TotalDramaPolishFanFick Wiki
Advertisement
MysteryValleyEp1


UWAGA! Dalsza część artykułu zawiera treści wyłącznie dla osób +16! Czytasz na własną odpowiedzialność!


Kamera ukazuje ciemny i wąski korytarz wypełniony drzwiami o wielu numerach, czyli prawdopodobnie znajdujemy się w jakimś hotelu. Jakaś postać w czarnym płaszczu i kapeluszu porusza się dość energicznym krokiem mijając drzwi za drzwiami. W lewej ręce trzyma szarą walizkę która posiada zabezpieczenie numeryczne.

??? – 404...404... * powtarza pod nosem *

Mija kolejne to drzwi aż w końcu staje przed tymi właściwymi. Spogląda na zegarek na lewej ręce i szybkim ruchem puka trzy razy w drzwi. Jegomość rozluźnia postawę i bierze głęboki oddech. Po krótkiej chwili ktoś z drugiej strony zaczyna odbezpieczać drzwi i po pięciu sekundach drzwi otwierają się. W wejściu stoi jakiś goryl z garniturze i z groźną miną który spogląda na naszego towarzysza.

??? – * przełyka ślinę * Byłem umówiony.

Goryl spogląda w lewą stronę gdzie za biurkiem na krześle odwróconym do nich tyłem siedzi jakaś postać.

??? – Wpuścić.

Postać odparła cichym ale stanowczym głosem. Głos brzmiał na damski, ale równie dobrze mógł to być jakiś karakan bez mutacji. Goryl kiwnął głową i ręką wprowadził gościa do środka zamykając za nim drzwi. Gość wolnym krokiem przemierzał metry w stronę biurka. Po chwili podchodzi do biurka i siada na wolnym miejscu na przeciwko gospodarza. Kładzie walizkę na ziemi po lewej stronie i z cierpliwością czeka na jakiś sygnał.

??? – Zakładam, że wszystko zostało załatwione.

??? – Naturalnie! * odpowiada szybko *

??? – Świetnie. Czyli ubijemy targu...

Gość na te słowa zaczął wpisywać czterocyfrowy kod na walizce. Po wpisaniu odpowiedniej kombinacji liczb rozległo się pisknięcie i zwolnienie blokady. Odwrócił walizkę w stronę gospodarza i otworzył. Postać powoli obróciła się na krześle w stronę walizki, oczywiście twarzy nie było widać. Zaś w walizce znajdował się...

Total_Drama_Mystery_Valley_Opening

Total Drama Mystery Valley Opening

Ekran stopniowo rozjaśnia się ukazując coraz to jaśniejszy błękitny obraz. Po chwili słychać coś w rodzaju szumu wiatru i odgłosu lecących mew. Owe ptaki po chwili same przelatują przed obiektywem na błękitnym niebie które nie zasiedliła nawet jedna chmurka. Słońce było w zenicie i świeciło dość mocno dając sporo ciepła. Obraz stopniowo zaczął się zniżać w dół i zaczął ukazywać drzewa....dużo drzew, jeszcze wincej drzew, wzniesienia, spadki, wzgórza, doline... Schodząc w dół zagłębiała się bardziej w gęsty las. W tym gęstym lesie znajdowały się ciągnące się prosto tory kolejowe przez które przebiegały co chwile jakieś zwierzęta; czy to wiewiórka czy jakiś krasnal... Wracając. Kamera przystanęła sobie obok drewnianej tablicy znajdującej się zaraz przy torowisku.

Witaj w Tajemniczej Dolinie

Populacja: Bliżej nie określono

Burmistrz: Mayor Sanson xxx

Życzymy miłego pobytu oraz spokojnej podróży.

Słowa klucz "miłego" i "spokojnej" dziwnym trafem były przebite na wylot zostawiając sporą dziurę, podobnie z resztą jak cała tablica która było w dość żałosnym by to powiedzieć stanie, ale mimo tego nadal dało się ją rozczytać.

W tym samym momencie dało się usłyszeć gwizdek pociągu który kilka sekund później wyminął tablicę. Pociąg ten był typową czarną lokomotywą parową, a chyba właśnie ktoś ładował węgla bo dymiło się niesamowicie. (Ekolodzy nie lubią tego) Ciągneła za sobą wagon z węglem dzięki któremu mogła dalej odbierać smak życia oraz dwa drewniane wagony które lata świetności chyba też miały już za sobą.

Może zacznijmy od samych wagonów. Siedziało w nich dwudziestu i jeden młodych ludzi, którzy najprawdopodobniej są uczestnikami nowego programu pt.: "Kiedy Dk coś napisze". W pierwszym wagonie siedziała jedna połowa uczestników, a w drugim druga. Same wagony w środku nie wyglądały jakoś rewelacyjnie, ale też nie było tak źle. W środku dominował kolor czerwony i czarny, czarne kanapy/siedzenia, czerwone ściany. Po cztery okna w dachu na wagon, kilka po bokach no i oczywiście po jednych drzwiach na początku, na końcu oraz w środku przedziału. Pierwsze dwa służyły głównie do przemieszczania się między wagonami natomiast te środkowe były dla wysiadających i wsiadających. Oprócz samych uczestników znajdowały się tam również dwie dodatkowe osoby – to barmani, którzy obsługiwali bary w swoich wagonach :v.

Wagon I:

Na pierwszy rzut oka już rzucały się dwie osoby siedzące przy barze i prowadzące dość burzliwą dyskusję z barmanem. Była to dziewczyna o brazylijskiej karnacji i nietypowym kolorze włosów oraz chłopak w szortach i sportowej bluzie.

Sheila – Jak to nie masz niczego oprócz soków i wody?!! Alkoholu chce!

Walnęła pięścią w blat.

Barman – Wyszedł. * rzucił chłodno i wzruszył ramionami *

Nathan – To jest jakiś dramat, że w tym antyludzkim pociągu nie można w spokoju się napić alkoholu...

Rzucił w stronę barmana zażenowany sytuacją. Dziewczyna nie wytrzymała i wkurzona zrzuciła szklanki z blatu nieubłaganie je tłukąc i niszcząc. Kilka z nich było wypełnionych i przypadkiem złożyło się tak, że na chłopaka poleciało kilka z nich.

Nathan – Wy kurwa idioci!

Podniósł się wściekły. Był cały mokry, międzyinnymi też na spodenkach. C: W tym samym momencie obok przechodziła dziewczyna w długich brązowych włosach które wychodziły spod jej czapki. Dziewczyna spojrzała na chłopaka...

Hayley - * giggles *

...i poszła dalej rozbawiona sytuacją.

Nathan – Super. -,-

Wziął kilka chusteczek z kieszeni i próbował się jakoś wysuszyć. Barman obserwował parę, bałagan i wzruszył po chwili ramionami.

Barman – Nie będę tego sprzątał. * mruknął *

Nathan – Chyba od czegoś tutaj jesteś?

Barman – Nie płacą mi za to.

Odparł i poszedł się położyć na pobliskiej kanapie.

Sheila – Co za ham!

Nathan – Ty nie jesteś lepsza.

Sheila – Słucham?!

Zbliżyła wrogo nastawioną twarz do jego twarzy. Chłopak odsunął się od niej lekko i próbował dotrzeć swoje ubrania, bezskutecznie. Przechodząca wcześniej dziewczyna usiadła sobie obok pierwszego lepszego siedzenia. Akurat się złożyło, że siedziała już tam jakaś osóbka.

Hayley – No co tam? :3

Dziewczyna w białej koszulce bez rękawów z napisamem "Gaming Girl" była jednak bardzo skupiona na rozgrywce. No ale co mogła robić? No tak...grała! Szok prawda?

Mia – Hej.

Odparła szybko nawet nie spoglądając na koleżankę i dalej muciła w tą swoją grę. W końcu rozległ dźwięk zwycięstwa i rozgrywka się zakończyła.

Mia – Tak!

Wystawiła łapę do Hayley chcąc przybić piątkę. Dziewczyna przez chwilę się nie połapała o co chodzi.

Mia – Ups, sorki! Jestem Mia.

Wyciągnęła do niej normalnie rękę uśmiechając się.

Hayley – Hayley. :3 Czyżby Feet Fighter II: Fandom Edition?

Mia – Też grasz? :O

Dziewczyna zaśmiała się.

Hayley – Jasne! Nie jestem świeżakiem. :3

Mia – Jasne, że nie. Gdybyś była to była byś miękka i puszysta Borówka Basia. * zaśmiała się *

Hayley – XDDDDD

Kanapę dalej siedzieli dwaj bardzo, ale to bardzo podobni do siebie chłopacy. Jeden z nich był zajęty czytaniem jakiejś gazety zaś drugi czatował przez telefon. Żaden z nich nie miał najwidoczniej ochoty się odzywać więc zostawmy ich na razie i zobaczmy co robią ludzie za ich plecami.

Richard – Ty nie wiesz z kim zadzierasz!

Krzyczał w stronę jednej z dziewczyn. Chłopak ubrany był w dość niespotykanym stylu bo na komunistę :v. Ta jednak wyglądała jakby miała kompletnie wywalone na chłopaka. Podrzucała w dłoniach małą pomarańczową kulkę i pogwizdywała sobie. Dodajmy, że nogi trzymała na stole i ogólnie siedziała taka rozwalona na całe siedzenie.

Trisha – To mnie oświeć. * podrzuciła kulkę *

Richard – A proszę bardzo!

Przybrał pozę jakby był wielkim przywódcą.

Richard – Jam jest Richard Tallinn! Pierwszy człowiek, który udał się do KRLD i wrócił z zapasem DOŚWIADCZENIA! Jestem tutaj by...

Trisha – Zwolnij. Tak w sumie to mnie to nie interere.

Podrzuciła kulkę i rzuciła mu prosto w ryja, a ta rozprysła jakimś pomarańczowym proszkiem oślepiając komunistę. Ten padł jak rażony na ziemię i zaczął wymachiwać ręką.

Richard – Aaaa!!! Pomocy!!! Trafili mnie!!! Ratujcie swojego przywódce!!!

Zwijał się z bólu na ziemi, ale kompletnie nikt na niego nie zareagował.

Richard – Co jest do cholery!!! * zaczął stopniowo zwiększać decybele * Pomóżcie mi albo wszyscy spędzicie najbliższe 45 LAT W ŁAGRACH I BĘDZIECIE ROBIĆ POD SIEBIE ZE STRACHU PRZED M...

W tym samym momencie jakiś chłopak z białym irokezem wziął go za szmaty i przystawił do ściany.

Dion – Zamknij ryj.

Po czym go puścił a ten się zsunął na ziemię.

Dion – Bo cię odholuję.

Dodał i usiadł naprzeciwko dziewczyny rozkładając się podobnie jak ona.

Trisha – Dzięki? Ale poradziłabym sobie.

Dion – Niewątpię. * przymknął oczy *

Biedny komunista zaś siedział na ziemi nadal zszokowany tym co się stało. :< Bliźniacy tylko zerknęli na niego kątem oka i wrócili do swoich zajęć.

Ayden & Jayden – Frajer.

Na samym końcu wagonu przy oknie siedział chłopak. Co było w nim takiego charakterystycznego? Trzymał w rękach jakiś zeszyt i spoglądał bardzo zafascynowany przez okno jadącego pociągu. Co chwila zerkał to na zeszyt to przez okno i zapisywał jakieś notatki.

Gabriel – Niesamowite!

Odparł zapisując kolejne obserwacje.

Wagon II:

W tym wagonie znajdowała się pozostała jedenastka uczestników. Już na samym wejściu można było zauważyć dziewczynę w sportowym ubiorze odbijającą sobie piłkę do siatkówki od ściany. W pewnym momencie wagonem zatrzęsło, a piłka odbiła się tak niefortunnie że poleciała w siedzącą za nią dziewczynę.

Brooklyn – AŁ!

Olivia – Ups...

Trafiona dziewczyna oburzona podniosła się i podeszła bliżej tej drugiej.

Brooklyn – Powaliło cię? * dotykała się w trafione miejsce * Módl się żebym tylko nie miała śladu!

Olivia – To było niechcący.

Odparła skruszona.

Brooklyn – Chcący czy nie, uważaj!

Oburzona odeszła w stronę baru. Olivia westchnęła ciężko i usiadła na najbliższej wolnej kanapie. W tym samym momencie Brooklyn próbowała dorwać od barmana jakiś lód.

Brooklyn – Poważnie?! Nawet kostek lodu tutaj nie macie?

Barman – Chyba produkcja tnie koszty...

Brooklyn – Przecież nawet jeszcze się na dobre nie zaczęła.

Barman – No właśnie. Chyba tym gorzej dla was.

Wzruszył ramionami i podał dziewczynie chłodnego drinka.

Barman – To nie lód, ale powinien dać radę.

Przyłożyła szklankę do czoła.

Brooklyn – Dzięki.

W tym samym momencie zauważyła siedzącego obok dość smukłego chłopaka. Siedział cicho, nie odzywał się, nawet nie zerknął na nikogo obok. Siedział tylko tak oparty ręką o blat i patrzył się przez okno obok baru. Cheerleaderka tylko zerknęła chłopaka, a nim zdążyła skomentować to barman już zdążył się wtrącić.

Barman – Siedzi tutaj tak od początku. Nie oczekuj, że nawiążesz z nim jakąkolwiek rozmowę. Próbowałem.

Brooklyn – Aha?

Odparła zabierając drinka i odchodząc w inne miejsce.

Barman – Dziwak.

Mruknął spoglądając na chłopaka.

Christian – Idc.

Nieco dalej prawie całą kanapę i stolik zajmowała jedna drobna dziewczyna. Ubraniem przypominała trochę czerwonego kapturka. Obok niej leżał koszyk w którym było pełno jabłek zaś na stole znajdowały się poukładane w różny sposób karty. Na jednej karcie można było dostrzec symbol trójkącika z kokartką dokładniej na Asie Kier. Napisałem prawie? No tak, bo po drugiej stronie siedział równie drobny chłopak i spoglądał trochę zdziwiony kątem oka na to co się przed nim dzieje.

Rosie – Sprawdźmy co powiedzą mi karty na temat przyszłości.

Podniosła trzy pierwsze z brzegu. Na pierwszej znajdował się płonący zamek, na drugiej smutna buźka, a na trzeciej kula ziemska nad którą unosił się jakiś ciemny cień.

Rosie – Płonący zamek, smutek i pełnia władzy? Hah!

Wyrzuciła karty za siebie.

Rosie – Bzdury.

Drake uniósł wymownie brew do góry, ale nawet nie zamierzał się odzywać.

Rosie – Sprawdźmy coś innego. Na przykład...

Zaczęła się rozglądać wokól siebie, aż w końcu przykuła wzrok do siedzącego przed nią chłopaka.

Rosie – O! Jaką osobą jesteś!

Drake – He?

Wzięła kolejne trzy karty. Na pierwszej było widać tłum ludzi oraz jedną smutną sylwetkę, na drugiej postać która ma pełno powbijanych noży w plecy, a na trzeciej...Nie zauważyliśmy bo chłopak szybko zgarnął karty i zrzucił na ziemię.

Drake – Bzdury.

Założył ręcę oburzony. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, ale jednak z współczuciem bo ona zdążyła zobaczyć trzecią kartę.

Rosie – Wiesz, jakbyś chciał pogadać...

Drake – Nie chcę.

Odparł chłodno i skupił się na gapieniu się w okno. Dziewczyna westchnęła. Wzięła jedno jabłko ze swojego koszyka i położyła przed chłopakiem bez slowa zaczynając zbierać swoje karty. Nieco dalej siedziały kolejne osoby, a konkretniej to dziewczyna z tatuażem smoka na nodze która ciągle zagadywała siedzącego obok chłopaka który tylko co chwila wywracał oczami.

Claudia – Pamiętaj. Co by się nie działo to zawsze możesz się do mnie zwrócić.

Położyła dłoń na jego ramieniu.

Piers – Jasne.

Mruknął ironicznie i wywrócił oczami.

Claudia – Dlaczego jesteś taki oschły dla mnie? Chcę ci tylko pomóc...

Piers – To nie pomagaj. I przestań mi matkować.

Odparł stanowczo.

Piers – To wkurza...

Claudia – Jestem twoją starszą siostrą i moim obowiązkiem jest martwić się o ciebie i zatruwać życie dopóki żyję. C:

Odparła, a chłopak już więcej się nie odzywał. Siedząca obok dziewczyna spoglądał ana nich kątem oka by nie wydało się, że ich obserwuje albo coś. Przy okazji mieliła gumą w ustach.

Katherine – Ale słodziak. *_*

Odparła cicho do siebie.

Katherine – Zabrałabym się za niego, ale nie mogę kiedy ta suka tam siedzi...

Mruknęła zaciskając pięść. Po chwili wpadła na pomysł. Wyciągnęła swoją torebkę...

Katherine – Chwila...gdzie moja torebka?

...a raczej chciała wyciągnąć swoją torebkę ponieważ już jej nie miała. Miała ją natomiast dziewczyna z długimi białymi włosami siedząca kilka siedzeń dalej. Otworzyła aligatorka i zaczęła przeglądać co jest w środku...

Sue – Hm...

Wyciągnęła telefon. Wzięła i wywaliła go przez otwarte okno.

Sue – Eh...

Wyciągnęła portfel. Wzięła pieniądze, schowała, a resztę wywaliła przez otwarte okno.

Sue – Eh...

Wyciągnęła jakieś gazetki. Wzięła i wywaliła je przez okno.

Sue – Eh...

Po chwili przemyślenia, wzięła całą torebkę i wywaliła przez okno po czym by zakryć podejrzenia przymknęła po cichu okno.

Sue – Eh...

Wzruszyła ramionami i jak gdyby nigdy nic dalej sobie siedziała. Dalej z tyłu po jednej stronie siedział samotnie chłopak, który najzwyczajniej w świecie spał. Wyglądało jakby coś cicho mówił przez sen, ale nie dało się usłyszeć. Po drugiej stronie zaś siedziała uśmiechnięta blondynka z nogami opartymi na stole. Trzymała w rękach kostkę rubika i powoli składała ją do takiego stanu w jakim powinna się znajdować.

Roma – Obrót tu, obrót tam...

I po dosłownie chwili kostka rubika była złożona.

Roma – Gotowe. ^.^

Podrzuciła kostkę i złapała ją stupkami w locie. (Normalnie atleta :v)

Katherine – No nie ma jej!

Wydarła się na cały przedział. Pewnie spodziewaliście się jakiejś burdy albo coś, ale teraz przyszedł czas by w pociągu zgasły światła i ten wjechał do ciemnego tunelu. Po kilku sekundach rozległy się dźwięki zgrzytania metalu, pękających szyb i ogólnie mocny hałas. Wagonami zaczęło mocno trząść żeby nie powiedzieć, że miotało nimi strasznie. W obu wagonach rozległy się przeraźliwe krzyki oraz piski. Dźwięk i obraz nagle zniknął.


Tajemnicza Dolina, Las[]

Około godzin porannych. Wokół cisza, sama cisza, od czasu do czasu słychać jedynie dźwięki wydawane przez las. W gęstym lesie nie było nic oprócz roślin, zwierząt oraz wraku pociągu który wykoleił się z torów robiąc lekkie spustoszenie.

Traincrashforest

Z jednego z wagonów powoli wyłaniała się jakaś damska sylwetka. Dziewczyna lekko poobijana wychodzi przez rozbite okno wagonu czołgając się po pełnej trawy ziemi. Wstała i pierwsze co zrobiła to zaczęła się rozglądać wokół. Wszędzie były tylko rośliny i nic więcej.

Claudia – Piers!? Słyszysz mnie?!

W pewnym momencie dostrzegła leżącego przy drzewie chłopaka który jechał z nią w pociągu. Wyglądał jakby w czasie wypadku po prostu z niego wyleciał. Szybko do niego podbiegła i nachyliła się nad nim sprawdzając czy jeszcze żyje.

Claudia – Żyje...

Westchnęła ciężko. Chłopak był nieprzytomny, ale oddychał. Zaczęła go klepać po twarzy lekko nim potrząsać próbując go dobudzić, ale bez skutku.

Claudia – Cholera! Muszę zadzwonić po pomoc.

Zaczęła grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu komórki, ale o dziwo jej tam nie znalazła.

Claudia – Jak to? Przecież nie mógł mi tak wypaść, kieszeń była zbyt dobrze zabezpieczona...

Po chwili chłopak zaczął poruszać palcami, a nawet ręką. Dziewczyna zrobiła się spokojniejsza gdy w pewnym momencie usłyszała jakiś szelest. Odwróciła się i ujrzała jakiś ciemny cień który uciekał na czterech nogach w kierunku najbliższych krzaków i drzew.

Drake – Gdzie...gdzie ja jestem?

Claudia zwróciła głowę w stronę chłopaka ignorując dziwne zjawisko.

Claudia – Leż i nie ruszaj się. Boli cię coś?

Drake – Tro...trochę głowa. * złapał się za głowę *

W międzyczasie zaczęli pojawiać się pozostali pasażerowie. Z wraku pierwszego wagonu wyczołgali się Nathan, Sheila, Trisha oraz Gabriel.

Nathan – Co to do cholery było?!

Sheila – Ja chcę jeszcze raz! *_*

Zaczęła podskakiwać podekscytowana.

Nathan – Błagam powiedzcie, że w pobliżu jest gdzieś jakiś psychiatryk bym mógł zamknąć tam tą wariatkę.

Trisha – Jak znajdę to dam ci znać i zaprowadzę cię tam razem z nią. :))

Nathan – Aha. -,-

Gabriel zaczął obmacywać swoje kieszenie.

Gabriel – Zgubiłem notatnik. :(

Tymczasem w jednym z wagonów widzimy kilka nieprzytomnych postaci. Leżą tam między innymi Katherine, Brooklyn, Christian i Piers. Nad nimi wszystkimi stoi również Sue która już trzyma ich wszystkie fanty w rękach.

Sue – Eh...

Chciała po cichu opuścić pomieszczenie, ale z dachu zleciała jakaś obudowa robiąc głośny huk uderzając o ziemie przebudzając natychmiast część osób. Kompletnie zaskoczona dziewczyna wyrzuciła fanty gdzieś za siebie.

Brooklyn – Co...co się...

Piers – Wszyscy są cali?

Zaczął oglądać się na każdą osobę.

Sue – Um...tak.

Odparła drapiac się lekko po ramieniu.

Christian – Niestety... * mruknął *

Dziewczyna spojrzała na chłopaka, a on na nią. Zmierzyli się głębokimi spojrzeniami...

Katherine – Co tu się stało?! Gdzie my jesteśmy?!

??? – W piździe kurwa.

Katherine – Kto to powiedział? >:(

Brooklyn – Nie ważne, ma rację. Nie wiemy gdzie jesteśmy ani czy ktoś wie gdzie jesteśmy.

Piers – Lepiej wszyscy wyjdźmy poszukać innych.

Katherine – A nasze rzeczy? Pamiętam, że wcześniej zginęła mi komórka!

Piers – Chcesz to sobie jej szukaj.

Mruknął wyprowadzając grupę z wagonu. Katherine cieżko westchnęła i po chwili poszła za resztą. Okazało się, że kilka osób już znajdowało się na zewnątrz. Grupa dołączyła do nich.

Claudia – Piers!

Podbiegła do brata łapiąc go za policzki i oglądając. Ten natychmiastowo odciągnął jej dłonie.

Piers – Nic mi nie jest. Lepiej powiedz co z nim...

Wskazał na siedzącego już na trawie Drake'a opartego o drzewo.

Claudia – Doznał lekkiego szoku, ale nic mu nie jest.

Nathan – Niestety...

Wszyscy zmierzyli go wrogim spojrzeniem.

Nathan – Co?

W pewnym momencie oberwał jakąś blachą w twarz i padł na ziemię. Wściekły spojrzał w kierunku z którego poleciał przedmiot, a tam stała Sue która tylko pogwizdywała sobie pod nosem spoglądając na miejsce wypadku. Z wagonów zaczęły wyłaniać się kolejne osoby.

Olivia – To...

Rosie – Było...

Simon – Przerażające!

Hayley – Super! :D

Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.

Hayley – Yyy...to znaczy...

Nagle ktoś strasznie się wydarł.

??? – AAA! Puszczaj MNIE!

Tak był to Richard. Miał węża na głowię i strasznie się miotał wykrzykując w jego stronę jego hasła, a sam gad wyglądał jakby zaraz miał go ugryźć.

Richard – Ty chyba nie wiesz z kim zadarłeś!

W końcu zrzucił węża na ziemię. Ten tylko syknął na niego i popełzał gdzieś w stronę lasu.

Richard – Ha! Tchórz! Uciekaj, UCIEKAJ!

Ktoś go skosił a ten padł na ziemię.

Dion – Nie wydzieraj się kretynie.

Stojący za nim bliźniacy tylko przytaknęli na jego słowa, a przybyłe za nimi Mia i Roma nawet się nie sprzeczały.

Richard – Wszyscy przeciwko mnie...

Obrażony udał się od całej grupy na odległość około 5 metrów.

Claudia – Wszyscy są?

Piers zaczął liczyć osoby.

Piers – 14...15...16...

Po chwili doliczył się 21 osób. Chcieli coś powiedzieć, ale Dion wtrącił im się w słowo.

Dion – Mamy pewien problem.

Wyciągnął zza pleców coś w rodzaju kawałka dynamitu.

Dion – Ktoś wysadził nasz pociąg.

Szok! Niedowierzanie! Przerażone twarze!

Sue – Eh... * mruknęła cicho *

??? – Nie mylisz się ziom!

Wszyscy odwrócili się za siebie. Zobaczyli podjeżdżającego w ich kierunku Jeepa za którego kółkiem siedział jakiś chłopak z mikrofonem w jednym ręku. Zatrzymał się przed zgrają ludzi. Niektórzy spoglądali na samochód a inni byli zainteresowani samą postacią chłopaka który pojawił się totalnie znikąd.

Noahsjeep

Nathan – Co to za palant.

Dion – Może i palant, ale wóz ma niczego sobie.

Przeszył wzrokiem Jeep'a.

Katherine – Jak dla mnie ten palant jest całkiem przystojny. :*

Chłopak otworzył drzwi i wygramolił się ze swojej terenowej maszyny. Miał na sobie niebieską koszulę oraz kremowe spodnie.

Noah – Po pierwsze. Jestem Noah, nie palant. * zmierzył wzrokiem Diona, Nathana i Katherine * Po drugie. Witam was w Tajemniczej Dolinie!

Świerszcz.

Piers – To jakieś żarty?

Spojrzał na niego nieco zdegustowany.

Noah – Ale...o co wam chodzi?

Dion – O ten pierdolony pociąg?

Claudia – O gościa wyrzuciło na drzewo i nie wiadomo czy wszystko z nim okej, a ty z takim czymś?

Wskazała na Drake'a który jeszcze trzymał się za głowę. Przez chwilę stracił równowagę, ale pomogła mu ją utrzymać stojąca obok Hayley.

Drake – Dzięki.

Hayley – Spoko. :))

Dion – To twoja sprawka?

Pokazał mu kawałek dynamitu. Spojrzał zaskoczony na ich znalezisko, ale postanowił nie zamartwiać od początku uczestników.

Noah – Czyli jednak ktoś to znalazł. W moim zamiarze było tylko zatrzymać wasz transport. Nie spodziewałem się, że będą takie skutki.

Westchnął i zerknął na chłopaka.

Noah – Na pewno wszystko okej?

Drake – Nie, wszystko dobrz...

I w tym samym momencie chłopak nie zdążył dokończyć bo zemdlał. Hayley złapała osuwającego się chłopaka.

Hayley – O nie!

Prowadzący natychmiast otworzył tylne drzwi swojego Jeepa.

Noah – Szybko, przenieście go tutaj ostrożnie i połóżcie.

O dziwo sama Hayley podniosła chłopaka do góry. Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni.

Hayley – Jest naprawdę lekki. :o

Ostrożnymi krokami przeniosła Drake'a do samochodu i położyła na siedzeniach.

Sheila – Obrażenia już na samym starcie gry. Dlaczego mnie to nie spotkało? :((

Nathan – Też się zastanawiam * mruknął do siebie *

Noah – Na ten moment zapomnijcie o jego istnieniu. Są ważniejsze rzeczy na głowie.

Podszedł do bagażnika i zaczął go otwierać.

Rosie – Coś ważniejszego od życia drugiego człowieka? Co to takiego?

Katherine – Yyy, forsa?

Ayden – Ty tak poważnie?

Katherine – Pewnie. :*

Puściła mu oczko, bliźniak tylko wywrócił oczami. Jayden szturchnął go w ramie i puścił uśmieszek. Noah w międzyczasie wyciągnął z samochodu trzy gps'y. Zamknął za sobą bagażnik.

Noah – Zadanie.

Odparł i rzucił po gpsie trzem pierwszym osobom z brzegu.

Noah – Zanim jednak powiem wam co i jak to uformuję trzy drużyny 7-dmio osobowe.

Wszyscy spojrzeli po sobie podejrzliwymi spojrzeniami.

Jayden – Umiemy liczyć.

Noah – Nie wątpię.

Mruknął wyciągając karteczkę z kieszeni.

Noah – Claudia, Piers, Gabriel, Sheila, Rosie, Simon i...Richard.

Cały zespół – O nie.

Richard – Ja nie chcę z nimi być!

Claudia – Vice Versa.

Noah – Masz problem. :P

Richard założył obrażony ręce i odwrócił się tyłem do swojej drużyny.

Noah – Następnie Dion, Mia, Trisha, Christian, Sue, Brooklyn oraz Jayden.

Trisha – Uff. Ominęliśmy idiotów w drużynie.

Puściła złośliwe spojrzenie wcześniejszej ekipie.

Richard – Słyszałem to!

Trisha – Bo miałeś to słyszeć.

Richard – Ty mała...

Noah - ...oraz ostatnia drużyna. Roma, Nathan, Hayley, Ayden, Katherine oraz Olivia.

Katherine – Yay!

Nathan – Dlaczego nas jest tylko sześcioro a innych siedmioro? To niesprawiedliwe!

Noah – Wasz siódmy członek leży właśnie w środku, a wy takim gadaniem zabieracie mu tylko czas który mógłbym wykorzystać na udzielenie mu pomocy.

Nastąpiła niezręczna cisza.

Noah – No właśnie. Na gpsach macie wgraną mapę lasu oraz punkty do których musicie się udać. Aktualnie macie tylko dwie zasady: Nie zbaczać z kursu oraz nie rozdzielać się.

Rosie – Dokąd zmierzamy?

Noah – Dowiecie się jak dotrzecie na miejsce.

Już miał wsiadać, ale jeszcze się zawahał.

Noah – Byłbym zapomniał. W całym tym miejscu jest rozmieszczonych tysiące kamer więc gdy chcecie się zwierzyć to po prostu znajdźcie jedną i spuście parę z uszu.

Otworzył drzwi i wskoczył za kółko.

Noah – Co tak stoicie? Jazda!

Ruszył z rury zostawiając za sobą pełno kurzu. Uczestnicy zakryli twarze i zareagowali na to wszystko kaszlem.

Piers – Już go nie lubię. -,-

Simon – Mam podobnie...

Wszyscy ruszyli w swoich grupach wyznaczoną trasą w wyznaczone miejsce. Gdy odeszli trochę dalej na miejscu wypadku pojawiła się jakaś męska sylwetka.

...

Powstałe przed chwilą grupy dzielnie przedzierały się przez najgęstsze zakamarki dżungli - było by tak gdyby faktycznie musieli to robić. Tak naprawdę to wszyscy znajdowali się na bardzo przejrzystej ścieżce na której zgubić się było by trochę ciężko. Rzecz jasna każdy podróżował w otoczeniu swojego zespołu, chcąc czy nie chcąc, zostało im to narzucone.

...

Drużyna szła w znacznej odległości od poprzednich drużyn, które zwyczajnie się guzdrały. Na przodzie szła...jak można się domyśleć Claudia z Piersem. Prowadzili grupę ścieżką którą wskazywał GPS.

Claudia – Jeszcze 2 kilometry.

Odparła idąc dość intensywnym tempem.

Piers – Nie daleko...

Mruknął rozglądając się wokół siebie.

Claudia – Czegoś szukasz braciszku?

Zerknęła na brata kątem oka. Ten tylko wzruszył ramionami i przyspieszył kroku.

Piers – Tylko nieco rozruszałem kości.

Mruknął i wyminął siostrę.

Claudia – Ej!

Przyspieszyła kroku i doścignęła brata.

Claudia – Coś nie tak?

Złapała chłopaka za rękę i zatrzymała go.

Piers – Nic. Czemu mnie zatrzymałaś?

Odparł sucho.

Claudia – Yyy...nasza drużyna nie nadąża...

Wskazała palcem za siebie. Kawałek dalej było widać członków ich drużyny zmierzających w ich kierunku. Chłopak wywrócił oczami i wyrwał rękaw z rąk dziewczyny.

< Piers – Nie lubię jak tak za mną chodzi... * wywrócił oczami * >

< Claudia – Nie rozumiem czemu się wścieka. * założyła ręce oburzona * >

Dalej nadgonić próbowała grupka czterech osób. Richard szedł na czele grupy wojskowym chodem jakby miał zaraz komuś wpierdolić. Dalej za nim szli Simon, Sheila która rzucała szyszkami, Rosie która jadła jabłko ze swojego koszyka oraz Gabriel który jak w transie obserwował otaczający go krajobraz.

Richard – Szybciej! Przez was zostajemy w tyle!

Popędzał grupkę.

Simon – Zamknąłbyś się wreszcie...

Richard – Uważaj do kog...

Nagle oberwał szyszką.

Sheila – Hyhyhy. :3

Richard – Wy jesteście totalnie niereformowalni!

Wkurzony odszedł jeszcze dalej.

< Richard – Z nimi to nawet sam Kim by dostał w głowę! W przenośni i dosłownie! >

Simon – Chociaż chwila spokoju.

Chciałby bo oberwał szyszką.

Simon – Sheila!

Sheila – Tak? (:

Simon – Przestań!

Burknął do niej. Dziewczyna tylko zachichotała.

Sheila – Okej. (:

Uśmiechnęła się złośliwie i zaczęła zbierać więcej szyszek. Na drzewie pod którym przechodzili dostrzegła rudą wiewióreczkę która trzymała szyszkę w łapkach. Niefortunnie szyszka wyleciała jej z rąk i spadła na chłopaka.

Simon – *-,-

Sheila – Tym razem to nie ja, to wiewiórka. (:

Zwierzątko zachichotało i schowało się zabierając ze sobą po drodze żołędzia.

Gabriel – Natura jest cudowna.

Mówił zaciągając się leśnym powietrzem.

Rosie – Zgadzam się z tobą.

Zerknęła na siedzącego niedaleko zajączka. Pomachała mu z uśmiechem, a ten zrobił dokładnie to samo podnosząc uszka do góry i ruszając noskiem.

Rosie – I taka słodka. :3

Zaśmiała się hopsając zadowolona do przodu. W końcu podgonili rodzeństwo które im wcześniej uciekło.

Piers – Świetnie. Możemy już iść dalej?

Zabrał Claudii GPS z rąk i poszedł z nim przed siebie. Dziewczyna była nieco zaskoczona.

Richard – Jak raz się z kimś tutaj zgodzę.

On również poszedł przed siebie.

Claudia – A jemu co?

Wskazała na odchodzącego Richarda. Spojrzała na Simona który był cały w szyszkach oraz chichoczącą Sheilę.

Simon – Nie wiem. -,-

Zaczął wytrzepywać szyszki z włosów.

Sheila – Ej! Do twarzy ci było! :((

Claudia – Jak do tego doszło?

Simon – Możemy zmienić temat? -,-

Claudia – Ok, ok...

Odparła czując chłodne spojrzenie Simona.

Rosie – Lepiej chodźmy bo teraz oni nam uciekną. :/

Wszyscy przytaknęli i ruszyli za oddalającymi się lekko Piersem i Richardem.

...

Drużyna która była druga w kolejności szła sobie spokojnie nie zważając na przeciwników. Nie wyglądali jakby im się jakoś strasznie spieszyło jednak cały czas mieli poprzedników na widoku.

Poruszali się dość specyficzną formacją 3-2-2. Na przodzie znajdowała się atakująca trójka, a na tyłach pomocnicy i obrońcy zabezpieczali zaplecze jednocześnie wspomagając front. W tej trójce znajdowali się Brooklyn, Mia i Jayden.

Brooklyn – Jak myślicie co czeka nas jak dotrzemy na miejsce?

Spoglądała w GPS którego trzymała. Został im jeszcze kawałek drogi.

Jayden – Pewnie będziemy coś zbudować albo coś...

Mia – Ja mam nadzieję, że będzie to zadanie zręcznościowe. :D

Brooklyn – W sumie...to nie było by takie złe.

Przystanęła na chwilę i wyciągnęła się. W końcu była Cheerleaderką więc takie rzeczy to dla niej pestka.

Jayden – Oooo.

Mia – Haha no tak to ja nie potrafię. :D

Brooklyn – Heh.

< Brooklyn – Pewnie, że nie potrafisz. * puściła oczko do kamery * >

< Jayden – To nie była reakcja na jej rozciągliwość, nie, nie... * pokręcił przecząco głową a następnie uśmiechnął się wrednie * To była reakcja na to, że ukazała na moment dolną część swojego towaru (: >

Jayden – No...może ostatecznie zadanie zręcznościowe nie było by takie złe.

Brooklyn – Jasne, że nie.

Zakręciła biodrami i machnęła swoimi blond włosami.

Jayden – *_*

Tymczasem nieco dalej za nimi podążali Trisha oraz pan biały irokez.

Trisha – Mogę cię o coś spytać?

Spojrzała podejrzliwie na chłopaka. Ten tylko wymienił się z nią spojrzeniem.

Dion – Wal.

Wzruszył ramionami.

Trisha – Dlaczego mi wtedy pomogłeś?

Dion – Pomogłem?

Podniósł wymownie brew do góry.

Trisha – Wtedy w pociągu z tym radzieckim idiotą. Pewnie gdyby nie ty to musiałabym jeszcze znosić jego pieprzenie.

Spojrzała na niego wymownie. Chłopak tylko uśmiechnął się pod nosem.

Dion – Cóż. Działał mu już na nerwy i postanowiłem trochę szczura przyciszyć.

Trisha – Chyba znasz się na rzeczy. (:

Dion przez chwilę zamyślił się i przypomniał sobie te wszystkie osoby, które już padały ofiarami jego niekonwencjonalnych metod rozmawiania i wyciągania informacji. Zaśmiał się na samą myśl o tym co przyjemnego może jeszcze pseudo-dyktatorka.

Dion – Tak, znam się.

Odparł z szerokim uśmiechem na twarzy w stronę dziewczyny.

< Trisha – Ten gościu wydaje się jedną z normalniejszych osób tutaj. Zobaczymy jak to się dalej potoczy. >

Dziewczyna dostrzegła w oddali idącą drużynę A oraz Richarda który wystawiał się idealnie na cel. Dziewczyna nie czekając wyciągnęła swoją procę i naładowała ją jakimś pomarańczowym pociskiem. Naciągnęła mocno procę i wystrzeliła pociskiem niczym z armaty, a ten po długim i ładnym locie ostatecznie trafił w głowę Richarda który padł na ziemię.

Trisha – Trafiony, zatopiony.

Dion – Nieźle. Widzę, że znajdziemy wspólny język. :))

Wystawił rękę. Dziewczyna bez wahania zbiła z nim żółwika.

Zupełnie za nimi podążali Sue oraz Christian. Oboje byli bardzo cicho i praktycznie żadne z nich jeszcze się nie odezwało do siebie. Od czasu do czasu tylko zerkali na siebie kątem oka, ale nawet jedno do drugiego nie było w stanie odwrócić głowy. Nagle wydarzyła się rzecz totalnie niespodziewana...Sue się potknęła i przewróciła. Christian chwilę stał nie wiedząc co zrobić więc po prostu podał jej rękę by pomóc jej wstać.

Sue – Dzięki...

Christian – Spoko...

Nareszcie! Pierwszy raz od dawna spojrzeli się na siebie, ale, ale...nadal się nie odzywali do siebie.. Patrzeli sobie tylko tak głęboko w oczy bez słowa. Sue odgarnęła trochę grzywkę z oczu, a Christian lekko zaczął się drapać po ramieniu.

Sue – To ten...

Christian – Emm...

Dostrzegł trochę ziemi na ramieniu Sue.

Christian – Masz trochę...trochę ziemi na ramieniu....

Wskazał dziewczynie. Ta spojrzała się na ramię i zrzuciła piasek z siebie.

Sue – Ehh...dzięki...

Odparła. Stali by pewnie tak dłużej gdyby mogli nie?... -,-

Trisha – Idziecie?

Wołała parę stojąc z resztą teamu oczekując na nich. Christian i Sue spojrzeli po sobie i swoich kolegów z drużyny po czym bez słowa dostąpili im kroki w dalszej wędrówce.

< Sue – Ehh... * wzruszyła ramionami spuszczając głowę w dół * >

Gdzieś w lesie:

Tymczasem przez las gnał Jeep prowadzącego który próbował dostać się jak najszybciej do pewnego miejsca. Drake leżał na tylnej kanapie przypięty pasami bezpieczeństwa by czasami nie latał po wnętrzu samochodu na wybojach.

Noah – Jeszcze kilka leśnych skrzyżowań.

Mruknął do siebie. Chłopak za jego plecami powoli zaczął budzić się i otwierać lekko oczy.

Noah – Pierwszy dzień i od razu problemy. Mam nadzieję, że Valerie i Stilies bawią się lepiej.

Odparł wzdychając ciężko.

Noah – Te dzieciaki nie wiedzą co je tutaj czeka...

Nie miał pojęcia, że Drake był już w połowie wybudzony i słyszał wszystko co mówił podczas jazdy.

Noah – Chociaż gdyby wiedziały to część z nich na pewno by się tutaj nie zgłosiła.

...

Tymczasem ostatnia drużyna której jeden członek rozbijał się Jeepem po lesie strasznie się ślamazarzyła. Cóż głównie za sprawą pewnej osoby, która po prostu musiała iść na stronę. :)) Niektórych naprawdę zaczynał taki stan rzeczy denerwować.

Nathan – Ile można?

Chodził w kółko.

Hayley – Miała potrzebę.

Nathan – Widać spora ta potrzeba.

Mruknął zniesmaczony. Hayley zmarszczyła brwi.

Hayley – Wyobraź sobie, że nie każdy może tak jak wy podejść do pierwszego lepszego drzewka i sobie ulżyć.

Nathan – Jasne...

Wywrócił oczami.

Ayden – W sumie to trochę sporo już to trwa.

Olivia – Nawet ja tak długo nie załatwiam swoich spraw.

Roma – Może to grubsza sprawa hehe.

Zachichotała.

Nathan – Możemy zmienić temat? -_-

Hayley – To ty go zacząłeś.

Nathan – Bo ile można srać!

Wykrzyczał. Jak na zawołanie z krzaków wyszła zadowolona Katherine.

Katherine – Po pierwsze to nie srać, a oddawać mocz złociutki. :3

Podeszła bliżej chłopaka.

Katherine – Po drugie jak masz jakiś problem to powiedz mi go prosto w twarz, teraz, w tym momencie, albo zamilknij na resztę odcinka. :3

Nathan – ...

Olivia – Wiecie...

Nathan – Jesteście tak samo głupi jak ten radziecki dyktator. -_-

Katherine – Powiadasz?

Roma – Say it again... *-,-

Mruknęła cicho uruchamiając płomienie w swoich oczach.

Olivia – Słuchajcie...

Nathan – Prawda w oczy kole? Jaka szkoda, że muszę być z wami w drużynie.

Hayley – To zrezygnuj. Będzie łatwiejsza droga po hajsik. ^_^

Nathan – Never!

< Katherine – Wykopanie go będzie chyba przyjemniejsze. :)) >

Dziewczyna zacisnęła pięści i wypuściła parę z uszu.

Olivia – EJJJ!!!!

Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na dziewczynę.

Olivia – Patrzcie?!

Wskazała na ścieżkę na której już nie było widać prawie żadnej drużyny.

Olivia – Jesteśmy na szarym końcu!

Nathan wywrócił oczami.

Olivia – Teraz już na pewno ich nie dogonimy.

Ayden – Marne szanse.

Roma – Ym...nie nerwowo, już tu byłam. :P

Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na dziewczynę.

Hayley – Znasz skrót?

Roma – Czy znam?

Podeszła do wielkiego głazu który znajdował się obok nich i postanowiła sobie na nim przysiąść. Wszyscy patrzeli zdziwieni na Romę ponieważ nic się nie działo...aż po chwili usłyszeli dźwięki szeleszczących roślin. Po chwili zobaczyli jak wśród drzew, krzaków i innych roślin przed nimi tworzy się równa, prosta, zielona ścieżka.

Roma – Ta daaa!

Pomachała łapkami.

Hayley – Jesteś niesamowita!

Podbiegła do dziewczyny i przytuliła ją. Ta tylko spojrzała się na nią i odwzajemniła uśmiech.

Nathan – Świetnie. Przynajmniej ktoś potrafi trochę podkoloryzować ten i tak spieprzony dzień.

Burknął i wkroczył na ścieżkę.

Katherine – Wywalamy go przy najbliższej okazji?

Wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni słowami Kath. Po chwili jednak wszyscy zgodnie kiwnęli głową na tak.

Hayley – Chodźmy! :D

Podniosła w górę triumfalnie GPS który cały czas trzymała. Reszta drużyny wkroczyła na ścieżkę. Gdy ostatnia osoba przeszła jej próg to ścieżka zaczęła się zamykać.

...

W jakiś na razie bliżej nie określonym miejscu w lesie coś się jednak działo. Rzućmy może okiem na pewien obóz znajdujący się blisko drogi gruntowej. Znak wbity obok drogi wyraźnie sugerował, że obóz nazywał się GreenPeace. Od wjazdu po prawej stronie znajdowały się trzy białe drewniane domki. Każdy domek wyposażony był w cztery łóżka piętrowe oraz kilka okien. Drzwi wejściowe dawały wyjście przez nieco większy budynek naprzeciwko – jadalnię i kuchnię. Również biały domek szczycił się wielką, drewnianą salką jadalną w starym biwakowym stylu oraz kuchnią niskich lotów, ale jednak z kuchenką gazową. W jadalni znajdował się też kominek dzięki któremu można było się ogrzać w chłodniejsze noce lub dni. Na tyłach obozu znajdowały jeden mniejszy budyneczek, również biały, który był wspólną łazienką. W środku znajdowało się jedno duże lustro oraz po trzy umywalki na drewnianych blatach. Na przeciwko coś czego nie powinno zabraknąć – prysznice. Każdy posiadał jeden wieszak oraz zasłonki które dawały chociaż trochę prywatności. Drugim mniejszym i drewnianym budyneczkiem była...publiczna toaleta! Tak jest! Stare obozowe kible wracają do gry bejbe! Nawet papier jest! Wszystkie te budyneczki łączy ziemista ścieżka, która prowadzi również za obóz kilkadziesiąt metrów. Gdy już dojdzie się na jej koniec można zobaczyć pewne miejsce...ale o tym później. Przy każdym z domków znajdowała się jedna lampa, która dawała trochę światła. Na terenie obozu znajdował się również domek na drzewie. Widać było z niego cały kompleks.

Mvcamp

W kuchni, a dokładniej w jadalni znajdowała się jakaś osoba. Była to dziewczyna o opalonej karnacji z dość wyróżniającymi się włosami oraz ubiorem. Stała przy jednym z drewnianych stołów i ustawiała ostatnie krzesło gdy nagle poczuła dziwny powiew chłodu, który przeszedł przez jej ciało.

Valerie – Brrr...

Zatrzęsła się i zaczęła masować sobie ramiona.

Valerie – Cóż za nieprzyjemne uczucie. Skąd ten wiatr?

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Okazało się, że kilka krzeseł dalej ktoś otworzył na całą szerokość okno. Dziewczyna podeszła do niego i zerknęła na zewnątrz, ale nikogo nie było.

Valerie – Chmurzy się.

W istocie. Za oknem widać było jak na dłoni jedną ogromną granatową chmurę która rozciągała się na kto wie jakie długości. Liście zaczynały szeleścić, a te które leżały na ziemi zaczęły się unosić. Drzewa zaczęły się lekko bujać na lewo i prawo, a gałęzie poruszały się jak fale na wzburzonym morzu. Wiatr zaczynał o sobie dawać trochę znać. Dziewczyna złapała klamkę i szybko zamknęła okno by więcej chłodu się nie wdzierało.

Valerie – Lepiej włączę oświetlenie bo później może być trochę ciężko z orientacją.

Zamyśliła się przez chwilę.

Valerie – Nie to, żebym miała jakiś problem hah.

Zaśmiała się po czym zaraz przestała.

Valerie – Super, gadam do siebie. >.<

Westchnęła. Już chciała wykonać krok gdy nagle w całym obozie rozbłysły światła.

Valerie – Huh?

Podbiegła do okna i zaczęła się rozglądać. Nikogo nie było...

Valerie – Nikogo nie ma...

??? – Czy aby na pewno?

Dziewczyna zaskoczona odwróciła się.

...

W samym lesie sytuacja wyglądała jeszcze w miarę okej. Słońce nadal przebijało się przez tonę otaczających cię z każdej strony drzew. W całym tym chaosie który jednak nie był chaosem można było dostrzec coś bardzo intrygującego. Otóż w pewnym miejscu znajdowała się mała strefa "bez drzew" w której znajdowały się trzy skrzynie wielkości trumny (ale nią nie były!). Przed nimi wysiała tabliczka z informacją, a za nimi znajdowały się trzy drewniane powozy. Prowadziło w to miejsce kilka ścieżek w tym jedna wychodząca z gęstej części lasu.

W pewnym momencie dało się usłyszeć jakieś szepty, szmery i inne odgłosy ludzkie. Z leśnej ścieżki wyłoniła się jakaś damska postać.

Hayley – GPS wskazuje, że to tutaj...

Podniosła głowę i spojrzała na opisane wcześniej miejsce.

Hayley – O! To tutaj. :D

Reszta drużyny również zaczęła się wyłaniać.

Roma – Mówiłam.

Wypięła piersi dumna.

Ayden – Jesteśmy pierwsi?

Zaskoczony podniósł brwi do góry.

< Nathan – To czysty przypadek, że tamci nie byli przed nami... * wywrócił oczami * >

Katherine – Rządzimy miśki!

Doskoczyła do Aydena przytulając się do jego koszuli.

Ayden – Taaa...

Hayley – Patrzcie!

W końcu ktoś dostrzegł tą pieprzoną informację która wisiała i tylko czekała by ją odczytać. (: Dziewczyna niezwłocznie podbiegła do znaku.

Hayley – To wiadomość od prowadzących!

Drużyna również podeszła do koleżanki.

Katherine – Coś piszą ciekawego?

Nathan – Może jak się stąd wyrwać?

Roma – Nie przesadzaj. Nie jest tak źle. :3

W tym samym momencie zawiał chłodny wiatr który przeszedł dreszczem wszystkie osoby. Chmura która dotarła już nad osób dotarła również do nich.

Nathan – Really?

Hayley – Ekhm...

Chrząknęła głośno.

Hayley – Piszą tu, że musimy spakować jedną z trzech skrzyń na powóz i dotrzeć z nią do obozu który znajduje się kilka kilometrów dalej.

Nathan – Oezu znowu chodzenie. Nie moglibyśmy po prostu iść do obozu i olać to zadanie?

Przysiadł na ziemi ze skwaszoną miną. W tym samym momencie na teren wkroczyła kolejna drużyna.

Richard – O nie! Oni już tu są?! Jak!?!?

Tupnął wściekły nogą.

Katherine – Użyliśmy skrótu. :3

Spojrzała porozumiewawczo na swoją drużynę (oprócz Nathana), oni na nią i zabrali się za pakowanie ładunku.

Claudia – Nie wydzieraj się i lepiej nam pomóż!

Warknęła na Richarda i wskazała drużynie pierwszą skrzynię z brzegu. Jeden członek drużyny czytał co jest napisane.

Piers – Trzeba to dostarczyć do obozu.

Rozprostował ręce. Nagle właściciele GPS usłyszeli jakieś dziwne piknięcie.

Hayley – Nowa lokalizacja?

Klinknęła coś i wyskoczyła jej nowa trasa.

Hayley – Obóz jest dokładnie 5 km dalej.

Odparła do swojej drużyny.

Piers – Tylko 5 km Richardzie...

Simon – Po co się nim przejmować. I tak wyleci na najbliższej ceremonii.

Mruknął do siebie.

Claudia – Ruchy, ruchy! Musimy ich wyprzedzić!

Gabriela, Simona, Richarda i Piersa którzy taszczyli skrzynię na powóz.

Simon – Dlaczego..to..jest takie.....CIĘŻKIE?

Wyjąkał ledwo dając radę nieść swoją stronę skrzyni.

Piers – Pytanie raczej dlaczego musimy to taszczyć sami. -,-

Spojrzał zły na Claudię która razem z Rosie i Sheilą przyglądały się pracy chłopaków.

Claudia – Prace wysiłkowe nie są dla dziewczyn.

Sheila – Haha. :D

Zaśmiała się rzucając szyszką w Richarda.

Claudia – Po za tym we czwórkę spokojnie dacie sobie radę chłopcy.

Richard – W łagrze byś nie była taka mądra...

Piers – Coś mówiłeś?

Richard zamilkł udając, że nic nie mówił.

< Claudia – Nie jestem feministką. Po prostu uważam, że tego typu sprawy powinni załatwiać chłopacy. Jeśli nie dają sobie rady to może powinni od razu zastanowić się nad sensem swojego istnienia. * chichot * Ups...to było trochę złe prawda? >

< Rosie – Chciałabym im pomóc, ale Claudia zabroniła. :( >

Prawda jest taka, że tylko Richard i Piers dawali radę. Gabriel ledwie trzymał skrzynię, a Simon już upadał z sił.

Simon – Przypomnę..sobie o....tym..gdy..one....będą potrzebować......pomocy...

Wydusił z siebie.

Simon – I..dlaczego..do cholery...to jest takie.....CIĘŻKIE???...

Tymczasem drugiej drużynie szło dużo gorzej. Ayden z przymuszonym Nathanem, Hayley i Olivią ledwo dawali radę tą skrzynię podnieść.

Ayden – Nie starasz się.

Zmierzył wzrokiem towarzysza.

Nathan – Mówiłem już, nie zależy mi.

Olivia – Z takim podejściem to nigdzie nie zajdziemy... ;_;

Hayley – Prawda. :((

Nathan – One też nic nie robią.

Wskazał na Katherine oraz Romę...chwila, gdzie jest Roma?

Katherine – Sorki kociaki, ale robiłam niedawno paznokcie. Sami rozumiecie. :/

Hayley – Gdzie Roma?

Katherine – Musiała na stronę. :3

Jakby mało było problemów to przybyła ostatnia spóźnialska szóstka.

Brooklyn – Huh? Wszyscy tu są? Przecież tamci byli daleko za nami...

Jayden – Pewnie znaleźli jakiś skrót albo coś.

Mia podeszła do tabliczki i przeczytała jej zawartość. W tym samym momencie na GPS Brooklyn coś piknęło.

Brooklyn – Nowe współrzędne?

Mia – Musimy załadować skrzynie na powóz i dostarczyć ją do obozu!

Dion rozciągnął sobie ręce.

Dion – Prościzna.

Podszedł do skrzyni łapiąc po drodze Mie, Jaydena oraz Sue i stanął z nimi przed skrzynią.

Trisha – Em...czemu akurat taki skład?

Brooklyn – Przecież to nie może się udać.

Dion – Wiem co robię.

Rozstawił ich po każdej stronie skrzyni. Dion stał z tyłu wraz z Sue, a Jayden z Mią z przodu.

Dion – Raz...Dwa...Trzy...

I stało się coś niespodziewanego. Na trzy wszyscy złapali skrzynię i unieśli wysoko nad głowami. O.o

Brooklyn – Oooo...

Sue – Meh...

Ruszyli przed siebie żwamym tempem i po chwili skrzynia znajdowała się już na powozie. Inne drużyny nie dowierzały w to co widzą.

Katherine – Ale...

Rosie – Jak...

Claudia – To możliwe?!

< Dion – * siedzi uśmiechnięty i struga nożem patyk * To proste. Mia ma silne dłonie bo jest gamerką i dużo ćwiczy, Jayden jest umięśniony więc bez problemu radzi sobie z noszeniem ciężarów, ja również nie mam z tym problemu, a Sue...Cóż tutaj powiem szczerze strzelałem, ale jak widać opłaciło się. >

Drużyna która była ostatnia właśnie złapała powóz za rogi i zaczęła go ciągnąć w stronę którą pokazywała trasa na GPS zaczynając zostawiać w tyle pozostałe teamy...

Richard – To jest jakieś kurwa...nieporozumienie!

Simon – Jeszcze kawałek...

Gabriel – Moje kości...cierpią. :(

W końcu i ta drużyna zdołała położyć skrzynię na powóz.

Piers – Gotowe.

Claudia – Świetnie! Teraz biegiem do obozu!

Niektórzy spojrzeli na nią morderczym wzrokiem.

< Richard – Właśnie dlatego uważam, że to JA powinienem był zostać liderem, Nie ONA! >

I stało się tak, że zespół który był tutaj pierwszy stał się tym który jest ostatni. Wszyscy siedzieli załamani bo nawet nie udało im się przesunąć tej skrzyni o połowę dystansu. Na dodatek zaczęło coraz mocniej wiać i ściemniać się.

Nathan – Przegramy to.

Katherine – No shit Sherlock...

Ayden – Próbowaliśmy.

Westchnął. Dziewczyna przysunęła się do niego.

Katherine – Staraliśmy się, ale nie wszyscy tak samo... :(

Spojrzała złośliwie na Nathana.

Nathan – Sama nic nie zrobiłaś.

Katherine – Em...paznokcie? Hello?

Pomachała mu łapką przed oczyma.

Katherine – A po za tym przecież was dopingowałam! :(

Smutna przykleiła się do Aydena i zaczęła lekko szlochać. Ayden spojrzał na Nathana i pokręcił głową niezadowolony.

Olivia – No nieźle. :/

Hayley – Może warto spróbować jeszcze raz?

W tym samym momencie z potrzeby wróciła Roma.

Roma – Co takie miny? :(

Nathan – Gdybyś była to byś wiedziała.

Roma – Fakt. Mogłam ci się wypróżnić na spodnie. :3

Nathan – ...

Hayley – Spróbujmy jeszcze raz!

Wstała i uniosła w górę GPS.

Hayley – Nie mamy nic do stracenia!

Olivia – Ma rację!

Ayden – Popieram!

Katherine – Ja też!

Roma – And me! <3

Nathan – Róbcie co chcecie.

Wywrócił oczami.

< Katherine – Jak oni mi działa na nerwy... * wściekła kopnęła w drzewo * >

...

Wspomniana wcześniej Valerie stoi pod wejściem do domku na drzewie i rozmawia z jakimś chłopakiem. Był to trochę niższy od niej blondyn w szarym t-shircie z czarnymi rękawami, krótkimi spodenkami oraz czarnymi butami.

Valerie – Czyli mówisz Stilies, że sprawdziłeś i zabezpieczyłeś okolicę?

Stilies – Tak jest. Nic się nie przedrze oraz nic się nie wedrze w naszą strefę.

Valerie – To dobrze. W końcu musimy mieć też pewną kontrolę nad tym co się dzieje.

Stilies – Nigdy nie możemy być niczego pewni. Szczególnie tutaj...

W tym samym momencie dostrzegli światła nadjeżdżającego szybko Jeepa.

Valerie – Komuś chyba spieszno.

Zaśmiała się.

Stilies – On nigdy tak nie jeździ...

Valerie – Co masz na myśli?

Jeep minął znak i zatrzymał się przy zabudowaniach. Wyskoczył z niego Noah i natychmiast udał się na tylne siedzenia.

Valerie – Heej! Coś się stało?

Podeszli do samochodu zaskoczeni. Chłopak nie odezwał się tylko otworzył drzwi i rozpiął chłopaka którego przewoził. Stilies i Valerie spojrzeli zaskoczeni do środka samochodu.

Valerie – Co się stało?

Spojrzała zaskoczona na leżącego chłopaka.

Noah – Pociąg nie dotarł na miejsce, ktoś nam zepsuł powitanie...

Stilies – Co?!

Noah – Pociag wykoleił się we wschodnim tunelu. Chłopak prawdopodobnie wyleciał przez okno albo...

Valerie – Albo?

Stilies – ...albo ktoś go na miejscu nieźle poturbował. Teoria z oknem wydaje się lekko naciągana.

Noah – Prawda...Gdyby tak było to inni też powinni odnieść jakieś obrażenie, a jak dotarłem na miejsce to na to nie wyglądało...

Stilies pomógł Noahowi wyciągnąć chłopaka. Złapali go od dwóch stron i ruszyli w kierunku stołówki.

Noah – Valerie odstaw Jeepa jak możesz.

Valerie – Jasne...

Odparła spoglądając jeszcze przez chwilę na chłopaków niosących Drake'a do środka. Po chwili sama westchnęła i wsiadła za kółko samochodu udając się nim na tyły obozu.

Tymczasem chłopacy wnieśli go do środka i położyli na stole. Stilies podszedł do jego twarzy i zaczął do niego mówić.

Stilies – Stary żyjesz? Halo?

Potrząsnął nim ten zaczął coś lekko mamrotać.

Stilies – Reaguje, ale słabo.

Noah – I co teraz? Jeśli coś widział to...

Stilies – Wiem. Trzeba coś wymyślić.

Zaczeli się przez chwilę zastanawiać. Drake tymczasem zaczął dochodzić do pełnej świadomości.

Drake – Gdzie....gdzie ja...jestem?

Złapał się za głowę.

Stilies – Spokojnie. Jesteś bezpieczny.

Spojrzał na Noaha.

Stilies – Przynieś to.

Szepnął do kolegi na ucho.

Noah – Na pewno? Nie uważasz...

Stilies – Po prostu to przynieś...

Odparł nieco chłodniejszym tonem.

Noah – Okej, okej...

Chłopak wyszedł na chwile ze stołówki i poszedł po to coś.

Stilies – Pamiętasz coś z tego co się wydarzyło?

Drake – Ja...ja...

Znów złapał się za głowę.

Stilies – Spokojnie.

Położył rękę na ramieniu chłopaka. Ten się trochę uspokoił i powoli usiadł.

Drake – Pamiętam, że jechałem w pociągu...

Stilies – Mhm.

Drake – Wjechał do tunelu...i w wagonach nagle zgasło światło. Ludzie zaczęli coś mówić, ale po chwili usłyszałem wybuch i straszliwy hałas.

Znowu złapał się za głowę marszcząc brwi. Stilies nachylił się nad nim.

Stilies – Coś jeszcze pamiętasz?

Drake – Chyba zemdlałem...Jednak gdy się ocknąłem byłem już po za pociągiem. Leżałem na trawie i byłem w szoku i...

Zatrzymał się.

Stilies – Tak?

Drake – Dostrzegłem jakąś postać, chyba kobietę...

Stilies spojrzał zaskoczony na chłopaka.

Stilies – Pamiętasz jak wyglądała? Jakieś szczegóły?

Drake – Chyba...miała średniej długości włosy...czarne włosy. I uśmiechała się...

Stilies – Coś jeszcze pamiętasz? Może jak była ubrana?

Drake – N-nie, nic więcej nie pamiętam z tym związanego. Później znowu się ocknąłem w towarzystwie...reszty osób i chłopaka który przyjechał Jeepem.

Podrapał się po głowie.

Drake – A później...

Stilies – Wystarczy, nie przemęczaj się tak od razu...

Poklepał chłopaka po ramieniu. Ten jęknął.

Drake – Ał. Boli...

Stilies – Wybacz.

W tym samym momencie do budynku wrócił Noah z jakimś małym metalowym urządzeniem w ręku oraz dwoma parami czarnych oldschoolowych okularów.

Stilies – Masz?

Noah – Mam.

Podał urządzenie Stiliesowi i jedną parę okularów. Drake spoglądał na nich zaskoczony.

Drake – Em...do czego to wam?

Chłopacy nic nie odpowiedzieli tylko założyli okulary i spojrzeli na siedzącego przed nimi Drake'a. Stilies wyciągnał rękę z urządzeniem przed jego twarz.

Drake – Co wy robicie?

Stilies – Nic co by ci zaszkodziło. Wręcz przeciwnie...

I nacisnął na małe urządzonko powodując błysk w całej sali. Chłopak siedział jak sparaliżowany i patrzył takim pustym wzrokiem przed siebie. Noah nachylił się nad chłopakiem.

Noah – Od teraz zapominasz o wszystkim co zobaczyłeś podczas tego wypadku kolejowego.

Pstryknął palcami. Stilies schował urządzenie do kieszeni, a okulary ściągnęli wieszając je sobie na bluzkach. Drake zaczął odzyskiwać świadomość i zaczął się rozglądać wokół siebie.

Drake – Gdzie ja jestem? I dlaczego boli mnie głowa...i lewa ręka?

Złapał się lekko za głowę.

Drake – I dlaczego czuję jakbym miał pustkę w głowie?

Stilies – Miałeś lekki incydent...

Noah – Coś spadło ci na głowę podczas tego wypadku pociągu...

Drake – Coś kojarzę...

Mruknął rozglądając się wokół siebie.

Drake – Gdzie my właściwie jesteśmy?

W tym momencie do środka wróciła również Valerie. Miała w rękach czerwone pudełko z krzyżem na środku.

Noah – W obozie. Reszta za niedługo powinna tutaj dotrzeć.

Valerie – O wybudził się!

Podeszła do chłopaka i spojrzała mu na twarz.

Valerie – Lekkie zarysowania, ale wyliże się.

Uśmiechnęła się przyjacielsko i położyła obok niego apteczkę.

Drake – Proszę?

Valerie – Em...nic, nic.

Zaśmiała się i wyjrzała przez okno.

Valerie – Kurcze mam nadzieję, że nie będzie padać.

Noah – Ja tak samo.

Dziewczyna podeszła do Drake'a.

Valerie – Boli cię coś?

Drake – Głowa...lewa ręka...

Odparł lekko cierpiący.

Valerie – Okej, zaraz się tym zajmiemy.

...

W lesie zaczęło się ściemniać. To co wydawało się przejrzyste teraz robiło cię po prostu ciemne i słabo widoczne. Wiatr dawał o sobie znać, drzewa szumiały i kołysały się pod jego wpływem a wszystkie zwierzęta jakby się ulotniły i schowały. Zostali już tylko uczestnicy którzy musieli dotaszczyć powozy do obozu. Oni nawzajem chyba tego nie wiedzieli, ale każda drużyna dostała inną trasę która miała doprowadzić ich do obozu.

...

Jeszcze niedawno ostatnia drużyna aktualnie wysunęła się na prowadzenie, a przynajmniej taką mieli pewność nie widząc za sobą nikogo innego.

Mia – Nikt za nami nie podąża więc chyba mamy bezpieczną przewagę.

Odparła do Diona oraz Jaydena którzy ciągnęli powóz. Na kołach wszystko staje się lżejsze.

Dion – To dobrze. Przynajmniej nie musimy się martwić ogonem.

Jayden – Dokładnie.

Brooklyn – Może sobie odpuścili pościg za nami?

Dion – Kto wie.

Wzruszył ramionami.

Trisha – Nawet jeśli to oznacza tylko, że przegrają na własne życzenie.

Brooklyn – W sumie...

Zastanowiła się chwilę i spojrzała na skrzynię.

Brooklyn – Nie zastanawiało was co jest w środku?

Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni.

Dion – Pewnie jakieś bezwartościowe graty które mamy przytaszczyć tak na pierwszy dzień dla ich własnej przyjemności.

Jayden – Może jakieś lasencje? :3

Trisha – Serio? I nic by nie mówiły przez całą drogę?

Spojrzała na niego wymownie.

Jayden – Może śpią?

Fake-Witch strzeliła facepalma.

Trisha – Ja uważam, że tam nic nie ma.

Sue – Prowiant...

Mruknęła cicho.

Christian – Może jakieś ciała?

Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.

Jayden – Wow. Dziwne masz upodobania koleś.

Christian – Odezwał się...

Jayden – Mówiłeś coś?

Zatrzymał się i ruszył w jego kierunku. Powstrzymał go Dion.

Dion – Weź sobie na wstrzymanie.

Spojrzał mu głęboko w oczy i zgasił go wzrokiem.

Dion – A teraz ładnie złap za powóz i dociągnijmy go do mety.

Chłopak tylko coś odmruczał i ruszyli dalej. Sue zbliżyła się nieco do Christiana...

Sue – Ciekawa propozycja.

Odparła cicho.

Christian – Po prostu mówię to co myślę.

Sue – Z każdą minutą pobytu tutaj ten las staje się coraz bardziej mroczny...

Rozejrzała się. Na jej twarzy można było dostrzec chwilowy uśmiech, ale tylko chwilowy gdyż zaraz znów zrobiła się poważna.

Christian – Zgadza się.

< Sue – Uwielbiam takie klimaty. * odparła bez emocji * >

< Christian – Przynajmniej jedna osoba z którą da się pogadać. * wzruszył ramionami i spuścił głowę w dół * >

< Jayden – Za pyskówkę jeszcze mu się oberwie. * pogroził palcem w stronę kamery * Najpierw jednak zajmę się pewną dupeczką z naszej drużyny... >:) >

...

Przemieszczali się dość intensywnym tempem narzuconym przez Claudię która szła na przodzie z GPS w łapkach. Za nią podążali Piers oraz Rosie która pomagała mu ciągnąć nie taki już ciężki powóz oraz Simon który pchał go z tyłu.

Rosie – Ona tak zawsze?

Piers – Ona to znaczy?

Rosie – No twoja siostra...Zawsze się tak rządzi?

Piers zerknął na nią i westchnął.

Piers – Jest strasznie ambitna...nawet za bardzo...

Mruknął.

Rosie – Momentami wydaje mi się, że jest typową feministką.

Piers – Raczej dobrym strategiem. I nie lubi pracy fizycznej.

Rosie – Czyli...

Piers – Nie chciało jej się tego dźwigać, więc wymyśliła, że to my będziemy to robić, a dziewczyny sobie odpoczną.

Odparł przycinając rozmowę.

Simon – Jak ty z nią wytrzymujesz tyle czasu...

Odparł z tyłu. Piers nie odpowiedział na to pytanie.

< Simon – Czy powiedziałem coś złego? >

Nagle dostał szyszką.

Simon – Znowu...

Sheila – Szyszkowy Hitman znowu atakuje! :D

Wskoczyła mu na plecy a następnie na powóz strzelając ponownie mu szyszką w twarz.

Sheila – Hihi. :3

Simon – Agrh. Właśnie dlatego wolę...

Zatrzymał się na chwilę i przemyślał co chce powiedzieć.

Sheila – Co wolisz? (:

Simon – Eee...miasto. Tam przynajmniej nie byłoby amunicji i byś nie miała czym strzelać...

Sheila – Ranisz. :((

Na końcu wędrował zły Richard który nie mógł przełknąć tego, że w jego drużynie ktoś inny jest liderem oraz Gabriel który znalazł jakąś karteczkę i rysował po jej niezapisanej części.

Richard – To jest moja drużyna...moja!

Kopnął wściekły kamyki.

Richard – Jak ona śmie zabierać mi dowodzenie...

Kopnął kilka szyszek.

Richard – To jest niedopuszczalne!

Gabriel – Ciii....nie krzycz tak.

Powiedział spokojnym głosem.

Gabriel – Zagłuszasz mi dźwięki natury.

Zaciągnął się powietrzem, które nadal pozostawało dobrej jakości.

Richard – W przeciwieństwie do ciebie szaleńcu ja mam prawdziwe problemy.

Odparł zostawiając pseudo-artystę samego.

Gabriel – Nerwowy...

Odparł nadal fascynując się naturą. Nikt z nich kompletnie nie zauważył, że tak jakby coś za nimi podąża, a może tylko tak się wydawało?

...

Drużyna wspólnymi siłami (oprócz Nathanika) jeszcze raz próbowała przenieść skrzynię na powóz. Wszyscy oprócz Nathana dawali z siebie wszystko. Nawet Katherine postanowiła pomóc!

Hayley – Jeszcze trochę!

Krzyczała sama używając resztek sił.

Ayden – Prawie!...

W pewnym momencie skrzynia jakby magicznie sama się uniosła i wrzuciła na powóz. Chociaż to pewnie zasługa ich ciężkiego wysiłku.

Hayley – Nareszcie!

Katherine – Mamy spore opóźnienie! Trzeba jakoś nadgonić!

Olivia – Ale jak?

Katherine – No...

Nie mogła nic wymyślić.

Nathan – Mówiłem, że to strata czasu.

Odparł zadowolony z siebie. Wszyscy zmierzyli go wzrokiem.

< Hayley – Te wszystkie niepowodzenia to jego wina! Może gdyby był z nami tutaj ten chłopak...może byłoby lepiej... * westchnęła smutna * >

W tym samym momencie obok drużyny znów pojawił się leśny korytarz. Wszyscy spojrzeli zaskoczeni po sobie.

Katherine – To też twój skrót?

Spojrzała na Romę.

Roma – Nie, ten akurat nie. :o

Hayley – Skrót czy nie, chodźmy! Mamy szansę ich dogonić!

Nathan – Nawet...

Nie zdążył nic powiedzieć bo Ayden zatkał mu usta ręką.

Roma – Żadnych obiekcji? :D

Olivia – Chyba pierwszy raz.

Nathan tylko wywrócił obrażony oczami i założył ręce. Drużyna złapała powóz i zaczęli go ciągnąć przez leśną ścieżkę.

< Olivia – Nie żebym się tym martwiła czy żaliła, ale ten powóz był zaskakująco lekki... * zaczęła się drapać po głowie zdezorientowana * >

Sama ścieżka była prawie identyczna co poprzednia. Mimo iż trochę się ściemniło to nie było problemu z przemieszczaniem się ponieważ wokół ścieżki rosły wysokie na 3 metry płoty z krzewów, liści i kwiatów. Dodajmy do tego pozostałe drzewa znajdujące się po za ścieżką i wiatr który kołysał nimi na lewo i prawo. Co ciekawe w samej ścieżce nie wiało, a nawet można powiedzieć, że szumu wiatru nie było nawet słychać. Pod ich stopami co jakiś czas chrupały leżące pod liśćmi szyszki. Hayley, Ayden i Katherine ciągneli powóz z jego przedniej strony, z tylnej zaś pchali go Olivia oraz Roma. Nathan miał kompletnie wywalone na członków drużyny i szedł sobie całkowicie na końcu. Co jakiś czas kopał szyszki leżące na liściach i burczał coś pod nosem.

Nathan – Dlaczego nie ma tutaj nikogo z kim mógłbym porozmawiać na poziomie...

Mruknął do siebie zażenowany. Nagle jak na zawołanie usłyszał jakiś głos.

??? – Nathan...

Przeszedł go razem z wiatrem. Chłopak odwrócił się za siebie, ale nie dojrzał niczego oprócz zamykającej się stopniowo ścieżki.

Nathan – Bardzo śmieszne!

Krzyknął do dziewczyn z przodu.

Olivia – Ale co?

Roma – Biedaczek, chyba zaczyna szaleć.

Nathan – Naprawdę? Mogłbyście się przynajmiej przyznać. I nie, nie szaleje.

Dziewczyny spojrzały po sobie i niewiedziały zbytnio co mu odpowiedzieć, ani o co mu chodzi.

Roma – Zrobiłaś mu coś?

Olivia – Skąd! A ty?

Dziewczyna chwilę się zastanowiła.

Roma – Jakbym mu coś zrobiła to bym o tym wiedziała. :3

Olivia – Ok.

Pchały powóz dalej.

< Roma – I byłoby to tak okrutne, że do końca życia nie zmróżyłby oka. * morderczo się uśmiecha i w jej oczach zapala się płomień * >

...

Drużyny nawet nie zauważyły kiedy znalazły się na dwóch zupełnie innych ścieżkach, które mimo tego znajdowały się blisko siebie. Drzewa były jednak dość gęste by zasłaniać ich wzajemnie.

Drużyna A która trochę musiała nadganiać za liderami szła po dość porządnej ścieżce na której powóz swobodnie się toczył co jakiś czas podskakując na jakimś wyboju. Drużyna B zaś mimo iż była na prowadzeniu musiała się mierzyć z trochę trudniejszym terenem. Ich ścieżka była brudna, ubłocona. Żeby w ogóle móc pchać powóz musieli iść na jego krańcach bo w innym przypadku męczyliby się strasznie. Sam powóz czasami bardzo opornie pokonywał kolejne etapy drogi. W obu przypadkach jednak na ścieżkach robiło się ciemno przez chmury, a drzewa kołysały się robiąc szum.

Claudia – Dobra ścieżka. | Trisha – Tragiczna ścieżka.

Gabriel – Wyjątkowo czysta i sucha. | Mia – Wyjątkowo brudna i mokra. ;u;

Odparł przechodząc bez problemu nad wystąjącym korzeniem. | Odparła przechodząc z problemem nad wystąjącym korzeniem.

Rosie – A co najważniejsze wokół pełno zwierząt. :3 | Brooklyn – A co najgorsze wokół pełno kruków...

Pomachała zajączkom i ptaszkom przebywającym w pobliżu głazu. | Spojrzała się niepewna na kruki które urzędowały w pobliżu głazu.

Piers – Nie ma co się cieszyć na zapas. | Dion – Nie ma co się martwić na zapas.

Claudia – Pesymista z ciebie! | Brooklyn – Optymista z ciebie.

Piers & Dion: Raczej realista.

Sheila – Ale szyszek nie ma. :( | Sue – Ale szyszki są...

Zerkała wokół siebie ale nigdzie na ścieżce ani w jej pobliżu nie znajdowały się żadne szyszki. | Zerkała wokół siebie i na ścieżce oraz w jej pobliżu znajdowały się ubłocone, ale szyszki.

Simon – W końcu... | Christian – Nie lubię ich...

Mruknęli.

Brooklyn – Ugh...będę cała uwalona od tego szamba.

Trisha – Jak my wszyscy...

Brooklyn – Nie martwi cię to?

Trisha – A ciebie?

Brooklyn – Po prostu dbam o wygląd.

Starła sobie z nóg trochę błota. Jayden szedł z tyłu i obserwował jej zgrabne nogi wraz z tyłeczkiem.

Dion – Spokojnie dziewczyny. Jestem pewny, że wszyscy będziemy tak samo brudni.

Uśmiechnął się złośliwie.

Brooklyn – Ha ha, bardzo zabawne.

Zaśmiała się ironicznie.

Dion – Wiem.

< Trisha – Odnoszę dziwne wrażenie jakbyśmy prowadzili z kimś bardzo podobne dialogi w tym samym czasie...dziwne. Po za tym od dłuższego czasu nie widzieliśmy żadnej z drużyn. * przybrała pozę myślicielki * Może po prostu zrozumieli, że przegrali? * zaśmiała się * >

Sheila spoglądała na teren wokół siebie, ale nadal nie było żadnych szyszek. Wyraźnie posmutniała tą sytuacją siedzała nadmiar cicho. Dojrzał to Simon i ironicznie się wtrącił.

Simon – Cóż przynajmniej mamy spokój.

Odparł kierując złośliwy uśmiech do Sheili. Ta w podziekowaniu pogroziła mu reką.

Rosie – Skoro o spokoju mowa...widział ktoś Richarda?

Wszyscy zaczęli się rozglądać. Sheila z lekkim uśmieszkiem na twarzy wskazała do powozu. W środku obok skrzyni leżał radziecki dyktator i smacznie sobie spał. Warto dodać, że wyglądał przy tym niezmiernie słodko jeśli dodamy fakt, że ssał kciuka.

Sheila – Hihi. :D

Simon – No proszę. XD

Claudia – A był taki waleczny. :)

< Simon – Szkoda, że nasze rzeczy się zniszczyły...bądź zgubiły. Zrobiłbym mu zdjęcie i miałbym na niego haka. A tak...zeznania innych muszą wystarczyć. >:) >

Wiatr zaczął się trochę bardziej wzmagać. Niemniej ptaszkom nie przeszkadzało to by dalej śpiewać.

Gabriel – Dźwięki natury zaspokajają moje potrzeby.

Odparł wdychając powietrze. Nagle zaczął się krztusić jakby pierwszy raz zapalił papierosa i za mocno się zaciągnął. Drużyna spojrzała zaskoczona na niego.

Gabriel – Chyba jednak ktoś zatruwa tą naturę...

Claudia również się zaciągnęła.

Claudia – Faktycznie powietrze zrobiło się tak jakby cięższe...

I nagle sytuacja zmieniła się diametrialnie niczym w kalejdoskopie. Drużyna przewodzona przez Claudię zaczęła wchodzić na podmokłe tereny, a drużyna która taplała się w błocie zaczeła z niego wychodzić.

Claudia – O nie. | Brooklyn – O tak!

Piers – Ostrzegałem. -_- | Dion – Mówiłem. (:

Claudia – Ostrzegałeś... | Brooklyn – Mówiłeś, mówiłeś!

Mruknęła niezadowolona patrząc na drogę przed nimi. | Otrzepała nogi od błota.

...

Drużyna szła w niezmiennym szyku co za poprzednim razem. Jedynie na końcu krętej ścieżki zaczynali dostrzegać jakieś światełko w tunelu

Hayley – Ciekawe jak daleko jeszcze.

Katherine – Oby niedaleko. Moje nogi nie wytrzymują takiego tempa.

Zerknęła na chłopaka który szedł obok niej. Bez namysłu wskoczyła mu w ramiona, a ten kompletnie zaskoczony ledwo ją złapał.

Katherine – Uuu niezły masz refleks. :3 Gdyby nie ty to upadłabym na ziemię.

Zrobiła słodkie oczka.

Katherine – Poniósłbyś mnie mój bohaterze?

Ayden – Em...pewnie.

Odparł niepewnie. Dziewczyna bez namysłu wskoczyła na powóz a z powodu wskoczyła chłopakowi na plecy plecąc nogi i trzymając się mocno jego szyi.

< Hayley – Ktoś tu kogoś podryyyywaaaa * zrobiła dziecięcy uśmiech * Awww! Uwielbiam takie sceny! <333 >

Hayley – Uroczo. :3

Katherine – I know right.

Zerknęła na koleżankę.

< Katherine – Tylko niech nie próbuje mi go odbierać! >:( >

Ayden – Mam takie wrażenie...

Katherine – Taaak?

Ayden – ...że idziemy już tak wieczność.

Hayley – Mam podobnie. :(

Katherine – Ja też!

Przytuliła się bardziej do chłopaka posyłając przy tym wrogie spojrzenie Hayley. Dziewczyna dostrzegła je i jej mina była conajmniej zaskoczona.

< Katherine – Ostrzegałam! * założyła ręce i nogę na nogę * Suka... >

< Hayley – Ale...o co jej chodzi??? >

Hayley – Tak zmieniając temat...

Nadal czuła na sobie spojrzenie Katherine.

Hayley – Martwię się o tego chłopaka...

Ayden – Ano. Nie wyglądał za dobrze.

W tym samym momencie podeszły do nich Roma i Olivia, które postanowiły ciągnąć powóz aniżeli pchać.

Roma – Potwierdzam. Wyglądał jakby został skatowany przez dresów, następnie gdy próbował uciec oberwał prawym sierpowym, a na koniec jeszcze został przygnieciony przez jakiegoś grubasa który wpieprzał hambuksa.

Wszyscy skierowali swoje spojrzenia na nią.

Hayley – To jest bardzo...trafny opis.

Roma – Wjem, wjem...Szkoda go.

Olivia – Ciekawe co z nim się teraz dzieje.

Katherine wywracała oczami tylko podczas tej dyskusji.

Ayden – Pewnie ten cały Noah się nim zajął.

Hayley – Jeśli zajął się tak jak zajmuje się teraz nami to wolę nie myśleć co się z nim aktualnie dzieje.

Olivia – Racja...

Nastąpiła chwilowa cisza.

Katherine – Dlaczego właściwie tu przyszłyście?

Olivia – Cóż...

Roma – Nathankowi odpierdala.

Wskazała ręką na chłopaka który szedł z tyłu. Oglądał się na lewo i prawo i coś mamrotał do siebie trzymając dłonie na głowie.

Nathan – Zostawcie mnie...

??? – Nathan...

Chłopak zatykał uszy by nie słyszeć rzekomych głosów które ciągle słyszał.

Roma – Widzicie?

Hayley – Może lepiej mu nie przeszkadzać.

Odparła kompletnie nie przejęta losem chłopaka.

...

No i teraz to oni musieli się męczyć na drodze pełnej błota o ile można było nazwać to drogą. Tak naprawdę Piers oraz Simon sami ciągnęli powóz podczas gdy reszta szła tymi wąskimi kawałkami które tego błota miały mniej.

Rosie – Na pewno nie potrzebujecie pomocy?

Zapytała z troską spoglądając na chłopaków.

Claudia – Poradzą sobie.

Odparła z twarzą która wyrażała głębokie przekonanie do tego co mówi. Piers tylko zmarszczył brwi i używał jeszcze więcej siły by to przeciągnąć. Simon zaś dokładał z siebie tyle ile tylko mógł, ale tak naprawdę to była może 1/4 tego co robił Piers.

Rosie – Nie wyglądają jakby mieli sobie dawać radę...

Mruknęła. Powóz najechał na jakiś korzeń i aż podskoczył.

Richard – Atakują!!!!

Podskoczył niczym rażony i zaczął machać pięściami wokół siebie.

Richard – Co jest?! Gdzie ja jestem?

Claudia – Na powozie, a powinieneś być przed powozem i go ciągnąć.

Rozejrzał się wokół siebie.

Richard – A wy? Znowu się obijacie?

Rosie – Nie! Ja wam chętnie pomoge!

Podbiegła do chłopaków i zaczęła ciągnąć z nimi. Piers spojrzał zaskoczony pierw na Rosie, a później posłał uśmieszek do Claudii.

Richard – Ciągnać?!??....Aaa ciągnąć...

Również posłał wredny uśmieszek do liderki.

Richard – Oczywiście.

Zeskoczył przed powóz i cała czwórka ciągnęła razem. Szło im dużo, dużo lepiej.

< Richard – Pani pseudo-kapitan chyba właśnie traci swoją pozycję. Gdy już ją doszczętnie straci i wyleci wtedy ja, Richard Tallinn, przejmę stery nad tą drużyną! Hahaha! >

Nad grupką zaczęły krążyć kruki.

Gabriel – O nie! Kruki to symbol śmierci!

Zaczął panikować.

Gabriel – Jesteśmy zgubieni!!!

Jednak równie szybko co się pojawiły tak równie szybko zniknęły. Wiejący wiatr przedmuchał je i poleciały gdzieś dalej.

Gabriel – Taak!!! Natura mnie ochroni! :D

Zaczął się śmiać jak opętany. Cała drużyna spojrzała na niego zaskoczona.

< Simon – Dobra...nie wiem kto jest bardziej szalony. Artysta czy Kim Dzong Un. >

...

Drużyna szła już po dość równej i trawiastej ścieżce. Powóz ciągnęło już im się znacznie lżej, nawet wiatr trochę się uspokoił.

Sue – Ehh...

Westchnęła. Idący obok Christian tylko zerknął na dziewczynę.

Sue – Znowu robi się ładnie i uroczo...

Christian – Ano trochę...przynajmniej chmury zostały.

Sue – Przynajmniej...

Westchnęła ciężko.

Christian – Chociaż dobrze, że błoto ustąpiło.

Sue – No to akurat...tak.

Uśmiechnęła! się lekko.

< Mia – Kurczę szkoda, że nie mam przy sobie swojej podręcznej konsoli do gier. W takich sytuacjach jak ta bardzo by mi się przydała... * wzruszyła ramionami * >

Rozmowa między gotką a chłopakiem zaczęła się nieco wydłużać, a w międzyczasie Mia nawiązywała stostunku z Brooklyn.

Mia – Trochę słabo z tym błotem.

Brooklyn – Słabo, słabo. Mam nadzieję, że na miejscu mają jakieś prysznice lub chociaż wodę co bym mogła sobie to opłukać.

Mia – No przydałby się taki ciepły prysznic.

Spojrzała na swoje spodnie oraz buty.

Mia – Mam nadzieję, że będę mogła to jakoś wyczyścić. Skoro straciliśmy wszystkie bagaże to dobrze by było mieć chociaż jedną parę ubrań gotowych do noszenia.

Brooklyn – Ubrania. ;u;

Nagle posmutniała.

Brooklyn – Przypomniałam sobie, że straciłam moje wszystkie sukienki na zawsze. :((

Mia położyła smutnej dziewczynie rękę na ramieniu.

Brooklyn – No cóż bywa. Jak wrócę do domu to kupię sobie nowe. :3

Trisha – O ile wrócisz do domu.

Dziewczyny podskoczyły przestraszone niespodziewanym wejściem Trishy.

Brooklyn – Mogłaś chociaż uprzedzić!

Trisha – Mogłam, ale nie byłoby niespodzianki.

Poklepała obie dziewczyny po ramionach.

Trisha – Chciałam cię poinformować, że od jakiś 10 minut ma cichego wielbiciela który obserwuje uważnie twoje...walory.

Brooklyn – Co?

Trisha – Odwróć się dyskretnie i sama zobacz.

Dziewczyna zrobiła tak jak radziła jej koleżanka. Zerknęła dyskretnie za siebie, a tam jak za pięć dwunasta czekał Jayden który obserwował swoją przyszłą zdobycz.

Brooklyn – I tak bez przerwy?

Trisha – Bez przerwy.

Mia – Wariat jakiś. :D

Trisha – Może nie powinnam, ale radzę ci mieć na niego oko.

Odparła i oddaliła się od dziewczyn.

Tajemnicza Dolina, Obóz[]

Idące tak drużyny w końcu dostrzegły jakieś skupisko domków na horyzoncie oraz jakieś sylwetki które stoją w ich pobliżu.

Claudia – Czy...

Trisha – To...

Hayley – Meta?

Patrząc od strony obozu to Drużyna A podążała lewą ścieżką (tą błotnistą), drużyna B podążała prawą ścieżką a drużyna C podążała między tymi ścieżkami zielonym korytarzem drzew który przypomnijmy zamykał się za nimi.

Na wejściu do obozu czekał na wejściu do uczestników Noah. Stał sobie oparty o drewniany słup który był również latarnią. Widząc uczestników można powiedzieć, że częściowo odetchnął z ulgą. Drużyny prowadziły nieświadomy wyścig międzysobą; nieświadomy dlatego, że żadna z nich nie wiedziała w jakich znajdują się odległościach od siebie, ani kto jest pierwszy. Zbliżały się do obozu nieuchronnie i były coraz bliżej...i bliżej...

Noah – No proszę. Gratulację!

Odparł do drużyny która przybyła pierwsza. Tą drużyną była...

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

Drużyna A.

Claudia – Tak!

Przytuliła swojego brata szczęśliwa. Piers lekko odwzajemnił uścisk.

Gabriel – Dziękuje ci naturo.

Całował ziemię szczęśliwy.

Richard – Komuniści górą!

Wszyscy przestali się cieszyć i zerknęli dziwnie na Richarda.

Noah – No tak...

Zrobił zkwaszoną minę. W tym samym momencie nadbiegły druga oraz trzecia drużyna.

Noah – Drugie miejsce, gratuluję!

Odparł do drużyny która przybyła druga. Pół sekundy później zjawiła się ostatnia drużyna.

Noah – Przykro mi. Jesteście ostatni jak pewnie zdążyliście już zauważyć.

Drugie miejsce zbiło ze sobą piątki natomiast przegrani byli wyraźnie niezadowoleni.

Ayden – Jakiś dramat.

Olivia – Porażka.

Nathan – Ta drużyna to jest nieporozumienie!

Wszyscy zmierzyli go wzrokiem wściekli.

Katherine – Czyli, że mieliśmy jednego członka mniej przez całą tą podróż i PRZEGRALIŚMY?

Wysunęła pazury i ruszyła w stronę Nathana.

Katherine – TO WSZYSTKO TWOJA WINA!!!!

Rzucila się na Nathana. Ten tylko się skulił na ziemi, a dziewczynę w ostatniej chwili powstrzymali Piers oraz Dion.

Katherine – Puśćcie mnie! Muszę mu porysować ten jego głupi ryj!

Noah – Ej, bez takich mi tu!

Przerwał awanturę. Dziewczyna wściekła schowała pazurki i obrażona stanęla obok Romy.

Noah – Przynajmniej na tą chwilę.

Dodał po chwili cicho.

Hayley – Właśnie! Co z tym chłopakiem?

Noah – Ma się dobrze. Aktualnie zajmuje się nim nasza "pielęgniarka".

Piers – "Pielęgniarka"?

Podniósł wymownie brew do góry.

Noah – Cóż. Pielęgniarką nie jest, ale potrafi opatrzyć jakieś tam rany.

Wzruszył ramionami.

Noah – Pewnie się zastanawiacie: Ej po co ten wspaniały i skromny koleś kazał nam taszczyć przez las te ciężkie trumny i co w nich takiego jest?

Dion – Tak, dokładnie tak myślimy.

Rzucił ironicznie zakładając ręcę.

Noah – No to dzisiaj się tego nie dowiecie.

Zbiorowe Are You Fucking Kidding Me.

Noah – Spokojnie! Obiecuję, że dowiecie się tego jutro z rana.

Odparł uspokajając nastroje. Jeszcze brakuje by teraz wybuchła jakaś rebelia.

Noah – Mam zaś dla was dobre informacje.

Wskazał palcem w kierunku domków. Przy każdym domku znajdowały się walizki oraz torby. Uczestnicy nie mogli w to uwierzyć.

Noah – Jakimś cudem udało nam się je odzyskać, także będziecie mogli się przebrać. Na terenie obozu do waszej dyspozycji jest również wspólna łazienka oraz wspólna toaleta.

Brooklyn – Na szczęście! <3

Katherine – A nasze zagubione rzeczy?

Sue dyskretnie wycofała się na koniec.

Noah – Wszystko tam powinniście mieć.

Nathan – Myślisz, że to zrekonpensuje nam ubłocone ubrania?

Noah – Wyluzuj. Dostaniecie pralkę.

Zbiorowa radość. Noah zaskoczony podniósł brwi do góry.

< Noah – Nie sądziłem, że ucieszy ich wiadomość na temat pralki....co tam schronienie, dach nad głową, toaleta...PRALKA TO JEST TO! * strzelił facepalma lekko się podśmiewając * >

Noah – A teraz...idzcie skorzystajcie z pryszniców, weźcie bagaże czy co tam chcecie. Jest już późno więc po prostu idźcie wypocząć.

Odparł do dwóch drużyn.

Noah – Oprócz was. Wy jeszcze dzisiaj udacie się na ceremonie na której pożegnacie jedną osobę, którą na pewno nie będzie Drake.

Nathan – Bo?

Rosie – Oj zamknij się w końcu!

Wszyscy spojrzeli na drobną dziewczynę zaskoczeni.

Noah – Zgadzam się z Rosie w 100%. A co do ceremonii to odbędzie się dokładnie za moment także nieodchodźcie za daleko.

Westchnięcie przegranych.

Noah – No więc...możecie się rozejść.

...

W sumie nikogo chyba nie zdziwi, że większość osób ruszyła od razu do łazienki. Mowa tutaj głównie o członkach drużyn które bawiły się w błotku. W środku znajdowały się trzy prysznice, a kolejka wynosiła czternaście osób, tak więc pozostałe jedenaście osób czekało grzecznie aż pozostałe trzy się umyją. Oczywiście wszyscy zdążyli już skorzystać z pralki i wrzucili tam swoje brudne rzeczy, a sami stali w ręcznikach i z czystymi ubraniami.

Podczas gdy pod prysznicami byli Dion, Brooklyn i Claudia jedna osoba postanowiła troszkę popodglądać.

Jayden – Zobaczmy... :3

Mruknął cicho do siebie. Lekko przesunął się w prawo by móc dostrzec coś więcej przez szparkę między zasłonką a ścianką. Można powiedzieć, że by mu się to udało, ale ktoś go pociągnał za ucho i wrócił do swojej poprzedniej pozycji.

Trisha – Nawet nie próbuj chyba, że chcesz by twój pobyt tutaj stał się straszliwym koszmarem.

Rzuciła mu groźnie na ucho.

Jayden – Spierdalaj. :)

Zlekceważył jej groźby i wrócił dalej do podglądania. Postać stała tyłem, ale chłopak widział to co chciał zobaczyć czyli tyłeczek. Problem polega a tym, że postać odwróciła się i był to...chłopak. XD

Jayden – .... >_<

Wrócił do pozycji w której stał wcześniej i zatrząsł się cały z obrzydzenia.

Trisha – Ostrzegałam. >:3

Wyminęła się z Dionem który skończył się myć. Był okryty ręcznikiem. Zerknął na bladego Jaydena.

Dion – A tobie co jest? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

Odparł podchodząc do umywalki. Brooklyn również opuściła prysznic.

Brooklyn – O niebo lepiej!

Chłopak mógł wchodzić do środka, ale stał nadal nie ruchomo.

Richard – Ruchy!

Wepchnął go pod przysznic i zasłonił zasłonkę.

Simon – Mogłeś go po prostu wypchnąć z kolejki.

Richard – Niewykonalne!

Simon uniósł brwi zaskoczony.

Richard – Może i mam kompleks wyższości nad innymi, ale w kwestiach takich jak kolejka do łazienki czy toalety trzeba się szanować!

Piers – Chyba, że siedzisz już tam grubo ponad norme.

Mruknął stojąc przed kolejką do prysznica w którym była jeszcze Claudia.

Claudia – Nie popędzaj mnie braciszku! :*

Piers – Jest kolejka siostrzyczko.

Mia – No ma rację chłopak.

Po chwili Claudia wyszła okryta szlafrokiem.

Claudia – Proszę. ^^

Piers – Dziękuje.

Wyminął ją i zasłonił zasłonki.

...

Do domku C zaczynali wchodzić członkowie drużyny C (kiedy te nazwy w końcu się pojawią :v?). W środku siedział już Drake, który zajął sobie ostatnie łóżko na dole. Siedział na nim z bandażem na lewej ręceoraz owiniętym wokół głowy na wysokości czoła. Zerknął w stronę drzwi przez które wchodziła jego drużyna.

Katherine – Łóżka piętrowe?

Stanęła zażenowana ze swoją elegancką torbą na kółkach.

Hayley – Nic ci nie jest?

Podeszła do chłopaka który siedział na swojej pryczy. Katherine w międzyczasie zajęła pierwszą wolną przy wyjściu, na górze.

Drake – Chyba nie...trochę jestem obolały ale to nic...

Hayley – To najważniejsze.

Zerknęła na przyczę nad nim która była pusta.

Hayley – Można?

Chłopak wzruszył ramionami.

Drake – Pewnie.

Hayley – Dziekuje. ^_^

Uśmiechnęła się do niego zostawiając bagaż koło schodków i siadając obok niego. W tym samym momencie do pokoju wkroczyła reszta drużyny.

Olivia – Łóżka piętrowe? Czad!

Roma – Świetnie. ^_^

Nathan – Żenada.

Wrzucił swoje bagaże na pierwsze wolne łóżko na dole i natychmiast wyszedł.

Drake – A tego co ugryzło?

Hayley – On taki był przez cały dzień...

Drake – Rozumiem...

Katherine dostrzegła Aydena.

Katherine – Zajęłam ci pryczę! ^^

Ayden – Tak? Super. :D

Położył swoje bagaże pod łóżkiem i wskoczył na dolną pryczę. Roma zajęła łóżko naprzeciwko Drake'a i Hayley, na dole. Olivia zajęła pryczę nad nią.

Olivia – Jeszcze tylko ceremonia...

Drake – Tak słyszałem. Szkoda, że już ktoś od nas wyleci.

Katherine – Szkoda? Ja wykopię Nathana z przyjemnością.

Hayley – Ja też!

Roma – I ja! :3

Odpowiedziała śpiewająco.

Katherine – Spójrzcie. Spakował się jakby miał tu spędzić cały sezon, a wyleci już dzisiaj wieczorem. XD

Olivia – Jeszcze te jego omamy podczas zadania. ;-;

Katherine – Słyszę głooosyyy. XD No debil.

Zaśmiała się a inni również się dołączyli.

Hayley – Czyli chyba jesteśmy jednomyślni. :D

Ayden – Na to wygląda.

Uśmiechnął się do dziewczyny. Katherine zauważyła to i lekko zmarszczyła brwi.

< Katherine – Najpierw on, a później ta suka! >

W tym samym momencie do domku ktoś zapukał. Drzwi się otworzyły a w nich stanął prowadzący.

Noah – Puk, puk. Gotowi?

Katherine – Jak nigdy!

Zerwała się z pryczy i zeskoczyła z niej.

Hayley – Jasne! :D

Noah – To zapraszam za mną. Nathana już pokierowałem na miejsce.

Machnął ręką, a drużyna wyszła w domku i podążała za prowadzącym.

Roma – Hehe.

...

Kojarzycie to miejsce o którym pisałem wcześniej? Tym które znajduje się na końcu ścieżki za łazienkami i toaletą publiczną? No to jest właśnie miejsce ceremonii. Na pierwszy rzut oka przypominało te samo ognisko co na Wyspie Totalnej Porażki. Jakaś stara beczka przy której prawdopodobnie stoi prowadzący, drewniane pnie które były ustawione przed ową beczką oraz ognisko które znajdowało się między nimi. Kawałek z tyłu znajdowało się małe drewniane pomieszczenie przeznaczone do głosowania. Z jednym małym dodatkiem. Dosłownie kilka metrów dalej przed ogniskiem znajdowała się...ogromna dziura. Tak jest. Dziura! Była ciemna, głęboka i nie było widać w niej dna.

Noah właśnie przyprowadził tutaj resztę drużyny, bo Nathan już siedział na pniu i czekał na nich z niecierpliwością. Drużyna zmierzyła go wzrokiem i przysiadła się, ale jak najdalej od niego. Noah zajął swoje honorowe miejsce i wyciągnął ręcę w górę.

Noah – Witam na pierwszej oficjalnej ceremonii eliminacyjnej w tym sezonie. Jakie to uczucie być pierwszymi przegranymi?

Katherine – Złe..., ale z drugiej strony to może być chyba moja najprzyjemniejsza przegrana w historii.

Noah – Jesteś bardzo pewna siebie.

Hayley – Wszyscy jesteśmy.

Poprawiła chłopaka.

Noah – Dobrze. Zanim zaczniemy przedstawię wam zasady głosowania.

Pstryknął palcami. Nagle z nikąd wyskoczył drugi prowadzący, Stilies.

Stilies – Witam. ^^

Wyciągnał zza pleców drewnianą tackę na której znajdowało się pianek.

Noah – Pianki są waszym symbolem przetrwania. Kto nie dostanie pianki żegna się z programem.

Katherine – I ląduje w dziurze. :3

Noah – Dokładnie. Głosowanie odbywa się w tamtym budyneczku. W środku znajdziecie zdjęcia wasze jak i waszych kolegów z drużyny. Głosujecie zaznaczając na zdjęciu wybranej osoby czerwonego X. Przypominam, że dzisiaj nie można głosować na Drake'a.

Chłopak lekko się uśmiechnął wiedząc, że jest bezpieczny.

Noah – Jakieś pytania?

Hayley – Możemy już głosować?

Stilies – Skoro tak się do tego pałasz to możesz być pierwsza. ^_^

Hayley – Okej.

Wstała i udała sie do kabiny głosowań.

< Hayley – Chyba wynik jest jednoznaczny. * głosuje * >

~ po kilku minutach ~

Noah – Oddaliście już głosy i podjęliście decyzje.

Stilies przyniósł siedem zdjęc i podał je Noahowi.

Noah – W tym sezonie będziemy odsłaniać głosy na żywo by było bardziej dramatycznie i ciekawiej.

Wziął pierwsze zdjęcie do ręki i odwrócił.

Noah – Pierwszy głos tego sezonu otrzymuje Nathan.

Prowadzący odsłonił kolejne zdjęcie.

Noah – Nathan.

Kolejne zdjęcie...

Noah – Znowu Nathan.

Chłopak wywrócił oczami.

Noah – Jakaś zmiana! Głos na Katherine!

Katherine – Dzieki Nathanku. :*

Noah odsłonił kolejne zdjęcie, tym razem lekko przerobione.

Noah – Nathan z dopiskiem – kretyn.

Chłopak znów wywrócił oczami, a w tle chichot Romy.

Noah – Znowu Nathan...wynik już jest chyba jasny.

Podniósł ostatnie zdjęcie i odwrócił.

Noah – A więc wynik głosowania to 6:1 dla Nathana.

Odłożył zdjęcia na beczkę.

Nathan – Kogo to obchodzi. Beznadziejny program, beznadziejni ludzie.

Mruknął zakładając ręcę.

Noah – Poważnie?

Spojrzał porozumiewawczo na Stiliesa.

Stilies – Chcieliśmy być mili, ale skoro tak stawiasz sprawę.

Podeszli do chłopaka i złapali go za frak.

Stilies – To będzie nieprzyjemnie.

Zaciągneli go do dziury.

Noah – Ostatnie słowo?

Nathan – Walcie się. -,-*

Stilies – Zapamiętam. ;)

Wepchnęli chłopaka do dziury. Przez chwilę było słychać jego krzyk, lecz równie szybko co się rozpoczął tak szybko zniknął. Prowadzący zbili piątkę.

Hayley – Papa. :3

Katherine – Sucker. (:

Noah – To by było na tyle. Możecie wziąć swoje pianki i się rozejść.

Pozostała szóstka podeszła do drewnianej tacy i zabrała swoje pianki. Następnie udali się w stronę obozu.

Stilies – Podjęli dobrą decyzję.

Noah – Prawda. Widziałem go niecałą godzinę, a już zdążył mi popsuć nastrój.

Stilies – Zapraszam do naszej kwatery. Postaram się coś na to poradzić.

Posłał mu uśmieszek.

Noah – Ty to wiesz jak mnie postawić na nogi. :D

Stilies – Od tego ma się przyjaciół. ^^

Chłopacy zgasili ognisko i udali się w kierunku swojego domku na drzewie.

...

Główna kwatera prowadzących, o której jeszcze nie pisałem, Domek na drzewie. Tak więc nie wyróżniał się on niczym specjalnym. W środku znajdowały się trzy łóżka, a przy każdym z nich znajdowała się lampka nocna. Po przeciwnych stronach domku znajdowały się dwa okna, a po jego lewej stronie znajdowało się wejście po drabinie. Na środku stał stolik na którym stały trzy kieliszki czerwonego wina. Pod stolikiem znajdował się dywan który zakrywał 2/4 powierzchni domku. Oprócz tego w środku znajdowały się rzeczy hostów które były umieszczone w bardziej lub mniej przypadkowych miejscach.

Przy stoliku na ziemi siedziała już Valerie i kręciła sobie kieliszkiem w łapkach. W pewnym momencie usłyszała stukanie oraz odgłosy ludzkie. Pokrywa odworzyła się i do środka wspięli się wspominani wcześniej Stilies oraz Noah.

Stilies – Siostro mamy nagły przypadek. Potrzebny natychmiastowo tlen!

Valerie – Już podaję! Tylko nie umieraj!

Podaje chłopakom kieliszki z winem.

Noah – Jest co świętować. Już za kilkadziesiąt dni...

Stilies – Ciii...

Przyciszył kolegę wypijając trochę wina.

Stilies – To co ma być to będzie, a teraz rozkoszuj się chwilą.

Noah – Czy ty już podczas ceremonii byłeś pijany?

Spojrzał na niego lekko zaskoczony.

Stilies – Może byłem, może nie. Czy to ważne?

Noah – Czyli jednak byłeś.

Pokręcił głową.

Noah – I że nikt się nie zorientował...

Stilies – Widzisz! Czyli nie byłem! :D

Zaśmiał się i przysiadł koło Valerie.

Valerie – Dzisiaj był długi dzień.

Odetchnęła.

Stilies – A noce są jeszcze dłuższe. :D

Noah – Ty i te twoje mądrości.

Zaśmiał się i przysiadł.

Stilies – A dziękuje, dziękuje milordzie.

Valerie – Dolewki?

Pomachała pełną butelką wina w łapce.

Noah – Chętnie. ^^

I rozmowa trwała dalej w najlepsze dopóki w końcu nie usnęli. Kamera zaczęła oddalać się od domku na drzewie i ściemniła się.




Odcinek dedykuje Wojciowi który motywował mnie do pisania. ^_^

Advertisement