TotalDramaPolishFanFick Wiki
Advertisement
MysteryValleyEp8


UWAGA! Dalsza część artykułu zawiera treści wyłącznie dla osób +16! Czytasz na własną odpowiedzialność!


Nad Tajemniczą Doliną powoli budziło się życie. Słońce leniwie wschodziło, powoli rozświetlając swoimi promieniami pogrążony w śnie las. Wiewiórki, ptaki, jelenie oraz inne zwierzęta powoli wybudzały się do życia, podczas gdy inne jak sowy czy borsuki chowały się w swoich domach oczekując zmierzchu.

Przez las ciągnęła się jednopasmowa droga, z ciągłą linią oddzielającą pasy ruchu. Szosą mknął amerykański autobus, na jego bocznej ścianie widniała wielka reklama podpisana „Twoja Akademia Bohaterów”. Na przednim wyświetlaczu autobusu wyświetlało się Silent Valley. Za kierownicą siedział czarnoskóry mężczyzna w średnim wieku, ubrany w elegancką morską marynarkę, jeansy oraz białą koszulę. Podśpiewywał sobie pod nosem, dość znaną w świecie piosenkę, stukając w rytmie dłońmi o kierownicę.

Kierowca – Bad boys, bad boys, whatcha gonna do? Whatcha gonna do when they come for you? *uderzył pięścią o kierownicę* Uwielbiam ten utwór! *zaśmiał się szczęśliwy*

Nie był jednak on jedyną osobą na pokładzie. Siedzący dość blisko kierowcy chłopak o latynoskiej urodzie, zerknął tylko w kierunku mężczyzny mroźnym spojrzeniem.

Latynos – Tak, zauważyliśmy. *mruknął* Nucisz go chyba 150 raz. *dodał chłodno*

Mężczyzna odwrócił się wolno w kierunku pasażera.

Kierowca – Masz jakiś problem, synu? *spojrzał na niego poważnie* Czy może mam podejść i sobie wszystko wyjaśnimy...

Latynos – Na drogę lepiej patrz. *skwitował zachowanie kierowcy*

Całą sytuację obserwowała też pewna blondynka, która siedziała zaraz za latynosem. Z początku nie miała się wtrącać, jednakże ten popuścił kierownicę odwracając się w ich kierunku, a autobus zaczął mimowolnie zjeżdżać na przeciwległy pas ruchu. Rozległ się dźwięk klaksonu ciężarówki…

Blondynka – TIR! *krzyczy*

Kierowca – Jaki znowu… *odwraca się* AAA!!!

Złapał szybko kierownicę i skręcił ponownie na prawidłowy pas.

Kierowca – Cholerne dzieciaki, mówiłem byście mnie nie rozpraszali!

Plakietka na jego marynarce lekko się przekrzywiła. Widniały na niej dość zaskakujące litery. Cztery litery, w których skład wchodziły trzy spółgłoski i jedna samogłoska dawały słowo „Chef”…

Blondynka – Zginiemy tutaj… *kiwa się wolno do przodu, do tyłu*

Total_Drama_Mystery_Valley_Opening

Total Drama Mystery Valley Opening

Obóz[]

GnomesTeamLogoMVEmoTeamLogoMVTrianglesTeamLogoMV

Nad Tajemniczą Doliną zapowiadał się kolejny piękny, słoneczny dzień. Ptaszki śpiewały, wiewiórki po drzewach biegały, a magiczne gnomy po krzakach się chowały. Coś jednak wyróżniało ten poranek, dla postronnego obserwatora w porównaniu z poprzednimi, wydałoby się to bardzo enigmatyczne, jednocześnie frapujące oraz ujmujące, że coś wnikliwie innowacyjnego bezsprzecznie następuje.

Przed główną obozową bramą chodziła z jednego miejsca do drugiego jedyna damska prowadząca. Było to dość zaskakujące zjawisko, ponieważ dziewczyna latynoskiego pochodzenia zwykła być tą, która jako ostatnia zbierała swoje cztery litery z „posiadłości” hostów. Musiało więc stać się coś, co wyciągnęło ją z nory dużo szybciej niż blondyna i bruneta.

Valerie – Oczywiście kochany, nie masz się o co martwić. *zaśmiała się*

Pani Host wyraźnie prowadziła jakąś rozmowę, w dodatku telefoniczną…, bardzo żywą… niesamowite.

Valerie – Czyli jak dobrze rozumiem…

??? – Tak. Możesz im przekazać, że to polecenie z góry. *odparł męski głos*

Valerie – Yas. *zacisnęła pięść* Jesteście najlepsi, ciao.

Rozłączyła się, jednak nie schowała smartfona. Po chwili wykonała kolejny telefon…

Valerie – Mam dla ciebie interes, posłuchaj uważnie…

Zadowolona poszła na tyły obozu. W pobliskich krzakach po jej odejściu zaszeleściło… wynurzyła się blond czupryna… Stiliesa.

Stilies – Ah shit, here we go again…

On również wyciągnął smartfona, po czym wykonał połączenie.

Stilies – Gdzie jesteście?

W domku prowadzących był jedynie Noah, który właśnie przyszykowywał się do kolejnego ciężkiego dnia pracy jako prowadzący. Ubrał koszulę, przejechał dłonią po włosach, wypsikał się perfumami… profesjonalista pełną gębą. Przeglądał się właśnie w lustrze…

Noah – Idealnie. *przejrzał się*

Odwrócił się, rozejrzał się po pomieszczeniu. Spojrzał na puste posłania jego przyjaciół.

Noah – O ile brak jego obecności mnie nie dziwi, tak jej zniknięcie jest zastanawiające…

Podszedł do otwartego okna i wyjrzał na zewnątrz. Miał doskonały widok na obóz, jak i jego okolice. Uczestnicy powoli wychodzili ze swoich domków i zaczynali żyć tak, jakby wcześniej nic się nie stało. Brunet spojrzał na domek Emosiów… Jego twarz momentalnie z uśmiechu, przerodziła się w grymas.

Noah – Szlak. *zacisnął pięści* Mieliśmy już do tego nie dopuścić.

Odwrócił się o 180 stopni i oparł się o „parapet”.

Noah – Niby stacja trzyma rękę na pulsie, ale jakoś tego nie widzę… *prowadził monolog ze sobą* Ludzie umierają na moich… naszych oczach, mamy krew na rękach…

Chłopak westchnął ciężko, spuszczając z siebie powietrze.

Noah – Przynajmniej obiecali ściągnąć kogoś do zabezpieczenia…

W tym samym momencie, jak chłopak skończył dyskusję ze samym sobą, otworzyła się klapa i do środka wszedł jego blond przyjaciel. Podobnie co brunet, wyglądał na trochę podirytowanego, dodatkowo na jego twarzy malowało się zniesmaczenie.

Stilies – O… *zaskoczył się obecnością bruneta* Siema ziom.

Pomachał mu, jednak nie było to, to samo przywitanie blondyna co zawsze, czegoś w nim brakowało… tego pozytywnego mooda, który Stilies zawsze ze sobą przynosi. Noah szybko to zauważył…

Noah – Hej… co jest stary? Gdzie Valerie?

Chłopak wgramolił się do środka, po czym zamknął klapę.

Stilies – Robi rekonesans po obozie, a co ma być? *mruknął pytająco*

Noah – Przecież widzę… *wywrócił oczyma* Za długo się znamy.

Popatrzył w stronę swojego przyjaciela, blondyn ciężko westchnął po czym oparł się obok bruneta.

Stilies – Valerie dzwoniła do producentów, dzisiaj to ona prowadzi zadanie… Właśnie ustala sobie szczegóły dotyczące miejsca. *mruknął*

Noah – Oh…

Zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza.

Noah – Wiesz… *zaczął* może to i dobrze? Będziemy mogli trochę się rozluźnić i zadbać o inne aspekty programu, które przeoczyliśmy…

Stilies – Stary, sam dobrze wiesz co się stanie, gdy ona za bardzo się w coś wkręci.

Noah – Dlatego będziemy tam, by w razie czego ją postawić do pionu. *położył dłoń na ramieniu blondyna* Jak sam mówisz, dajmy się jej też trochę wyszaleć. *uśmiechnął się czule*

Stilies – Skąd w tobie nagle tyle luzu? *uśmiechnął się pod nosem* Niech będzie. *kiwnął głową* I tak załatwiłem już wsparcie… oraz małą niespodziankę.

Noah – Hm? *spojrzał pytająco na blondyna* Jaką niespodziankę?

Stilies wyprostował się dumnie, po czym zerknął przez okno.

Stilies – Pamiętasz jak…

Chłopacy kontynuowali swoją rozmowę, mówiąc o rzeczy o których niekoniecznie czytelnicy woleli by teraz wiedzieć, a może i by chcieli, ale ziarno musiało zostać zasiane.

Po ostatnich wydarzeniach niewiele osób się wydawało się przejętych zniknięciem Mi oraz Katherine. Tą pierwszą niewiele osób kojarzyło, a Ci którzy kojarzyli dawno zdążyli o niej zapomnieć, natomiast zniknięcie Katherine sprawiło, że obóz zyskał około 75% czystszej atmosfery, a przynajmniej tak by się mogło wydawać.

Brooklyn jako jedna z niewielu osób od eliminacji była osobą spiętą. Pomijając już lekkie obrażenia oraz zaburzenie wyglądu jakiego doznała podczas ostatniej wyprawy, pomponiara zaczynała odczuwać, że przegapiła jeden z ważniejszych momentów w programie. Praktycznie wszyscy ulokowali się już w swoich stałych grupach, podziały zostały dokonane… tylko ona jedna nie miała nikogo pewnego po swojej stronie.

< Brooklyn – Duh, to oczywiste, że przegapiłam najlepszy moment w programie na ustawienie się, a teraz jestem następna w kolejce do dziury!… Zaraz po tym komuniście od siedmiu boleści. *założyła ręce* Potrzebuję sojuszników, na teraz! *wyrzuciła ręce w górę* Tylko gdzie ja ich teraz znajdę…? Nawet w fanowskich rankingach moja pozycja poleciała drastycznie w dół! *foch* >

Blondynka stała w łazience i przeglądała się w lustrze, próbując zatuszować porysowany lakier przez pewną inną kłótliwą pannę. Niestety, nie dawało to zbyt wiele efektów, przez co jej piękną buźkę pod okiem zdobiła rysa od paznokcia.

Brooklyn – Porażka. *wzdycha* Jak ja się teraz pokaże w swojej okolicy…

Niespodziewanie, przynajmniej dla niej, ktoś wszedł do łazienki. Dziewczyna stanęła obok Brook i podobnie co ona przed chwilą, zaczęła się przeglądać w lustrze. Z początku dziewczyny nie poznała, ale po krótkiej chwili obserwacji ją olśniło.

Brooklyn – R-Roma?! *spojrzała zdziwiona* To naprawdę ty?

Blondynka odwróciła się w kierunku pomponiary. Zdecydowanie wyglądała zupełnie inaczej niż poprzednio… wyglądała seksownie asf.

Roma – To ja, a co? *uśmiechnęła się*

Brooklyn – Emm… no w sumie nic, wczoraj wyglądałaś zupełnie inaczej.

Roma – A no wyglądałam…, ale uznałam, że chyba czas na małe zmiany. *giggles*

Cheerleaderka była trochę zmieszana i niezbyt wiedziała, co powinna aktualnie powiedzieć.

Roma – Twoja reakcja tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że warto było. *zaśmiała się* To zabawne, bo to nie ty powinnaś być aktualnie zaskoczona i skołowana…

Brooklyn – C-co? Mówisz, że… *zaczęło coś do niej docierać* Oh, już rozumiem.

Roma – Hihi.

Wyższa blondynka obleciała swoim zmysłowym spojrzeniem tę niższą, bez problemu dojrzała uszkodzenia na jej skórze.

Roma – Tobie natomiast przydałaby się jakaś zmiana. *odparła smutnym, zatroskanym głosem*

Przyłożyła swoją rękę do jej twarzy, po czym uśmiechnęła się metafizycznie.

Brooklyn – Ymm…

Roma przyłożyła jej palec do ust.

Roma – To będzie nasza mała tajemnica, co na to powiesz Brookie? *giggles*

Dziewczyna zmieszana pokiwała wolno głową potwierdzająco.

Roma – Świetnie! Jedyne co musisz teraz zrobić, to zamknąć oczka.

Brooklyn – Dlaczego?

Roma – Czasami trzeba coś zrobić, nawet pomimo wiążącego się z tym ryzyka. *dodała chłodniej*

W tym momencie dziewczyna poczuła na plecach chłód. Czuła niepokój, ale jaki mógł być tego powód? Przecież nie działo się nic, co mogłoby zagrażać jej bezpieczeństwu… teoretycznie. Zrobiła jednak to, o co prosiła. Zamknęła oczy.

Roma – Beep Beep, Brooke. *giggles*

Uczucie niepewności i strachu nie pozwoliło jej dłużej na bierność, otworzyła oczy. Nikogo jednak z nią nie było. Jej zdziwienie można by wyrazić w sposób „:o”.

Brooklyn – Co do… *pokręciła głową* Nah, chyba zaczynam wariować.

Odwróciła się w kierunku lustra chcąc kontynuować poprawianie wyglądu… jak wielkie było jej zdziwienie gdy zobaczyła, że wszystkie rany zniknęły, a ona sama wygląda jak z początku show.

Brooklyn – Ale… jak…

Zwróciła się w stronę drzwi do łazienki, spoglądała w ich kierunku przez dłuższą chwilę w ciszy.

< Brooklyn – Okeeej. Co tu się do cholery wydarzyło?!? *rumieni się* >

< Roma – *śmieje się głośno* >

Dla odmiany, nie licząc Valerie ktoś inny postanowił oddać się otaczającemu obóz pięknu natury. Były to dwie dziewczyny z drużyny Walecznych Skrzatów, jedna waleczna a druga niczym skrzat… skakała po krzakach.

Sheila – Dududududu… wonsz rzeczny, jest niebezpieczny…

Nuciła sobie skacząc z jednego krzaczka do drugiego. Idąca normalną ścieżką druga z dziewczyn wyraźnie była podirytowana zachowaniem czarnoskórej „szajbuski”.

< Claudia – *wzdycha* Trzymam się z nią, ponieważ jest moją kartą przetargową do kolejnego etapu. Richard to komunistyczny świrus, który jest zapatrzony w mojego brata jak wół na malowane wrota, a Rosie… jest jakaś podejrzana. *zakłada ręce* Nie ufam jej. Także pozostała mi jedynie ona… >

Claudia – Hej, Sheila…

Dziewczyna wyskoczyła z pobliskiego krzaczka z jagodami w ustach. Patrzyła na dziewczynę, niczym małe zagubione dziecko na swoją matkę.

Claudia – Myślałaś może nad tym, co tutaj się dzieje?

Czarnoskóra połknęła jagody, po czym oblizała się z uśmiechem.

Sheila – Mmm, ale dobre. *zaśmiała się* Ale o czym mówisz? Coś się tutaj dzieje? *spojrzała pytająco*

Claudia – No… *wzdycha ciężko* Całkiem sporo się dzieje, na przykład… ludzie odpadają… i znikają. *dodała po chwili*

Sheila – O rety, poważnie?! *spojrzała na nią zaskoczona* To dlatego nie widziałam dawno Simona… *uderzyła się w czoło*

Claudia – Nooo…

Dziewczyna wyskoczyła z krzaków i stanęła obok swojej koleżanki.

Sheila – Opowiesz mi więcej? *spojrzała na nią błagalnie*

Wojskowa była mocno podirytowana zachowaniem Sheili, ale po jej prośbie wpadł jej do głowy pewien pomysł. Spojrzała na nią zadowolona z siebie, objęła za ramię i zaprosiła na wspólny spacer.

Claudia – Pewnie! Opowiem Ci wszystko, bardzo dokładnie…

Sheila – Yay! *podskoczyła ucieszona*

Tymczasem w domku zielonych panował wyjątkowo spokojny poranek. Zero kłótni, zero krzyków, po prostu cudowna atmosfera, której wydawałoby się nic nie jest w stanie zepsuć. Rosie układała sobie na łóżku tarota, Piers odpoczywał na swoim posłaniu, a Richard dokańczał resztkę śniadania przy oknie. Przez spory czas nikt się nie odzywał, ponieważ nie było ku temu większej potrzeby. W pewnym jednak momencie komunista zauważył coś przez okno.

Richard – Proszę, proszę… podły anarchol się panoszy.

Piers – W sensie, że Dion?

Richard – Tak, Dion. *mruknął* Z laską od tych przegrywów coś kręci. *dodał*

Piers aż otworzył z zainteresowania oko. Zerknął na Richarda, który uważnie obserwował każdy ich ruch.

Piers – I co robią? *spytał zainteresowany*

Richard – Na razie nic szczególnego… mogą też spiskować, knuć przeciw nam…

Piers – Rozmawiają?

Richard – Tak.

Żołnierz westchnął. Postanowił skrócić swoją sjestę i zobaczyć co tam się tak właściwie dzieje. Stanął obok Richarda i przyjrzał się dokładnie…

Piers – Faktycznie, rozmawiają.

Czerwony Kapturek skończyła układać tarota. Widząc układ kart, szybko zwinęła je i schowała do swojego płaszczyka.

Rosie – To, że rozmawiają to chyba jeszcze nic podejrzanego… *odparła spokojnie*

Piers – Owszem. *odparł*

Richard – No nie wierzę! *wskazał*

W momencie, w którym Richard się odpalił, dziewczyna wyraźnie zaczęła się „kleić” do punka.

Piers – Chyba jednak nie tylko rozmawiają… *wzruszył ramionami* To już nie mój biznes.

Odparł, po czym wrócił do odpoczynku. Richard obejrzał się za wojskowym… postanowił zrobić to samo.

Richard – Komunizm i tak będzie górą. *wzruszył ramionami*

Piers – Otóż to, drogi Richardzie. *mruknął z zamkniętymi oczami*

Rosie spojrzała na chłopaków… i w sumie nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Postanowiła więc się przejść.

< Richard – Pan Piers jest genialnym dowódcą. Z nami na czele żadne wyzwania nie są nam straszne! *uniósł pięść w górę* Mam też wrażenie, że mój dowódca powoli zaczyna rozumieć znaczenie idei komunizmu… *w oczach pojawia mu się sierp i młot* Kommunizm budet verkhom… >

< Piers – Jeżeli nie chcesz z nim walczyć spraw, by do ciebie dołączył. *wzruszył ramionami* W gruncie rzeczy jest on przydatny, a gdy nie kłóci się z Claudią to nawet całkiem ogarnięty z niego facet. >

Gdzieś kawałek za obozem kolejna dwójka, tym razem z tej najciemniejszej barwy kolorów postanowiła uciąć sobie małą „pogawędkę”, chociaż w ich przypadku określenie pogawędka to jakby odrobinę za dużo. On i ona. Oboje milczeli, stawiali równo kroki i w ciszy przemierzali kolejne centymetry, metry…

Christian szedł ze spuszczoną głową, jako jeden z niewielu zdawał się jeszcze nie dojść do siebie po tym, co przydarzyło się jego „koleżance” z drużyny. Była dla niego problematyczna, a jej odejście było dla niego pewnego rodzaju ulgą – nie ukrywał tego. Jednakże to, co tam widział… to mógł być również on. Gdyby tylko miał lepszy nastrój. Gdyby tylko wcześniej powiedział głośno co myśli. Gdyby tylko nie sięgnął po żyletkę… to on byłby na jej miejscu. Dodatkowo stwór dał mu jasno do zrozumienia, że pewnego dnia upomni się o jego duszę… te wszystkie myśli, nieprzewidywalny zbieg zdarzeń nie dawał mu spokoju.

Sue miała zupełnie odwrotne odczucia do swojego towarzysza. Śmierć Mi nie była dla niej jakoś wybitnie smutna, podobnie jak ich poprzedniego członka z drużyny, Jaydena. Nie czuła po niej straty, nie odczuwała smutku, przygnębienia, strachu z powodu tego, co tam widziała. Martwiła się za to o Christiana. Dobrze wiedziała, że on bardzo to wszystko przeżył, z uwagi na jego osobowość nawet bardziej niż każda inna osoba z obozu postawiona na jego miejscu… no może jakby się zastanowić, to tylko Drake mógłby mieć podobne objawy co on.

Chodzili tak chyba z 15 minut, a mimo to żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Wokoło rozchodził się śpiew ptaków, dźwięki wiewiórek, okazjonalnie nawet jelenie dawały znać, że są niedaleko.

Sue – Christian.

Dziewczyna zdecydowała się przerwać długą ciszę z ich strony, a przynajmniej ze swojej, inicjując rozmowę z chłopakiem. Ten wydawał się zaskoczony jakąkolwiek formą kontaktu, przecież tak dobrze im się w ciszy spacerowało…

Christian – Tak…

Sue – Jesteś ciszej niż zwykle. *mruknęła*

Christian – No… tak jakoś…

Sue – Chodzi o to, co się stało w kopalni miedzi, prawda?

Brunet ponownie zamilkł, spuścił jedynie głowę i szedł tak kawałek, aż w końcu zatrzymał się. Gotka cały czas obserwowała zachowanie chłopaka, który najwidoczniej miał coś do powiedzenia, a ona nie ważyła mu się za żadne skarby świata przerywać. Ten zwrócił się w lewo i usiadł na pobliskim pniu.

Christian – Tak. *odparł krótko*

Sue przyjrzała się chłopakowi, po czym postanowiła usiąść obok niego. Nachyliła się nad chłopakiem, prześwietlając go swoim inteligentnym spojrzeniem.

Christian – Wtedy, tam w jaskini… byłem już przygotowany na to, że jest już po mnie…

Podniósł wolno rękaw w górę, jego ręka miała pełno śladów po żyletkach oraz innych, ostrych narzędziach.

Christian – ...ale ona mnie nie chciała. *mruknął* Nie teraz… *głos zaczął mu drżeć* powiedziała, że wróci jak moja dusza wyzdrowieje…

Sue – … *słucha w ciszy*

Christian – A co jeżeli… *spojrzał na Sue, przestraszonym wzrokiem* Jeżeli naprawdę wróci? Słyszałaś, widziałaś co zrobiła z Mią, skończyła jako jej deser…

Niespodziewanie bardzo brutalnie mu przerwano. Zapadła grobowa niemal cisza, jedynie dźwięki natury dzieliły otoczenie od kompletnej pustki. Chłopak skamieniał, przyglądał się zmrożony przed siebie, gotka zaś…

Christian – ...Sue?

…wtuliła się w chłopaka, objęła go mocno i tonęła w jego chudych ramionach. Emoś momentalnie poczuł coś, czego nie czuł właściwie od dłuższego czasu… to uczucie, które dodawało mu adrenaliny, przyspieszało bicie serca, sprawiało że przestawał panować na swoim własnym ciałem. Pomimo tego wszystkiego… było to przyjemne. Nie mówił nic, nie opierał się, zamiast tego wolno objął dziewczynę tak jak ona przed chwilą jego. Skoro sprawiało mu to… przyjemność, to dlaczego miałby to przerywać? Z resztą, Sue nie wydawała się być zainteresowana takim scenariuszem.

Wtuleni i zajęci sobą zupełnie nie zauważyli, że przez ten cały czas byli obserwowani zza drzew przez czarny jak smoła cień…

Wszyscy wyjątkowo byli już po śniadaniach i właściwie to zajmowali się sobą. Jedną z takich osób był punk zwany Dionem, który przechadzał się po obozie, najwidoczniej nie miał nic ciekawszego do roboty…

< Dion – *ziewa* Jakoś gdzieś wszystkich dzisiaj wywiało, zwykle każdy się przewijał w obozie i można było wyhaczyć jakąś dramę… *podrapał się po głowie* No tak, Katherine odpadła… i znowu straciliśmy uczestnika mimo że nie przegraliśmy ani razu… tak przynajmniej mówią statystyki. *wzrusza ramionami* Swoją drogą… ludzie tutaj zaczynają w dziwny sposób znikać i zaczyna mi się to nie podobać. *zakłada ręce* Na razie jednak nie będę drążyć. >

Przechodząc obok stołówki zatrzymał się, by się rozciągnąć. Nie zwrócił uwagi, że tuż za nim pojawiła się pewna dziewczyna, która lustrowała go bardzo ponętnym spojrzeniem.

Hayley – Mmm… *przygryzła wargę*

Chłopak odwrócił się i spojrzał skonsternowany w kierunku szatynki.

Dion – O… hej. *uśmiechnął się*

Hayley – H-hej… *odwzajemniła uśmiech*

< Hayley – Dobra, wiem co sobie myślicie. *pokręciła głową* Gdybyście jednak stali w tym momencie za nim i widzieli jego umięśniony tyłek… *rozmarzyła się, po chwili wróciła do żywych* Zaraz, to się nagrywa…. *spojrzała na kamerę* ODDAJCIE MI TO NAGRANIE!!! *zaczęła szarpać kamerą* >

Dion – Jak tam? *zagadał* Też szukasz czegoś do roboty?

Dziewczyna wolno kiwnęła głową, próbując wybić sobie z głowy myśli o tyłku punka.

Hayley – Tia… dzisiaj wyjątkowo nie zostaliśmy jeszcze zabrani do jakiegoś tajemniczego miejsca, w dodatku wszystkich gdzieś wywiało… *mruknęła*

Dion – To prawda, też mnie to zaskoczyło. *rozejrzał się* Może po ostatniej eliminacji w końcu coś do tego bufona dotrze…

Hayley – Stiliesa? *prychnęła*

Dion – A żebyś wiedziała. *zaśmiał się*

Rozejrzał się, po czym przybrał dość… pewną siebie pozę.

Dion – *głosem Stiliesa* Siemka, jestem Stilies, najzabawniejszy i najseksowniejszy host w historii, chcesz zbadać mojego Big Bena? *prychnął*

Hayley roześmiała się tak głośno, że aż ptaszki siedzące na dachu stołówki odleciały.

Hayley – Brzmiałeś dokładnie jak on! *śmieje się* O mój… mój brzuch. *joy*

Dion wyszczerzył się zadowolony, że udało mu się rozbawić koleżankę.

Dion – Chyba już wystarczy, jeszcze tutaj pękniesz. *smirk*

Hayley pozbierała się i powstrzymywała jeszcze ostatnie tchnienia śmiechu z żartu chłopaka.

Dion – Chyba pójdę się przejść, zanudzę się tutaj na śmierć. *przeciągnął się*

Dziewczyna chciała odpowiedzieć na „zaproszenie” chłopaka, ale nagle otworzyły się drzwi do stołówki.

Dion – O, Trisha.

Trisha – No hej? *spojrzała pytająco na dwójkę* Co tam? Słyszałam was aż ze środka, szczególnie Hayley…

Dion i Hayley spojrzeli po sobie, po czym oboje prychnęli.

Trisha – Em… co was tak bawi? *złapała się pod boki*

Dion – Stroimy sobie żarty z naszego ukochanego prowadzącego. *wyszczerzył się*

Trisha – Oh, że Stiliesa. *uśmiechnęła się lekko* No to nieźle.

Przez chwilę zapadła niezręczna cisza. Trwała by dłużej, ale przełamał ją punk.

Dion – Idziemy z Hayley się przejść po obozie, straszne nudy są… Idziesz? *szturchnął Trishę w ramie*

Hayley kątem oka zerknęła na punka, który bardzo ucieszył ją tymi słowami, wiedźma natomiast tylko wzruszyła ramionami.

Trisha – Pewnie, nie zanosi się byśmy mieli na razie coś ciekawszego do roboty.

Dion – Świetnie. *kiwnął głową*

Cała trójka ruszyła ścieżką, kierowali się w kierunku ogniska ceremonialnego.

Dion – No i wiecie, może też pogadać o tym i tamtym… *zaczął ostrożnie*

Na twarzy wiedźmy od razu pojawił się złośliwy uśmieszek.

Trisha – Strategia.

Dion również się wyszczerzył, Hayley natomiast zatarła łapki.

Hayley – Hyhy.

< Hayley – Spędzanie z nimi czasu jest naprawdę zabawne, ale później muszę skupić się na swojej drużynie, a przede wszystkim na tym by nie przegrać kolejnego zadania. *skrzywiła się* Roma i Drake wydają się być blisko i przekonanie jednego z nich, by głosowało na to drugie wydaje się być niemożliwe… *mruknęła zmartwionym tonem* A wiadomo co to oznacza w przypadku następnej porażki… >

Pod nieobecność Hayley oraz Romy, Drake mógł się pierwszy raz od dawna czuć tak swobodnie, jak nigdy wcześniej w tym programie. Szczęśliwy chwilą dla siebie leżał na swoim posłaniu i przyglądał się czemuś… to dziennik, który znalazł w lesie.

Drake – Niesamowite…

Pochłonięty lekturą kartkował stronę za stroną, dokładnie analizując wszystkie zapiski i rysunki. Tak naprawdę niewiele z nich rozumiał, ale wydawało mu się to dość ciekawe i… intrygujące.

Drake – O… to ciekawe. *przyjrzał się jednej stronie* Jakaś… notatka? Relacja?…

W istocie, strona znacznie różniła się od poprzednich. Wyglądało na to, że ciągle kartkując dotarł w końcu do jakiegoś wpisu, prawdopodobnie autora dziennika. Zaintrygowany rozejrzał się, czy nikogo nie ma w pobliżu, a gdy upewnił się że jest bezpiecznie, zaczął czytać.

Może zacznę od tego, że nie jestem żadnym kobieciarzem czy coś, nie przyglądam się nachalnie tam, gdzie nie powinienem. Dobra, skoro już odrzuciłem od siebie wszelkie podejrzenia dotyczące stalkowania seksownych dziewczyn, przejdę do rzeczy. Pewnie czytając to zastanawiasz się, co ma piernik do wiatraka? Otóż oba mają tyle samo liter i sylab, kończą się na literkę k… agh, ale ja nie o tym. Byłem tego dnia jak codziennie po zakupy w miejscowym sklepie „U Katie”, w końcu tam mają najlepsze bułeczki i ciastka w okolicy. Zwyczajne, spokojne zakupy i nic nie wskazywało na to, by coś wartego uwagi miało się właśnie wydarzyć. Wtedy właśnie stało się to, czego bym się nie spodziewał. Do sklepu weszła jakaś osoba, z początku nie zwróciłem na nią uwagi, jednakże po kilku chwilach usłyszałem dźwięki osuwających się na ziemię ludzi. Spojrzałem w tym kierunku i dostrzegłem ją… zmroziła wszystkich swoim wzrokiem, a może wyglądem… to wszystko działo się tak szybko, że ciężko mi określić co bardziej zwaliło mnie z nóg. Gdy opuściła sklep, odzyskałem kontrolę nad swoim ciałem. To był pierwszy raz, kiedy widziałem kogoś tak pięknego i jednocześnie przerażającego. Na pewno tego tak nie zostawię, dowiem się kim jest ta kobieta!

M. Pines, 1 Lipca 2018

Chłopak po przeczytaniu wpisu był w nie małym szoku, co dało się wyczytać z jego twarzy.

Drake – Wow… *odłożył dziennik* To było… *uciął*

Odwrócił głowę w kierunku drzwi, usłyszał że ktoś nadchodzi. Odruchowo schował dziennik pod swoją poduszkę, a samemu starał się przyjąć najnormalniejszą pozycję, jaką mógł przyjąć leżąc na łóżku.

< Drake – Kurczę, zawszę kiedy chcę dokładniej przestudiować ten dziennik to ktoś mi przeszkadza. *wzdycha* >

Klamka poruszyła się, po chwili otworzyły się drzwi. W progu stanęła znana mu blond osóbka, z którą dzielił domek.

Drake – O, heeeeeej… *otworzył szerzej oczy* R-Roma?!

Z wrażenia spadł z łóżka, blondynka zachichotała rozbawiona.

Drake – Ał… no bardzo zabawne. ;u;

Roma – Wiem. ^^

Podeszła do chłopaka bliżej, nachyliła się nad nim. Ten, z podłogi podniósł głowę, a przed nosem miał jednego z jej obcasów.

Drake – …

Roma – Podoba Ci się? *poruszała zgrabnie stopą przed jego nosem*

Drake – Tak, bardzo. *mruknął ironicznie*

Mimo iż odparł ironicznie Roma widziała, że chłopak zrobił się czerwony jak burak.

Drake – Mmm… inaczej wyglądasz. ;u;

Roma – Inaczej?

Drake – No… *podniósł się powoli*

Stanął na nogach, ale nadal musiał patrzeć w górę, cóż za ironia. Nie dosyć, że dziewczyna była wysoka sama z siebie, to jeszcze miała na sobie obcasy, co dodawało jej kilku cm.

Drake – Ale wysoka tak samo, albo nawet bardziej.

Roma – Well… *wypięła dumnie piersi, trącając go nimi w twarz* mów dalej.

Drake – Fryzurę zmieniłaś… *mruknął z głową w jej biuście*

Dziewczyna teatralnie westchnęła. Chłopak w międzyczasie „wyciągnął” głowę, odruchowo opierając się o jej piersi, jednakże szybko zabrał swoje „lepkie rączki”.

Drake – Wybacz… *przyjrzał się ponownie Romie* Wszystko praktycznie zmieniłaś… *kontynuował*

Roma wywróciła oczyma trochę podirytowana zachowaniem chłopaka, nie umknęło to jego uwadze, w końcu był do niej przylepiony większość, jak nie cały sezon. Znowu walnął buraka…

< Drake – … *bierze głęboki oddech* >

...tym jednak razem zacisnął też pięści, zamknął oczy, otworzył usta…

Drake – Wyglądasz fantastycznie, cudownie… pociągająco. *komplementował* Zajebiście… czarująco… seksownie! *ostatnie słowo trochę uniósł tonem*

Blondynka spoglądała zaskoczona na niskiego chłopaka, który z każdym rzuconym w jej kierunku słowem wprawiał ją w coraz większą konsternację, szczególnie słowami które były wyjątkowo bezpośrednie w przekazie podkreślając, że jest dla niego atrakcyjna.

Drake – Ugh… *wypuścił powietrze* Dziwne uczucie powiedzieć tak na głos co się naprawdę myśli… *spojrzał na skonsternowaną Romę* To… ten…

Roma przekręciła głowę lekko w lewo, spoglądała na chłopaka próbując przetrawić to wszystko co usłyszała. Rzadko zdarzało się widzieć ją w takim stanie, szczególnie Drake’owi.

Drake – Em… Roma?

Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, po czym delikatnie ją złapał za dłoń, cały czas spoglądając na jej twarz. Dotknięcie chłopaka tak jakby ocuciło blondynkę, która momentalnie zamrugała swoimi oczkami.

Roma – Wow. *mruknęła*

Spojrzała się na Drake’a, który w milczeniu spoglądał na nią, a następnie skierowała wzrok na swoją dłoń, którą trzymał.

Roma – Jeszcze nigdy nie byłeś taki…

Blondynce ewidentnie brakło słów, nadal wydawała się być w szoku.

Drake – Emm… bezpośredni?

Roma – Tak… *kiwnęła wolno głową* Bezpośredni… *mruknęła cicho*

Mrugnęła kilka razy oczkami, po czym na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek. Nim chłopak zdążył się zorientować co się dzieje, wyższa od niego blondynka jednym ruchem rąk pchnęła go na pryczę. Jej spojrzenie w tym momencie było jednoznaczne, bynajmniej nie było skonsternowane. Z kolei chłopak wydawał się właśnie taki być.

Drake – Roma? Co ty robisz…?

Dziewczyna nachyliła się nad chłopakiem, a następnie zaczęła okrakiem nad nim wchodzić na materac. Gdy jej głowa znalazła się na wysokości jego twarzy, nachyliła się nad nim i osaczyła chłopaka pożądliwym, aczkolwiek ciepłym spojrzeniem.

Roma – Jestem bezpośrednia.

Zbliżyła się jeszcze bardziej do jego twarzy i wpiła się w jego usta. Położyła się na jego torsie, dociskając swoje piersi do jego klatki piersiowej. Po krótkiej jednak chwili odkleiła się od chłopaka, spojrzeli sobie głęboko w oczy.

Drake – Wow... *odparł nabierając oddechu* To było…

Niestety, ale wypowiedź przerwało mu powiadomienie jednego z prowadzących.

Valerie – Drodzy uczestnicy! Stawcie się za 10 minut przed głównym wejściem do obozu!

Oboje spojrzeli po sobie, Roma westchnęła.

Roma – Chyba powinniśmy…

Drake – Mamy czas.

Złapał dziewczynę za ramiona i przyciągnął do siebie, a następnie ponownie zaczęli się obściskiwać. Blondynka przez pierwsze kilka sekund była zaskoczona reakcją chłopaka, jednakże w tamtym momencie nie było niczego ważniejszego niż ona i on… oddała się więc chwili i zabrała się za niskiego szatyna.

Drużyny zebrały się przed głównym wejściem do obozu, chociaż niektórym zeszło to trochę dłużej niż powinno.

Valerie – No nareszcie, wszyscy są. *złapała się pod boki* Wołałam was jakieś 10 minut temu…

Spojrzała się wymownie na Romę i Drake’a, którzy wyjątkowo ignorowali to, co mówi prowadząca i posyłali w swoim kierunku pożądające spojrzenia. Inni również zauważyli dziwne zachowanie dwóch Trójkącików, Valerie jednak szybko zrozumiała o co chodzi, więc postanowiła zostawić ich w spokoju jak i odwrócić od nich uwagę.

Valerie – Wracając…

Dion – Już pora zadania? Wyjątkowo długo pozwoliliście nam pospać. *założył ręce*

Trisha – Nie, żebyśmy mieli coś przeciwko…

Claudia – Dokładnie. *założyła ręce*

Valerie – Wooow, spokojnie. Fakt, dzisiaj wasze zadanie odbędzie się później, ale składa się na to kilka czynników… *zerknęła na zegarek*

Na chwilę zapadła cisza.

Valerie – Już za chwilę…

Jak na zawołanie rozległ się warkot silnika, a także dźwięk kół przejeżdżających po drodze gruntowej. Wszystkim ukazał się autobus, który z impetem wpadł na podjazd i zatrzymał się dosłownie metr za prowadzącą, zostawiając przy tym sporo kurzu.

Valerie – Oto i jest… *kaszle* jeden z czynników.

Uczestnicy również kaszleli, do tego momentu aż kurz nie opadł. Gdy tak się stało, przednie drzwi autobusu otworzyły się.

Valerie – No nareszcie. *stanęła przed drzwiami* Spóźniliście się. *położyła ręce na biodrach*

Czarnoskóry mężczyzna wstał ze swojego siedzenia, po czym wolno wyszedł z autobusu, wyraźnie niezadowolony.

Valerie – To do ciebie nie podobne Chefie. *mruknęła*

Chef – Złotko, te wasze dzieciaki prawie by nas rozbiły o jadącą z naprzeciwka ciężarówkę! *założył ręce* Chris wybierał mniej szalonych uczestników… chociaż z drugiej strony sam oszalał i skończył w pace o zaostrzonym rygorze… *zamyślił się*

Valerie – Taaak. *wywróciła oczyma* Rozumiem, że ich przywiozłeś.

Chef zmarszczył brwi, po czym uderzył pięścią w autobus.

Chef – WYŁAZIĆ! *krzyknął*

Zgromadzeni za Valerie uczestnicy z wyjątkowym zainteresowaniem obserwowali ex-kucharza. Część z nich kojarzyła go z popularnej serii „Totalna Porażka”.

Hayley – Chef? Chef Hatchet?! *złapała się za głowę zaskoczona*

Chef – We własnej osobie kwiatuszku. *uśmiechnął się pod nosem* Nie sądziłem, że ktoś tutaj mnie rozpozna…

Hayley – Pan żartuje, tak? Czy to jakiś żart? *założyła ręce*

Sheila – Nieźle pan dawał im popalić haha! *zarechotała*

Nagłe wtrącenie się czarnoskórej trochę zaskoczyło wszystkich zebranych.

Sheila – Najbardziej podobała mi się wyspa, to zadanie z horrorem gdzie grał pan psychopatycznego mordercę z piłą łańcuchową i TAKIM HAKIEM! *wyciągnęła hak w kierunku Richarda* Muahahaha!

Richard spojrzał z pogardą w stronę dziewczyny.

Richard – Pathetic. *uniósł dumnie głowę*

Zawiedziona i obrażona Sheila schowała hak, po czym założyła ręce.

Sheila – Komuch się popsuł. *nadęła się*

Chefowi podczas całej tej sytuacji aż poleciała łezka w oku. Momentalnie przypomniał sobie stare, dobre czasy kiedy terroryzował młodzież w obozie Wawanakwa.

Chef – Piękne czasy… *mruknął pod nosem z uśmiechem*

Valerie wywróciła tylko oczyma i zerknęła na wejście do autobusu, na jej szczęście właśnie zaczęły się z niego wyłaniać dwie sylwetki.

Valerie – Okej, słuchajcie wszyscy!

Wyłonili się z autobusu, stanęli obok prowadzącej. Zawodnicy posyłali pytające spojrzenia w ich kierunku, a także prowadzącej.

Valerie – Chciałabym wam przedstawić waszych nowych kolegów.

Pierwszą osobą, stojącą od strony Chefa był chłopak o latynoskiej urodzie, ubrany praktycznie cały na czarno. Był całkiem przystojny, co nie umknęło uwadze zarówno prowadzącej, jak i pozostałym paniom.

Valerie – Ten oto przystojniak to Jean Robert!

Chłopak przeleciał wzrokiem po uczestnikach, po czym uśmiechnął się w ich kierunku.

Jean Robert – Witam. *uniósł dłoń w geście powitania*

Obok latynosa stała blondynka o zielonych oczach, ubrana w luźne ubrania o jaśniejszych kolorach od chłopaka, dodatkowo była w obcasach. Z uśmiechem spoglądała na obserwujących ją uczestników, warto zaznaczyć że była także całkiem urokliwa, nie dało się tego ukryć…

Valerie – A ta atrakcyjna panna to Kimberly!

Kimberly pomachała swoim przyszłym rywalom z uśmiechem na ustach.

Kimberly – Cześć!

Valerie – Ta dwójka od dzisiaj dołącza do waszej rozgrywki, więc za najbliższych kilka minut będziecie mieć okazję się lepiej poznać!

Drużyny dostały chwilę by przetrawić to, co właśnie prowadząca do nich powiedziała. W międzyczasie Chef kopnął butem w schowek, z którego wyleciały walizki nowych uczestników. Była to czarna torba chłopaka, oraz zielona walizka dziewczyny. Odpadła też klapa od schowka, a z niego wyleciało kilka szczurów…

Chef – Hehe… to się naprawi! *uśmiechnął się nerwowo*

Jean schylił się po swoją torbę, przy okazji podniósł też walizkę Kimberly.

Kimberly – O, dziękuje.

Jean Robert – Nie ma problemu.

< Trisha – Nowi ludzie? *zaciera łapki* >

< Claudia – Świeże mięsko. *oblizuje się* Polecą szybko… >

< Roma – …albo staną się użyteczni. *uśmiecha się nikczemnie* >

Podczas zwierzeń, Chef zdołał uporać się z uszkodzonym schowkiem, oczywiście w sposób bardzo jak dla niego typowy – zaklejenie taśmą i przybicie gwoździami.

Kimberly – W których drużynach będziemy? *spojrzała na prowadzącą*

Valerie – Dobrze, że pytasz! *uśmiechnęła się, spojrzała na uczestników* W ostatnim czasie… ubyło nam kilku osób, więc postanowiliśmy ściągnąć was do uzupełnienia braków w składzie. Jako, że drużyna Pociętych EMOsiów nie przegrała teoretycznie ani razu, a straciła dwóch uczestników, to właśnie do nich dzisiaj trafią dwie osoby.

Pocięte EMOsie dumnie spojrzały w kierunku pozostałych drużyn, czując się wyróżnionymi. Pozostałe dwie ekipy nie wyglądały na szczególnie zadowolone.

Valerie – Jednakże. *dodała* Tylko jedna z nowych osób trafi do waszego zespołu. Tą osobą jest Jean Robert.

Chłopak spojrzał na prowadzącą, a następnie przeniósł wzrok na swoją drużynę.

Trisha – Dlaczego tylko jedna osoba?

Dion – To kto będzie drugi? *założył ręce*

Valerie – Już wyjaśniam. *uspokoiła* Magiczne Trójkąty mają ostatnio fatalną passę, praktycznie ciągle przegrywają i tracą członków jednego za drugim, więęęęc… postanowiliśmy wprowadzić małe przetasowanie.

Drużyna żółtych wyjątkowo ożywiła się, szczególnie wieża i krasnal.

Valerie – Do waszej drużyny trafi Kimberly, ale w zamian jedno z was powędruje z Jean Robertem. *uśmiechnęła się*

Drake otworzył szerzej oczy zaskoczony, a jednocześnie przerażony. Nie chciał rozstawać się Romą, która w pewnym sensie była gwarancją jego bezpieczeństwa w każdym aspekcie. Magiczna blondynka również nie wyglądała na zadowoloną, więc nie szczędziła sobie mierzących wzrok spojrzeń w stronę prowadzącej. Jedynie Hayley wyglądała, jakby liczyła że to na nią padnie ten wybór.

Valerie – Hayley, od dzisiaj zostajesz Pociętym EMOsiem.

Uczestnicy spojrzeli po sobie zaskoczeni. Hayley starała się wypaść jak najbardziej neutralnie jak się dało, nie okazywała żadnych emocji.

< Hayley – Tak! *krzyknęła* To jak prezent na Boże Narodzenie! Mój tyłek właśnie został uratowany! >

Valerie – Macie 10 minut na to, by się rozpakować w swoich nowych kwaterach, możecie też wziąć kogoś kto wam w tym pomoże. *uśmiechnęła się* Chef zawiezie nas dzisiaj to miasta, gdzie czekać na was będzie zadanie do wykonania. Także ruchy! *klasnęła dłońmi*

Claudia – Ekhem, a my? *położyła dłonie na biodrach* Chyba też nam się coś należy!

Valerie – Wy macie Richarda, nie potrzebujecie większych udogodnień. *uśmiechnęła się złośliwie*

Richard – Właśnie, macie mnie. *wypiął się dumnie, po chwili jednak zrozumiał* Zaraz…

Jean Robert spojrzał na swoją drużynę.

Jean Robert – To… w którym domku śpię?

Trisha już miała odpowiedzieć, kiedy niespodziewane wepchnęła się przed nią… Brooklyn.

Brooklyn – Zaprowadzę Cię! *uśmiechnęła się*

Jean Robert – Spoko, prowadź. *puścił jej oczko*

Dziewczyna poszła przodem, zaś on zaraz za nią.

Christian – Ale się wyrwała. *mruknął*

Wszyscy pozostali członkowie drużyny spojrzeli na niego zaskoczeni.

Christian – Co?

Trisha – Jesteśmy zaskoczeni, że głośno to stwierdziłeś.

...

Z Trójkątami nie było takiego problemu, ponieważ Roma i Drake zgodnie zdecydowali się ugościć swojego nowego członka drużyny.

Kimberly – Chwila! *krzyknęła*

Drake i Roma obejrzeli się na dziewczynę zaskoczeni, Hayley nawet nie zareagowała i poszła się spakować.

Kimberly – Na wstępnie chciałabym podkreślić, że nie roznoszę żadnego Kimberlywirusa, który niesie śmierć na Ziemi, ani nigdy nie uprawiałam stosunku seksualnego z jeleniem ani łosiem, tak jakby co! *powiedziała z pełną powagą*

Drake z Romą spojrzeli po sobie zmieszani. Ich spojrzenia równocześnie przeniosły się na blondynkę.

Drake&Roma – Spoko?

Kimberly – Wolałam was uprzedzić. *uśmiechnęła się szczęśliwa* Pewna znana osobistość rozpowszechnia na mój temat straszliwe brednie… najgorsze jest to, że wszyscy jej w to wierzą!

Drake – Emm… wydajesz się fajna.

Kimberly – Naprawdę? Dziękuję!

Zadowolona ruszyła w kierunku wskazanego przez nich domku. W drzwiach natknęli się na Hayley, która zabrała swoje rzeczy i bez słowa opuściła domek. Roma i Kimberly weszły do środka, natomiast Drake odprowadzał ją jeszcze przez chwilę wzrokiem.

Drake – Nawet się nie pożegnała… *mruknął smutno*

Roma – Skoro ona się ulotniła… *zaczęła*

Chłopak momentalnie spojrzał na Romę, która siedziała na pryczy nad nim.

Roma – …to od teraz chyba śpię nad tobą.

Drake – Okej. *uśmiechnął się*

Kimberly tymczasem wybrała pryczę po Katherine, ustawiła walizkę obok łóżka.

Kimberly – Wprowadzona!

< Kimberly – Cieszę się, że dostałam okazję by tutaj zadebiutować! W mojej okolicy już dostawałam szału z powodu bogatej córki mojej sąsiadki, Fatimy… *wzdycha* Prosiłam moich rodziców, by coś z tym zrobili, ale są w zbyt dobrych relacjach, więc muszę się z nią użerać… ona dosłownie niszczy moje życie! *wyrzuciła ręce w górę* Dlatego tu jestem! Wygram te pieniądze i nareszcie się stamtąd wyrwę!>

Brooklyn wskazała Jeanowi wolną pryczę, która wcześniej należała do Mii. Chłopak rzucił obok łóżka swoją torbę i rozejrzał się po domku. Zerknął kątem oka na obserwującą go pomponiarę.

Jean Robert – Dzięki.

Odwrócił się do dziewczyny.

Brooklyn – Nie ma problemu. *uśmiechnęła się* W ogóle to Brooklyn jestem.

Jean Robert – Miło poznać, Brook.

Dziewczyna zachichotała, chłopak był wyjątkowo otwarty.

Jean Robert – To dla mnie wiele znaczy, takie miłe powitanie zawsze podnosi na duchu. *puścił jej oczko*

Brooklyn – No wiesz… *zaśmiała się* po prostu trzeba się wspierać, co nie?

Chłopak odwrócił się w stronę okna, po czym uśmiechnął się chytrze.

Jean Robert – Nawet nie wiesz jak.

< Brooklyn – Dołączenie tych nowych osób jest jak dyskwalifikacja tych wszystkich szmat, które kandydowały na to jedyne miejsce do Santa Barbara w Sacramento. Wszystkie nabawiły się kontuzji i nie mogły się pojawić na przesłuchaniu, jakie to przykre… *uśmiecha się nikczemnie* Muszę za wszelką cenę mieć tego gościa po swojej stronie. Dion trzyma z Trishą, Hayley chyba trzyma z Dionem… Przekonanie Sue i Christiana powinno być prostsze, aczkolwiek będę musiała się przy tym… *westchnęła* nagimnastykować. >

Po chwili do domku wpadła Hayley, ze swoimi rzeczami.

Hayley – Ugh, co za ugla. *jęknęła*

Jean Robert – Aż tak ciężkie? *uniósł brew do góry*

Hayley – To? Nieee… *machnęła ręką* Tamten domek to w większości złe wspomnienia…

Brooklyn – Mieszkanie pod jednym dachem z Katherine musiało być okropne.

Hayley – A żebyś wiedziała, że było.

Szatynka zauważyła ostatnie wolne łóżko w domku.

Hayley – To chyba moje.

Jean Robert – Proszę. *przepuścił dziewczynę*

Hayley – Dzięki. A tak nawiasem, Hayley jestem. *wyciągnęła dłoń*

Latynos uścisnął dłoń szatynki, ale przedstawiać się nie musiał, w końcu prowadząca go wyręczyła. Brooklyn odchrząknęła i spojrzała na parkę.

Brooklyn – Chyba powinniśmy już iść. *tupnęła nerwowo nogą*

Hayley – Racja…

Dziewczyny opuściły domek i udały się na parking, gdzie czekał już autobus. Jean Robert opuścił domek ostatni, uśmiechając się pod nosem.

< Jean Robert – *uśmiecha się szyderczo* Więc to są przeciwnicy? Spodziewałem się, że będzie ciężej. Te dwie laski same pchają się prosto w moją pułapkę, a wystarczyło jedynie zastosować prosty trik psychologiczny. Jestem tu po to by wygrać i będę grał tak, by wygrać. *oparł się zadowolony* Nikt mi nie przeszkodzi w osiągnięciu celu, a jak ktoś będzie próbować… *spoważniał* skończy marnie. >

Gdy wybrane osoby zadomowiły się w swoich nowych progach, udały się przed główną bramę, gdzie czekał już odpalony autobus. Dołączyli do Valerie, Chefa oraz pozostałych uczestników i z piskiem opon odjechali w kierunku miasta.

Silent Valley, Klub Pączusie[]

GnomesTeamLogoMVEmoTeamLogoMVTrianglesTeamLogoMV


TDDonutsClub


Autobus zatrzymał się przed jakiś magazynem, na zapleczu miasteczka. Z pozoru wyglądało to trochę na dzielnicę, w której czarne interesy i handel ludźmi ma się całkiem nieźle, ale nie tylko. Wokoło było sporo miejsc parkingowych, także innych budynków które charakteryzowały przede wszystkim wielkie neony. Nie inaczej było z magazynem, przed którym się zatrzymali. Jak się po chwili okazało, był to jeden z wielu klubów, urządzony w takim właśnie stylu. W oddali znajdowały się jeszcze budowle w kształcie muffina czy kontrolera do gier.

Po krótkiej cutscence opuszczania autobusu, drużyny z Valerie na czele przekroczyły próg drzwi wejściowych. Można powiedzieć, że od razu dała im się we znaki gwałtowna zmiana światła, z jasnego i klarownego promiennego na ciemne i sztuczne. Klub „Pączusie” jak się po krótkiej chwili okazało, był najzwyczajniej w świecie klubem tanecznym. W części centralnej znajdował się wielki parkiet taneczny, nad którym za szybą swoje stanowisko miał dj, a pod dwóch przeciwległych stronach miejsca swoje miały bar oraz scena muzyczna, gdyby ktoś jednak wolał klasyczną muzykę na instrumentach. Reszta to siedzenia, toalety oraz liczne korytarze, do których goście nie mają wstępu.

TDDonutsClub2

Valerie stała przed wielkim parkietem tanecznym, a uczestnicy posłusznie oczekiwali przed nią na odpowiedzi. Dzisiejsza lokacja była dla nich… po prostu nie małym zaskoczeniem. Wyglądało na to, że nie nachodzą się specjalnie… chociaż kto wie?

Valerie – Chciałabym was serdecznie powitać w Pączusiach, najlepszym klubie tanecznym jaki ujrzycie pośród tych tajemniczych lasów. W porównaniu do poprzednich zadań, które prowadzili chłopacy dzisiaj chciałabym wam zaserwować coś lżejszego. *uśmiechnęła się*

Drużyny zaczęły wiwatować radośnie na wieść o lżejszym zadaniu, szczególnie słychać było drużynę Emosiów… o dziwo.

Valerie – Jak już mówiłam… *puściła im oczko* jesteśmy w klubie tanecznym. Dzisiejsze zadanie zatem będzie polegało na tańcu!

Owacje trochę ucichły, chociaż niektórzy spodziewali się takiego obrotu spraw.

Drake – Taniec…? *mruknął cicho do siebie*

Valerie – Każda drużyna wybierze sobie na tej nowoczesnej maszynie *wskazała maszynę muzyczną opartą o ścianę* piosenkę, której układ taneczny będą musieli odtworzyć! Wybieracie względem pozycji w ostatnim zadaniu, co oznacza że Waleczne Skrzaty wybiorą pierwsze, Pocięte Emosie drugie, a Magiczne Trójkąty ostatnie.

Skrzaty spojrzały po sobie zadowolone, podobnie co Emosie, a Trójkąty… no cóż, chyba przyzwyczaili się już do porażek.

Richard – Przegrywy. *zaśmiał się pod nosem*

Roma – Mówiłeś coś?

Przysunęła się niebezpiecznie komunisty, chłopak poczuł na szyi jej chłodny oddech…

Richard – N-nie… *pokręcił wolno głową*

Roma – Tak myślałam. *uśmiechnęła się uroczo*

Prowadząca pozwoliła na tą krótką wymianę zdań, po czym kontynuowała jak gdyby nigdy nic.

Valerie – Gdy już wybierzecie utwór, dostaniecie ubrania oraz trzy sale, w których będziecie mogli ćwiczyć układ choreograficzny do swojego utworu. Będziecie mieli na to koło 3 godziny, także wybierzcie w miarę mądrze dla siebie. *zaśmiała się* Po przygotowaniach wystąpicie w kolejności odwrotnej do tej, w której wybieraliście piosenki.

Spojrzała się w kierunku trzyosobowego zespołu żółtego.

Valerie – Zaczniemy od występu Trójkątów, następnie Emosiów i zakończymy Skrzatami. Najlepsza drużyna otrzyma nagrodę specjalną, o której dowie się po swoim triumfie, natomiast przegrani będą musieli kogoś wieczorem pożegnać. *posmutniała teatralnie* Występy będę oceniać ja z dwiema innymi osobami, których imiona nie rymują się ze Stilies oraz Noah. *wyszczerzyła się*

Uczestnicy spojrzeli się na prowadzącą zdziwieni, następnie swoje zdziwione spojrzenia przenieśli na siebie.

Valerie – Pierwszą osobą będzie niezawodny Chef, który poszedł aktualnie zaparkować gdzieś ten autobus… i strasznie mu się to dłuży. *mruknęła z podirytowaniem, nadal trzymając uśmiech na twarzy* Drugą osobę poznacie zaś, gdy przyjdzie do występów.

Zerknęła na zegar zamieszczony nad wejściem do klubu, wybiła równo godzina 12:00.

Valerie – Zaczynając od teraz, macie trzy godziny na przygotowanie się! Powodzenia!

Prowadząca machnęła na odchodne, a następnie udała się na zaplecze klubu, czyli tam gdzie reszta nie miała wstępu.

Do maszyny z losowaniem jako pierwsi podeszły Waleczne Skrzaty. Mieli pierwszeństwo wyboru, a jak się po chwili okazało, dostali także dostęp do wszystkich tanecznych utworów, jakie można usłyszeć podczas imprezy w klubie. Do terminala dopadła się Claudia, ku niezadowoleniu Richarda i Piersa…

< Piers – Niedobrze… *strzela facepalma* Claudia ma naprawdę fatalny gust muzyczny… >

Claudia – Myślę, że powinniśmy wybrać piosenkę Beyonce albo Rihanny, mam rację Sheila? *uśmiechnęła się do czarnoskórej*

Sheila – Taktaktaktaktak! *odpowiedziała szybko podekscytowana*

Richard – Od kiedy to wy decydujecie?

Richard wyraźnie się oburzył, próbował odepchnąć panią Nivans od terminala. Pechowo został spacyfikowany przez Sheilę.

Sheila – Zły Richard, zły! *zdzieliła go gazetą*

Richard – Złaź ze mnie! *burknął* I skąd do cholery ty masz gazetę?!?

Na drugiej stronie bieguna byli Rosie i Piers, którzy chyba niezbyt popierali pomysł siostry wojskowego.

Rosie – Nie wydaje mi się, że Beyonce czy Rihanna mają piosenki, do których można energicznie tańczyć…

Claudia wywróciła oczyma teatralnie.

< Claudia – Oczywiście, że nie mają. Pomogą mi za to w usunięciu Richarda raz na zawsze z mojego życia. *zakłada ręce i uśmiecha się nikczemnie* >

Piers – Nawet ja mam większe wyczucie rytmu niż ty. *uśmiechnął się pod nosem*

Claudia – Pff, proszę Cię. Ty słuchasz tylko rocka i metalu, co ty możesz wiedzieć o rytmie.

Piers – No jednak jeden z utworów, które słucham wygrały amerykańską edycję konkurs piosenki, USvision czy jakoś tak.

Rosie – Słyszałam, utwór This Is War. *odparła* Całkiem przyjemny do słuchania.

Wojskowy i Czerwony Kapturek zmierzyli się przyjacielskimi spojrzeniami, Claudia natomiast wydawała się podirytowana zgodnością tej dwójki.

Claudia – Trudno, wybieram i tak…

Richard – Wynocha!

Komunista zrzucił z siebie natarczywą Sheilę, która wpadła na Claudię, która ręką dotknęła terminala…

Sheila – Agresja! Widać, że Rusek *syczy*

Rosie – Przecież sama go przed chwilą biłaś…

Piers – Ale utwór się sam wybrał…

Drużyna spojrzała zaskoczona na terminal, a przypadło im…

Richard – …mam nadzieję, że jest to Północno Koreański utwór. *zacisnął pięść*

Po niedogadanych Skrzatach przyszła kolej, na ponownie najliczniejszy zespół w programie.

Dion – Jakieś pomysły? Nie ukrywam, że średnio mi leży idea tego wyzwania. *zaciągnął nosem*

Trisha – Zgadzam się.

Sue – Też…

Po wypowiedzi Sue nastała niezręczna cisza. Dziewczyna podeszła bliżej terminala i wyczekiwała na jakieś propozycje od pozostałych.

Hayley – Mnie się za to podoba. *położyła dłonie na biodrach*

Brooklyn – Mnie też! Taniec to mój żywioł! *dodała podekscytowana*

Jean Robert obserwował w ciszy swoich nowych kolegów z drużyny.

Dion – Więc…?

Brooklyn – Musi być to coś bardzo ruchliwego.

Hayley – Em… niekoniecznie.

Brooklyn – Co?

Hayley – W tańcu nie zawsze chodzi o ilość, a o jakość. *wzruszyła ramionami* Można podejrzeć co wybrały Skrzaty? *przepchnęła się do przodu*

Sue – Chwila… *przeleciała listę palcem*

Obok Sue pojawił się również Christian, który w ciszy obserwował co dziewczyna zrobiła. Tak właściwie to był obok niej cały czas.

Sue – Jest…

Hayley – Co? *spojrzała zaskoczona*

Reszta drużyny również spojrzała na terminal.

Dion – Nie wierzę, że wybrali to celowo. *prychnął*

Trisha – To pewnie zasługa Sheili albo Richarda. *również prychnęła*

Po chwili zaśmiały się jeszcze Hayley i Brooklyn.

Brooklyn – Czyli wybrali utwór typowo taneczny! Powinniśmy zrobić to samo!

Jean Robert – Możemy. *wtrącił się* Ale możemy być też oryginalniejsi. *uśmiechnął się tajemniczo*

Drużyna spojrzała na chłopaka zaintrygowana.

Trisha – Coś sugerujesz?

Jean Robert – Patrząc na wasz zespół wydaje mi się, że to będzie odpowiednie.

Wskazał na terminalu pewien utwór. Drużyna spojrzała na terminal, na Jeana, a potem po sobie.

Hayley – To się może udać.

Brooklyn – Chociaż to nie mój klimat…

Sue – Dobry wybór. *podsumowała*

Dion podszedł do J. Roberta i poklepał go po ramieniu.

Dion – Ziom, nasza drużyna. Ty też jesteś jej częścią.

Chłopacy po chwili zbili ze sobą piątki, a wybór został podjęty…

< Jean Robert – Idzie łatwiej niż myślałem. >

< Dion – Nie ufam mu, ale lepiej grać dobrą minę do złej gry. >

Emosie odeszły od terminala i zwolniły go ostatniej drużynie...

Drake, Kimberly i Roma stali przed terminalem, zbytnio nie wiedzieli co mogliby w aktualnej sytuacji zrobić. Jako ostatniej drużynie ilość piosenek została im mocno ograniczona, przez co ciężej było dojść do jakiegoś konsensusu.

Kimberly – Więc… ktoś ma jakiś pomysł? *spojrzała na swoich kompanów*

Drake przeglądał piosenki, które zostały.

Drake – Wszystko co najlepsze zostało zablokowane. *założył ręce*

Roma – Oj nie przesadzaj. *wywróciła oczyma* Z pewnością zostało coś, co możemy wybrać. *przepchnęła się przed niego* Zobaczmy…

Zaczęła przeglądać piosenki, które zostały do wyboru. Po chwili jej wzrok zatrzymał się na jednym, konkretnym utworze.

Roma – Co myślisz o tym? *spojrzała na Kimberly*

Blondynka podeszła do blondynki, po czym dwie blondynki patrzyły się na ekran niczym dwie blondynki.

Kimberly – To nawet ciekawe… nie mam nic przeciwko.

Roma – Świetnie, czyli bierzemy. *uśmiechnęła się*

Drake – Em, halo? Ja tutaj też jestem.

Roma jednak zignorowała chłopaka i wybrała utwór. Chłopak zajrzał na terminal i osłupiał.

Drake – Co.

Spojrzał z wyrzutem w stronę dziewczyn, po czym obrażony poszedł w kierunku ich sali.

Kimberly – Nic mu nie będzie?

Roma – Nic a nic. *wzruszyła ramionami* Weźmy z niego przykład i chodźmy się przygotowywać do występu.

Kimberly – Racja… trzeba przełamać tą pechową passę waszej drużyny.

Dziewczyny ruszyły w kierunku sali, gdy nagle Roma zatrzymała się i spojrzała na Kimberly.

Roma – Naszej drużyny. *puściła jej oczko*

Blondynka uśmiechnęła się, po czym przeszły dalej do sali.

< Roma – Zgadza się, przejęłam dowodzenie w tej drużynie. Osobiście nie lubię tego robić, preferuję działanie raczej w tle, no ale… *zarumieniła się* bardzo chcę zobaczyć Drake’a, który tańczy ten układ. *giggles* >

Drużyna skrzatów stała w sali i przyglądała się ubraniom, które otrzymali specjalnie do występu. Były również tam kartki z choreografią, telewizor z głośnikami, z którego można było puszczać teledysk z piosenką. Z boku stała też duża sofa, a przy niej stolik, na którym stały butelki z wodą. Sama sala nie była jakaś szczególna, w takich samych ciemnych kolorach jak cały klub, jedynie co się wyróżniało to oświetlenie, które było jasne i widziało się znacznie więcej niż w całym klubie.

Nie da się ukryć, że atmosfera w drużynie była napięta, głównie za sprawą przypadkowego wyboru piosenki, do rytmu której będą musieli tańczyć. Zdecydowanie najbardziej nie podobało się to Richardowi, który chyba powoli zapominał o swojej lekcji, dzięki skutecznemu wytrącaniu go z równowagi przez Sheilę.

Sheila – Komuchu, to wszystko twoja wina!

Richard – Gdybyś wariatko się odczepiła jak ci kazałem, to by nie było żadnego problemu. *zacisnął pięść*

Claudia – Nie przesadzaj, co niby takiego ci robi?

Piers i Rosie stali z boku i przyglądali się tej sytuacji. Richardowi zaczęły trząść się dłonie, które właśnie zacisnął w pięści. Oboje spojrzeli po sobie, po czym wojskowy wkroczył do akcji.

Claudia – Gdybyś nie był takim-

Piers – STOP!

Krzyk chłopaka zaskoczył całą trójkę, która momentalnie skupiła swój wzrok na jego osobie. Najbardziej z tego grona wydawała się być zaskoczona Claudia, do której mózgu jeszcze nie dotarła informacja.

Claudia – Co.

Piers – Mam już dosyć waszych wiecznych awantur. Mnie też ta sytuacja średnio odpowiada, ale nie pozostaje nam nic innego jak dostosować się do warunków jakie nam narzucono. *warknął* Możecie przestać się błaźnić i wziąć się wreszcie do roboty?!

Ostatnie zdanie powiedział w wyjątkowo ostrym tonie, z podniesionym głosem. Nawet Rosie była zaskoczona uniesieniem się chłopaka do tego stopnia, postanowiła jednak się nie wcinać.

Piers – Weźcie się w końcu do roboty, szczególnie mówię o tobie. *wskazał na Sheilę*

Sheila – Co ja?!

Chłopak zmroził ją tylko lodowatym spojrzeniem.

Piers – Do roboty. *syknął*


Richard nie ośmielił się odezwać, posłusznie się odwrócił i zaczął przebierać w kartkach z choreografią. Czarnoskóra dziewczyna zrobiła się cała czerwona ze złości, tupnęła nóżką niczym obrażone dziecko i wyszła, trzaskając drzwiami. Claudia obserwowała to wszystko skamieniała, ale trzaśnięcie jakby powróciło ją do żywych, spojrzała pretensjonalnie na swojego brata.

Claudia – Zadowolony jesteś? *założyła ręce*

Piers – Ty też byś się w końcu do czegoś przydała i wzięła przykład z Richarda. *warknął*

Wskazał na chłopaka, który zapoznawał się z układem tanecznym. Chcąc nie chcąc, komunista uśmiechnął się pod nosem, że ponownie zyskał uznanie w oczach swojego dowódcy.

Claudia – Pff.

Dziewczyna odwróciła się teatralnie i zaczęła przeglądać stroje na występ. Rosie podeszła do wojskowego i położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc go trochę uspokoić.

Rosie – Pójdę po Sheilę.

Chłopak kiwnął głową potakująco, po czym kapturek opuściła salę. Piers podszedł do stolika i sięgnął po butelkę wody, w pomieszczeniu po jego przemówieniu zapanowała zaskakująca cisza.

< Piers – *wzdycha* Naprawdę bardzo długo to wszystko wytrzymywałem, ale ile można. Jesteśmy tutaj już całkiem sporo, a oni codziennie nic tylko się kłócą, już mi głowa od tego pęka. *zakłada ręce* Każdy by z nimi dostał w głowę, szczególnie z Sheilą. >

< Richard – Mój dowódca pokazał właśnie jak powinno się robić porządek w buntującym się oddziale. *powiedział z dumą* Za mordę i do roboty, taką postawę lubię. *uśmiechnął się zadowolony z siebie* >

W przeciwieństwie do drużyny Skrzatów, w Emosiach współpraca układała się wyjątkowo dobrze. Drużyna nawet była poubierana tak jak w teledysku, szczególnie warto zwrócić tutaj uwagę na Christiana, który chyba wystawiony był jako główny tancerz.

Sue – Wow. *przyglądała się chłopakowi*

Trisha – Wygląda w tym naprawdę dobrze. *komplementowała*

Jean i Dion kiwnęli synchronicznie głowami, że się zgadzają.

Christian – Jesteście przekonani, że powinienem…?

Sue położyła chłopakowi dłonie na ramionach i spojrzała mu prosto w oczy.

Sue – Christian… dasz radę. *uśmiechnęła się lekko*

Emoś zarumienił się, po czym spojrzał na resztę zespołu. W międzyczasie Hayley i Brooklyn wyszły w przebieralni, gdzie zaprezentowały się w swoich strojach. Dion odruchowo zagwizdał z zachwytu.

Dion – No, no…

Hayley – Ten strój jest genialny. *zrobiła różki*

Brooklyn – Nie jestem co do tego przekonana.

Mruczała pod nosem, cały czas spoglądając na swoje ubranie.

Jean Robert – Jest dobrze. *pokazał jej okejkę*

Blondynka zarumieniła się lekko, odwracając głowę w prawo.

Christian – To… jeszcze chyba wy.

Mruknął do nieprzebranych członków drużyny, jakimi byli Sue, Trisha, Jean Robert oraz Dion.

Gotka bez zastanowienia wzięła strój, który najlepiej by ją oddawał po czym poszła do przebieralni, po chwili to samo zrobiła wiedźma.

Trisha – Do zobaczenia za chwilę kowboje.

Hayley – Chciałaś powiedzieć-

Dion – Cicho Hayley. *przerwał koleżance* Nie psuj czytelnikom zabawy.

Hayley – No dobra. :(

Trisha zaśmiała się i zniknęła za kotarą. Jean Robert tymczasem spoglądał na choreografię ich występu.

Jean Robert – Wydaje mi się, że nie jest to takie skomplikowane. *pokazał kartkę drużynie*

Hayley – Oby. *zaśmiała się*

Brooklyn – Nie takie rzeczy już przerabiałam, dam sobie radę. *odparła dumnie*

< Brooklyn – No błagam. *zakłada ręce* W końcu jestem Cheerleaderką, potrafię kręcić tyłkiem tam gdzie trzeba. *dmucha w grzywkę* Ten występ już jest nasz, o ile inni nie spartolą swojej roboty. >

Jean Robert – Cieszy mnie wasze podejście. *wyszczerzył się*

Dion – Tia… *mruknął* Laski pośpieszcie się tam no!

Trisha – Spadaj Dion! *odparła zza kotary*

Hayley – Właśnie, spadaj Dion. *pokazała mu język*

Punk wywrócił oczyma, po czym uśmiechnął się do Hayley.

Trójkąty, chociaż były ostatnie wydawały się zdecydowanie przodować w swoich przygotowaniach. Kimberly oraz Roma były już w swoich strojach do występu, brakowało tylko…

Roma – Drake, nie zachowuj się jak dzieciak i wyjdź tutaj!

Chłopak siedział w przebieralni i wyraźnie nie miał ochoty jej opuścić.

Drake – Nie! Wyglądam w tym jak palant, nie pokażę się tak wam, mam jeszcze swoją godność!

Kimberly – Na pewno nie jest tak źle… *próbowała pocieszyć chłopaka*

< Kimberly – Z pewnością wygląda komicznie. *próbowała powstrzymać się od śmiechu* Fatima już dawno by go wyśmiała i zrównała jego samoocenę z czymś na poziomie zera, albo gorzej… >

Drake – Nie wyjdę i koniec!

Roma – Mam tam do ciebie wejść? *położyła dłonie na biodrach*

Drake – I co mi zrobisz?

Po chwili jednak zrozumiał jak bardzo źle tych słów użył.

Drake – O nie. *jęknął cicho do siebie*

Roma – Okej. *westchnęła* Sam tego chciałeś.

Blondynka ruszyła do przebieralni, wpadając z impetem do środka. Drake stał w kącie i spoglądał zażenowany w stronę Romy, gdy ta go zobaczyła w jego stroju to tylko uśmiechnęła się pod nosem, on natomiast spalił buraka i przybrał typową pozę tsundere.

Drake – Co?

Roma – Nic. *próbowała się nie zaśmiać* Wyglądasz uroczo.

W spojrzeniu chłopaka było widać żal, a jednocześnie spojrzenie które mówiło jasno: Jesteś baka.

Drake – Nie, nie wyglądam. *założył ręce* To jest kobieca bluzka! *zaprotestował*

Roma – I co?

Drake – No i… właśnie to! *burknął*

Blondynka wywróciła oczyma, po czym podeszła do niego bliżej.

Roma – I myślisz, że kogoś tutaj na poważnie to interesuje?

Drake – Em… tak?

Blondynka ponownie wywróciła oczyma, po czym przygwoździła chłopaka do ściany.

Roma – Jeżeli nie chcesz zrobić tego dla siebie, to zrób to dla mnie…

Spojrzała się na niego swoim pożądającym spojrzeniem, Drake już któryś raz tego dnia czuł na sobie ten wzrok.

Roma – Proszę. *nachyliła się, by zrównać się z jego głową* Nie przyjmuję „nie” jako odpowiedzi.

Zamknęła oczy i wpiła się w usta postawionego pod ścianą chłopaka. Czy trzeba dopisywać, że ten nie protestował zbytnio przy tym?

Drake – Dobra… *odkleił się od dziewczyny* Wyjdę.

Roma uśmiechnęła się promiennie, po czym jeszcze raz pocałowała chłopaka.

W międzyczasie, gdy w drużynie trójkątów trwały potajemne romanse, zieloni mieli problemy z współpracą. Podczas gdy Claudia, Piers i Richard ćwiczyli układ taneczny, Rosie chodziła po klubie w poszukiwaniu ich czarnoskórej towarzyszki z drużyny.

Rosie – Sheila!

Krzyczała, rozglądając się po zakamarkach, w których dziewczyna lubiła się chować. Niczego oprócz kurzu jednak nie znalazła.

Rosie – To nie ma sensu, gdzie ona zniknęła…

W międzyczasie po drugiej stronie klubu spacerowała sobie Sheila. Po jej wyrazie twarzy można było dostrzec, że jest ostro wkurzona na to, jak ją potraktowano. Cóż, potraktowano ją tak jak na to zasłużyła, ale jej mózg inaczej rozpracowywał to, co się do niej mówiło.

Sheila – Głupi komunista… to wszystko jego wina, on jest całym złem w naszej drużynie! *kopnęła śmietnik* Tak Claudia mówiła, a ona nigdy się nie myli, Ugh!

Zdzieliła śmietnik ponownie, a ten pod wpływem siły uderzenia rozleciał się na kawałki. Czarnoskóry ruszyła dalej nawet nie zauważając, że zapuszcza się w tereny w których brakuje światła. W tych ciemnościach były jakieś dwie czerwone kropki, które spoglądały się w jej kierunku. Kropki, kropki, kropki… bardziej pasowało określenie… ślepia.

Sheila – Przecież to wszystko jego wina, że wpadł na tą wybierajkę od piosenek, nikt mu nie kazał się rzucać! *tupnęła nogą ponownie*

Coś, bo tak to należy fachowo nazwać, przyglądało się bacznie dziewczynie, która zatrzymała się i oparła niezadowolona o ścianę. Oczy zaczęły przemieszczać się w jej kierunku, bardzo powoli i bezszelestnie. Gdyby dziewczyna obróciła swój wzrok w prawo zauważyłaby, że coś się do niej zbliża.

Sheila – Bo co? Bo myśli sobie, że może pomiatać ludźmi jak w tej swojej śmiesznej Syberii czy innej Gruzji?! *zwróciła się w lewo* Nie pozwolę sobie, o nie!

Czerwonooki stwór zbliżał się powoli w kierunku dziewczyny, światło niedalekiej lampy zaczęło go częściowo oświetlać, ujawniając jego prawdziwe oblicze. Było to coś kompletnie nienaturalnego, ciężko to było nazwać człowiekiem czy jakąkolwiek inną istotą ludzką. Był czarny jak smoła, średniego wzrostu, a budową swojego ciała przypominał smukłego nastolatka, chociażby patrząc na jego głowę, gdzie odwzorowany był kształt włosów można się było domyśleć, że to były włosy męskie.

Sheila – I jeszcze ten cały brat Claudii… on miał stać po naszej stronie. *założyła ręce*

Smolista postać stanęła dosłownie kilka metrów za dziewczyną i przyglądała się jej. Można było odnieść wrażenie, że uśmiechała się, a uśmiech jej zwiększał się za każdym razem gdy Sheila się nakręcała.

Sheila – Tymczasem co robi… wydziera się na mnie jakbym była w jakiejś śmiesznej armii czy innym komunistycznym… ugh!

Tupnęła nogą ponownie. Uśmiech na twarzy stwora momentalnie zmienił się w szyderczy uśmieszek, ukazując przy tym jego uzębienie, które było idealnie białe. Jego czerwone ślepia również przybrały kształt odpowiadający ruchom jego twarzy. Wyciągnął przed siebie swoją dłoń… unosił się nad nią czarny dym, jakby się zastanowić to nie tylko nad niego dłonią… to było całe jego ciało.

Sheila – *zacisnęła pięści* I w ogóle ta piosenka jest całkiem fajna, a oni ją krytykują! Czego oni chcą od k-popu, przecież lepsze to niż jakieś vintage disco polo ze spoconymi wieprzami!

Dłoń, a raczej łapa stwora była coraz bliżej dziewczyny, gotowy był do tego by złapać ją za ramię i pociągnąć w ciemność...

Rosie – Sheila! *krzyknęła, dostrzegając dziewczynę*

Stworzenie momentalnie wycofało się i ukryło w cieniu, dostosowując się kompletnie do otaczającej je ciemności. Rosie podbiegła do Sheili i złapała ją za ramiona.

Rosie – Sheila… *odetchnęła* jesteś.

Sheila – I co z tego? Komunista Cię przysłał, czy może jego szef?

Rosie – Sheila… potrzebujemy Cię, musimy się przygotować…

Sheila – Po co?! Oni tam wszyscy traktują mnie jak jakąś niedorozwiniętą, a ja przecież tylko chcę cieszyć się każdym dniem jaki tutaj spędzamy! *burknęła*

Czerwony kapturek puściła czarnoskórą przyjaciółkę, dając jej trochę przestrzeni osobistej.

Sheila – Wydarzyło się już tyle złego, zginął Jayden, skrzywdzono Katherine, Mia zaginęła… chcę się dobrze bawić, póki jeszcze nie trafiłam do tej ciemniej dziury! *oburzyła się*

Rosie – Rozumiem, rozumiem… *dała krok w kierunku dziewczyny*

Sheila – Po prostu, nie wiemy ile jeszcze nam zostało… *odparła spokojniej* Potrzebujemy się rozerwać, nie wiadomo czy nie padniemy ofiarą jakiejś zmodyfikowanej genetycznie wrony lub innego wiewiórko badziewia.

Rosie przytuliła dziewczynę, momentalnie jednak zaśmiała się.

Rosie – Rany, ty naprawdę potrafisz człowieka rozbawić w najmniej odpowiednim momencie.

< Sheila – Powiedziałam wszystko to, co myślę. *założyła ręce* Jakoś mi teraz z tym lepiej… zaraz… *dojrzała coś* Wiewiór! *pobiegła w jego kierunku* >

Rosie zaprzestała przytulenia i spojrzała na zielonowłosą.

Rosie – Chodźmy, trzeba wygrać zadanie.

Czarnoskóra kiwnęła po dłuższym zastanowieniu głową, po czym wolno odeszła z Rosie w kierunku ich sali. Gdy dziewczyny były wystarczająco daleko, w ciemności ponownie pojawiły się czerwone ślepia, tym razem jednak ich spojrzenie ukazywało wściekłość… Stwór wydał z siebie jakieś syknięcie, po czym ostatecznie na dobre zniknął z ciemnego zakamarku klubu.

Siódemka Emosiów była praktycznie gotowa do wystąpienia. Wszyscy byli przebrani, a największą gwiazdą show wydawał się być Christian, przynajmniej tyle zdradzało jego przebranie…

< Christian – Nie jestem do końca przekonany do tego pomysłu... >

Hayley – Chyba wszystko jest gotowe. *podsumowała*

Trisha – Wyglądamy dziwnie, ale chyba taki właśnie miał być zamysł…

Brooklyn – Mam tylko nadzieję, że to wygramy.

Dion uśmiechnął się pod nosem.

Dion – Nawet jeśli nie, to widoki mamy niezłe. *szturchnął w ramię Christiana*

Emoś odruchowo spojrzał na Sue, która poprawiała sobie strój. Zarumienił się przy tym, po czasie zabrał z niej swój wzrok by nikt nie zauważył.

Jean Robert – Z taką wspaniałą obsadą nie mają z nami najmniejszych szans. *skwitował*

Brooklyn zachichotała, czując na sobie spojrzenie nowego chłopaka.

Hayley – O tak! *zrobiła różki* Damy czadu!

Dion – Ale się podpaliłaś.

Hayley – Mogę, to się podpalam. *zaśmiała się*

Dion – Tylko się nie przegrzej. *pokazał jej język*

Trisha – Ty tam martw się o swój tyłek. *prychnęła* Żebyś się na tej scenie nie połamał.

Dziewczyny prychnęły ze śmiechu, punk założył ręce.

Dion – Ha ha, śmieszne Trisha. *założył ręce*

Jean Robert z uśmiechem przyglądał się wymianie zdań.

< Jean Robert – *uśmiecha się szyderczo* Powoli klarują mi się karty, dzięki którym ustawię się do końca programu. Rozegranie tego po mojemu nie będzie trudne, zwłaszcza że ktoś w tej drużynie jest wyraźnie na drugim planie. >

Z boku, w ciszy przyglądał się całej tej sytuacji Christian. W pewnej chwili podeszła do niego Sue.

Sue – Coś nie tak? *spojrzała na chłopaka*

Christian – Trema, heh… *poruszał nerwowo nogą* Nie lubię publicznych wystąpień…

Sue – Mhm.

Dziewczyna postawiła krok do przodu, po czym objęła zestresowanego chłopaka.

Sue – Wszystko będzie dobrze.

Christian zaskoczony zerknął kątem oka na Sue, nie zamierzał jednak odmawiać sobie tej bliskości z nią, więc sam też lekko objął dziewczynę.

Trójką trójkątów ustawiona w trójkącie z Romą na czele wydawała się być gotowa do występu, no dziewczyny najbardziej.

Roma – Jest dobrze, wszyscy dajemy radę z tym układem.

Kimberly – Tak. *pokiwała głową* Oby tylko jury przypadło do gustu…

Roma – Oj przypadnie. *uśmiechnęła się tajemniczo* Już ja o to zadbam… *dodała ciszej*

< Kimberly – Może nie mówiłam o tym wcześniej, ale musimy wygrać… Gdy widzę jak ta dwójka współpracuje jestem przekonana, że będę mogła pakować się do domu… >

Blondynki zerknęła na Drake’a, który wyglądał jakby się miał za chwilę osunąć na ziemię.

Kimberly – Wszystko okej? Wyglądasz blado.

Drake – Tak, tak… wszystko gra. *mruknął jąkając się trochę*

Roma – Na pewno? *wtrąciła się* Może podać Ci wody?

Nie czekając na jego odpowiedź, ruszyła w kierunku butelek.

Drake – No może… miło by było… *pokiwał wolno głową* Po prostu mi gorąco.

Wyższa blondynka sięgnęła po butelkę, po czym podała ją chłopakowi. Ten odkręcił bez problemów korek i wziął kilka sporych łyków, wzdychając przy tym ciężko.

Drake – Uh… od razu lepiej, dzięki.

Roma – Proszę. *uśmiechnęła się przyjacielsko*

Drake odwzajemnił uśmiech, po czym spojrzał na obie blondynki.

Drake – Wygrajmy to.

W jego tonie dało wyczuć się determinację.

< Drake – *rumieni się* >

Roma – Tak jest! *zaklaskała*

Kimberly – Wygrajmy! *dodała*

Tymczasem w lokalnym biurze siedziała już gwiazda dzisiejszego odcinka, czyli pani prowadząca. Zadowolona z tego jak idzie jej prowadzenie siedziała przy biurku managera klubu, z nogami założonymi na stole. W swojej łapce trzymała kieliszek z czerwonym winem. Po drugiej stronie, na kanapie siedział Chef Hatchet.

Chef – Zostało 10 minut, myślisz się się wyrobi?

Valerie – Z pewnością. *pokiwała głową* Współpracowaliśmy już wcześniej.

Chef wbił w nią swoje wymowne spojrzenie.

Valerie – No… głównie zna się z Noah, ale z pewnością się pojawi!

Chef – Z pewnością… *zerknął na zegarek* Ma jeszcze sporo czasu.

Po tych słowach nastała cisza. Valerie stukała butami o biurko, Chef tupał nogą i gwizdał pod nosem, a wskazówki zegara przemieszczały się wolno w kierunku kolejnej pełnej godziny. Po upływie kilku minut ciszy klamka w drzwiach poruszyła się, a przez drzwi przeszła oczekiwana postać.

??? – Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam jeszcze gdzieś po drodze wejść. *uśmiecha się*

Valerie zerwała się z fotela, strącając przy okazji butem lampkę z biurka, no niestety potłukła się.

Valerie – Ups… to się posprząta. *uśmiechnęła się niewinnie* Nie, nie, jesteś idealnie.

Scenka została ucięta, prawdopodobnie cała trójka musiała omówić sprawy, których nie można było ukazać na wizji.

Prowadząca siedziała już przy specjalnie przygotowanym siedzisku, ze swoimi pomocnikami po kolejno lewej oraz prawej stronie. Przed nimi znajdowali się przebrani uczestnicy, wszyscy wszystkim się przyglądali, szczególnie spojrzenie poszło na trzecią jurorkę.

Drake – Czy to…

Roma – Rin-chan! *uśmiechnęła się i pomachała jej*

Dziewczyna ubrana była w takim samym zestawie ubrań, w jakim pozowała podczas swojego ostatniego występu.

Rin-Chan – Hej, ale proszę mówcie mi Riley. *uśmiechnęła się*

Roma – Jasne Riley. *giggles*

Valerie – Jak miło, że panuje tutaj taka rodzinna atmosfera.

Zerknęła wzrokiem na Chefa, którzy przyglądał się oceniającym wzrokiem drużynom.

Chef – Wyglądają całkiem znośnie, zwłaszcza tamci.

Wskazał ręką w kierunku Walecznych Skrzatów.

Valerie – No, no… *mierzyła ich wzrokiem* Muszę przyznać, że się postaraliście.

Jej wzrok przeniósł się na drużynę Skrzatów, która ubrana była wyjątkowo elegancko. Szczególnie wzrok powiódł na Richarda, który w garniturze wyglądał zaskakująco dobrze.

Valerie – Szykownie i z klasą. *pokiwała wolno głową*

Richard – Ktoś musi tutaj trzymać poziom.

Valerie – Mhm…

Zerknęła na kolejną drużynę, która ponoć zwała się Pociętymi Emosiami.

Valerie – Wy zaś… fuzja heavy-metalu i halloween?

Riley – Mnie się podoba. *uśmiechnęła się*

W istocie, drużyna bardzo przypominała osoby wampiry, które ktoś wsadził we wdzianka dla heavy-metal shaqów.

Dion – Jest spoko, szczególnie dziewczyny. *zarechotał*

Trisha, Brooklyn i Hayley synchronicznie przewróciły oczyma, Sue nie zareagowała na słowa punka.

Valerie – Oraz nasze Trójkąciki… wy dosyć sportowo bym powiedziała.

Nikt z drużyny żółtych jednak nie skomentował.

Valerie – Okej… tak jak wcześniej wspomniałam, jako pierwsze wystąpią Magiczne Trójkąty, resztę zapraszam do loży dla widzów.

Wskazała kanapy klubowe, na których mogły rozsiąść się pozostałe drużyny.

Drużyna Żółta wkroczyła na scenę. Jak na ironię, ustawili się w formacji nazwy swojej drużyny, formacja trójkąta równobocznego. W bezruchu oczekiwali na moment, w którym ich utwór zacznie lecieć.

Valerie – Wybraliście… Bang Bang w wykonaniu Jessie J, Arianę Grande, Nicki Minaj!

Niektóre osoby na widowni prychnęły lekko śmiechem, zostały jednak szybko skarcone surowym wzrokiem Chefa Hatcheta.

Valerie – Puśćcie muzykę i dajcie czadu!

Światła wokoło zgasły, a reflektory oświetliły trójkę na scenie. Rozbrzmiał utwór, a tancerze rozpoczęli swój występ… oraz śpiewanie.

Roma (Kimberly):

Bang bang into the room (I know you want it)

Bang bang all over you (I’ll let you have it)

Wait a minute, let me take you there (Oh)

Wait a minute 'til you (Oh, hey!)

Bang bang there goes your heart (There goes) (I know you want it)

Back, back seat of my car (Seat of my car) (I’ll let you have it)

Wait a minute, let me take you there (Oh)

Wait a minute 'til you (Oh, hey!)

Drake:

You know what, girls?

Let me show you how to do it

Drake (Kimberly):

It’s Myx moscato, it’s frizz in a bottle, it’s Nicki Full Throttle, it’s oh, uh

Swimming in The Grotto, we winning in the lotto, we dipping in the Powder Blue four-door

Kitten so good, it's dripping on wood, get a ride in the engine that could go

Batman, robbin' it, bang bang, cockin' it, Queen Nicki dominant, prominent

It's me, Jessie, and Ari, if they test me, they sorry

Ride his uh like a Harley then pull off in his Ferrari

If he hangin' we bangin', phone rangin', he slangin

It ain't karaoke night but get the mic ‘cause I'm singin

Uh, B to the A to the N to the G to the, uh (Baby, baby, baby, bae, ba—baby)

B to the A to the N to the G to the, hey

Roma (Drake):

See, anybody could be good to you

You need a bad girl to blow your mind, your mind (Okay)

Hey

Kimberly (Roma):

Bang bang into the room (Oh) (I know you want it)

Bang bang all over you (I’ll let you have it) (Bang bang bang bang)

Wait a minute, let me take you there (Oh)

Wait a minute 'til you (Oh, yeah!) (Kyuh, uh-huh)

Bang bang there goes your heart (There goes your heart) (I know you want it)

Back, back seat of my car (I’ll let you have it)

Wait a minute, let me take you there (Let me take you there)

Wait a minute 'til you (Oh, hey!)

Bang bang into the room (I know you want it)

Bang bang all over you (I’ll let you have it), yo, I said

Bang, bang, bang, ba—bang, bang

Bang, bang, bang, bang, ba—bang, bang

Bang bang there goes your heart (I know you want it)

Back, back seat of my car (I’ll let you have it)

Wait a minute, let me take you there (Oh)

Wait a minute 'til you (Oh, hey!)

...

Po zakończonym występie drużyna Trójkątów zeszła z parkietu, przy akompaniamencie oklasków ze strony jury oraz kilku uczestników.

Valerie – Nieźle! Co prawda wykonaliście tylko kawałek tego cudownego numeru *złapała się za klatkę piersiową* ale i tak jestem zadowolona.

Riley – Kawaii! *uśmiechnęła się słodko*

Drake na widok uśmiechu Riley zemdlał.

Chef – Było znośnie. *wzruszył ramionami*

Valerie – Więc teraz zapraszamy kolejną drużynę, Pociętych Emosiów!

Pocięte Emosie ustawiły się na parkiecie. Hayley, Sue i Jean Robert w pierwszej trójce. Dion, Trisha i Brooklyn w drugim rzędzie. Pośrodku znajdował się Christian, który zdecydowanie wyróżniał się najbardziej pośród pozostałych osób w drużynie.

Chef – *zaczął czytać* Wasz wybór to… Rodeo w wykonaniu Nas’ów, małego i dużego!

Muzyka rozbrzmiała, występ się zaczął…

Christian, Dion, Jean Robert:

Oh, here we go, please let me know

Off we go, don't leave me in the cold

Christian:

If I took you everywhere, then well, you wouldn't know how to walk

If I spoke on your behalf, then well, you wouldn't know how to talk

If I gave you everything and everything is what I bought

I can take it all back, I never cared 'bout what you thought

I didn't mean to make you mad, I don't like when you upset

I'ma call you later on, baby girl, don't you forget

I'ma take you from this party, we might go and have some sex

Or we do that later on, now we lit like cigarettes

Christian, Dion, Jean Robert:

I thought you would stay with me

I'm yours and you're mine, I envy

So what I'm gon' do?

I don't have no clue, ain't no me without you

Oh, here we go, please let me know

Off we go, don't leave me in the cold

Christian:

If I took you everywhere, then well, you wouldn't know how to walk

If I spoke on your behalf, then well, you wouldn't know how to talk

If I gave you everything and everything is what I bought

I can take it all back, I never cared 'bout what you thought

Dion:

I might spin the block on twelve horses

Buy the block and get a boss bitch

Grown man, but when the Henny hit

I might Milly Rock, then get up off it

In the new days with my old ways

Game change, but the name don't

My whore-shays is they main hoes

Got a lot of them, a whole stable

I don't lie to them, it's no fables

Rap don, country flavor

Now we worldwide, we made a big brand

Now our catalog is so major

Rodeo or Rodeo

Ho-folio is so player

Tomato or tomato

Nas X or Big Nas, this shit ride

Christian, Dion, Jean Robert:

Oh, here we go (Nas and Nas X), please let me know (Yeah)

Off we go (Big Nas and Lil Nas, yeah), don't leave me in the cold

I thought you would stay with me

I'm yours and you're mine, I envy

So what I'm gon' do?

I don't have no clue, ain't no me without you

...

Po swoim występie, zadowolone z siebie Emosie zeszły ze sceny. Christian ciągle pod wpływem adrenaliny jaką otrzymał podczas występu, ciężko oddychał. Niespodziewanie od tyłu podeszła do niego Sue, po czym położyła rękę na jego ramieniu.

Sue – Świetnie Ci poszło.

Uśmiechnęła się na odchodne i poszła za resztą drużyny. Chłopak przez chwilę niczym rażony piorunem, po chwili jednak uśmiechnął się po czym dołączył do reszty.

Valerie – No jestem skonsternowana… *mruknęła* Widać, że było to raczej męskie przedstawienie…

Chef – Ale za to w jakim stylu! *uśmiecha się szeroko*

Riley pokiwała głową z uznaniem, jednocześnie uśmiechając się w kierunku drużyny. Emosie wymieniły przebiegłe spojrzenia po czym odeszły na bok.

Valerie – Tak… i zostały nam Waleczne Skrzaty. Ostatni będą pierwszymi? *zaśmiała się*

Richard – Za Kima! *odparł wbiegając na dancefloor*

Dziewczyny zmierzyły chłopaka wzrokiem…

Skrzaty rozstawiły się losowo po parkiecie. Wydawali się zdecydowanie bardziej skupieni od swoich poprzedników. Reflektory najechały na pięć eleganckich sylwetek, poleciał utwór i zaczęli tańczyć. Nie śpiewali oni jednak, bo wątpliwe by ktoś oprócz Richarda mógł znać tam Koreański…, na szczęście puszczono piosenkę z wokalem.

eodil chyeodaboneun geonyago

soljikhi neo geurae neo saengpan

cheoeum mannan neo

wae neol chyeodaboneun geonyago

gunggeumhaeseo seolleseo

natseoleoseo

Uh dugeun dugeun dugeun Woah

chimchakhage seoroseoro salsal alabolkkana

oppa cha haendeul salsal dollyeobolkkana

moreuneunge yakiya

gaekgwansikeun cheot nune

jjikneunge dabiya

tteugeoun Fire

neoui mam naui mam dugeun dugeun dugeun Woah

saram saeroun saram

neomu seolleeoseo eojireowoyo

mannam saeroun mannam

neomu seolleeoseo michigesseoyo

natseon natseon yeojaui natseon hyanggie

Yes I want some new face

natseon natseon yeojaui natseon hyanggie

Yes I want some new face

Niespodziewanie, gdy Richard mijał Sheilę niefortunnie się potknął wpadając przy tym na Claudię, przez co oboje się przewrócili. Jury synchronicznie zamknęli oczy w momencie bolesnego upadku, a pozostali członkowie drużyn się zaśmiali.

Valerie – Em… cóż, to chyba by było na tyle.

Claudia spoglądała na Richarda morderczym wzrokiem.

Wszyscy członkowie drużyn stali już w swoich codziennych ubraniach, jedni zadowoleni, inni trochę mniej… Nie mniej wszyscy oczekiwali na oficjalny werdykt ze strony prowadzącej, która zniknęła na chwilę by naradzić się ze swoimi wspólnikami.

Drake – Jak myślicie *zwrócił się do swoich koleżanek* mamy jakieś szanse?

Kimberly – Myślę, że całkiem spore.

Roma – Na pewno nie przegramy. *zerknęła wymownie w kierunku Skrzatów*

Kimberly – Mimo wszystko trzeba się spodziewać wszystkiego, z prowadzącymi różnie bywa…

Po tych słowach Roma i Drake spojrzeli po sobie zaskoczeni, blondynka miała trochę racji w tym co mówiła… U Emosiów nie zanosiło się na to, by ktokolwiek obawiał się nadchodzącego werdyktu.

Trisha – Zmiażdżyliśmy ich. *zacisnęła pięść*

Dion – Nie da się ukryć.

Hayley – Sami wystawili się na odstrzał tym potknięciem.

Drużyna zgodnie pokiwała głowami.

< Jean Robert – Czy tylko ja widziałem co tak naprawdę się wydarzyło? >

Ostatni zespół… no atmosfera była tam tak gęsta, że idealnie mogłaby posłużyć za budowę muru czy czegoś. Nikt niczego nie mówił, wszyscy tylko mierzyli się niezadowolonymi, by nie powiedzieć wściekłymi spojrzeniami.

Dosłownie po chwili na główną salę wróciła Valerie, Riley oraz Chef. Cała trójka stanęła przed trzema drużynami, ich wzrok nie zdradzał żadnych emocji.

Valerie – Więc… przedyskutowaliśmy sytuację bardzo dokładnie…

Chef – Bardzo, bardzo dokładnie… *podkreślił*

Riley – Dokładnie. *uśmiechnęła się*

Valerie – Więc… może bez zbędnego przedłużania. *spojrzała na uczestników* Wydaje mi się, że macie na dzisiaj dosyć, wyjątkowo nie przez samo zadanie.

Chef – Za dobra jesteś dla nich. *pokręcił głową*

Valerie westchnęła, poprawiła włosy.

Valerie – No wiem, ale ja po prostu nie potrafię inaczej… chyba, że ktoś mnie zdenerwuje… *podkreśliła*

Riley – Wyniki. *szturchnęła Valerie w ramie*

Valerie – Tak, właśnie. *puściła jej oczko* Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw oznajmiam wam, że dzisiaj najgorzej wypadła drużyna… eh, wiecie że to o was chodzi. Waleczne Skrzaty, tamto potknięcie skreśliło was zdecydowanie.

Nikt z przegranej drużyny się nie odezwał, przyglądali się tylko prowadzącej oraz samym sobie.

Valerie – Tak… no. Z kolei z najlepszym zespołem mieliśmy problem, bo oba występy bardzo nam się podobały. *przeleciała wzrokiem po drużynach* Podjęliśmy więc decyzję, że tym razem… to obie drużyny wygrywają! Gratulacje!

W ekipie Trójkątów i Emosiów wybuchła radość. Dion i Trisha zbili piątki, Christian i Sue uśmiechnęli się, Roma i Drake się przytulili…

Valerie – Chef zabierze wszystkich do obozu, gdzie od razu po przyjeździe udacie się na ceremonię. *wskazała drużynę Skrzatów* Także jeżeli chcecie się naradzać, to macie szansę ewentualnie podczas transportu. *puściła im oczko*

< Kimberly – Zwycięstwo! Udało się! *uniosła ręce w górę* >

< Christian – Wow… *drapie się po głowie* Nie wierzę, że przyczyniłem się znacznie do zwycięstwa. To takie… dziwne uczucie, czy to… radość? *spojrzał pytająco w kamerę* >

< Claudia – Przynajmniej mój plan może się w końcu ziścić. *zaciera łapki* >

Chef wyminął drużyny i machnął ręką.

Chef – Jazda! *ponaglił żołnierskim tonem* Muszę jeszcze później znaleźć nocleg!

Grupowe westchnięcie i wszyscy ruszyli za Chefem… oprócz Valerie i Riley.

Valerie – Więc… *upewniła się, że wszyscy wyszli* Jak sytuacja?

Dziewczyna nachyliła się nad uchem prowadzącej i zaczęła coś do niej szeptać...

Obóz[]

GnomesTeamLogoMVEmoTeamLogoMVTrianglesTeamLogoMV

Poinformowani przez Valerie dwaj prowadzący, którzy tym razem zostali w obozie, Stilies oraz Noah przygotowali ceremonię eliminacyjną i oczekiwali cierpliwie, aż drużyny dotrą do obozu.

Noah – *ziewa* To był pracowity dzień, najchętniej bym się już położył spać.

Stilies pokiwał wolno głową.

Stilies – Prawda, ale załatwiliśmy też sobie zaplecze w razie gdyby coś się miało popsuć.

Noah – No… chociaż tyle dobrego. W końcu po ostatnich wydarzeniach trzeba było o to zadbać.

Stilies – Tia… *mruknął z przekąsem*

Po chwili chłopacy usłyszeli jakieś kroki. Zwrócili się w kierunku obozu, w ich kierunku zmierzała już przegrana drużyna. Na przodzie szedł zirytowany Richard, za nim styl jego chodu kopiowała Sheila. Trzecia w kolejności szła Rosie, która tylko kręciła głową zażenowana, a na samym końcu szedł Piers ze swoją siostrą.

Claudia – Mam nadzieję, że podejmiemy dzisiaj właściwą decyzję.

Wojskowy spojrzał na Claudię, po czym wolno kiwnął głową.

Piers – Pozbędziemy się szkodnika.

Claudia – Otóż to. *położyła rękę na jego ramieniu* Cieszę się, że wreszcie zrozumiałeś. *uśmiechnęła się*

Chłopak ponownie kiwnął głową, po czym uśmiechnął się. Resztę drogi pokonali w ciszy. Po dotarciu na miejsce wszyscy rozsiedli się w miarę daleko od siebie, nawet rodzieństwo Nivansów.

Noah – Witajcie Skrzaty. Podobno dzisiaj nie poszło wam na wyzwaniu…

Richard – Głosujmy. *mruknął pod nosem*

Noah – Em… *spojrzał zdziwiony na Richarda* Jasne, skoro tak się do tego palicie…

Richard gotowy był podnieść się i ruszyć zagłosować, ale zatrzymał go Stilies.

Stilies – Jednak zanim do tego dojdziemy, odpowiedzcie nam ja jedno ważne pytanie.

Drużyna spojrzała po sobie zdziwiona, po czym przenieśli swój wzrok na prowadzących.

Noah – Nie zauważyliście podczas tego wypadu niczego dziwnego?

Stilies – Uzupełniając, dziwnego nawet jak na obecne warunki. *dodał*

Przez chwilę panowała cisza, jedynie szum drzew i śpiew ptaków dawał poczucie, że wokół jest jeszcze jakieś życie. Uczestnicy nie wydawali się zbytnio zaskoczeni, jednak bardziej szczerość tego pytania wprowadziła ich w momentalny paraliż. W pewnym sensie, każde z nich codziennie coś widzi, ale czy można to nazwać niepokojącymi zjawiskami?

Richard – Nic nie widziałem, nic nie słyszałem.

Claudia – Nie. *założyła ręce*

Sheila pokręciła głową przecząco, tak samo Rosie. Najdłużej z odpowiedzią zwlekał Piers.

Piers – Nie. *odparł z kamienną twarzą*

Blondyn i brunet spojrzeli po sobie, po czym kiwnęli porozumiewawczo głowami.

Noah – W porządku. Idźcie głosować, skoro tak wam się do tego pali.

Jako pierwszy wstał Richard, który zniecierpliwiony niemal truchtał do pomieszczenia z kartami.

< Richard – Stoisz na drodze mojej Totalitarnej wizji drużyny. *przekreśla zdjęcie* >

Wrócił na swoje miejsce, następna poszła Claudia.

< Claudia – Ostatnie minuty znoszenia Cię tutaj… *przekreśla kilkukrotnie zdjęcie Richarda* >

Claudia wróciła, poszła Rosie…

< Rosie – Robię tylko to, co trzeba. *wzdycha i przekreśla zdjęcie* >

...wróciła. Następna poszła Sheila...

< Sheila – *pokazuje przekreślone zdjęcie Richarda* To będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu. *śmieje się* >

...wróciła. Jako ostatni poszedł głosować Piers.

< Piers – Strategia. *przekreśla zdjęcie* Nic osobistego. >

Noah trzymał kartki z głosami, natomiast Stilies trzymał tackę z piankami.

Stilies – Dzisiaj wyjątkowo będę bezpiecznym rzucać pianki, cieszycie się? *zrobił sassy uśmiech*

Świerszcz.

Noah – Tak… więc bez przedłużania, pierwszy głos…

Odsłania zdjęcie.

Noah – Richard.

Odsłania kolejne zdjęcie.

Noah – Sheila. Następny…

Odsłania zdjęcie.

Noah – Richard.

Chłopak zaczął rozglądać się po członkach drużyny, którzy siedzieli z kamiennymi twarzami.

Noah – Sheila drugi głos. *pokazał zdjęcie* Czyli ponownie ostatni głos zdecyduje.

Stilies rzucił wszystkim bezpiecznym pianki. Noah złapał ostatnie zdjęcie.

Noah – Wyeliminowaną dzisiaj osobą zostaje…

…Sheila.

Pokazał przekreślone zdjęcie Sheili. Claudia niemal wyleciała w powietrze ze złości.

Claudia – Co?! *oburzyła się*

Sheila – Zdrajcy! *krzyknęła wskazując na Piersa i Rosie* Nigdzie się nie wybieram, hahaha!

Dziewczyna podniosła się i zaczęła biec w stronę lasu. Stilies rzucił wojskowemu ostatnią piankę, po czym udał się w pogoń za zielonowłosą. Bardzo szybko skrócił dystans pomiędzy nimi, jednocześnie wyciągając z kieszeni spodenek strzałkę oraz rurkę. Wsadził ją sobie w usta, po czym dmuchnął mocno przed siebie, a po krótkiej chwili Sheila padła na ziemię. Zadowolony blondyn stanął nad dziewczyną, która miała wbitą strzałkę w tyłek.

Stilies – Przede mną nie ma ucieczki. *pokręcił głową*

Sparaliżowana dziewczyna jedynie reakcją swoich oczu dała do zrozumienia, że nie podoba jej się obecna sytuacja. Chłopak podniósł dziewczynę, wziął ją na barana i zaniósł pod dziurę bez dna.

Stilies – Żegnamy się tutaj.

Wyprostował się, wrzucając tam Sheilę. Claudia nadal siedziała zszokowana całym przebiegiem ceremonii.

Noah – Została was czwórka, powoli doganiacie Trójkątów.

Wojskowa podminowana poszła w kierunku obozu, wymijając wszystkich członków drużyny bez słowa. Piers spoglądał na siostrę, która mogłaby teraz przecinać drapacze chmur wzrokiem.

Piers – Oby tylko domek wytrzymał. *mruknął pod nosem*

Richard z podziwem spoglądał na odchodzącego wojskowego.

Richard – Mój dowódca… on mnie nie zawiódł. *w jego oku pojawiła się łezka, po czym on sam zasalutował*

Prowadzący spoglądali się krzywo na zaistniałą sytuację.

Noah&Stilies – Świr.

Podczas gdy Waleczne Skrzaty uczestniczyły w ceremonii, Trójkąty i Emosie szykowały się do wypoczynku po ciężkim dla nich dniu. Jedną z takich osób była Kimberly, która korzystając z wolnego czasu wzięła szybki prysznic. Wracając z kabin znalazła się na werandzie domku jej drużyny. Już miała wejść do środka, gdy usłyszała ze środka jakieś dźwięki. Zaintrygowana obeszła domek i zerknęła do środka przez okno, akurat jedna z rolet była w połowie odsłonięta.

Kimberly – Co tam się… *zajrzała* Oh…

Widok jaki zastała w środku zadziwił ją, jednakże jakoś specjalnie nie zdziwił. Roma siedziała w swojej pidżamie na łóżku Drake’a. Chłopak zaś siedział na jej kolanach i obejmował ją. Całowali się namiętnie, byli tak zajęci sobą że nawet jej nie zauważyli.

Kimberly – Jakie to urocze. *pomrugała oczkami*

Chłopak odkleił się od blondynki, po czym westchnął. Roma spojrzała się na niego z pożądaniem.

Roma – Mówiłam, że jak wygramy to Cię wynagrodzę.

Drake – Zauważyłem. *poczerwieniał* I poczułem też…

Blondynka zachichotała, po czym oblizała się.

Roma – Kimberly jeszcze nie ma, więc…

Drake – Tak.

Oboje uśmiechnęli się i ponownie zaczęli się obściskiwać. Blondynka odeszła od okna i uśmiechnęła się pod nosem.

Kimberly – W sumie nigdzie mi się nie spieszy. *westchnęła*

...

Niedługo później pozostała czwórka Skrzatów wróciła do domku, Kimberly również postanowiła dać znać, że wraca. Pocięte Emosie chyba jako jedne z pierwszych usnęły dość szybko, przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Jedna osoba wyraźnie wolała stać pośrodku pokoju i przyglądać się śpiącym uczestnikom, zwłaszcza pewnemu chłopakowi… Prowadzący wrócili do siebie, pogasili światła i nastała ciemność…

Pośród drzew, krzewów i innej leśnej roślinności przemieszczał się jakiś cień. Zbliżał się on niewątpliwie do obozu, ciągnąc za sobą chmurę ciemnego dymu. Jego czerwone ślepia wręcz płonęły wściekłością, gdyby mogły to pewnie spaliłyby okoliczne tereny. Cień był na oko około 500 metrów od obozu, jednak z każdą sekundą znacznie zmniejszał ten dystans. Zaskakujący był fakt, że nie wydawał przy tym żadnych dźwięków, jedynie syczał wściekle, ale nie na tyle głośno by ktoś z daleka mógł go usłyszeć. W pewnym momencie jednak się zatrzymał i znieruchomiał. Wolno przekręcił głowę w lewo, w kierunku małego wzniesienia, z którego zaczął padać jakiś cień.

Na pagórku stała jakaś postać, która spoglądała się w kierunku stwora. Z wyglądu przypominała człowieka w kapturze, dokładniej to jakieś dziecko w kapturze, prawdopodobnie dziewczynkę. Ubrania sugerowały, że był to ktoś, kogo przypadkowy turysta zdecydowanie byłby w stanie skojarzyć, jednakże było w niej coś… innego. Stwór na widok tej postaci, momentalnie syknął, po czym uciekł w kierunku przeciwnym do położenia obozu, jakby się wyraźnie przestraszył. Postać na pagórku obserwowała uciekający cień, a było w niej też coś intrygującego. W jednej ręce trzymała koszyczek, który był czymś wypełniony. Jego zawartość była zasłonięta przez biały materiał, jednakże ze spodu koszyka wydobywał się jakiś… płyn. Kapał on co jakąś chwilę na trawę, zostawiając tam całkiem sporą plamę…

Postać ze wzniesienia odwróciła się i ruszyła w kierunku przeciwnym do obozu, wolnym krokiem kierując się gu gęstej aglomeracji drzew i krzaków. Po chwili zniknęła kompletnie pochłonięta przez liście i gałęzie, zostawiając za sobą jedynie ciągnący się ślad...

Advertisement