy: Pewnie jakieś większe zakupy przed przyjazdem prowadzących.

Jeden z przyszłych zawodników nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny i nie chodziło tu o żadnego starca ani rudowłosego wielbiciela lam. Był to Latynos i dumny mieszkaniec Vega Baja, który stanął obok niej.

Benito: Chyba dla nich, bonita. Jak chcesz to mogę ponosić parę towarów za ciebie.

Kimmy odwróciła się w stronę chłopaka. Wyglądał na bardzo uroczego, a jego ciemne oczka bardzo się szkliły. Oboje spoglądali na siebie przez dłuższą chwilę.

Kimmy: *westchnęła niezadowolona* Rozumiem, że ty jesteś jedną z osób, która tam będzie?

Benito: Tak, a co? Już jakieś plany szykujesz?

Taka tam przyjemna, nieco uszczypliwa rozmowa w ramach rozluźnienia. Problem tylko polegał na tym, żeby czekać na parę spraw. Ci, którzy już dotarli na własny sposób koło sklepu, mogli albo do niego wejść, albo siedzieć w samochodzie lub przy swoim transporcie.

Oprócz pierwszej szóstki na miejsce wreszcie dotarła już Boomer z rowerem. Poziom domyślenia się czy to właśnie tutaj mają się zatrzymać nie był prosty, bowiem dla zawodników nie było wyznaczonego miejsca, a przy markecie dominował parking z ogromną ilością samochodów, na szczęście dla sportowej maniaczki nie było to żadnym problemem, aby wykrzyczeć coś na głos. Boomer miała też problem i chodziła po całym parkingu, jednak prędko dostrzegła tam jednego zawodnika, który się wyróżniał wysokością, fryzurą i tym że był podobny do jednej gwiazdy muzyki reggaeton.

Boomer: Siema wszystkim.

Przybiła żółwika z Benito, z Kimmy i z Sonny. Zdziwiła ją obecność dwóch starszych ludzi, którzy na kilkadziesiąt sekund nawet nie opuszczali tego miejsca i czekali tutaj z walizkami, ale nie była zainteresowana interakcją.

Kimmy: *mruknęła* Wynajęli dla nas jakiś autokar?

Felicien: *wtrącając się* Nie wykluczam takiej możliwości.

Próbował zaimponować pozostałej czwórce (Benito/Kimmy/Boomer/Sonny) i w jednym z dzieciaków dojrzał kogoś bardzo znajomego.

Felicien: Alexina? Cześć, już tu jesteś?!

Sonny, która miała na drugie imię Alexina, postanowiła zignorować starca i usiąść na krawężniku drogi wykonanej z bruku.

Boomer: Jaka Alex?

Kimmy: Myślę, że chodzi o...

Pokazuje Felicien'owi Sonny, która siedziała na swojej bluzce.

Kimmy: ...nią.

Felicien od razu podszedł do swojej siostrzenicy, aby ją powitać.

Felicien: Ej, podnieś się z ziemi. Nie chcesz chyba zabrudzić swojej bluzy, prawda?

Sonny trzymała lizaka o smaku wiśniowym w kształcie serca i wyjęła go z ust, aby powiedzieć kilka słów do swojego wujka.

Sonny: *jęknęła poirytowana* Znamy się?

Felicien poczuł się zawiedzony i postanowił od razu przekonać dziewczynę do siebie, jednak ten plan został zniweczony przez następną osobę.

Gregory: *pochylił się nad Felicien'iem i delikatnie puknął go w ramię* Jeśli ona sobie tego nie życzy to niech pan da jej spokój.

Felicien odruchowo wysunął łokieć do tyłu, ale Gregory nie stał blisko niego.

Felicien: Sorry, odruch.

Greg niechętnie przewrócił oczyma i tylko stanął z walizką obok Benito i Kimmy, którzy cały czas rozmawiali ze sobą. Patrzył na okolice parkingu. Zaskoczyło go to, że nie dotarł tutaj jako ostatni, chociaż spóźnił się według zegarka wiszącego w markecie kilkanaście minut.

Gregory: *mruknął* Serio nie byłem tutaj ostatni?

Benito: *podszedł bliżej Gregory'ego* Założę się, że jeszcze pewnie lecą do nas pociągami, dojeżdżają samochodami albo dolatują samolotami. Grunt, że znam Ottawę, bo przejeżdżam często przez to miejsce podczas koncertów Wisina i Yandela oraz zdarzyło mi się kilka razy robić tutaj de compras, jeśli wiesz o co mi biega.

Gregory nie znał języka hiszpańskiego.

Gregory: Co robić?

Benito: De compras. Zakupy. *po chwili szeroko otworzył usta* Ach, zapomniałem, że mało kto zna hiszpański w tej okolicy.

Gregory: Kanada była kolonizowana przez Francję, a potem przejęta przez Brytyjczyków, więc ludzie głównie posługują się tutaj językiem angielskim i francuskim.

Benito, który mimo wszystko nie znał się doskonale na historii, był pozytywnie zdumiony faktem i z zaciekawieniem słuchał, co kolega ma do powiedzenia.

Benito: Nie no, ja Kanady nie znam na własną kieszeń, tylko tak przyjeżdżam de vez en cuando. Znasz więcej ciekawostek na temat tego miejsca?

Gregory: W stolicy Kanady urodziła się tenisistka pochodzenia polskiego, która reprezentowała ten kraj w Pucharze Federacji.

Kimmy: Wow! Jestem pod wrażeniem! Skąd wszystko to wiesz?! Pasjonuje cię jakiś sport?

Kimmy szybko zrezygnowała z Benito i skupiła się na rozmowie z kimś bardziej inteligentnym. Mimo że Gregory fizycznie oprócz w miarę dobrze zbudowanego ciała o szczupłej sylwetce nie imponował wyglądem, jego aparycje zastąpiła rozległa wiedza na temat świata.

Gregory: Powiedzmy, że interesuje mnie Kanada.

Kimmy zachichotała zalotnie, ale Gregory jednak przyjmował do siebie tego, że prawdopodobnie dziewczyna może go podrywać.

Zanim jednak na samym początku damy niektórym więcej czasu antenowego niż to jest możliwe zaczęły docierać następne osoby. Przed uczestnikami stanęła ogromna limuzyna, z której docierała muzyka Nicki Minaj. Niektórzy (Kimmy/Sonny w szczególności) byli podjarani i myśleli, że mają okazję spotkać się z prowadzącymi, ale ktoś postanowił zrobić im jeszcze większą niespodziankę – powitanie nowej uczestniczki tego programu. Szczęki wróciły na swoje miejsca, chociaż niektóre dziewczyny poczuły się zazdrosne o klimaty, w jakich ich wita jedna z zawodniczek. Z głośników rozbrzmiewała piosenka o charakterze female empowerment, czyli o kobiecej sile.

Parking potraktowała niczym wybieg dla modelek lub aby zaprezentować się niczym drag queen, która musi wykonać lipsync, ponieważ trafiła do zagrożonej dwójki. Zaczęła wykonać masę chaotycznych, sugestywnych ruchów, gdzie główną rolę w jej choreografii stanowiły ruchy biodrami i pośladkami, czyli pewne wypinane pozy w kierunku zawodników. Brandon rzecz jasna poświęcał jej największą uwagę, ponieważ kto nie lubi wiralowych, dziwnych tańców, które są sensacyjne do tego stopnia, że za chwilę wszyscy je tańczą, aby uzyskać kawałek atencji dla siebie? Kiedy już wywijała swoim ciałem dla większości ludzi na ulicy i zwróciła na siebie uwagę, stanęła tylko zadowolona.

Euphonia: Cześć, Euphonia jestem.

Warto zwrócić uwagę na to, jak dziewczyna była ubrana. Biała sukienka, włosy spięte w kok, rozmaite pozy niczym na sesjach zdjęciowych a'la Kardashian style. Po chwili zdjęła z siebie okulary korekcyjne i gumkę z włosów, aby zacząć nimi kręcić i wyprostować. Miała podobne loki do tych co Kimmy.

Euphonia: Można śmiało na mnie patrzeć, nie krępujcie się. *cmok* Wiem, że jestem boska.

Mówiła to słodkim głosem, co zdekoncentrowało Kimmy. Phyliss uważnie się przyglądała dziewczynie żądnej sławy, ale uwagi zachowała dla siebie i starała nie mówić się nic uszczypliwego na jej temat, natomiast widząc reakcję Feliciena, czyli obrzydzenie, Sonny od razu do niej podeszła.

Sonny: Hejka lalunia!

Dziewczyny przybiły piątkę, co mogło wprowadzić staruszka w zakłopotanie. Po chwili popatrzył na swoje atrybuty i zagapił się w pewną część ciała u kobiet, co nie umknęło uwadze Euphonii. Kilka punktów do komiczności i utożsamiania się z nastolatkami zachowane.

Euphonia: Kochany. *podeszła kilka kroków w stronę Feliciena* Wiem, że nie można oderwać ode mnie wzroku, rozumiem że chciał się pan przywitać albo podziwiać?

Sonny zaśmiała się pod nosem, widząc jak jej potencjalna koleżanka w programie zwraca się do członka rodziny, za którym niespecjalnie przepada. Kolejne kilka komentarzy od Euphonii później...

Euphonia: Spokojnie, korzystam tylko z naturalnych czynników, które pokazują we mnie prawdziwe piękno. Gardzę sztucznymi dodatkami i nie chodzę do solariów, żeby się opalać, wygrzewam się na najbardziej egzotycznych plaż, stąd moja cera ma piękny oliwkowy odcień, a przy okazji chciałam się przefarbować na blond, ale do tej pory nie znalazłam takiej farby, która nie byłaby testowana na zwierzętach. Jaka szkoda.

Fakt faktem Euphonia była całkowicie naturalna i pozbawiona specjalnych zabiegów upiększających. Wie także, jak zwrócić na siebie uwagę. Maniery, delikatnie słodziutki głos niczym Janna, która za jedyne 2.99 za minutę zaprze ludziom dech w piersiach.

Obecność następnego zawodnika po jego zachowaniu zdradza, że ta osoba również będzie miała wielkie wejście, chociaż bardzo tego nie chce. Gdzieś po polu pełnym trawy czaiła się jedna postać w ciemnozielonym stroju z wielką torbą i malutkim plecakiem. I o ile on sam mógłby dobrze skomponować dla siebie kamuflaż z trawą, jego torba była ciemnopomarańczowego koloru. Taki Carl, który oparł się na samochodzie nauczycielki próbował cały czas i przerwał kilka rozmów pomiędzy zawodnikami.

Carl: Eeeej! Ktoś do nas idzie!

Ta osoba szybko się odwróciła. Chłopak (obstawiając po budowie ciała) miał na sobie bluzę z kapturem i jedyne co zrobił to zaczął syczeć w stronę Carla. Z oddali nie było go widać, ale szedł cały czas w kierunku zawodników.

Sonny: Nie wiem kto to jest, ale już mnie wkurza.

Boomer: Czym niby?

Sonny: Skrada się, jakbyśmy mieli go złapać za chwilę.

Boomer: Może ta torba jest dla niego za ciężka i szedł przez tę całą drogę do nas.

Podeszła bliżej, aby usłużyć mu pomocą i wziąć od niego rzeczy, ale kiedy tylko stanęła obok niego zaczął na nią warczeć i zgrzytać zębami. Dziewczyna szybko wróciła do pozostałych.

Boomer: Jak widać nie chce pomocy. Grunt, że chociaż tutaj podejdzie, co nie?

Sonny dalej komentowała tajemniczego gościa.

Sonny: Nie lubię ludzi, którzy unikają kontaktu albo udają, że mają na wszystko wywalone. Może to powiedzieć wprost, a nie robić z siebie szaleńca i warczeć na nas. Co on, wściekliznę ma?

Po chwili spostrzegła, że pomimo przybywających osób liczba uczestników jest zaskakująco niska.

Sonny: A gdzie się podział na przykład ten Latynos z dziewczyną z lokami albo... ten... staruch?

Boomer: *pokazując jej market* Tamtędy.

Sonny zadowolona również udała się do sklepu, a tuż koło niej stanął chłopak w kapturze, który wcześniej odtrącił jej pomóc.

Boomer: O, rozumiem że ty też bierzesz tutaj udział.

Reptile tylko mruknął na tak. Euphonia chciała przywitać się z osobą, która niedawno przybyła.

Euphonia: Hejka! Tak się składa, że ja też tutaj niedawno przybyłam! Fajne miejsce, tylko szkoda że there aren't any opiekuns yet. Też się cieszysz?

Reptile zdjął tylko kaptur i zmarszczył brwi. Przed oczami Euphonii ukazał się Arab z zarostem na twarzy i włosami związanymi w kitkę.

Euphonia: *do siebie* Taki przystojny, a taki dzikus...

Reptile po chwili puknął Boomer i rzekł do niej kilka słów w ojczystym języku.

Reptile: *po arabsku* شكرا لك على مساعدتك. (Dziękuję za pomoc.)

Boomer: Sorry, ale kompletnie nie skumałam o co ci biega. Możesz jeszcze raz?

Reptile: *po arabsku* في منزلي ، الرجل هو من يحمل الأعباء ومستعد لمساعدة المرأة حتى لا تضطر إلى ذلك ، لكني أحترم أنك أردت المساعدة. (W moich stronach to mężczyzna dźwiga ciężary i jest gotów pomóc kobiecie, aby tego nie musiała robić, ale szanuję, że chciałaś pomóc.)

Euphonia: *żartobliwie, chcąc pomóc Reptile'owi dogadać się z Boomer* Mówisz po ludzku czasem?

Reptile tylko warknął w jej stronę i poczuł się urażony jej słowami.

Euphonia: Wydaje mi się, że rozumiesz to co do ciebie mówimy, ale jak dla mnie to zajeżdża od ciebie jakąś greką ze starożytności. Dzisiaj ludzie mają darmowy dostęp do internetu w publicznych kafejkach w Kanadzie lub uczęszczają na darmowe kursy. Angielski jest bardzo łatwy do porozumienia, rozumiem że ty kompletnie nie umiesz mówić w tym języku? W sumie to spoko, bo takie poznanie kulturowe jest również ciekawe. Tylko myślę, że będzie problem z barie...

Nieoczekiwanie jej słowa wzbudziły bulwers u Reptile'a, który tylko zaczął syczeć w jej stronę.*

Euphonia: ...rą ję... zykową. Czemu tak syczysz, kochanieńki? Czyżbym cię uraziła? Ojej, przepraszam.

Próbowała wyrazić skruchę, aby więcej nie prowokować chłopaka, jednak w głębi czuła, że nie będzie miała ochotę wdawać się z nim w żadną rozmowę.

Reptile: Za dużo się produkujesz. Jedno słówko wystarczy.

Bezczelna odzywka chłopaka w stronę Euphonii zirytowała ją, co podkreślła zmarszczeniem brwi w jego kierunku.

Boomer: *próbując pocieszyć Euphonię* Może ma gorszy dzień. Wiesz, wahania nastroju nie pojawiają się tylko u nas.

Euphonia: Wolałabym czasem nie oberwać tą „huśtawką”, bo się źle to dla niego skończy.

Boomer posiadała jednak trochę cierpliwości.

Boomer: Może źle się za to zabierasz?

Euphonia „odtrąciła” ręką w kierunku Reptile'a, aby dać mu do zrozumienia, że nie ma z nim ochoty na rozmowę. Sam chłopak w ciemnozielonej bluzie z kapturem i oliwkowych dresach kucnął obok samochodu i zaczął chrząkać ze zmęczenia.

Kolejki w markecie były długie, ale sam Brandon wolał poczekać na osoby, które jeszcze nie dotarły do miejsca parkingowego. Wiadomości, które przychodziły do kamerzysty, sugerowały że Joël powinien dotrzeć tutaj za niecałą godzinę, gdzieś w godzinach popołudniowych. Właśnie teraz miało dziać się najwięcej.

Minęło pół godziny. Uczestnicy byli wyjątkowo znużeni aktualną nieobecnością prowadzących, więc Phyliss podeszła do kamery.

Phyliss: Szanowny panie kamerzysto, co się dzieje z gospodarzami całego przedsięwzięcia?

Brandon kiwnął przecząco głową, próbując dać znać do zrozumienia, że nie wie nic na ten temat, jednak nauczycielka nie zrozumiała gestykulacji.

Phyliss: Gdybym zadała pytanie „czy wiesz gdzie są” to może bym jeszcze zrozumiała.

Brandon: Przepraszam szanowną Panią, nie wiem gdzie na tę chwilę jest Joël. Miał zrobić wam niespodziankę.

Brandon nie przywykł do wchodzenia w interakcje z zawodnikami, dlatego nie chciał zdradzić niczego ze szczegółów.

Sonny: Czekaj, czyli na tę chwilę jest nas dziesiątka? Ktoś ma jeszcze przybyć? *spogląda na zegarek* Mamy opóźnienia, wow, a ja wydałam trzy stówy, aby tutaj dotrzeć na czas. Ja pier...

Felicien: *chrząknął* Nie przeklinaj, młoda damo.

Sonny tylko uśmiechnęła się pod nosem i dalej starała się ignorować swojego wujka, jednak jeden detal utkwił w jej uwadze.

Sonny: A tobie na co kamera?

Brandon: Robię fajne ujęcia. Sama zobacz.

Odwrócił kamerę w stronę przejścia dla pieszych i na jego szczęście ktoś próbował zwrócić na siebie uwagę. Był to Icecube, który właśnie przechodził przez uwagę i myślał, że wszyscy już przygotowują się do zdjęcia, ponieważ najpierw jego wzrok był skierowany na Brandona, a potem na pozostałą dziesiątkę.

Icecube: *z oddali* Zaczekacie na mnie?!

Boomer: *do pozostałych* Kto tak się wydziera?

Odwróciła się w stronę poczwórnego przejścia, które było podporządkowane sygnalizacji świetlnej. Zielone światło zapalało się najpierw przy czwartej uliczce, potem przy drugiej, trzeciej, a na końcu najbliższej Icecube'owi z nieregularnym odstępem czerwonym. Pierwsza była najdłuższa i to nie z żadnej perspektywy ludzkiej, tylko dwa razy dłuższa niż pozostałe, a pieszy miał najmniej czasu, aby przejść przez ulicę. Kiedy Icecube strudzony całą wędrówką chciał przejść przez ulicę, zielone światło zaczęło migać.

Icecube: Cholera!

I tym okrzykiem zdecydował się na rozpaczliwy przebieg przez ulicę, jednak potknął się o własne sznurówki. Z lewej strony nic nie jechało, a z prawej nikt nie ważył się ruszyć. Nikt nie wysiadł z samochodu, aby pomóc chłopakowi podnieść przewróconą walizkę i jego samego, a w Uberze siedziała następna zawodniczka, która mimo że nie rozpoznała w nim nikogo szczególnego...

Jamey: *do kierowcy Ubera* Przepraszam Pana. Zapłacę dosłownie za moment, pozwoli mi pan wysiąść? Dziękuję.

...postanowiła udzielić pomocy poszkodowanemu pieszemu. Jak zrobiła, tak wysiadła z pojazdu i chciała podejść do chłopaka, aby udzielić mu pomocy, jednak w jej stronę niebezpiecznie pędził jeden samochód, który mógł według prawa sobie na to pozwolić, bo nikt nie skręcał w stronę sklepu w pobliżu trzystu metrów. Gdyby jednak nie reakcja pozostałych kierowców, którzy nagle zaczęli trąbić, samochód którym kierował Osmond się automatycznie zatrzymał.

Osmond: Meyn Gott, stało sę coś?

Przed swoimi oczami widział Jamey, która podniosła Icecube'a mimo jego wagi, tak samo jak jego bagaż podróżny. Przerażony tylko puknął Dianę.

Osmond: Potrafysz prowadzyć ten pojazd?

Diana: Niech pomyślę, nie? Nie mam nawet prawa jazdy i nie jeździłam nigdy samochodem.

Osmond prędko włączył awaryjne i podbiegł do nastolatka.

Pozostali mieli darmową rozrywkę i spoglądali na to, co się będzie działo.

Benito: Ale z niego desmañado.

Kimmy: *spojrzała roześmiana w Benito* Desperado?

Benito: Gdybym to powiedział w twoim języku, nie zabrzmiałoby to zbyt łagodnie.

Kimmy: Ojej, szkoda.

Zrobiła smutną minkę, jednak Benito położył palec wskazujący na jej dolną wargę, a następnie zaczął nią ruszać, aby jej poprawić nastrój. Zadziałało doskonale. Niektórzy nie patrzyli przychylnie w ich zalotne żarciki, szczególnie Carl.

Carl: *po cichu* Oho, ujawnił się Latynoski przystojniak i od razu myśli, że wszystkie będą jego...

Spojrzał jednak z drugiej strony na Euphonię i Sonny, które zaczęły dzielić się podobnymi spostrzeżeniami na temat tego miejsca.

Sonny: Tak, to wszystko jest naprawdę do bani.

Euphonia: Jakby prowadzący tu jako powinni nas witać i błagać o to, abyśmy w ogóle chcieli brać w tym udział. Nagroda główna drogą nie chodzi, a ja tu przyszłam żeby wygrać, nie czekać pięć godzin przed tandetnym marketem.

Sonny: Jakby nie patrzeć, bistro najlepsze.

Euphonia: Period.

Carl dalej zapatrywał się w Euphonię i Sonny niczym w obrazki i wzdychał w ich stronę.

Przejdźmy jednak do wcześniejszego widowiska z udziałem ostatnich przybyłych na miejsce parkingu samochodowego. Osmond był przerażony i chciał pomóc dziewczynie, aby nie męczyła się z Icecube'em.

Osmond: Dasz radę przejść na drugą stronę?

Icecube miał łzy w oczach po upadku. Osmondowi od razu zrobiło się go szkoda, ale nie mógł jednak pójść z nim, ponieważ musiał doprowadzić samochód do wyznaczonego celu, natomiast Jamey podziękowała mężczyźnie za pomoc.

Jamey: Dziękuję za pomoc.

Osmond: Możesz my mówyć Osmond.

Uścisnął jej dłoń.

Osmond: Gdyby nie ty, nawet ne zauważyłbym tego chłopaka. Mogę coś dla cebe zrobyć?

Widzi, jak Jamey kieruje się do Ubera i szybko podbiegł. Diana wyjęła z kieszeni gumy do żucia.

Diana: Może to jest nieodpowiednie, ale szkoda że popcornu nie mam. Fajna akcja.

Icecube szedł już ostrożniej, a Osmond znajdował się przy Uberze i wyciągnął z własnej kieszeni pieniądze.

Osmond: To będze za cały przejazd dla tej młodej damy.

Diana, Jamey, jak i sam kierowca o dobrej reputacji byli zaskoczeni hojnością Szwajcara.

Kierowca Ubera: Wow, naprawdę dziękuję.

Jamey: *do Osmonda* Hej, nie musiałeś tego robić.

Osmond tylko uśmiechnął się w jej stronę i pospiesznie udał się do swojego auta. Diana była pełna podziwu.

Diana: Pewnie inni tego nie zrozumieją, ale jak dla mnie to było super.

Icecube szedł powoli trochę speszony całą sytuacją, na którą patrzyła pozostała dziesiątka, a osoby w aucie już powoli docierały na miejsce. Osmond przybił piątkę ze wszystkimi, którzy się tam znaleźli, a Diana i Jamey stanęły obok siebie.

Jamey: *zaciekawiona* Co ciebie i Osmonda łączy?

Diana: Spotkał mnie na bistro i spytałam o podwózkę, i się zgodził. Nic wielkiego.

Wypluła gumę do kosza. Jamey się tylko uśmiechała w stronę Osmonda, myśląc jak mu się odwdzięczy za jego hojną postawę.

Ktoś (Joël) zadzwonił do Brandona i po chwili kamerzysta podał im następujące informacje odnośnie pobytu prowadzących.

Brandon: Jeden z gospodarzy wycieczki powinien przybyć tutaj za dziesięć minut.

Niektórzy odczuwali znużenie, jednak oliwy do ognia dodał ostatni uczestnik, który dopiero co odstawił bagaże.

Icecube: Przepraszam za spóźnienie.

Brandon: Hej, nic nie szkodzi. Dopóki ich nie ma to wszyscy mogliście na spokojnie tu trafić.

Reptile: *spogląda zirytowany na zegarek* Trzy godziny. كم تبقى من الوقت؟

Nikt nie znał arabskiego, a Jamey podrapała się po głowie.

Felicien: Po jakiemu on gada?

Benito: Po Androidowemu.

Kimmy wybuchnęła śmiechem po odpowiedzi Benito.

Kimmy: Kurczę, ale ty zabawny jesteś!

Reptile podszedł do Benito.

Reptile: Kolego, my się chyba jeszcze nie zrozumieliśmy dokładnie. *przystawił do niego pięść* Może wyjaśnić ci kilka spraw niewerbalnie?

Benito: Nie no, spokojnie, hyhy. Tak tylko żartowałem. Relajarse, campesino.

Tuż przy kamerzyście Brandonie stanęła przed nimi osoba, na którą w praktyce czekali od paru godzin.

Joël: Joël Trottier, współprowadzący, miło mi was poznać.

Felicien wyraził niezadowolenie z powodu zbyt długiego oczekiwania.

Felicien: Na traktat wersalski, co tak długo?

Joël: Pociąg się opóźnił o kilka minut. *zobaczył spoconego Icecube'a* Poza tym nie byłem jedyną osobą, która nie dotarłaby tutaj na czas.

Nikt nie stanął w obronie chłopaka, kiedy jeden z gospodarzy mierzył go wzrokiem.

Joël: Zawsze mogliście skoczyć do marketu albo za budynek, tam było znacznie chłodniej niż tutaj.

Phyliss: *wtrącając się w zdanie Joëla* Albo do samochodu, zostawiłam specjalnie włączoną klimatyzację.

Po chwili jednak szybko do niego weszła i wyjęła kluczyk.

Joël: Dobra, więc pewnie macie do mnie sporo pytań, co nie?

Wszyscy podnoszą rękę do góry i przekrzykują siebie nawzajem, aby poczuć się najbardziej wartościowymi osobami, jednak ten jazgot szybko został przerwany.

Joël: EJ! POJEDYNCZO!

Udzielił głosu Benito jako pierwszemu.

Benito: Ta wycieczka zaczyna się od tego parkingu i kończy się w tym sklepie?

Atmosfera ze spokojnej prędko wróciła na swoje miejsce pełne krzyków, jednak zamiast przekrzykiwania się nawzajem zostały one zamienione w śmiech po wypowiedzi Benito.

Joël: *mruknął* Widzę bardzo zabawnego młodzieńca.

Kimmy i Benito uśmiechnęli się do siebie.

Sonny: *chrząknęła* Ej, ja zadam takie istotne pytanie.

Sonny wydawała się zirytowana całą sytuacją, ale nie przewidziała jednak, że za chwilę zaskoczy wszystkich swoimi domysłami.

Sonny: *zmrużyła oczy* Nawet kilka. Co tak długo? I po drugie, po co żeś pytał o Totalną Porażkę?

Joël: A więc teraz najlepsza niespodzianka. Pewnie już większość z was się domyśla, ale witam was nieoficjalnie w nowym sezonie Totalnej Porażki!

Dziewczyny: CO?!

Niektórzy wyrazili niezadowolenienie, natomiast Euphonia sugerując się przysłowiem „przezorny zawsze ubezpieczony”, doświadczeniem i kontaktami z dziewczyną jednego z prowadzących tylko głupio się uśmiechnęła, chcąc zrobić dobre wrażenie na ekipie.

Benito: Dobra, a co to za sezon Totalnej Porażki?

Brandon: Nastolatki Totalnej Porażki.

Sonny: Czekaj koleś, ja się nie zgadzałam na udział w żadnym reality show.

Joël: Och, to bardzo mi przykro kochanie, podpisywałaś papiery. Najwyraźniej nie doczytałaś umowy i drobnego druku.

Sonny: A poza tym... jakie Nastolatki? Widzisz tych ludzi?

Wskazała palcem na nauczycielkę od języka angielskiego i swojego wujka, do którego się nie przyznawała.

Sonny: Nastolatki z dwoma staruchami. W praktyce ja już swoje „naście” także skończyłam. Nie lepiej to nazwać „Wczasy Totalnej Porażki”?

Euphonia: *dopowiadając* Wczasy w cyrku na kółkach, brzmi jak coś niezwykle oryginalnego... *przewraca oczami* Ale tak na serio to popieram poprzedniczkę, co tu robi ten pięćdziesięcioletni dzia... *sarkastycznie* To znaczy bardzo miły, starszy pan?

Joël prędko zakończył dyskusję i przepychanki słowne.

Joël: Wszystkiego dowiecie się na miejscu. Mądrzejszy prowadzący jest już na miejscu, a my do niego dojedziemy.

Euphonia: *pukając Sonny; szeptem* Przynajmniej wiemy już, że ten ma kijowe poczucie własnej wartości. Sidekicks are useless, pamiętaj.

Sonny wybuchnęła śmiechem w kierunku Joëla. Brandon tylko przewrócił niechętnie oczami.

Brandon: Znaczy w tym programie nie było żadnego ograniczenia wiekowego. Chcieliśmy wziąć grupę młodzieńców, która się będzie dobrze bawiła na działce i była na nasze zlecenia, abyście wykonali nasze zadania.

Nie chciał zdradzić za dużo szczegółów, ale jednocześnie w ten sposób zaczął zachęcać uczestników do bycia zaciekawionym dalszymi perspektywami nowego reality show, które w praktyce wykorzystywało tajniki starej dobrej Totalnej Porażki.

Joël: To już któryś sezon z rzędu, a my chcemy go trochę odświeżyć. *spogląda na Phyliss i Feliciena* Ja również się ich tutaj nie spodziewałem, ale przynajmniej będziecie mieli trochę przemieszania i nie będzie tylko bandy rozwydrzonych osiemnastolatek.

Boomer: *lekko skołowana* Rozumiem, że to jest kolejna odsłona Totalnej Porażki?

Joël: W rzeczy samej. Wiem, że parę osób już wcześniej chciało tutaj spróbować swoich sił, ale z losowych przyczyn nie zostaliście wzięci pod uwagę.

Sonny: Dobra, ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Czemu to są Nastolatki Totalnej Porażki?

Sonny zdążyła zirytować jedną osobę swoimi zgryźliwymi pytaniami.

Gregory: *warkot* Powiedział ci przecież, że dowiesz się na miejscu.

Sonny: Dobra, czyli te dwie osoby to będą nasi opiekunowie podczas obozu?

Gregory: Ym, nie? Po prostu z założenia mieliśmy na początku trafić do domków letniskowych. Ciesz się, że nie jesteś w Ryzykantach, bo z takimi narzekaniami na pewno nie wytrzymałabyś ani jednego tygodnia.

Sonny: Nie, bo najpierw było, że trafiamy do domku letniskowego na całe lato, aby dobrze się tam bawić, ale jak widzę nie ma nic za darmo i teraz zostałam wkręcona do jakiegoś dennego show, które oglądałam z dziesięć lat temu. Czemu nie powiedzieliście, że to są zgłoszenia do programu?

Euphonia, Benito, Carl, Osmond i Reptile przyznali rację Sonny. Kimmy od razu podążała za Benito i kiwnęła głową zaraz po nim.

Carl: Jakby tutaj mieliśmy dobrze się bawić.

Joël tylko wysłał parę wiadomości do Warwicka.

Joël: *treść wiadomości* To się nam wymyka spod kontroli.

Brandon jako jeden z członków ekipy od razu wyprostował niekomfortową sytuację.

Brandon: Tak. Będziecie uczestnikami nowego sezonu Totalnej Porażki i każdy z nas jest nowy w tym wszystkich. Ten sezon to „Nastolatki”, ponieważ jako nowa ekipa wniesiecie powiew świeżości, a że jesteście młodzi i całe życie przed wami, a niektórzy z was pierwszy raz w życiu *pokazuje im swoją kamerę* są pokazywani p u b l i c z n i e przed telewizją i przed widzami to macie okazję się doskonale poznać.

Sonny: Krótko mówiąc trafiłam do reality show. Kiepski ten bait.

Gregory: Mogłabyś już się tak nie wymądrzać? Dziękuję.

Odezwał się nieproszony gość.

Icecube: Pamiętam taką scenę, w której jak Chris prowadził Wyspę Totalnej Porażki to najpierw ściemnił, że wszyscy trafią do luksusowego kurortu na wakacje, a jednak wzięli udział w pierwszym reality show.

Euphonia: *sarkastycznie* To niesamowite. Którym z kuzynów Staci jesteś? Tym, co wynalazł żarówkę czy tym, który nie umie zamknąć swojej jadaczki?

Icecube wkurzył się na Euphonię.

Diana: Jakiej Totalnej Porażki?

Wszyscy strzelili facepalma.

Diana: Wszystko jasne. Znaczy...

Po chwili jednak Osmond poprosił o zdanie.

Osmond: Przecież wypełnyaliśmy zgłoszenia, w których była mowa o ulubionym sezonie Totalnej Porażky, jaki był nasz rodzaj strategii albo dlaczego chcemy się znaleźć w tym domku letniskowym. Nie rozumyem skąd te podchody do Joëla. Przyjechalyśmy do domku letniskowego, ale było wyraźnie tam napysane, że jesteśmy na ich zlecenie i że to może być kolejny sezon Totalnej Porażky. Po co ta dezoryentacja?

Benito: A to wy wybieraliście?

Carl: A, czyli Euphonia niepotrzebnie zamieszanie robiła.

Euphonia postanowiła wykorzystać jedną ze swoich sztuczek.

Euphonia: Wiecie, bo poczułam się nieco skołowana tym wszystkim. Mieliśmy najpierw dobrze się bawić, więc zanim dostaliśmy drugą stronę to najpierw było że „czy chcemy jechać do domku letniskowego”?

Osmond: To już kwestya wypełnena arkusza. Tam było pod gwyazdką napysane, że jedzyesz do domku letnyskowego w celu realyty show.

Sonny: Motacie.

Brandon nie był zadowolony z dyskusji, więc uciszył przekrzykujących się nastolatków.

Brandon: Cisza. Będziemy o was mówić jako „nastolatki”, bo niektórzy z was mają po 16, 18, 20, a nawet 22 lata, jesteście młodzi, niektórzy z was pewnie już kończą studia. *pokazuje Phyliss i Feliciena* Trafiliście na wyjątki, ale to ekipa show chciała ich zobaczyć. Chyba że Państwo chcą wyjaśnić jakim cudem trafili do tego sezonu. Możemy sobie teraz na spokojnie wszystko obgadać. *spogląda na zegarek Joëla* Fajny. Ale tak na serio, to może lepiej iść już na dworzec i poczekać na pociąg, który ma się zjawić za dwadzieścia minut.

Felicien: Chwilunia, a co z naszymi rzeczami?

Brandon: Bagaże i walizki weźcie ze sobą. Jeśli chodzi o wasze auta czy rowery to my ZAPEWNIAMY was, że wszystko wróci na miejsce.

Euphonia: source: trust me pls

Technika przekonywania zawodników w sposób łagodny i kulturalny nie miała żadnych skutków, dlatego Joël pokazał im jak wygląda domek letniskowy i co schował w kieszeni spodni Warwicka.

Joël: Mała przenośna kamerka. Pomyślcie. Będziecie tam całe lato, a jedno z was wygra 125.000 dolarów.

Od razu wszyscy zaczęli krzyczeć z radości.

Joël: Dobra, to co, ruszamy do pociągu? Mój brat na was już czeka. Specjalnie dla was go zarezerwowałem.

Boomer: To tak można?

Brandon chciał dotrzymać słowa i zapytał zawodników o jedną rzecz.

Brandon: Dobra. Kto tu czym przyjechał?

Benito: Stary Bunny mnie wozem tutaj przywlókł.

Boomer: Rowerem tu przyjechałam, ale będę czekała na swoje rzeczy od jednej z moich sióstr.

Nie musiała długo czekać, ponieważ ktoś podjechał samochodem. Była to jej cała rodzinka.

Tata Boomer: Dzień dobry.

Uścisnął rękę Brandona i pomyślał, że to on jest gospodarzem programu.

Tata Boomer: To my weźmiemy ten rower.

Wręczył walizki Boomer i przy okazji spakował jej rower do auta.

Carl: Ja podwózkę miałem.

Diana: That's what he said actually.

Euphonia: Weź bez tych angielskich wyrażeń, kobieto. Ja limuzyną tu przyjechałam.

Diana: Kogo to interesuje?

Sonny: Zazdrosna? Przynajmniej się nie musi bawić w jakąś autospotowiczkę i zatrzymywać innych.

Felicien: Ja samolotem.

Gregory: Mnie tata podwiózł.

Icecube: Mnie mama.

Jamey: Przyleciałam tu samolotem i skorzystałam z Ubera.

Kimmy: Tata mnie zawiózł, a potem autobusem pojechałam.

Benito: O, ja też jechałem autobusem!

Kimmy: *zachichotała* Szkoda, że nie tym samym co ja, może zdążylibyśmy wcześniej się zapoznać.

Osmond: Generalnye to moje auto może tutaj stać, chyba że to prywatny to ydę zadzwonyć po kumpla und odweze z powrotem.

Phyliss: Możliwe, że ze mną będą pewne komplikacje. Nie wiem czy mój mąż będzie chciał robić taką fatygę.

Po chwili jednak uśmiechnęła się tylko.

Phyliss: Zaraz, zaraz. Przecież ta cwaniara może w nagrodę mnie wyręczyć.

Puknęła Joëla w ramię.

Phyliss: Jedną chwilę, wykonam tylko ważny telefon.

Reptile: Mnie to możecie jak powietrze traktować, o żadne dodatkowe usługi nie musicie się patyczkować.

Sonny: Em, ja samochodem tu przybyłam, ale chłop już sobie odjechał.

Brandon: Czyli nie będzie problemu z żadnym z was, jak dla mnie to bardzo dobrze, bo poświęcilibyśmy trochę czasu.

Benito: Gdzie my właściwie jedziemy?

Brandon tylko uśmiechnął się do Benito.

Brandon: Tajemnica zawodowa.

Wszyscy udali się w stronę dworca, z którego miał wyjechać pociąg prowadzony przez brata Joëla. Mówiąc o Francuzie, był on wdzięczny kamerzyście za pomoc.

Joël: Gdyby nie ty to bym wkopał się i to solidnie. Aż szkoda, że Warwick z tobą nie pojechał, na pewno lepiej by to poszło aniżeli takie zamieszania robić na samym starcie.

Brandon: Meh. Daj spokój. Dla mnie było miodzio, a zamieszanie będzie zawsze, tak jest na samym początku, a potem ten słomiany zapał przepada i ludzie się przyzwyczajają. To tak pierwsze 48 godzin niczym antyperspiranty.

Joël: Jak ci się udało szybko opanować tych ludzi?

Brandon: Wiesz mi, kilkanaście lat spędzonych przed kamerami nauczyło mnie i sprawiło, że jestem profesjonalistą w tej dziedzinie. Zapanuję nad każdym chaosem. Montowanie kamer, wideo i nagrań to dla mnie pikuś. Poza tym...

Położył rękę na jego ramieniu.

Brandon: Przyjaciele mówią do mnie Neil, więc wal śmiało, jak będziesz potrzebował mojej rady.

Joël: A czemu Warwick tak do ciebie nie mówi?

Brandon: Składałem mu propozycję kilka lat temu, ale wolał zostać przy mojej „oficjalnej” formie. Nie mam mu tego za złe, ja do niego na przykład nie mówię po jego drugim imieniu, bo wiem jak to go irytuje.

Część tej wypowiedzi słyszał Reptile, który był najbliżej prowadzących.

Reptile: *zaciekawiony* Jak ma na drugie?

Brandon: *zaśmiał się* Możesz go zawsze o to spytać. Ja nawet nie wiem jak ty masz na imię, Reptile.

Reptile: Skąd wiesz o moim pseudo...

Pokazuje mu listę zakwalifikowanych osób do udziału w programie, Reptile tylko nerwowo przełyka ślinę.

Reptile: Mr. Know-It-All z ciebie, chłopie.

Szybko zrobił kilka kroków do tyłu i stanął za uczestnikami jako ostatni.

Benito i Kimmy szli razem w parze, Sonny i Euphonia były zajęte obgadywaniem prowadzących, a Carl patrzył na nie z maślanymi oczami. Jamey i Diana szły razem przed siebie bez problemu, Osmond niósł bagaże Feliciena, aby starszy pan nie był zmęczony. Icecube nie miał problemu z iściem, tak samo jak Felicien (chociaż kto będzie porównywał starszego pana do otyłego nastolatka?). Po drodze nie napotkali żadnych problemów, aby dostać się do dworca. Wszystko już zostało opłacone i po kilkunastu minutach zjawił się upragniony pociąg z zarezerwowanymi miejscami dla czternastki uczestników i kilku osób z ekipy. Poza Brandonem kilka osób również kręciło wszystko.

Pociąg ruszył. Joël i Brandon zajęli miejsca tuż przy maszyniście, a współprowadzący trzymał w ręku megafon. Niektórzy już zdążyli się rozsiąść w paru miejscach i zająć swoje stanowiska. Zainteresowani pogawędkami, wypoczynkiem albo ulgą spowodowaną tym, że niedługo może rozpocząć się niezwykła przygoda, wiedzieli co mają robić i czekali tylko na komunikat ze strony Joëla.

Zaciemnienie. Koniec części pierwszej.

Ciekawostki[]

  • Jest to pierwsza część podwójnego pierwszego odcinka. Kolejny z nich nosi nazwę Tutaj można wyjątkowo wypocząć i poczuć się niczym na wakacjach.
  • Kolejność przygotowań zawodników do sezonu była ustalona losowo.
  • W pierwotnej wersji, pomimo przygotowanego opisu odcinka oraz tak zwanego „premise” (w polskiej wersji najodpowiedniejszym wyrazem będzie „przesłanie”), popełniłam błąd logiczny, w którym dialogi sugerowały, że uczestnicy od samego początku wyjazdu do domków letniskowych są świadomi uczestnictwa w reality show. Zostało to zmienione tuż po ponownym przeczytaniu odcinka, a dialogi zostały nieco zmienione na takie, gdzie być może tylko kilka osób się domyśliło, na czym polegało wypełnienie zgłoszeń.
  • Powycinano parę kwestii w tym odcinku:
    • Kiedy zdziwiony Felicien pyta się „Po jakiemu on gada?”, bo nie zrozumiał arabskiego języka Reptile'a, Boomer miała powiedzieć „po prehistorycznemu, za chuja nikt nie zrozumie co on mówi”.
    • Oryginalnie scena z wypadkiem Icecube'a miała polegać na tym, że Jamey szła kilka kroków za nim i miała zacząć piszczeć pod pretekstem znalezienia martwej wiewiórki, co zatrzymałoby samochód Osmonda.
    • W pierwszej wersji poznania Phyliss to Jamey miała być uczennicą, która została z nią w szkole.
    • Carl miał przyjechać tu na prowizorycznej lamie zrobionej przez słynnego kuzyna Jimmeinsteina, ale ponieważ wątek miał skupiać się na tym, aby wyręczyć ekipę z odwożenia pojazdów, ukochane zwierzę Carla zostało zamienione na wynajętego Ubera.

Nawigacja[]

Nastolatki Totalnej Porażki - Odcinki
Odcinki Potraktujcie ten program jako wczasyTutaj można wyjątkowo wypocząć i poczuć się niczym na wakacjachCo jakiś czas będą pojawiały się niezbyt wymagające zadaniaEliminacje bywają bolesne, ale na tym polega ten programGłównym czynnikiem waszej rozgrywki będą spryt, sprawność, sojusze i strategieJeden błąd może utrudnić wam życie w tym programie - wersja AJeden błąd może utrudnić wam życie w tym programie - wersja BWspółpraca z drużyną to rzecz, nad którą musicie poważnie popracowaćOdpadną tylko najsłabsi, a przetrwają ci, którzy umieją kombinowaćW grze przewidziane jest wiele elementów, które wywołają zamętKażdy w pewnym momencie może być waszym przeciwnikiemKażdy w pewnym momencie może być naszym przeciwnikiemNajlepszym sposobem na pokonanie wroga jest element zaskoczenia
Dodatki Odcinek pilotażowy, czyli jak wygląda dobór zawodników w praktyce?Nastolatki: The Backstory
Advertisement